W naszym domu Boże Narodzenie zawsze było świętem wyjątkowym, pełnym ciepła i tradycji. Pachniało piernikami, smażonym karpiem i, co najważniejsze, moim sernikiem – kremowym, delikatnym, po prostu doskonałym. Sernik to moje dzieło życia, przepis dopracowywany przez lata, symbol rodzinnych świąt. Uwielbiają go wszyscy – synowie, wnuki, nawet sąsiedzi, którzy czasem wpadają na kawę. Dlatego przygotowując kolejną Wigilię, jak zawsze włożyłam w ten sernik całe serce.
Nie przepadałam za synową
Nie mogłam jednak nie myśleć o Kindze, żonie Mateusza, mojego młodszego syna. Zawsze czułam, że ona nie do końca pasuje do naszej rodziny. Była taka... nowoczesna. Zamiast tradycji – jakieś trendy diety. Zamiast rodzinnych spotkań – tylko Instagram. Nigdy nie narzekałam głośno, ale w duchu żal mi było, że Mateusz ożenił się z kimś tak innym ode mnie.
A teraz, przed samą kolacją, naszło mnie jeszcze więcej wątpliwości. Czy Kinga doceni to, ile pracy włożyłam w przygotowania? Czy nie znów znajdzie jakiś pretekst, żeby wyjść w połowie wieczoru? Jednak najgorsze miało dopiero nadejść – coś, co sprawiło, że przez chwilę naprawdę przestałam wierzyć w jakiekolwiek świąteczne cuda.
To było niegrzeczne
Kolacja wigilijna przebiegała zgodnie z planem – przynajmniej na początku. Stół uginał się pod ciężarem dań, a wszyscy zdawali się być w dobrych humorach. Mateusz opowiadał o pracy, Paweł żartował, a wnuczki piszczały z radości, znajdując w kieszeni mojej fartuchowej zapaski cukierki. Nawet Kinga, zasiadająca naprzeciw mnie, na chwilę odłożyła telefon i słuchała rozmowy. „Może w tym roku będzie inaczej” – pomyślałam z nadzieją.
W końcu nadszedł moment, na który czekałam: sernik. Każdy dostał solidny kawałek, a ja, nie kryjąc dumy, usiadłam, by obserwować ich reakcje. Pierwsze „mmm!” dobiegło od Pawła. Mateusz uniósł kciuk do góry. Nawet dzieci zajadały się w milczeniu, co było największym komplementem. Tylko Kinga...
Przyglądałam się, jak bierze niewielki kęs, unosi widelec do ust i zastyga. Po sekundzie – dosłownie sekundzie! – jej dłoń wędruje do serwetki, a sernik, mój sernik, zostaje w nią wypluty. Zamurowało mnie.
– Mateusz! – syknęłam szeptem w jego stronę, czując, jak krew napływa mi do twarzy. – Co to ma znaczyć? Twoja żona pluje moim ciastem?
– Mamo, nie przesadzaj... Może coś jej zaszkodziło – próbował załagodzić sprawę, ale mnie już targała złość.
– Nie. Ona po prostu nie szanuje mnie ani mojej pracy – warknęłam, nie mogąc uwierzyć w to, co widziałam. W całym domu zapadła cisza.
Czułam się upokorzona
Wieczorem, gdy goście zaczęli się zbierać do wyjścia, wciąż czułam gorzki smak upokorzenia. Kinga zdążyła już zniknąć w salonie, tłumacząc się bólem głowy, ale ja nie mogłam odpuścić. Zrobiła to celowo – byłam tego pewna. Jak można nie lubić sernika? Zwłaszcza takiego?
Mateusz został chwilę dłużej, by pomóc mi z naczyniami. Wykorzystałam moment.
– Synu, co się dzieje z twoją żoną? Plucie ciastem? Tak się zachowuje dorosła kobieta? – spytałam, szorując talerz tak mocno, że aż bałam się, że go stłukę.
Mateusz westchnął ciężko.
– Mamo, błagam, nie dramatyzuj. Może coś jej zaszkodziło. Przestań doszukiwać się złych intencji w każdej jej akcji.
– Złych intencji? – prychnęłam, odkładając talerz na suszarkę. – Przepraszam, Mateusz, ale nie jestem ślepa. Od początku zachowuje się, jakby była lepsza. Czy ja się nie staram? Czy nie gotuję, nie przygotowuję świąt?
– Kinga po prostu... ma inny sposób bycia. Daj jej spokój, dobrze? – zakończył stanowczo, zabierając ostatnią miskę.
W nocy leżałam w łóżku, przewracając się z boku na bok. Gdy tylko zamykałam oczy, widziałam, jak Kinga wypluwa sernik do serwetki. Przypominałam sobie, jak unikała spotkań rodzinnych, jak wolała siedzieć w telefonie, zamiast z nami rozmawiać. Czy ja naprawdę robiłam coś nie tak?
– Może przesadzam... – mruknęłam do siebie, choć w sercu miałam wątpliwości.
Podobno się czepiałam
Rano poszłam do Pawła, mojego starszego syna, żeby z kimś o tym porozmawiać.
– Paweł, widziałeś, co Kinga wczoraj zrobiła? – zapytałam, siadając naprzeciw niego.
– Mamo, mogę być szczery? – odparł, podnosząc na mnie wzrok znad gazety.
– Oczywiście.
– Może trochę przesadzasz. Kinga to nie ty. Nie musisz jej lubić, ale daj jej odetchnąć. Nie każdy traktuje sernik jak święte ciasto.
Jego słowa zabolały, choć wiedziałam, że może miał rację. Może rzeczywiście coś przeoczyłam... albo coś, czego jeszcze nie rozumiałam.
Poszłam w odwiedziny
Święta minęły, ale niesmak pozostał. Kinga unikała wszelkiego kontaktu z rodziną. Nie odbierała ode mnie telefonów, nie odpisywała na wiadomości, a gdy zaprosiłam ich z Mateuszem na obiad, usłyszałam w odpowiedzi, że „mają inne plany”. Mateusz zaczął się zachowywać dziwnie, jakby unikał rozmów o Kindze. Coś było na rzeczy – czułam to, choć nikt nie chciał mi tego powiedzieć.
W końcu, po tygodniu ciszy, postanowiłam działać. Pojechałam do nich bez zapowiedzi. Drzwi otworzył Mateusz, widocznie zaskoczony moją wizytą.
– Mamo? Co ty tutaj robisz? – zapytał, zakładając na siebie bluzę.
– A co miałam zrobić? Od tygodnia nie mogę się do was dodzwonić. Chcę wiedzieć, co się dzieje! – powiedziałam stanowczo, wchodząc do środka.
Kinga siedziała na kanapie w salonie. Wyglądała na bladą i zmęczoną, jakby nie spała od kilku dni. W pierwszej chwili chciałam powiedzieć coś uszczypliwego, ale coś w jej spojrzeniu mnie powstrzymało.
– Cześć, Kingo – powiedziałam chłodno, choć próbowałam, żeby zabrzmiało neutralnie.
– Dzień dobry – odparła cicho i spuściła wzrok.
Wyznali mi prawdę
Mateusz zajął miejsce obok niej. Przez chwilę panowała niezręczna cisza, aż w końcu się odezwałam:
– Możecie mi w końcu wyjaśnić, o co chodzi? Dlaczego mnie unikasz, Kingo? Jeśli masz coś do powiedzenia, to lepiej powiedz to teraz.
Mateusz zerknął na żonę, która przygryzła wargę, jakby zastanawiała się, czy odpowiedzieć. W końcu wzięła głęboki oddech.
– Maria... ja naprawdę nie chciałam cię urazić podczas Wigilii. Wiem, że to wyglądało okropnie. Ale ja nie mogłam tego zjeść...
– Nie mogłaś? – powtórzyłam, zdziwiona. – Dlaczego?
Wtedy Mateusz się wtrącił:
– Mamo, Kinga jest w ciąży.
Zaniemówiłam. Z jednej strony poczułam falę radości, ale zaraz potem – zmieszania.
– W ciąży? Dlaczego mi nie powiedzieliście?
Kinga wciąż patrzyła na swoje dłonie.
– To dopiero ósmy tydzień. Nie chcieliśmy zapeszać. A ja... Mam straszne mdłości. Ten sernik, chociaż wiem, że był pyszny... nie mogłam go znieść. Naprawdę przepraszam.
Zatkało mnie
Wszystko zaczęło nabierać sensu. Czułam, jak ulatuje ze mnie cała złość, a zostaje tylko wstyd.
– Dlaczego mi nie powiedzieliście? – spytałam, łagodniejąc.
– Kinga chciała, żebyś dowiedziała się później – tłumaczył Mateusz.
Spojrzałam na moją synową. Była bliska łez.
– Dobrze... przepraszam. Powinnam była zapytać, zanim zaczęłam oceniać. – Usiadłam obok niej i złapałam ją za rękę. – Ale obiecajcie mi jedno: więcej nie róbcie takich tajemnic.
Kinga spojrzała na mnie z wdzięcznością.
– Obiecujemy – wyszeptała.
Pogadałam szczerze z synową
Kilka dni później postanowiłam odwiedzić Kingę jeszcze raz, tym razem sama. Chciałam wyjaśnić wszystko bez pośpiechu. W końcu to miała być matka mojego wnuka, a ja nie mogłam pozwolić, by nieporozumienia z Wigilii ciążyły między nami.
Kinga otworzyła drzwi w dresie, z kubkiem herbaty w dłoni. Wyglądała na zaskoczoną, ale wpuściła mnie do środka.
– Przepraszam, że tak bez zapowiedzi – zaczęłam. – Po prostu musiałam z tobą porozmawiać.
Usiadłyśmy na kanapie, a Kinga milczała, czekając, aż zacznę.
– Wiem, że byłam niesprawiedliwa. Byłam zła, ale nie powinnam tak reagować. Powiedz mi, dlaczego nie chciałaś nic powiedzieć o ciąży?
Kinga spojrzała na mnie, a w jej oczach zobaczyłam zmęczenie.
– Bałam się. To dopiero początek, a ja już raz poroniłam. Nie chciałam, żeby znów wszyscy wiedzieli, a potem... – przerwała, dławiąc się słowami.
Poczułam, jak mięknie mi serce.
– Nie wiedziałam – powiedziałam cicho. – Ale teraz już wiem i obiecuję, że zrobię wszystko, żeby cię wspierać.
Kinga spojrzała na mnie z wdzięcznością.
– Dziękuję, mamo.
Kilka tygodni później siedziałam w kuchni, piekąc kolejny sernik – tym razem bez laktozy, bo Kinga w końcu wyznała, że to jej ciąża wymusiła zmiany w diecie. Śmiała się, gdy mówiła, że teraz to ona „dyktuje zasady”. A ja śmiałam się razem z nią.
Czułam, jak coś się zmienia – między nami, w moim sercu. Może nigdy nie będziemy takie same, ale zrozumiałam, że rodzina to nie tylko tradycje, które znam od lat. To także akceptacja tego, że nowi ludzie wnoszą nowe zwyczaje.
Maria, 60 lat
Czytaj także: „Święta u teściów to koszmar, bo teściowa nie umie gotować. Jej barszcz czerwony smakuje jak pomyje, a kapusta śmierdzi”
„Synowa na Święta woli jeść owoce morza pod palmami niż karpia z teściową. Będę się modlić za tę grzesznicę”
„Teściowa ma swoje wnuki w nosie, ale w Święta zgrywa babcię na medal. Drogimi prezentami chciała kupić ich miłość”