„Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane” – wytknął mi w którymś momencie syn. I miał rację. Chciałam dobrze, lecz postąpiłam źle. Długo czekałam, aż ten mój niesforny syn się ustatkuje. Jeszcze dłużej, aż w końcu zostanę babcią.
Byłam szczęśliwa, że Ania zaszła w ciążę
– Cóż za cudowna wiadomość! Zaraz, zaraz… dziecko urodzi się w styczniu – liczyłam szybko w myślach. – Święta wielkanocne wypadają w przyszłym roku pod koniec marca, więc wtedy zrobi się chrzest! – postanowiłam.
– Mamo, jeszcze mnóstwo czasu przed nami. Na razie myślimy o tym, żeby Ania szczęśliwie donosiła ciążę i urodziła zdrowe dziecko – wyjaśnił dyplomatycznie mój syn.
Zanim zamknęłam tego dnia za nimi drzwi, usłyszałam, jak synowa mówi do Maćka coś dziwnego.
– Dlaczego jej nie powiedziałeś?
Nie mam pojęcia, co odpowiedział mój syn, oddalili się na tyle, że nie byłam w stanie usłyszeć jego słów. Długo dumałam nad tym, o co może chodzić, ale postanowiłam to zignorować. Wkrótce miał się urodzić mój wnuk! Tak stwierdzono w badaniu USG… Z czasem zorientowałam się, że temat chrztu szczególnie drażnił Anię. Dlaczego? Czy wolała, aby uroczystość odbyła się u niej w mieście? A może nie życzyła sobie, żebym to ja przygotowywała obiad dla gości, jak zasugerowałam pewnego dnia? Okazja, aby wybadać teren nadarzyła się już kilka dni później. Tego dnia źle się poczułam i poprosiłam Maćka, aby przyniósł mi zakupy ze sklepu. Przyszedł sam.
– Synku, powiedz, dlaczego Ania tak dziwnie reaguje na temat chrztu? Ja wiem, że dziecko się jeszcze nie urodziło, ale potem będziecie tacy zajęci, a lepiej zawczasu wybrać chrzestnych.
– Mamo, my…
Maciek zaczął się jąkać. O co chodziło?
– My postanowiliśmy…
– No, wykrztuś to wreszcie! Kogo na chrzestnych będziecie prosić?
– My nie… my nie będziemy nikogo prosić na chrzestnych – wyrzucił z siebie ze spuszczoną głową. – W ogóle nie będziemy chrzcić małego.
W tej rodzinie nie będzie poganina!
Może zareagowałam zbyt gwałtownie. Ale jak miałam zareagować?! Przecież wychowałam go w wierze Kościoła! Jesteśmy katolicką, praktykującą rodziną! A przynajmniej ja jestem praktykującą katoliczką, bo Maciek wprawdzie od dawna nie był w kościele, ale… Nie, nie, nie! Chrzest jest obowiązkiem każdego rodzica! Przecież to biedne dziecko… To biedne dziecko będzie wytykane palcami we wsi! To pewnie moja synowa przywiozła takie głupie zwyczaje z miasta!
Maciek wyszedł ode mnie obrażony. W progu oznajmił mi, że on ma prawo do podejmowania decyzji o swoim życiu, a ja z kolei powinnam to uszanować i zachować swoje żale dla siebie. Uszanować, już to widzę! W naszej rodzinie wszystkie dzieci były ochrzczone. Jak oni to sobie wyobrażają? Wychowają małego poganina? Co z komunią? Już współczułam temu dzieciątku, a przecież ono się jeszcze nawet nie narodziło. Nerwy chciały mnie rozszarpać od środka, ale postanowiłam zaczekać. Byłam przekonana, że kiedy dziecko przyjdzie na świat, uświadomią sobie, jaką chcą mu zrobić krzywdę i zmienią zdanie.
Nic bardziej mylnego!
Filipek miał trzy tygodnie, kiedy odwiedził mnie po raz pierwszy z rodzicami. Moje serce zadrżało, gdy ujrzałam tego maleńkiego smyka.
– Babcine serduszko – rozpływałam się nad nim, trzymając w ramionach. – Poczekamy, aż troszkę podrośniesz i babcia ugotuje ci pysznego rosołku… – udałam, że nie słyszę ostentacyjnego westchnienia synowej. – Ale najpierw trzeba wygonić tego diabełka z ciebie!
Ania zakrztusiła się herbatą, Maciek musiał poklepać ją po plecach. Kiedy w końcu doszła do siebie, powiedziała do swojego męża, a mojego syna:
– Myślałam, że rozmawiałeś z mamą.
– Rozmawiał, a jak! Ale chyba nie myślisz, że potraktowałam tę rozmowę poważnie – powiedziałam pewnym głosem, przytulając wnusia.
– Chyba za dużo od mamy wymagałam – zauważyła nieuprzejmie.
Udałam, że nie usłyszałam jej uwagi i kontynuowałam:
– Dziecko musi być ochrzczone! Jak wy to sobie wyobrażacie? A co… co z komunią? Z religią w szkole?
– Nie będzie uczęszczał na religię – stwierdziła Ania. – Do komunii też nie pójdzie. O tym, jaką wiarę chce wyznawać, zadecyduje sam już jako dorosły mężczyzna.
– Robisz dziecku krzywdę! Będzie odstawał od wszystkich innych dzieciaków. Widzisz, Filipku – zwróciłam się bezpośrednio do wnuka, który spojrzał na mnie mądrymi oczkami. – Mamusia nie chce wygonić diabełka, oj nie, nie… Miastowe zwyczaje!
– Dość tego – przerwała mi Ania. – Niech mama odda mi Filipka. My nie zamierzamy żyć w obłudzie i kłamstwie! Nie jestem wierząca, Maciek nie praktykuje, więc kto miałby wychowywać dziecko w wierze?
– Ja! – zgłosiłam się na ochotnika.
– No tak, mogłam się tego spodziewać. Mamo, z całym szacunkiem, ale nie ochrzcimy Filipa. To nasza decyzja i proszę, abyś ją uszanowała.
Po moim trupie! Przełknęłam tę gorzką pigułkę, ale nie spałam całą noc.
Kiedy słońce wstało zza horyzontu, ja miałam już plan
Nasz ksiądz proboszcz był wyrozumiałym człowiekiem, powinien spełnić moją prośbę.
– Proszę księdza, nie będę owijać w bawełnę. Ksiądz wie, że jestem przykładną katoliczką, ale… ale mój syn… Nie potrafię o tym mówić bez bólu! Syn i synowa postanowili, że nie ochrzczą swojego synka. Bo nie! A mnie serce pęka.
– Współczuję, ale nie rozumiem, co ja mógłbym zrobić?
Wtajemniczyłam go w swój plan…
– Absolutnie nie mogę tego zrobić! – oburzył się w pierwszej chwili. – To rodzice powinni przyjść do mnie i prosić mnie o sakrament chrztu dla ich dziecka. Nie babcia…
– I przez głupotę rodziców ma cierpieć niewinne dziecko? – zirytowałam się. – Oni w końcu zrozumieją swój błąd! A dziecko trzeba ochrzcić.
W końcu ksiądz uległ. Postawił tylko jeden warunek: ochrzcimy Filipka po mszy, z dala od wścibskich spojrzeń. Wyszłam z plebanii, triumfując. Dobre i to! Oczywiście, marzyłam o wystawnych chrzcinach dla wnuka, ale w sytuacji, w jakiej się znalazłam, nie mogłam wymagać od życia zbyt wiele. Jak zaplanowałam, tak uczyniłam. W niedzielę wygoniłam młodych do kina, tłumacząc, że muszą znaleźć trochę czasu tylko dla siebie. Byłam już przygotowana, kilka dni wcześniej kupiłam eleganckie ubranko dla Filipka i świecę. Łzy zakręciły mi się w oczach, kiedy wchodziłam z wózkiem do kościoła.
Mój jedyny wnuk… Ochrzczony po cichu, w tajemnicy, bez uroczystego przyjęcia. Ech, co też ten los dla mnie przygotował!
Wybaczyli, ale już mi nie ufają
Minęło kilka dni od chrzcin Filipka, a ja czułam się okropnie. Moje samopoczucie wcale się nie poprawiło, kiedy dopięłam swego. Próbowałam sobie tłumaczyć, że było warto, bo przecież bez mojej ingerencji Filipek nie zaistniałby w księgach parafialnych i byłby poganinem, ale… Co ten fakt zmienił w jego życiu? Nadal mieszkał z rodzicami, którzy nie zamierzali chodzić z nim do kościoła ani posyłać go na religię. W którym momencie popełniłam błąd? Chciałam sobie wmówić, że zbłądziłam w momencie, gdy pozwoliłam Maćkowi zrezygnować z sakramentu bierzmowania, ale moje wyrzuty sumienia nie dawały mi spać. Coraz częściej myślałam, że postąpiłam niewłaściwie, chrzcząc Filipka w tajemnicy przez jego rodzicami.
Z drżącym sercem zapukałam do drzwi mieszkania moich dzieci. Postanowiłam wyjawić im prawdę. Kiedy Ania usłyszała, jaki jest cel mojej wizyty, zaniemówiła. Maciek wyszedł z pokoju, mrucząc pod nosem, że on już ma tego dość i nie zamierza w tym uczestniczyć. A cóż ja mogłam zrobić?
– Aniu, przepraszam – spuściłam ze wstydem głowę. – Myślałam, że zaznam spokoju, kiedy doprowadzę do chrztu waszego dziecka, ale wcale nie czuję się z tym dobrze.
– Aha. Przepraszasz – powiedziała synowa z kamienną miną.
– Tak. Postąpiłam niewłaściwie – przyznałam.
W oczach Ani pojawiły się łzy.
– Jak mogłaś?! To było dla mnie takie ważne! Okazałaś totalny brak szacunku wobec moich poglądów i metod wychowawczych. Jakim prawem uznałaś, że twoja opinia jest słuszniejsza od mojej decyzji?
– Nie wiem – rozłożyłam ręce. – Żałuję tego. Moja wiara nakazała mi tak uczynić, ale dzisiaj już niczego nie jestem pewna…
– Masz prawo do swojej wiary, mamo – zauważyła. – Oczywiście! Ale ja też mam prawo do jej braku. A teraz, wybacz, chcemy zostać sami.
Dźwięk zamykanych za mną drzwi był dla mnie największą torturą. Nie wiedziałam, czy dzieci zechcą jeszcze ze mną kiedykolwiek rozmawiać.
Czy zobaczę mojego wnuka?
Co ja narobiłam! Boże, Boże… Całe szczęście, dzieci okazały się mądrzejsze ode mnie, starej baby. Przychodzą do mnie w święta, czasem wpadną na obiad w niedzielę, ale chyba przestały mi ufać, nigdy nie zostawiają Filipka samego pod moją opieką. Pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że kiedyś mi wybaczą i zaufają. Ania uznała, że dla nich sakrament chrztu jest nieważny. Po Filipku, ku jej niezadowoleniu, zostanie ślad w księgach parafialnych, jednak dziecko nie będzie wychowywane w wierze katolickiej. Trudno.
Choć może kiedyś, gdy dorośnie, chłopiec sam poprosi, abym opowiedziała mu o miejscu, do którego chodzę każdej niedzieli…
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”