Pracujemy razem naprawdę długo, znamy się jak łyse konie, mało tego, same byłyśmy niedawno świeżo upieczonymi synowymi, użerającymi się z matkami naszych wybranków.
Godzinami roztrząsałyśmy rodzinne kłótnie, szukając sposobów na rozwiązanie konfliktów. I cały czas powtarzałyśmy, że będziemy inne, nie staniemy się teściowymi z horroru, lecz przyjmiemy małżonków naszych dzieci z takim ciepłem, jakbyśmy same ich urodziły.
Ledwo ucichły weselne śpiewy, zaczynało się narzekanie. Świeżo upieczony zięć orze córunią bez umiaru, biedny syn karmiony jest gotowcami z marketu i w czasie niedzielnych obiadków u mamusi o mało nie pożre talerza… A kiedy na świat przychodziły wyczekane wnuki, kończyła się taryfa ulgowa i zaczynała otwarta wojna.
– Nie mogę odżałować, że Adrian nie ożenił się z Elżunią – powtarzała Teresa z kadr. – Ta miała poukładane w głowie.
– Nie narzekaj – odpowiadała księgowa. – Przynajmniej masz wnuka, a moja Nikola skończyła trzydziestkę i wciąż twierdzi, że ma czas!
– Ja mam troje wnuków. I co z tego? – prychała Ala. – Skoro zięć za żadną porządną robotę się nie weźmie i musimy z Edziem ich wszystkich utrzymywać!
Ale życie pisze własne scenariusze
Jedne problemy były prawdziwe, inne wydumane. Przyrzekłam sobie, że gdy moi chłopcy się ożenią, zadam sobie trud, by odróżnić jedne od drugich i nie będę przejmować się sprawami, które nie powinny mnie obchodzić.
Czy plan był taki mądry, czy po prostu miałam szczęście – nie wiem. Polubiłam Melę mojego Adasia od pierwszego wejrzenia. Zastanawiałam się nawet, co taka dziewczyna zobaczyła w moim synu! Kocham chłopaka, nie na tyle jednak, by mieć klapki na oczach. Jest solidny i uczciwy, ale mógłby mieć więcej ambicji.
Jak zwykły inżynier budownictwa poderwał piękność po dwóch fakultetach, nie mam pojęcia, ale ich małżeństwo działało bez zarzutu. Może nawet lepiej niż moje kiedyś, bo Adaś nie próbował na każdym kroku odgrywać macho jak Mirek za młodych lat.
Byłam pełna podziwu. W mieszkaniu wysprzątane, Mela zawsze jak modelka, zadbana, z subtelnym makijażem. Zapracowana, owszem, ale nie kosztem domu i elegancji. I jak sprytnie zagoniła Adasia do gospodarskich zajęć!
– Najważniejsze to nabrać dobrych nawyków – wyjaśniła z uśmiechem mojemu Mirkowi, gdy zaczął stroić miny na widok syna rozładowującego zmywarkę.
– Kiedy pojawią się dzieci, wprawa Adama będzie jak znalazł. Chyba nie chciałby ojciec, żebym rzuciła pracę i wasze wnuki żywiły się po stołówkach, prawda?
I tak poznaliśmy Sandrę...
Koleżanki w pracy podpytywały, żądne sensacji, ale cóż miałam im powiedzieć?
– Chciałabym mieć rozum tej dziewczyny, gdy byłam w jej wieku – stwierdziłam. – Była ze mnie taka koza!
– Ale czy to nie jest karierowiczka, Wandziu? – księgowa szukała dziury w całym. – Wnuków wciąż nie masz…
– Mnie się nie spieszy, żeby zostać babcią – wzruszałam ramionami. – Będę miała czas na emeryturze, żeby chodzić na spacerki i zabierać wnuki do kina.
– Nie chwal dnia przed zachodem słońca – kwitowały koleżanki. – Masz jeszcze jednego syna, zobaczymy, kogo on ci przyprowadzi!
O Brunona byłam raczej spokojna, bo z moich chłopców to on był tym silniejszym, bardziej wymagającym, zorientowanym na sukces. Zawsze w czołówce, najpierw przez lata przewodniczący klasy, potem działacz studencki, teraz radny w pobliskim miasteczku, gdzie znalazł pracę jako weterynarz.
Długo nie interesował się dziewczynami, potem miewał przelotne sympatie, ale odkąd Adaś się ożenił, widziałam, że i on zaczyna myśleć o żeniaczce. Kiedy wspomniał o kupnie mieszkania, wiedziałam już, że coś jest na rzeczy.
– Spotkaliśmy w kinie Bruna z dziewczyną – pochwalił się najpierw Adam.
– Prawdziwa piękność – dodała Mela.
Trzeba przyznać, że to niezwykła kobieta: zero zazdrości.
Jak to możliwe, że wszyscy już ją znają?
Potem Mirek natknął się na nich w markecie i dostąpił zaszczytu przedstawienia. Był oczarowany.
– Jest taka naturalna – zachwycał się. – Poczułem się przy niej, jakbym cofnął się w czasie, teraz już nie ma takich dziewcząt. Wszystkie dopracowane, jakby pół dnia spędzały przy lustrze.
– Zapraszam was na obiad w niedzielę – zadzwoniłam do Bruna.
– Ale mamo…
– Będzie kurczak ze szpinakiem na słodko – zanęciłam.
– Zobaczę, co da się zrobić – obiecał i wiedziałam już, że dopięłam swego. Zawsze był z niego straszny łasuch.
Wysprzątałam, naszykowałam się, żeby wstydu nie narobić, a oni przyjechali z psem. Niby tylko jamnik, ale uważałam, że powinni zapytać. A jakbym miała uczulenie?
– Przecież nie masz, mamo – powiedział Bruno, gdy wytknęłam mu niestosowność zachowania. – A Bambi jest u nas od dwóch dni, nie chcieliśmy zostawiać go samego.
– To tylko pies, kochanie – przywołałam syna do porządku.
– I mój pacjent – puścił do mnie oko. – Jakiś kretyn wyrzucił go z samochodu na obwodnicy, dasz wiarę? Sorki, mamuś, ale chciałbym odbudować jego zaufanie do ludzi.
Jednak nie warto chować urazy!
I jak tu gniewać się na takiego? Sandra faktycznie była pięknością, ale już na pierwszy rzut oka było widać, że faktycznie nie spędza dużo czasu przy lustrze. Nie, żebym była zwolenniczką wielogodzinnego sztafirowania się, ale do licha, jak się odwiedza przyszłych teściów pierwszy raz w życiu, to wypadałoby się porządnie uczesać i podmalować.
W dodatku przyszła w niewyprasowanej spódnicy! Zastanawiałam się nawet, czy powinnam czuć się urażona, ale potem zauważyłam, jak ta dziewczyna patrzyła na mojego syna cały wieczór. Ona kochała tego chłopaka nad życie i to było najważniejsze. Reszty się nauczy, bo to żadna filozofia.
Spędziliśmy całkiem miłe popołudnie, młodzi byli wyraźnie zakochani i rozumieli się bez słów, wszystko zjedli i chwalili, że smakowało. Myślałam, że Sandra poprosi o przepis, ale nie. Trudno.
Zamieszkali razem, o ślubie na razie mowy nie było. Postanowiliśmy z Mirkiem nie naciskać. Dopóki nie było dzieci, brak papierka nie stanowił przecież żadnego problemu. Czasem ich odwiedzaliśmy. Ze dwa razy wpadłam sama, niby po drodze i niestety mistrzynią porządku to ta moja przyszła synowa nie była.
I nie chodzi o to, że było brudno, w końcu pielęgniarka dba o czystość z automatu. Ale panował chaos – nic nie miało swojego stałego miejsca. Raz wieszało się płaszcz na wieszaku, raz rzucało na półkę w przedpokoju.
Nie jesteś od wychowywania dorosłych kobiet!
Aby zaparzyć herbatę, trzeba było umyć szklanki, a jak kiedyś poprosiłam o pastę do butów, w oczach Sandry pojawiła się taka panika, jakbym zażądała co najmniej okazania książeczki szczepień z lat dzieciństwa.
Jak ta dziewczyna sobie poradzi, gdy na świat przyjdą dzieci? Jak ogarnie rzeczywistość, gdy Bruno będzie rozwijał karierę polityczną i trzeba będzie wydać proszoną kolację?
Miałam nadzieję, że jak się bliżej poznają, to Mela ją zainspiruje i narzeczona Bruna się zmieni, ale na razie nic na to nie wskazuje.
W końcu zapytałam dziewczyny z pracy o radę i proszę, okazała się taka prosta!
– Wigilia ma być u ciebie? – zapytała Teresa, a gdy potwierdziłam, powiedziała: – Kilka dni przed kolacją zachoruj i poproś dziewczyny, by dokończyły przygotowania.
– Świetny pomysł! – Ala aż klasnęła. – Synowe się lepiej poznają, a Sandra sporo się nauczy, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie będzie miała wyjścia!
– A ty będziesz sobie z łóżeczka spokojnie obserwować sytuację – skwitowała księgowa.
Hmm, genialne, dlaczego sama na to nie wpadłam? – pomyślałam.
Problem w tym, że wygadałam się Mirkowi i ten zrugał mnie z góry na dół.
– Też sobie doradczynie znalazłaś! – prychnął. – Sama powtarzasz, że to zołzy, które żrą się ze wszystkimi. Ani mi się waż ich słuchać. Nie jesteś od wychowywania dorosłych kobiet!
Czytaj także:
„Mąż pracował za granicą, żeby zarobić na dom. Gdybym nie zmusiła go do powrotu, już zawsze mieszkałabym w nim sama”
„W domu opieki teściowa zmieniła się w swój cień. Codziennie patrzyła jak jej bliscy odchodzą, musiałam ją uratować”
„Mój dom przypominał lodową grotę, nie było w nim miłości. To dzięki psu uwolniłem się z tej nieczułej pułapki”