„Synowa chciała być światowa i skazała moją wnuczkę na drwiny. Nawet ja wstydzę się mówić do niej po imieniu”

babcia i wnuczka fot. Getty Images, Bernd Vogel
„Z dwojga złego przebolałabym jednak tę Wiesię czy Czesię. Synowa musiała postawić jednak na swoim i zawnioskować w urzędzie o najgorsze z imion. Kiedy jednak wróciła cała rozpromieniona, zdębiałam. Postanowiła nazwać własne dziecko Czębira”.
/ 21.11.2023 20:30
babcia i wnuczka fot. Getty Images, Bernd Vogel

Moja synowa jest zafascynowana kulturą dawnych Słowian. Dla córki wybrała najbardziej dziwaczne imię, od którego nie można utworzyć nawet zdrobnień. Dzieci traktują moją wnuczkę jak kosmitkę. Kiedy uciekła z płaczem do psychologa szkolnego, zaczęła się prawdziwa afera.

Czy Słowianie nie mają ładnych imion?

Wiem, że Polska jest krajem słowiańskim, ale potrafię odróżnić kulturę starą i zapomnianą od tej, która wciąż ma swoje naleciałości. Za mojej młodości wiele dziewcząt nosiło przykładowo imiona zakończone na „–sława”  – osobiście znam dwie Bogusie, Wiesię, a nawet Bronię. O ile jednak imiona te pasują do kobiet podchodzących już pod siedemdziesiątkę, a w czasach ich młodości nie stanowiły przedmiotu żartów, mogą być kłopotem dla małego dziecka czy nastolatki. Z dwojga złego przebolałabym jednak tę Wiesię czy Czesię. Synowa musiała postawić jednak na swoim i zawnioskować w urzędzie o najgorsze z imion...

– Czy wiesz, że Milena to imię starosłowiańskie? Brzmi tak współcześnie, a zobacz! – podpowiadałam przyszywanej „córce” na niedługo przed porodem. Mała Milenka nie miałaby z pewnością żadnych kłopotów w kontaktach z rówieśnikami.

– Nie ma opcji, mamo. Jest zbyt oklepane. Chcę czegoś oryginalnego. – dyskutowała w nieskończoność.

Czytałam więc dalej, przeszukując setki stron internetowych i dyskusje przyszłych matek. Wierzyłam, że znajdę imię, które jest słowiańskie, nietypowe, lecz jednocześnie nie ośmiesza.

– A może Nawojka? – starałam się podpowiadać. – Moja koleżanka ma wnuczkę o tym imieniu. – skłamałam. – Jest ładne i dziewczęce, można skracać je do „Nana". Boję się, że jeśli wybierzesz zbyt rzadkie imię, zaczną się kłopoty.

– Mamo, pozwól mi podjąć decyzję. Chcę, żeby mała była dumna ze swojej wyjątkowości. – odpowiadała niewzruszona.

Wierzyłam jednak, że synowa podejmie słuszną decyzję. Kiedy jednak wróciła z urzędu cała rozpromieniona, zdębiałam. Postanowiła nazwać własne dziecko Czębira.

Dzieci myślały, że wnuczka zmyśla

Synowa postanowiła nie słać córki do przedszkola. Jako że pracowała w domu, postanowiła sama podjąć się wychowania dziecka, które latało swobodnie w salonie, stanowiącym również jedyne biuro podróży w małym miasteczku. Choć niewielka społeczność reagowała pozytywnie na radosnego brzdąca, reakcję związaną z imieniem klienci postanawiali zachowywać dla siebie.... przynajmniej do czasu.

– Naprawdę nazwała tak dziecko? – usłyszałam raz w warzywniaku.

– Dzień dobry. – wtrącałam się w dyskusję, jak gdyby nigdy nic, a kobiety dyskutujące o mojej rodzinie wydawały się zakłopotane.

– Dzień dobry pani. Co słychać u męża? Ja swojego nie mogę wyciągnąć z baru. – szybko zmieniły temat, udając, że nic się nie stało.

Prawdziwy problem rozpoczął się jednak na placu zabaw. Do wyjścia tam musiałam nakłonić wreszcie synową. Czy przetrzymywała dziecko w hermetycznych warunkach właśnie dlatego, że resztka zdrowego rozsądku podpowiadała jej, że nietypowe imię poskutkuje kłopotami?

– Nie masz tak na imię. Nie ma takiego imienia. – śmiały się dzieci, za każdym razem, kiedy wnusia próbowała się przedstawić.

– To imię dla psa. Chociaż ja nazwałabym Bella. – wtórowały dzieci. – Czębira brudna gira!

Innym razem wnuczka przyleciała z płaczem, mówiąc, że nowo poznana koleżanka powiedziała jej, że zna jej imię, bo jej mamusia sama się z niego śmiała.

– Marta. Zmień to imię, proszę cię. Musi być na C? Cecylia, Celina, Cyntia. Nawet Czesia. Ona nie będzie miała dzieciństwa. – namawiałam synową. – A Ty, Marek, spróbuj do niej przemówić. – mój syn jednak zawsze był wyjątkowo bierny i żył pod pantoflem żony.

– Nie ma mowy. Nauczę ją być dumną z tego, jakie ma imię.

Wnuczka odreagowywała smutek złością

W wieku około sześciu lat wnuczka zaczęła prosić rodziców, by nazywali ją imionami, które zasłyszała na placu zabaw czy w bajkach.

– Babciu, znasz Alicję z krainy czarów?

– Oczywiście. – odpowiadałam z zainteresowaniem, starając się podnieść na duchu wnuczkę nawet w najprostszy sposób.

– Jestem Alicja! – wołała, biegając po pokoju i rozrzucając zabawki.

Innym razem uparła się, by nazywać ją Dżesika. Choć to kontrowersyjne imię, po tysiąckroć wolałabym, by je nosiła.

– Jak się nazywasz? – spytała ekspedientka w sklepie, gdy wnusia rozglądała się za lalką.

– Ania! – wykrzyczała radośnie.

Niedługo później wyciągnęłam od wnuczki, że matka i ojciec ignorują narzekanie i powtarzają jej, jak mantrę, że będzie ze swojego imienia bardzo dumna, bo jest wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Nic nie pomogły tu ani moje rozmowy, ani wsparcie mojego męża. Kiedy jednak wnusia, nazywana przeze mnie Anią, poszła pierwszy raz do szkoły, od razu wdała się w bójkę.

– Śmieją się z mojego imienia i nie chcą mówić do mnie Ania! – krzyczała, pełna łez. – Przezywają mnie „cząber”!

– Kochanie, spróbuj być dla nich miła. Jeśli chcesz być Anią, będziesz Anią. Porozmawiam z wychowawczynią.

Kiedy jednak wychowawczyni zadzwoniła do mojej synowej, informując ją o mojej wizycie, Marta wściekła się i zabroniła mi spotykać się ze wnuczką do odwołania. Choć złość przeszła jej po tygodniu, odbierając czasem wnusię z przedszkola, czułam na sobie współczujący wzrok młodej nauczycielki.

Chciała wymusić zmianę imienia

Moja mała „Ania” wracała ze szkoły smutna przez następne kilka lat. Uknułam wtedy pewien spisek: zaczęłam zapraszać do siebie koleżankę wraz z wnuczką. Jako że mieszkają w innym mieście, nie znały prawdy ani nie słyszały plotek. Chociaż wtedy, przez tę krótką chwilę, moja wnusia mogła pobyć Anią.

W szkole problemy jednak ciągle się namnażały. Wnuczka dokuczała innym dzieciom, co zaowocowało w końcu interwencją psychologa szkolnego. Nie sądziłam jednak, że sytuacja rozwinie się w tak dramatyczny sposób. Okazało się, że wnuczka okłamała psycholog, wmawiając jej, że rodzice biją ją i obrażają, a imię nadali jej za karę, bo nigdy nie chcieli mieć dziecka.

– Miałam nazywać się Ania, ale mama nie lubiła mnie tak bardzo, że postanowiła mnie ukarać. Codziennie śmieje się ze mnie, że nazywam się, jak czarownica. – mówiła wnusia psycholożce, czego potem dowiedziałam się od dziewczynki, gdy ta przyszła do mnie zapłakana.

Sprawa przeniosła się szybko do MOPSu. Na spotkanie z urzędnikami wprosiłam się wręcz siłą, prosząc o osobną rozmowę. Wyjaśniłam tam całą sytuację, prosząc o interwencję w sprawie zmiany imienia. Nie chciałam jednak, by moja synowa straciła prawa do opieki. Czy mogło być coś gorszego, niż noszenie imienia Czębira w domu dziecka?

– Kłamałam, bo mama mnie nie kocha. Gdyby mnie kochała, zmieniłaby mi imię. – wyjaśniała wnuczka.

– Dziecko, nie będziesz mną manipulować! Nie umiesz docenić tego, co masz. Nie karmimy cię? Nie kupujemy zabawek? – wybuchnęła Marta.

– Chcę przyjaciół, nie zabawek! – słowa wnuczki wręcz złamały mi serce.

– To był pomysł żony! – wykrzyczał w końcu mój syn. Super: szykuje się jeszcze rozstanie? Boję się, jak mała to udźwignie.

Rodzinie mojej wnuczki przydzielony został od tego momentu kurator, który stara się kontrolować sytuację i mediować pomiędzy zadufaną w sobie Martą i moim synem, jednocześnie wspierając wnuczkę. Marek powiedział mi ostatnio, że zagrozi żonie rozwodem, jeśli nie zgodzi się na wizytę w urzędzie. Czy nasza Ania stanie się wreszcie Anią?

Czytaj także:
„Mój syn zabawiał się z 3 dziewuchami i zdziwił się, gdy 2 zapukały z brzuchem. W salonie musiałam otworzyć przedszkole”
„W prezencie od męża dostałam mop i ciuchy po żonie kolegi. Odeszłam od niego, bo miałam dość bycia jego służącą”
„Zamiast polskiego chleba, wolałam francuskie rogaliki. Uciekłam ze wsi i wpadłam z deszczu pod rynnę”

Redakcja poleca

REKLAMA