„Syn związał się z postępową rozwódką. Jej dzieci są rozwydrzone i nie chcą nazywać mnie babcią. Dla nich jestem nikim”

babcia, która ma słaby kontakt z wnukami fot. Adobe Stock, fizkes
„Próbowałam wytłumaczyć sobie, że to tylko dzieci. Że przeżywają rozwód rodziców, odejście ojca, nowego mężczyznę w życiu matki… Starałam się zrozumieć ich emocje, ale bardzo to było trudne. Cała miłość, którą chciałam im dać, została odrzucona i podeptana. Byłam dla nowej rodziny Maćka nikim, a dziesięciolatka i ośmiolatek rzucili mi to w twarz”.
/ 14.12.2022 13:15
babcia, która ma słaby kontakt z wnukami fot. Adobe Stock, fizkes

Dzieci tak szybko rosną… Wiem, to banał, a jednak było mi smutno, ilekroć odwiedzał mnie szesnastoletni syn mojej córki. Dawniej Henryś był uroczym maluchem, uwielbiał moje racuchy i wspólne czytanie książeczek. Teraz przychodził do mnie młody mężczyzna z sypiącym się wąsem, który nie chciał, żeby go przytulać i właściwie przez całą wizytę gapił się w swój telefon, odpowiadając monosylabami…

To chyba dlatego poczułam dreszcz radości, kiedy syn powiedział mi, że poznał fantastyczną kobietę, która samotnie wychowuje dwoje dzieci. Od razu wyobraziłam sobie maluszki, które będę mogła rozpieszczać, bawić się z nimi i czytać im książeczki.

Bardzo mi się to wszystko nie podobało

Życie jednak miało dla mnie niemiłą niespodziankę. Dzieci Wiktorii miały dziesięć i osiem lat. Starsza dziewczynka rządziła młodszym bratem zupełnie jak to było kiedyś z moimi dziećmi, ale na tym podobieństwa się kończyły. Evita i Fabian były tymi nowocześnie wychowywanymi dzieciakami, które traktowały dorosłych jak równych sobie, zawsze mówiły, co myślą, i robiły, co chciały. Za moich czasów nazywaliśmy to pyskowaniem i rozbisurmanieniem, ale nie miałam nic do gadania w kwestii ich wychowania.

– Mamo, Wiktoria ma swoje metody wychowawcze i chociaż nie do końca je rozumiem, to muszę je zaakceptować – uprzedził mnie syn. – Ciebie proszę o to samo. Nie zwracaj dzieciom uwagi, nie ustawiaj ich, nie próbuj ich wychowywać. Naprawdę zależy mi na tym związku i nie chcę, żeby coś się popsuło przez babskie kłótnie.

Zrozumiałam przekaz. Miałam się nie wtrącać do spraw rodzinnych syna i zupełnie to akceptowałam. Nieco trudniej było mi zaakceptować to, że Wiktoria od razu zaproponowała, żebyśmy były na „ty”, a potem zapytała czy jej dzieci… też mogą do mnie mówić po imieniu!

– Wolałabym nie – odpowiedziałam sztywno, bo taki pomysł nie mieścił mi się w głowie. – Mogą do mnie mówić „babciu”, jeśli chcą.

Teraz Wiktoria się spięła, jakbym zaproponowała jej nie wiadomo co. A wiedziałam przecież, że już rozmawiają z Maćkiem o ślubie!

– Może niech będzie „pani Marysiu”? – zaproponowała.

Nie chciałam być „panią Marysią” dla nikogo. Ani „ciocią”. Nie rozumiałam, dlaczego ośmiolatek mówi do swojego przyszłego ojczyma po imieniu i uważa, że to normalne mówić tak do mnie czyli do obcej osoby po sześćdziesiątce.

– Właśnie, mamo, jesteś dla nich obcą osobą – podsumował syn, kiedy chciałam to z nim przedyskutować. – Myślę, że „pani Marysia” to wersja, która zadowala wszystkich. W końcu jesteś i panią, i Marysią – zażartował, ale się nie uśmiechnęłam.

Potem było już tylko gorzej. Dzieci, które bardzo chciałam uznać za wnuki, traktowały mnie jak pomoc domową. Owszem, Wiktoria i Maciej prosili, żebym z nimi na trochę została, kiedy wychodzili gdzieś razem, ale moja rola miała się sprowadzać do podania dzieciom jedzenia, dopilnowania ich wieczornej higieny i zgaszenia światła o dwudziestej pierwszej.

Może wam poczytać na dobranoc? – zaproponowałam. – Widziałam, że macie tu „Muminki”. Czytałam je waszemu… yyy…

– Przyszłemu ojczymowi – dokończyła bez emocji Evita. – Nie, nie trzeba. Fabik w łóżku lubi nucić, a ja szybko zasypiam.

No i nie poczytałam im, chociaż bardzo chciałam. Kiedy Maciek wrócił, powiedziałam mu o tym „przyszłym ojczymie” i że zabrzmiało mi to bardzo obcesowo.

– Tak, rozmawiamy z nimi, nie mamy tematów tabu – syn wyglądał na dumnego z siebie. – Wiedzą, że ich ojciec ma nową rodzinę i że będą moimi pasierbami. To ważne, żeby miały jasność, kto jest kim w takiej patchworkowej rodzinie jak nasza, zwłaszcza, że ich ojciec też związał się z kobietą z dzieckiem.

Z dumą użył słowa „patchworkowa”, ale dla mnie to brzmiało sztucznie, a samo słowo kojarzyło mi się z kołdrą zszytą z bezwartościowych skrawków, niemal śmieci. To słowo wcale nie wydawało mi się pozytywne.

Nie jest pani naszą babcią! Jest pani… nikim!

Jeszcze przed ślubem okazało się, że dobrze mi się wydawało, kiedy w duchu krytykowałam brak hierarchii i naturalnego dystansu w rodzinie syna. Dzieci traktowały Maćka jak kumpla, nie słuchały, nie szanowały. Ale dobrze, to były jego sprawy. Gorzej, że dzieci traktowały też mnie jak kogoś między kucharką a niańką.

Ostro zrobiło się, gdy zabrałam je na jesienny piknik naszej gminy. Fabian co chwila wymuszał jakieś słodycze albo prezenty, a Evita obraziła się, bo nie pozwoliłam jej na jazdę na mechanicznym byku.

– Tamta dziewczynka jest w moim wieku i może! – wykłócała się.

– Tamta dziewczynka jest ze swoją mamą, i to mama za nią odpowiada – próbowałam wytłumaczyć. – A ja odpowiadam za ciebie i boję się, że mogłoby coś ci się stać.

– Wcale za mnie pani nie odpowiada! – wrzasnęła mała z wykrzywioną brzydko buzią. – Nie jest pani naszą babcią! Jest pani… nikim!

– Właśnie! – zawtórował jej Fabian, też na mnie zły, bo odmówiłam mu kolejnej waty cukrowej. – Nikim!

Próbowałam wytłumaczyć sobie, że to tylko dzieci. Że przeżywają rozwód rodziców, odejście ojca, nowego mężczyznę w życiu matki… Starałam się zrozumieć ich emocje, ale bardzo to było trudne. Cała miłość, którą chciałam im dać, została odrzucona i podeptana. Byłam dla nowej rodziny Maćka nikim, a dziesięciolatka i ośmiolatek rzucili mi to publicznie w twarz.

O dziwo, Wiktoria stanęła po mojej stronie. Odważyłam się jej opisać sytuację z pikniku i natychmiast kazała dzieciom mnie przeprosić. Zrobiły to, naburmuszone.

– Naprawdę doceniam, że pani ma dla nich tyle serca – powiedziała już w przedpokoju. – Ostatnie lata nie były łatwe. Fabian praktycznie nie zna ojca, rozstaliśmy się jeszcze, kiedy byłam w ciąży… Ale są bardzo związani z jego matką. Praktycznie wychowała Fabiana, bo ja wróciłam do pracy, Evita też ją uwielbia. No ale eksteściowa wyjechała na drugi koniec Polski, a oni chyba bardzo za nią tęsknią.

Zrobiło mi się żal dzieci. Straciły tatę i ukochaną babcię, a zamiast nich zyskały „przyszłego ojczyma” i „panią Marysię”. Chyba każdy na ich miejscu byłby rozgoryczony.

Dwa dni przed ślubem przyjechała była teściowa Wiktorii i zamieszkała razem z nimi. Poznałam ją, otworzyła mi drzwi z Fabianem i Evitą przyklejonymi do jej nóg.

– Hej, hej, witaj! – przywitała się. – Jestem Krysia.

Babcia Krysia! – poprawiły ją chórem dzieci.

Od tego dnia wszystko się zmieniło

Młodzi coś załatwiali na mieście, a ja wpadłam przynieść synowi zegarek po jego ojcu, chciał go założyć na ślub. Miałam tam być chwilkę, ale zostałam godzinę. Krysia była towarzyska i rozmowna, koniecznie chciała mi pokazać zdjęcia swojego syna.

– Ojej, to nasz tata! – ekscytował się Fabian. – O, a to kto?

– To Staś, mój nowy wnuczek – odpowiedziała Krysia, przesuwając na ekranie smartfona kolejne zdjęcia przystojnego mężczyzny z małym blondynkiem w ramionach.

– On nie jest synem taty, tylko jego pasierbem, więc to nie jest twój wnuczek – oznajmiła Evita pouczającym tonem. – Nie jesteś jego babcią. Tylko my jesteśmy twoimi wnukami.

Krystyna uśmiechnęła się i wzięła Evitę na drugie kolano. A potem powiedziała coś, od czego zakręciły mi się łzy w oczach.

– Kochanie, ja jestem babcią Stasia, tak samo jak babcia Marysia jest waszą babcią. Wiecie, że rodzice czasami się rozwodzą, ale zawsze pozostają mamą i taką, prawda? Mama wam mówiła, że tata to tata, a ojczym to ojczym, i ma rację. Tylko że ojczym może kochać swoje nowe dzieci jak tatuś i myślę, że tak właśnie kocha was Maciek. A z babciami to jest tak, że my kochamy wszystkie nasze wnuki, nie tylko te, które znamy od urodzenia. Ja bardzo kocham Stasia, a babcia Marysia was. Tak właśnie to działa w patchworkowych rodzinach.

Tym razem to słowo zostało wypowiedziane bez sztuczności i poczułam, że brzmi jak ciepły pled otulający człowieka w zimny dzień. Nie wiem, czy to wtedy coś się zmieniło, czy może już podczas wesela. W każdym razie wszyscy się bawili, a Fabian zasnął z głową na moich kolanach. Odniosłam chłopca na górę, gdzie już spała jego siostra, i kiedy odkładałam go do łóżka, przebudził się i zaczął pytać, skąd się tam wziął.

Babcia Marysia cię przyniosła – mruknęła jego rozespana siostra. – Cicho już, chcę spać.

Wyszłam na palcach, mając dziwną pewność, że następnym razem zaczniemy czytać o Muminkach.

Czytaj także:
„Przyjaciółka wieszała psy na synowej, a ja zacierałam ręce, by poznać tę sierotę. Gdy ją zobaczyłam, stanęłam jak wryta”
„Synowa złamała moje starcze serce. Dla nowobogackiej lali jestem zbyt staroświecki, żeby wychowywać jej wychuchane dziecko”
„Przy nowej koleżance córka zmieniła się nie do poznania. Ta emocjonalna wampirzyca wyssała z niej całą radość życia”

Redakcja poleca

REKLAMA