Paweł nigdy nie należał do wymagających czy kłopotliwych dzieci. Jadł prawie wszystko, posadzony przy stoliku z kredkami grzecznie rysował, nie wdawał się w żadne bójki z innymi chłopcami. Tym, co najbardziej go pasjonowało, były książki. Potrafił siedzieć nad powieścią do późnej nocy. Nieraz go za to ganiłam, bo potem wstawał niewyspany do szkoły.
Trochę się bałam, że w końcu zostanie książkowym molem, wiecie – takim samotnikiem, co to najbardziej lubi swoje własne towarzystwo, jednak na szczęście moje obawy okazały się nieuzasadnione. Syn był lubiany przez rówieśników. Paweł spotykał się z kolegami, miał nawet dziewczynę. Taką miłą, skromną jak on sam. Cieszyłam się, że są razem, Ania podobała mi się i wierzyłam, że nie zrobi Pawłowi krzywdy.
Wszystko zaczęło się od rozstania
Pewnego dnia przyszedł ze szkoły, zamknął się w swoim pokoju i nawet na obiad nie chciał przyjść. „Trudno – pomyślałam. – Widocznie musi pobyć trochę sam”. Wiedziałam, że prędzej czy później zajrzy do kuchni, bo apetyt zawsze mu dopisywał. Jednak także kolację jedliśmy z mężem sami. Paweł co prawda przyszedł, lecz nie chciał jeść.
– Nie jestem głodny – powiedział. – Posiedzę u siebie.
Zapytałam, co się stało. Tylko mruknął coś niezrozumiale i szybko zamknął się w swoim pokoju. Chciałam do niego iść, jednak mąż mnie powstrzymał.
– Daj chłopakowi żyć – powiedział. – Ma jakiś problem, musi go przemyśleć, przetrawić.
Rzeczywiście, może byłam nadopiekuńcza, ale Paweł jest przecież naszym jedynym dzieckiem, więc chciałam jak najlepiej...
Następnego ranka wszystko wyglądało normalnie. Syn wstał, umył się, wziął przygotowane kanapki i poszedł do szkoły. Za to wieczorem, po lekcjach, znów zamknął się u siebie. Gdy do niego zajrzałam, powiedział, że się uczy. Coś było nie tak. Czułam to, lecz zgodnie z sugestią męża nie wypytywałam go o nic.
Minęło kilka tygodni. Zauważyłam, że Ania przestała przychodzić do Pawła i spytałam o nią. Nie chciał ze mną rozmawiać. Podobno się rozstali. Próbowałam go pocieszać. Przecież nie ona jedna na świecie, jest jeszcze młody i za chwilę znów się w jakiejś zakocha. Wysłuchał mnie, ale nie skomentował ani słowem. A potem zapytał, czy mógłby zostać sam.
Niedługo potem dostałam telefon ze szkoły Pawła. Dzwoniła jego wychowawczyni. Nie miała dla mnie dobrych wiadomości. Okazało się, że od ponad miesiąca syn nie pojawił się na lekcjach.
– Jak to? – zdumiałam się. – Przecież codziennie przed wyjściem do pracy widzę, jak Paweł pakuje książki, bierze śniadanie i wychodzi do szkoły!
– Tylko że do niej nie dociera – odparła nauczycielka.
Obiecałam jej, że z nim porozmawiam. Jednak w żaden sposób nie mogłam się z Pawłem porozumieć. Słuchał mnie uważnie i nawet nie zaprzeczał, że chodził na wagary. Ale kiedy spytałam o powody, milczał.
Przestało mu zależeć na czymkolwiek
W końcu powiedział:
– A po co mi to wszystko?
– Jak to po co? – zdenerwowałam się. – Przecież cała przyszłość przed tobą! Liceum, studia, praca, małżeństwo, dzieci – zaczęłam wyliczać.
– Ja już nic nie chcę, mamo – odezwał się cicho. – Nie mam ochoty dłużej żyć.
Rozmawialiśmy prawie do północy. Właściwie mówiłam głównie ja, bo Paweł tylko siedział ze zwieszoną głową, nie odzywając się ani słowem.
Następnego dnia zwierzyłam się przyjaciółce.
– I ty nic nie robisz?! – zapytała ze zdumieniem.
– A co mogłabym zrobić?
– Jak to co? – oburzyła się. – Gazet nie czytasz, telewizji nie oglądasz? Toż to wygląda na klasyczną depresję!
– Chyba zwariowałaś! – przeraziłam się. – Przecież Paweł nie ma jeszcze nawet szesnastu lat! To po prostu kwestia dojrzewania. Może za bardzo przeżywa rozstanie z dziewczyną...
– Nie przyczyny są ważne, tylko skutki – zawołała przyjaciółka.
– A twój syn najwyraźniej nie radzi sobie ze sobą. Idź z nim do psychologa, dobrze ci radzę.
Dorota nastraszyła mnie nie na żarty. Nigdy nie sądziłam, że dzieci też miewają depresję! Jakoś udało mi się przekonać Pawła do tej wizyty, choć początkowo się opierał. Jednak pani psycholog znała się na rzeczy, potrafiła tak pokierować rozmową, że mój syn zaczął się otwierać. Regularne sesje przyniosły skutek. Paweł znów się uśmiecha, a ostatnio, po dwóch miesiącach terapii, poprosił, żeby mu ugotować jego ulubione ruskie pierogi. Niby nic, ale to chyba znak, że już nie wszystko mu obojętne. Wychwalam pod niebiosa przyjaciółkę. Chociaż jeszcze nie jest matką, okazała się mądrzejszą kobietą ode mnie.
Czytaj także:
„Zazdrościłam Irkowi i Anecie idealnego życia. Okazało się, że ona ma depresję, a on ją zdradza”
„Czy Henryk ma depresję? Kiepsko śpi, prawie się nie odzywa. Jeśli już, to głównie krzyczy...”
„Mama na emeryturze chyba popadła w depresję. Nic jej nie obchodzi, siedzi tylko przed telewizorem”