Prawie dziesięć lat – tyle ma już mój syn Maciek. Jest mądrym chłopakiem, dobrze się uczy, nie sprawia kłopotów wychowawczych. Do niedawna byłem z niego naprawdę dumny. Niestety, jakieś pół roku temu zdałem sobie sprawę z tego, że moje dziecko bardzo odstaje od swoich rówieśników, jest inne. Zbyt spokojne, zbyt grzeczne, za bardzo poukładane.
Po raz pierwszy zauważyłem to na początku września, gdy pojechałem w trakcie dnia do szkoły Maćka, zawieźć jakieś papiery. Syn akurat był z innymi dzieciakami na dworze. Zatrzymałem się i obserwowałem z daleka, co robi. Nie widział mnie. Chłopcy z jego klasy trzymali się w grupie, poszturchiwali się, z czegoś śmiali. A on? Stał na placu zabaw i pomagał małym dzieciom wspinać się na drabinki!
W pierwszym momencie przemknęło mi przez myśl, że może ma jakiś dyżur, że w tej szkole w ten sposób uczą odpowiedzialności za innych. Ale nie… Nauczycielka z zerówki podeszła do niego i coś powiedziała, wskazując na boisko. Pokręcił głową i dalej bawił się z maluchami.
Pomyślałem, że coś jest nie tak. No bo który chłopiec zachowuje się w ten sposób? Ja w jego wieku trzymałem się od młodszych dzieciaków z daleka. Nawet bratem opiekować nie chciałem. Wściekałem się, gdy matka kazała mi zajmować się nim w szkole – koledzy lecieli na przerwie pograć w piłkę, a ja musiałem mu wycierać nos i wiązać buty. Myślałem, że się ze wstydu spalę. Wydawało mi się to takie niemęskie i poniżające. Tymczasem mój syn na oczach chłopaków z klasy bawił się z zupełnie obcymi maluchami. Z własnej, nieprzymuszonej woli. W głowie mi się to nie mieściło.
Po szkole zajmuje się nim babcia
Po powrocie do domu postanowiłem pogadać z Maćkiem. Poszedłem do jego pokoju, zapytałem, co w szkole. Opowiedział, jakie dostał stopnie, co ma zadane. Kiedy jednak chciałem się dowiedzieć, co robił z kolegami na dużej przerwie, zaczął kręcić. Odparł, że takie tam, nic ciekawego, ale jak go przycisnąłem, to powiedział, że grał w koszykówkę.
– Może w takim razie zapiszesz się do szkolnej drużyny. Jesteś wysoki, dasz sobie radę. Mogę pogadać z trenerem – specjalnie ciągnąłem temat, żeby zobaczyć, jak zareaguje.
– Nie, nie… Sam z nim porozmawiam. Zresztą niedługo będzie nabór, to zobaczymy. Może się dostanę – zmieszał się i od raz zmienił temat.
Nie przyznałem się, że właśnie przyłapałem go na kłamstwie, ale od tamtej pory zacząłem uważniej przyglądać się zachowaniu swojego syna. I teraz, po kilku miesiącach obserwacji, jestem załamany. Zacznę od tego, że odkąd Maciek poszedł do szkoły, zajmuje się nim teściowa. Syn idzie do niej po lekcjach i siedzi tam do wieczora. Odbiera go zazwyczaj żona, bo kończy pracę wcześniej niż ja. Ale któregoś dnia to ja urwałem się przed czasem i pojechałem po syna do teściowej.
Wszedłem po cichutku. Maciek był w kuchni i pomagał babci przygotowywać obiad. On lepił pierogi! Gdy mnie zobaczył, zrobił się cały czerwony. Odrzucił tego pieroga, jakby palił go w rękę. Nic nie powiedziałem, nie chcąc zawstydzać chłopaka, ale w drodze do domu postanowiłem pociągnąć go za język. No i okazało się, że babcia nie pozwala mu na żadne chłopięce rozrywki. Nie wolno mu wychodzić na dwór, spotykać się z kolegami.
Po szkole siedzi w domu i uczy się gotować, sprzątać, nawet robić na drutach! A porozmawiać może najwyżej z przyjaciółkami teściowej, które wpadają do niej na kawkę i szarlotkę lub pooglądać serial. Syn zna na pamięć te wszystkie brazylijskie i tureckie bzdury, bo siedzi z nimi przed telewizorem. Gdy tego słuchałem, włos mi się na głowie jeżył. Zacząłem rozumieć, dlaczego Maciek jest inny. Teściowa zrobiła z niego maminsynka (albo babcisynka).
Nie zamierzałem się z tym pogodzić. Postanowiłem z nią porozmawiać na temat wychowywania mojego Maćka. Nie chciałem jej krytykować czy obrazić. Szanuję ją i jak wspomniałem na początku, jestem jej wdzięczny za to, że zajmuje się wnukiem. Zamierzałem więc tylko jak najdelikatniej zasugerować pewne zmiany, dlatego następnego dnia wysłałem syna do pokoju, a sam usiadłem z teściową w kuchni. Jednak gdy tylko zacząłem temat, matka mojej żony zaraz się naburmuszyła.
– O czym ty w ogóle mówisz? To chyba dobrze, że chłopak siedzi w domu, zamiast rozrabiać z jakimiś chuliganami! – naskoczyła na mnie. – Sam wiesz, co się na osiedlach dzieje. Biegają, wrzeszczą, nie słuchają starszych. Chcesz, żeby Maciek był taki?
– Mamo, w ten sposób nie ochronisz go przed złem tego świata. Chłopak potrzebuje towarzystwa rówieśników, a nie, z całym szacunkiem, babć. I niekoniecznie musi dziergać szaliki… Chcesz zrobić z niego babę? – zapytałem.
– Już ty mnie nie ucz! Żyję na tym świecie dłużej niż ty, niejedno widziałam. Wychowałam dwójkę dzieci i wiem, co jest dla nich najlepsze. W dzisiejszych czasach trzeba być bardzo czujnym, bo nawet się nie obejrzysz, jak chłopak wpakuje się w kłopoty. A ja nie pozwolę zmarnować jedynego wnuka! – grzmiała.
Skończyłem więc temat bo czułem, że i tak jej nie przekonam.
Jak poradzi sobie w życiu?
Nie zamierzałem się jednak poddać. Postanowiłem poszukać pomocy u żony. Byłem pewien, że stanie po mojej stronie. Przecież powinno jej zależeć na dobru dziecka. Ledwie jednak przekroczyłem próg, moja ślubna od razu mnie zaatakowała.
– No pięknie! Jak mogłeś obrazić mamę? Zadzwoniła do mnie z płaczem, mówiła, że na nią nawrzeszczałeś… Nie spodziewałam się, że jesteś taki bezwzględny i chamski. Nie daruję ci tego! – krzyczała.
– Wcale jej nie obraziłem! Po prostu chciałem z nią porozmawiać o wychowaniu naszego syna. Nie podobają mi się jej metody! – krzyknąłem.
– A co ci się nie podoba? Ona tak się stara, poświęca Maćkowi cały swój czas, całe serce… – nastroszyła się.
– Jeśli spróbujesz się uspokoić, to ci powiem – odparowałem.
– No dobrze – zgodziła się łaskawie.
Zamknęliśmy się w pokoju. Rozmawialiśmy chyba z godzinę. Opowiedziałem ze szczegółami to, czego dowiedziałem się od syna. O siedzeniu w domu, gotowaniu, serialach, dyskusjach z przyjaciółkami teściowej.
– Przez twoją matkę nasz syn nie ma żadnych kolegów. Na przerwach bawi się z dzieciakami z zerówki, bo nikt nie chce z nim rozmawiać. Rówieśnicy się z niego śmieją. Sam widziałem. To chyba nie jest normalne, prawda? – zapytałem.
Myślałem, że też będzie zmartwiona i obieca porozmawiać z matką. A ona zastanawiała się przez chwilę, a potem powiedziała, że nie zamierza się wdawać z mamą w dyskusję.
– Myśl sobie, co chcesz. Ale ja już chyba wolę, żeby Maciuś był taki grzeczny, spokojny i układny, niż wyrósł na chuligana. Mama ma rację. Lepiej dmuchać na zimne – wypaliła.
Bardzo martwię się o syna. Boję się, że jak żona z teściową dalej będą trzymać go pod kloszem, to w przyszłości Maciek nie poradzi sobie w życiu. Grzeczność jest oczywiście zawsze w cenie, ale w dzisiejszych czasach trzeba też umieć walczyć o swoje. A mój syn już teraz wszystkiego się boi.
Chciałem go wysłać w czasie ferii na obóz narciarski. Jadą tam synowie moich kolegów z pracy. Młodsi od niego o rok, nawet dwa. Są podobno zachwyceni i już nie mogą się doczekać wyjazdu. A Maciek? Jak usłyszał, że ma być przez kilka dni z dala od domu, to się rozpłakał. Powiedział, że będzie tęsknił. Żona natychmiast się rozkleiła. No i stanęło na tym, że chłopak nigdzie nie jedzie…
Jestem załamany, słowo daję.
Czytaj także:
„Kariera ojca odebrała mi dzieciństwo. Kiedy już zżywałam się z koleżankami, znowu się wyprowadzaliśmy”
„Marzyłam, żeby usłyszeć z ust Lucjana, że mnie kocha, lecz on wolał obmacywać inne dziewczyny. Też sobie kogoś znalazłam”
„Tęskniłam za dotykiem i zapachem mężczyzny. Kiedy adonis z uzdrowiska zaprosił mnie do pokoju... uległam”