Długo broniłam się przed tym wyjazdem. Córki mnie namawiały latami, w końcu pomogły mi załatwić wszelkie formalności, a na koniec kupiły wielką, fioletową walizkę na kółkach i zawiozły z nią na dworzec kolejowy.
– Będzie super, mamo! – przekonywały przy pożegnaniu. – Na pewno poznasz tam mnóstwo sympatycznych osób. Może nawet jakiegoś szczególnie miłego pana? – starsza, Mania, puściła do mnie oko.
– A dajcie mi spokój! – żachnęłam się, ale w duchu się uśmiechnęłam.
Może to by nie było takie głupie: poznać kogoś, mieć z kim pochodzić na słynne uzdrowiskowe dancingi, pospacerować wokół tężni. Córki nie mogły o tym wiedzieć, ale od dawna tęskniłam za dotykiem i zapachem mężczyzny.
Po rozwodzie długo nie mogłam patrzeć na przedstawicieli płci przeciwnej, ale z czasem moja niechęć przyblakła i zaczęłam się wręcz oglądać za co przystojniejszymi panami. Niestety, nie miałam komu się z tego zwierzyć. Kiedy się rozwiodłam, miałam pięćdziesiąt lat i zdaniem mojej mamy, starszej siostry i zapewne całego otoczenia, mężczyźni powinni być dla mnie rozdziałem zamkniętym.
Tylko raz, po trzecim kieliszku domowej nalewki, otworzyłam się przed sąsiadką, która mnie zaprosiła. Była młodsza od dobre piętnaście lat i strasznie się nudziła, bo jej mąż pracował za granicą. Sama zaczęła mówić o tym, jak jej brakuje męża w łóżku.
Uznałam, że mogę to skomentować i rzuciłam, że i ja czasem chciałabym, żeby ktoś spał na drugiej połowie łóżka. Szok, jaki odmalował się na twarzy dziewczyny, uświadomił mi, że powiedziałam coś, czego kompletnie się nie spodziewała.
Wróciłam wtedy do domu zła i smutna
Może oni mieli rację? – dumałam. Może romanse i związki nie są dla kobiet po pięćdziesiątce, w dodatku rozwiedzionych? Kiedyś usłyszałam zdanie „co się zdarzyło w uzdrowisku, zostaje w uzdrowisku”.
Przyznaję, że miałam w związku z tym pewne oczekiwania. Wyobrażałam sobie przystojniaków w moim wieku, gotowych do flirtu i przygód. Pierwsze rozczarowanie poczułam, kiedy weszłam do sali jadalnej mojego domu uzdrowiskowego. Przy stolikach siedzieli ludzie mocno po sześćdziesiątce!
– Przepraszam, tu jest wolne? – zapytałam jakiejś mocno umalowanej kobiety i jej towarzysz z siwą brodą i krzaczastymi brwiami.
– A, tak, tak! Zapraszamy! – dama z różem na policzkach poklepała wolne krzesełko.
– Jestem Leokadia, a to Stanisław. Jak się lepiej poznacie, będziesz mogła do niego mówić „Stanik”, ha, ha!
Tym sposobem miałam pierwszych znajomych, chociaż prędzej odgryzłabym sobie język, niż nazwała tego staruszka Stanikiem.
Miał czterdzieści kilka lat i był bardzo przystojny
Niestety, potem wcale nie było lepiej. Owszem, zobaczyłam kilku mężczyzn w moim wieku, ale wszyscy najwyraźniej zostali już usidleni, a przyjaciółki czy może partnerki nie odstępowały ich na krok.
Co nie dziwiło, zważywszy na proporcje w naszym hotelu zdrojowym. Było tu pewnie z osiemdziesiąt pięć procent kobiet i piętnaście procent mężczyzn! Szybko pojęłam, że opowieści o sanatoryjnych romansach to raczej wyjątki niż reguła.
Podczas zajęć rehabilitacyjnych, spacerów i kąpieli solankowych także widziałam w większości „dziewczyny” – tak wołały na siebie zaprzyjaźnione kuracjuszki. Ale któregoś dnia zaszłam do kawiarni przy głównym placu, usiadłam przy oknie i… zobaczyłam samotnego, młodszego i bardzo przystojnego mężczyznę.
Był to widok tak niecodzienny, że zagapiłam się na niego i nie zdążyłam odwrócić wzroku, kiedy przechodził tuż za szybą, przy której siedziałam. Pół minuty później siedział już metr ode mnie. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że wszedł do kawiarni tylko dlatego, że nasze spojrzenia się spotkały.
– Przepraszam… – szepnął do mnie po chwili nieco konspiracyjnie. – Widzę, że ma pani puchar lodowy. Myślę nad nim… ale nie wiem… Taka bomba kaloryczna… Jest wart grzechu?
Roześmiałam się i zapewniłam, że lody są wyborne, a owoce świeże. Nim się obejrzałam, dżentelmen siedział już przy moim stoliku i składał zamówienie na identyczny deser.
– Mam na imię Dariusz – przedstawił się, a potem dodał: – Rehabilitacja kręgosłupa po wypadku na motorze.
– Anna – wyciągnęłam rękę i kiedy dotknęłam jego dłoni, przeszyło mnie miłe uczucie gorąca. – Krtań. Choroba zawodowa.
– Nauczycielka? – przyjrzał mi się.
– Była – sprostowałam. – Od pięciu lat mam własną firmę. Gdybym została w zawodzie, dzisiaj pewnie w ogóle bym nie mówiła.
Rozmawialiśmy jeszcze przez ponad godzinę. Dariusz był zabawny, błyskotliwy i zainteresowany wszystkim, co mu opowiadałam. Odprowadził mnie pod mój hotel, a potem zapytał, czy jeszcze się spotkamy.
Byłam zaskoczona, że taki młody – mógł mieć góra czterdzieści kilka lat – przystojny facet jak on nie ma tu towarzystwa. Dałam mu jednak swój numer telefonu i umówiliśmy się na kolejny spacer.
To spotkanie miało już nieco inny charakter. Dariusz wyraźnie mnie adorował. Zaproponował, bym wzięła go pod ramię, i kiedy maszerowaliśmy po deptaku, nie mogłam nie widzieć dziesiątek zazdrosnych albo zaciekawionych spojrzeń, jakimi nas obrzucano. I… podobało mi się to!
Owszem, byłam od niego sporo starsza, ale tego dnia dołożyłam starań, by wyglądać jak milion dolarów! Buty na obcasie, makijaż, sukienka w kolorze wina i popielata narzutka. Kątem oka obserwowałam nasze odbicie w witrynach. Byłam zadowolona z tego, co widziałam.
Spacer, znowu pyszny deser, rozmowy, śmiech… Tak spędziłam kolejne popołudnie z Dariuszem. Nie zdziwiłam się, kiedy zaprosił mnie na wieczór.
– Ale nie tutaj – szepnął mi do ucha. – Pojedziemy trochę dalej, do takiego klubu. Tam będziemy bardziej anonimowi.
Jego oddech przy moich uchu spowodował intensywną i bardzo przyjemną reakcję organizmu. Odchyliłam nieco głowę i… poczułam jego usta na granicy mojego policzka i kącika ust.
Chciałam, żeby mnie pocałował, ale tego nie zrobił. Od tego momentu jednak wiedziałam, że zrobię wszystko, żeby do tego doszło…
Wieczorem przyjechał po mnie samochodem. W klubie było tłoczno i głośno, zupełnie jak kiedyś, kiedy jeszcze chodziłam w takie miejsca z koleżankami. Dariusz zapytał, czy coś mi zamówić, a kiedy staliśmy przy barze, objął mnie w talii. Czułam zapach jego wody kolońskiej i ciepło umięśnionego ciała.
– Proszę – wręczył mi szklankę cydru.
– Chodźmy na kanapy.
Pocałował mnie kilka piosenek później. Wiedziałam już, że ta noc musi się skończyć w jego pokoju. Zrobiłabym wszystko, żeby tam z nim trafić. Potrzebowałam tego! Ale wtedy Dariusz powiedział, że musimy porozmawiać. Zaintrygowana wyszłam z nim na taras, gdzie było dużo ciszej, a on powiedział mi… że, ni mniej ni więcej, jest chłopakiem do towarzystwa!
– Biorę za to pieniądze, Anno – nie wyglądał na zawstydzonego. – To moja praca.
– Dlaczego mówisz mi dopiero teraz?! – zdołałam wykrztusić, opanowując szok.
– Miałem ci powiedzieć w pierwszej minucie znajomości? – uśmiechnął się. – Daję moim klientkom darmowy okres próbny. Jeśli wciąż jesteś zainteresowana moim towarzystwem, to dostaniesz wszystko, czego sobie zażyczysz. Jeśli nie, odwiozę cię do twojego hotelu.
Wiem, że przyzwoita kobieta w takiej sytuacji spoliczkowałaby go, wezwała horrendalnie drogą taksówkę i wróciła do siebie, plując sobie w brodę, że dała z siebie zrobić taką idiotkę. Że pewnie wiele kobiet w mojej sytuacji spaliłoby się z upokorzenia, bo wzięło zaloty takiego mężczyzny za szczere.
Porozmawiajmy o twoim wynagrodzeniu…
Może nie jestem porządną kobietą, a może po prostu na tym polega dojrzałość. Przez moment rozważałam wszystkie za i przeciw.
– Porozmawiajmy o twoim wynagrodzeniu – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
Z sanatorium wróciłam dziesięć dni później, zrelaksowana, w świetnym nastroju, szczęśliwa. Nikt z mojego otoczenia nie ma pojęcia, że podczas turnusu rehabilitacyjnego przeżyłam liczne chwile namiętności z młodszym, niesamowicie atrakcyjnym i czarującym mężczyzną.
Nie jestem z tego powodu dumna, ale też nie wstydzę się, że mu za to zapłaciłam. Spotykaliśmy się codziennie i żądałam całej jego uwagi. Nie chodziło tylko o seks, ale też o towarzystwo i poczucie, że jestem adorowana.
Bawiłam się wspaniale i nie chcę się zastanawiać, co on o mnie myślał w tym czasie. Wielokrotnie powtarzał, że też cudownie się bawi, mówił mi komplementy, obsypywał czułościami. To mi wystarczyło. Kiedy wróciłam do domu, nasz kontakt został zawieszony.
– Jeśli kiedyś tu wrócisz, masz mój numer – szepnął na pożegnanie.
– I może z niego skorzystam – odpowiedziałam z uśmiechem.
Ale do tego nie doszło, kilka tygodni później poznałam Leszka – po paru spotkaniach związałam się z mężczyzną, który szczerze mnie lubił i pożądał. Czasami zastanawiam się, czy gdybym nie przeżyła „przygody” z Dariuszem, umiałabym się otworzyć na mężczyzn.
Czy nabrałabym tej pewności siebie i odkryła na nowo swój seksapil, który tak oczarował Leszka? Nie wiem do końca, ale wiem jedno: nie żałuję! I możecie mnie oceniać, ile chcecie!
Czytaj także:
„Syn zadurzył się w korepetytorce, a ona to wykorzystała. Miała przygotować go do matury, nie do życia małżeńskiego...”
„Diana wygląda jak milion dolarów i wozi się autem droższym niż mieszkanie mojej matki. Pokochałem dziewczynę gangstera”
„Córka rzuciła próbnie męża i zwaliła się do mnie z wnukiem. Zięć baluje w ich mieszkaniu, a u mnie zrobili sobie dom schadzek”