„Syn żąda, żebym się dla niego zadłużyła na 80 tys. zł, bo chce otworzyć własny biznes. Inaczej się ode mnie odwróci”

Kobieta, która ma dylemat fot. Adobe Stock, thodonal
„ - Masz umowę o pracę na czas nieokreślony, pracujesz na państwowej posadzie. Takim dają pożyczki właściwie od ręki. Pomożesz nam? Bez ciebie nie ruszymy z miejsca… A jak zaczniemy zarabiać, to oddamy wszystko co do grosza… – patrzył na mnie z nadzieją”.
/ 29.09.2021 08:29
Kobieta, która ma dylemat fot. Adobe Stock, thodonal

Szymek ma 28 lat. To dobry chłopak. Tyle tylko, że niecierpliwy i nerwowy. Jak coś nie idzie po jego myśli, coś mu się nie podoba, natychmiast się wkurza. I chyba właśnie dlatego nie może dłużej zagrzać miejsca w żadnej pracy. Gdzie nie pójdzie, to zaraz sam się zwalnia albo go wyrzucają. Załatwiłam mu robotę w supermarkecie. Odszedł po czterech miesiącach. Stwierdził, że nie będzie dźwigał ciężarów za marne grosze.

Próbowałam go przekonać, żeby może jeszcze trochę wytrzymał, że jak się na nim poznają, to pewnie go przeniosą na bardziej odpowiedzialne stanowisko, dadzą podwyżkę. Ale nie…

W barze z fast foodami nie było lepiej. Jak go postawili przy smażeniu hamburgerów, to się obraził. Chciał być od razu menedżerem. Znowu próbowałam mu wytłumaczyć, że tam wszyscy startują od zera.I pewnie ta dziewczyna, która teraz rządzi, też zaczynała w kuchni. Nie słuchał. Twierdził, że z licencjatem z ekonomii należą mu się pewne względy. Zaczął pyskować, domagać się awansu. No i go wywalili. W ogóle się tym nie przejął. Ba! Wydawał się nawet zadowolony. Stwierdził, że dobrze się stało, bo od zapachu oleju robi mu się słabo i znajdzie sobie inne zajęcie.

Z tej pracy również w końcu zrezygnował

Zaczął się rozglądać i rzeczywiście znalazł. Został kurierem. Za wszystkie oszczędności kupiłam mu samochód, żeby miał czym paczki rozwozić. Na początku był nawet zadowolony, choć na takim stanowisku też przecież trzeba dźwigać ciężary. Ale napiwki dostawał całkiem spore i miał dużo zleceń.
Niestety, po kilku tygodniach szef dał mu do obsługi inny rejon, za miastem. Pojeździł miesiąc
i zrezygnował.

Stwierdził, że tylko kilometry tłucze, na benzynę wydaje i nic z tego nie ma. Faktycznie, jak mi pokazał wypłatę, to aż mi się go żal zrobiło. Tym razem więc nie protestowałam. Od tamtego czasu  zmieniał jeszcze kilka razy zajęcie, ale efekt był zawsze identyczny. Teraz siedzi na stacji benzynowej, ale mam wrażenie, że tam też długo nie popracuje. A wszystko przez Klaudię.

Klaudia to jego dziewczyna. Poznali się dwa lata temu na plaży we Władysławowie i zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Myślałam, że to tylko wakacyjna miłość, ale się pomyliłam. Ciągle są razem. Niedawno nawet zamieszkali ze sobą. Dziewczyna odziedziczyła kawalerkę po babci i uznała, że czas najwyższy, by poszli na swoje, zobaczyli, czy poradzą sobie z trudami codziennego życia.

W pierwszej chwili mi się to nie spodobało

Jestem konserwatywna i wolałam, żeby najpierw wzięli ślub. Ale potem doszłam do wniosku, że wspólne zamieszkanie to nie jest zły pomysł. Lepiej przecież, żeby teraz sprawdzili, czy się dogadują, niż potem się rozwodzili…

Lubię Klaudię. To bardzo miła, grzeczna dziewczyna. I ambitna. Wychowała się w nieciekawym środowisku, a mimo to wyszła na ludzi. Jest fryzjerką. Ale nie taką po kursie dla bezrobotnych czy z przyuczenia. To mistrzyni w swoim zawodzie. Skończyła porządne technikum zawodowe, kocha to, co robi. I co najważniejsze, ma do tego dryg. Od kilku lat pracuje w jednym z najlepszych salonów w naszym mieście. Klientki walą do niej drzwiami i oknami, bo nikt nie potrafi lepiej dopasować fryzury do twarzy niż ona.

Stara szefowa to doceniała. Klaudia dostawała dodatki do pensji, potem procent od zysku. I w sumie bardzo dobrze zarabiała. Ale pół roku temu stara szefowa przekazała salon swojej córce. No i wszystko się zmieniło. Córeczka zostawiła Klaudii tylko gołą pensję. A jak dziewczyna zaprotestowała, natychmiast ucięła rozmowę. Stwierdziła, że ma bardzo wysokie koszty utrzymania zakładu i nie stać jej na rozdawanie pieniędzy. Biedna Klaudia aż się popłakała. Jak Szymon się o tym dowiedział, potwornie się wkurzył.

– Wyobrażasz to sobie? To dzięki Klaudii ten salon tak świetnie prosperuje. A ta larwa wykręciła jej taki numer! – opowiadał, gdy wpadł do mnie w odwiedziny.

Byłam oburzona tak jak on.

– Rzeczywiście, larwa. Na miejscu twojej dziewczyny rzuciłabym ten salon w diabły i przeniosła się gdzie indziej. Z takimi umiejętnościami pewnie może przebierać w ofertach – odparłam, lecz syn się skrzywił.

– Mamo, to bez sensu – westchnął. – Wszędzie jest to samo. Wiem, bo chodziliśmy z Klaudią, pytaliśmy. Ci właściciele to tylko myślą o tym, by sobie kabzy ponabijać. A pracownik? Niech zasuwa za nędzne grosze. Ja też siedzę na tej stacji nocami i myślisz, że jakieś dodatki za to dostaję? Nic z tego!

– No tak, nie ma sprawiedliwości na tym świecie… – mruknęłam.

– No właśnie! – przytaknął nagle ożywiony, a oczy mu się zaświeciły. – Dlatego postanowiliśmy z Klaudią poszukać innego rozwiązania!

– Naprawdę? I co znaleźliście? – zainteresowałam się.

– Otworzymy własny salon fryzjerski – oznajmił z dumą. – Ona będzie czesała, strzygła, farbowała, a ja zajmę się resztą.

Naprawdę zaskoczył mnie tym pytaniem

Przez następną godzinę wysłuchiwałam szczegółów ich planu. Okazało się, że wszystko sobie już dokładnie obmyślili. Klaudia rozmawiała po cichu ze swoimi stałymi klientkami. Obiecały, że pójdą za nią i koleżanki jeszcze namówią. O ruch w salonie nie musi się więc martwić. Lokal do wynajęcia też znaleźli. Co prawda do remontu, ale w centrum miasta, przy głównej ulicy. Właściciel nie chce dużo pod warunkiem, że podpiszą z nim umowę na co najmniej pięć lat.

– A nie boicie się ryzyka? Czasy są dzisiaj ciężkie. Będziecie sami musieli opłacać ZUS i podatki
– przerwałam mu w pewnym momencie, ale syn tylko machnął ręką.

– Daj spokój, kto nie ryzykuje, ten nie ma. A poza tym, co się może nie udać? Przecież wszystko mamy dokładnie przemyślane i policzone. Wystarczy sześć, siedem klientek dziennie i wyjdziemy na swoje – zakrzyknął i pokazał mi swoje wyliczenia.

Pomyślałam, że wreszcie do czegoś przydał mu się ten licencjat z ekonomii.

– No cóż, jesteście dorośli, róbcie, co chcecie. Życzę, żeby się wam powiodło – odparłam po chwili zastanowienia.

– Dzięki… Tylko wiesz, jest jeden mały problem – zająknął się.

– Tak? A jaki?

– No… nie wiem, jak ci to powiedzieć… – Szymek zrobił się nagle czerwony jak burak.

– Najlepiej prosto z mostu – mruknęłam, patrząc na niego uważnie.

– No dobrze. Nie mamy pieniędzy na start. Byłem w kilku bankach, pytałem o kredyty. Proponują nam jakieś nędzne grosze. A my potrzebujemy 80 tysięcy. Na remont, sprzęty, wyposażenie… To wszystko niestety sporo kosztuje. No i pomyślałem sobie, że mogłabyś nam pomóc – zaczął tłumaczyć, a ja aż złapałam się za głowę.

– Synku, ale ja takich pieniędzy na oczy nawet nie widziałam. To co miałam, wydałam na twój samochód, pamiętasz? – przerwałam mu.

– Jasne, że pamiętam… Ale przecież możesz wziąć kredyt. Dadzą ci bez problemu – wypalił.

– A skąd wiesz? – zdziwiłam się.

– Pytałem. Masz umowę o pracę na czas nieokreślony, pracujesz na państwowej posadzie. Takim dają pożyczki właściwie od ręki. Pomożesz nam? Bez ciebie nie ruszymy z miejsca… A jak zaczniemy zarabiać, to oddamy wszystko co do grosza… – patrzył na mnie z nadzieją.

Mimo wszystko jest dla mnie obcą osobą

Byłam w szoku. Nie miałam pojęcia, co mu odpowiedzieć.

– Muszę się zastanowić… Zaskoczyłeś mnie trochę swoją prośbą – grałam na zwłokę.

– Jasne, tylko błagam cię, nie za długo. Bo jak się szybko nie zdecydujemy, to nam ktoś ten lokal sprzed nosa sprzątnie – uśmiechnął się.

– Ale przecież jeszcze się nie zgodziłam! – zaprotestowałam.

– Wiem, wiem… Proszę tylko, żebyś myślała szybko – cmoknął mnie w policzek.

Już wtedy był przekonany, że wezmę na siebie ten kredyt. Od tamtej pory minęły dwa tygodnie. Syn prawie codziennie bombarduje mnie telefonami. Pyta, czy już podjęłam decyzję. A ja ciągle się waham. Zależy mi na jego szczęściu, ale boję się ryzyka. On jest przecież taki niecierpliwy i nerwowy. Jeśli pojawią się jakieś trudności, interes nie będzie szedł tak dobrze, jak sobie to wymyślił, to się wkurzy i zrezygnuje. A wtedy co?

Poza tym Klaudia to zupełnie obca osoba. Na razie jest zakochana w Szymonie, ale kto mi da gwarancję, że za rok też tak będzie? Może któregoś dnia ucieknie w siną dal z innym facetem. I co my wtedy zrobimy z tym całym salonem?

Z drugiej jednak strony nie chcę zawieść syna. Jeszcze nigdy wcześniej nie zapalił się tak do żadnego pomysłu. Boję się, że jeśli odbiorę mu marzenia, obrazi się na śmierć. Może więc jednak pomóc?

Czytaj także:
„Moja córka zerwała zaręczyny dopiero po tym jak… narzeczony ufundował jej wakacje! Jak mogła być tak wyrachowana?”
„Piotr mi się oświadczył i snuł plany o gromadce dzieci, a ja cierpiałam. Ze strachu ukrywałam przed nim moją bezpłodność”
„Córka żyje w kazirodczym związku z przyrodnim bratem, ale o tym nie wie. Popełniłam błąd, przez który ucierpi 6 osób”

Redakcja poleca

REKLAMA