Mój ukochany mi się oświadczył. Powinnam szaleć z radości, ale nie potrafię. Skrywam bowiem w swoim sercu pewien sekret, który nie pozwala mi spokojnie zasnąć, cieszyć się szczęściem. Od dawna wiem, że nigdy nie będę miała własnych dzieci…
O tym, że jestem bezpłodna, dowiedziałam się przypadkiem. Kuzynka, Ola, długo nie mogła zajść
w ciążę i postanowiła w końcu udać się do specjalistów, by sprawdzić, czy w ogóle może zostać matką.
– Błagam cię, chodź ze mną na pierwszą wizytę, będzie mi raźniej. Artur już był, poszedł pierwszy… Może być ojcem. Wychodzi więc, że te nasze kłopoty to przeze mnie. Tak się boję… – prosiła.
Poszłam z nią na tę wizytę, choć tak naprawdę nic z niej nie wynikło. Lekarz kazał Oli zrobić milion badań i przyjść z wynikami, a i to miał być dopiero początek diagnostyki… Kilka miesięcy później okazało się, że z kuzynką wszystko w porządku.
A jaki to ma związek ze mną? Otóż rozmowy z Olą na tematy medyczne sprawiły, że i ja zapragnęłam zbadać swoją płodność. Ot tak, z ciekawości. Nie spotykałam się wtedy z nikim ani nie planowałam dzieci, jednak chciałam wiedzieć, jak wygląda sytuacja. Miałam pieniądze na prywatne wizyty, więc nikt nie pytał: „a po co?”, „a dlaczego?”. Nie będę wdawać się w szczegóły, ale dowiedziałam się, że… jestem zwyczajnie bezpłodna.
Nie byłam oczywiście szczęśliwa, ale też nie rozpaczałam i nie zamierzałam skakać z mostu do Wisły. Po co wpędzać się w depresję, kłócić się z losem? Przecież to i tak nic nie da. Trzeba się otrząsnąć i żyć dalej.
W tamtym czasie byłam mocno skupiona na pracy, karierze… Owszem, spotykałam na swojej drodze jakichś facetów, ale to były tylko krótkie romanse, bez przyszłości.
Niepłodność w niczym mi więc nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie, pomagała. Idąc z mężczyzną do łóżka, nie musiałam się martwić, że zaliczę wpadkę… Nie przyznawałam się jednak do swojej choroby. Nie było się czym chwalić i nie widziałam takiej potrzeby. Przecież nie zamierzałam sobie z nimi układać życia.
To Milena namówiła mnie, bym przyszła
Półtora roku temu poznałam Piotra. Na imprezie z okazji 30. urodzin mojej najlepszej przyjaciółki z pracy. Mało brakowało, a w ogóle byśmy się nie spotkali, bo tamtej soboty od rana potwornie bolała mnie głowa. Po południu zadzwoniłam więc do Mileny i powiedziałam, że raczej nie pojawię się na przyjęciu. Nie chciała nawet o tym słyszeć.
– Weź prochy, zrób się na bóstwo i natychmiast przyjeżdżaj do klubu. Będzie mój brat cioteczny. Wreszcie go poznasz! – powiedziała.
– Ale ja naprawdę źle się czuję… Ledwie widzę na oczy… nawet z łóżka się jeszcze nie wygrzebałam, a już po szesnastej – jęczałam.
– Nie marudź. Przecież wiesz, że byle babie bym go nie przedstawiła. Ale ty jesteś w porządku. Mówię ci, jak go zobaczysz, to padniesz z wrażenia i natychmiast zapomnisz o bólu głowy – odparła.
Tak mnie namawiała, tak męczyła, że w końcu się zgodziłam. Nie chciałam sprawiać jej przykrości, a poza tym byłam ciekawa, jak wygląda ten cały Piotrek. Milena dużo mi o nim opowiadała. Twierdziła, że to najwspanialszy facet pod słońcem. Nie tylko przystojny, ale jeszcze inteligentny, czuły, opiekuńczy odpowiedzialny i zaradny. I kobieta, którą wybierze, będzie prawdziwą szczęściarą. Czasem, gdy słuchałam jej opowieści, wydawało mi się, że gdyby nie byli kuzynami, sama by się w nim zakochała.
Przyjechałam do klubu spóźniona. Mimo połkniętej tabletki, ból głowy ciągle mi dokuczał. Pomyślałam więc, że pokręcę się chwilę, wzniosę z innymi toast, a potem wymknę się po angielsku. Jednak gdy Milena przedstawiła mi Piotra, natychmiast zapomniałam o swoim planie.
Przyjaciółka nie przesadziła, facet rzeczywiście robił wrażenie. Wszystkie dziewczyny gapiły się w niego jak w obrazek, ale on wybrał mnie. Przegadaliśmy i przetańczyliśmy cały wieczór. Pod koniec imprezy złapałam się na tym, że nie mam ochoty się z nim rozstawać. Mogłabym zostać w jego objęciach na zawsze… Gdy więc zapytał, czy może do mnie zadzwonić następnego dnia i zaprosić na kawę, bez wahania podałam mu numer telefonu.
Zaczęliśmy się spotykać. Najpierw niezobowiązująco, potem już na poważnie.
Po pół roku zamieszkaliśmy razem. Byłam zachwycona
Piotr troszczył się o mnie, szanował mnie, a co najważniejsze, miał takie same poglądy na życie. Świetnie się dogadywaliśmy, nawet w przyziemnych sprawach. Im lepiej go poznawałam, tym byłam w nim bardziej zakochana.
Ja też nie byłam mu obojętna. Wiedziałam o tym. Nie sądziłam jednak, że poprosi mnie o rękę. Ba, nawet tego nie chciałam! Przecież wtedy musiałabym powiedzieć mu o swojej bezpłodności… Bałam się tego jak diabli, nie wiedziałam, jak zareaguje. Czy mnie opuści?
Milena wspomniała kiedyś, że Piotr miał już narzeczoną, która oszukała go i zraniła. Takie doświadczenia raczej odsuwają od człowieka myśli o małżeństwie. Byłam więc przekonana, że będziemy żyć jak dotychczas, w wolnym związku, ciesząc się sobą i wspólnie spędzanym czasem. Marzyłam, by to trwało jak najdłużej. Tymczasem mój ukochany miał inne plany…
Tamtego dnia zadzwonił do mnie w ciągu dnia i powiedział, że od razu po pracy zabiera mnie na kolację. Nie podejrzewałam, że zamierza mi się oświadczyć. Często razem jadaliśmy na mieście, spodziewałam się więc normalnej randki.
Kiedy jednak stanęłam przed restauracją i przez okno zobaczyłam świece, kwiaty, od razu wyczułam, że coś się święci. Byłam przerażona! Chciałam uciec i zadzwonić, że nie przyjdę, bo coś mi wypadło. Niestety Piotr mnie zauważył i nie było już odwrotu. A potem wszystko potoczyło się jak w romantycznym filmie. W pewnym momencie Piotr wstał i uklęknął przede mną.
– Wyjdziesz za mnie? Kocham cię i chcę spędzić z tobą resztę swoich dni, mieć dzieci… – wykrztusił wzruszony, wręczając mi pierścionek.
Zarejestrowałam tylko ostatnie słowo.
– Dzieci? – zająknęłam się.
– Oczywiście! Najlepiej dwoje, ale może być i dziesiątka! A co, nie lubisz dzieci? – zaniepokoił się nagle.
– Lubię, ale… – zaczęłam i głos mi uwiązł w gardle.
– Oczywiście nie od razu. Wtedy, kiedy będziesz gotowa. Nie musimy się spieszyć. Jesteśmy jeszcze młodzi, zdążymy… Zostaniesz moją żoną? – patrzył na mnie z nadzieją.
Przełknęłam ślinę.
– Oczywiście, że za ciebie wyjdę – wykrztusiłam w końcu.
Nie miałam siły ani odwagi wyznać mu prawdy
Na pewno nie w restauracji. Postanowiłam, że zrobię to następnego dnia. Nie chciałam psuć tej pięknej chwili… Od oświadczyn minęły dwa miesiące. Piotr coraz częściej wspomina, że powinniśmy ustalić datę ślubu i rozejrzeć się za salą weselną…
– W niektórych terminy trzeba rezerwować z rocznym wyprzedzeniem. Nie ma na co czekać – powtarza, a ja uśmiecham się, potakuję, mówię, że zaraz się tym zajmę, a tak naprawdę chce mi się płakać.
Mam potworne wyrzuty sumienia, bo do tej pory nie powiedziałam mu jeszcze o tym, że nie mogę mieć dzieci. Kilka razy próbowałam, ale w ostatniej chwili rezygnowałam. Bałam się, i ciągle boję, że jak pozna prawdę, to mnie rzuci. Który normalny facet chciałby się ożenić z bezpłodną kobietą?
Miesiąc temu spotkałam się z kuzynką. Z tą samą, dzięki której kiedyś zrobiłam sobie badania. Wypłakałam jej się w rękaw i poprosiłam o jakąś radę, bo ona jako jedyna z rodziny wie o mojej chorobie. Była zdruzgotana.
– O rany, ale mi głupio… To wszystko przeze mnie. Gdybym cię wtedy nie zaciągnęła do lekarza i nie trajkotała ci o tym cały czas, nie poszłabyś się przebadać i o niczym byś nie wiedziała. Spokojnie planowałabyś ślub, wesele, ustalała listę gości. Wszystko wyszłoby na jaw dopiero w momencie starań o dziecko…
– No ale znam prawdę – westchnęłam.
– A nie możesz zapomnieć o tym, że ją znasz? – zapytała.
– Próbowałam… Niestety nie potrafię – przyznałam.
– No to mu powiedz. Kocha cię i na pewno cię nie porzuci – pocieszała mnie, z jej miny wynikało jednak, że nie do końca w to wierzy.
Czuję się coraz gorzej. Moja tajemnica ciąży mi jak ołów. Gdy nie mogę już wytrzymać, zamykam się w łazience i płaczę. Nie chcę oszukiwać Piotra, ale nie chcę go też stracić… Co więc mam zrobić? Wyznać prawdę czy jednak milczeć?
Czytaj także:
„Córka żyje w kazirodczym związku z przyrodnim bratem, ale o tym nie wie. Popełniłam błąd, przez który ucierpi 6 osób”
„Wszyscy hejtują nasz związek. Jakub jest 10 lat młodszy i studiuje filozofię, ja jestem dyrektorką w banku”
„20 lat toczyłam wojnę z wredną sąsiadką. A potem dowiedziałam się, że straciła męża i syna w wypadku”