Alinę poznałam na studiach. Mieszkałyśmy razem w akademiku, klepiąc pospołu studencką biedę. Kiedy obie się obroniłyśmy, ja byłam już zaręczona z Olkiem, ona wciąż szukała miłości. Znalazła ją kilka lat po mnie i bardzo szybko wyszła za Konrada. Przyczyną pośpiechu był zaokrąglający się pod adwokackimi garsonkami brzuszek. Śmiałyśmy się wtedy, że zaraziłam ją ciążą, bo kiedy ona zobaczyła dwie kreski na teście, ja byłam w szesnastym tygodniu.
Niemal równocześnie poszłyśmy na urlopy macierzyńskie i wspólnie chodziłyśmy na spacery z wózkami. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami pod słońcem. Nasi mężczyźni zresztą tez się zakumplowali. Stanowiliśmy zgraną paczkę i często spędzaliśmy razem czas. Niemal codziennie.
– Majka ci wspominała, że chce iść z Jarkiem do tego samego liceum? – spytała kilka lat temu Alina.
Mówiła o swoim synu i mojej córce. Wychowywałyśmy Maję i Jarka jak rodzeństwo, więc nie zdziwiłam się, że wpadli na taki pomysł. Do podstawówki i gimnazjum chodzili razem, na wakacje, ferie, kolonie i obozy jeździli razem, weekendy często też spędzali w swoim towarzystwie. Jak to w rodzinie, za którą się uważaliśmy.
Tak, w rodzinie… Czasami budziłam się o czwartej rano i leżałam obok Olka, myśląc, że nie zasługuję ani na niego, ani na moją piękną, zdolną córkę. Nie, nie naszą…
Oboje udawaliśmy, że nic się nie stało
Bo Maja nie była biologiczną córką Olka. Zdradziłam męża. Tylko raz, pod wpływem alkoholu i miałam potem wielkie wyrzuty sumienia. Ale fakt pozostał faktem: urodziłam dziecko innego mężczyzny, co potwierdził test DNA, jakiemu w tajemnicy poddałam córkę. Wynik pokazałam biologicznemu ojcu Mai, zaznaczając, że nie zamierzam nic z tym robić.
Olek był świetnym tatą i dobrym mężem. Moja zdrada musiała pozostać tajemnicą. Konrad zgodził się ze mną skwapliwie, w końcu sam też miał żonę i dziecko. Tak, zdradziłam Olka z mężem najlepszej przyjaciółki. Żałowałam tego, ale czasu się nie cofnie.
Od naszej wspólnej nocy, czy raczej dwudziestu minut w pokoju hotelowym podczas wspólnego wyjazdu na narty, minęło prawie szesnaście lat. Nigdy nie doszło między nami do niczego więcej, nasze rodziny nadal się przyjaźniły, dzieci chodziły do szkoły, uczyły się właśnie do egzaminu gimnazjalnego. W moim domu.
Z tacą pełną kanapek weszłam do pokoju swojej córki, gdzie wraz z Jarkiem uczyła się angielskiego.
– Mamo, pukaj! – wydarła się Maja, kiedy stanęłam w drzwiach.
Bo oni wcale się nie uczyli. Leżeli na jej łóżku, oboje czerwoni na twarzach, ona z podciągniętą pod brodę bluzką, on z ręką między jej udami…
Pamiętam, że wpadłam w histerię. Wyrzuciłam Jarka z domu, a córkę wyzwałam od najgorszych. Widziałam ich przerażone spojrzenia mówiące: „Czy ty czasami nie przesadzasz?”. O to samo zresztą zapytała mnie Alina, kiedy zszokowany syn powtórzył jej moje słowa, że nigdy więcej ma się nie zbliżać do mojej córki.
Zadzwoniła do mnie wieczorem.
– Iza, ja rozumiem, że przeżyłaś szok, ale oni mają po piętnaście lat. Lubią się, mówią, że są parą od wakacji. To w sumie było do przewidzenia, nie? – wyczułam uśmiech w jej głosie. – Jasne, trzeba ich pilnować, żeby nie zrobili jakiejś głupoty, ale zakazanie im widywania się to jakiś absurd! Przecież oni chodzą razem do klasy. No i chyba lepiej mieć ten ich związek pod kontrolą, no nie?
– Związek…? – jęknęłam, a przed oczami stanął mi obraz mojej córki obściskującej się ze swoim przyrodnim bratem. Czerwonej, spoconej, ciężko oddychającej. Z bratem!
– No ja wiem, że dla ciebie to ciągle mała dziewczynka – kontynuowała Alina – ale pomyśl rozsądnie. To chyba lepiej, że zakochała się w chłopaku, którego znasz od niemowlęcia, niż żeby miała po kryjomu umawiać się z jakimś kolesiem, o którym nic nie wiesz, no nie? Masz pewność, że Jarek nie zrobi jej krzywdy i…
Nie mogłam tego dalej słuchać
Tak, chciałam, żeby moja córka umawiała się z jakimś nieznajomym chłopakiem! Choćby wytatuowanym, grającym w kapeli punk rockowej i mającym problemy w nauce! Z każdym, byle nie z własnym bratem!
Tyle że nie mogłam tego nikomu powiedzieć. Mój grzech obrócił się przeciwko mnie i mojej rodzinie. Nie mogłam powiedzieć, dlaczego kategorycznie sprzeciwiam się związkowi mojej córki z Jarkiem, a jednocześnie nie wyobrażałam sobie, że pozwolę, by doszło do kazirodztwa.
Na początek musiałam więc przybrać maskę konserwatywnej matki, która zwyczajnie nie chce, by jej piętnastoletnia córka miała chłopaka. Niestety, nijak miało się to do moich prawdziwych poglądów i Maja świetnie o tym wiedziała.
– Babcia mówi, że pozwoliła ci jechać z chłopakiem na festiwal w wieku siedemnastu lat! – wytknęła mi.
– Siedemnaście to nie piętnaście – broniłam się, ale wiedziałam, co za chwilę powie moja nastolatka.
– Więc za dwa lata przestaniesz świrować? – upewniła się. – Bo my z Jarkiem się w sobie nie odkochamy! Gwarantuję ci, mamo!
Tego się właśnie obawiałam.
„Jak mogłam nie liczyć się z taką ewentualnością?” – plułam sobie w brodę. Nie chcieliśmy z Konradem nic zmieniać w życiu naszych rodzin, żeby nie wzbudzać podejrzeń, a potem po prostu wciągnął nas wir wydarzeń.
Narodziny Mai i Jarka, zachowywanie pozorów, te wspólne rodzinne wyjazdy. Nie mieliśmy jak się od siebie odsunąć. Zresztą wcale tego nie chcieliśmy. Pozostaliśmy więc w przyjacielskich relacjach. Nasze dzieci również były ze sobą blisko. Bardzo blisko… Z bluzką zadartą na szyję i rozpiętymi dżinsami.
Musieliśmy jakoś rozdzielić nasze dzieci
Kiedy Olek wrócił do domu i zrelacjonowałam mu, co się stało, oczywiście wziął stronę młodych i Aliny. Wręcz się ucieszył, że jego księżniczka zadaje się z kimś, kogo on dobrze zna i o kim ma całkiem dobre zdanie, a nie z jakimś anonimowym dryblasem, który na pewno chciałby ją tylko wykorzystać i złamać jej serce.
Nalał mi wina i powiedział, żebym nie była taka spięta, bo sama miałam niewiele więcej lat niż Maja, kiedy jeździłam z mieszanym towarzystwem na festiwale muzyczne. Udałam, że się z nim zgadzam, a potem w tajemnicy przed wszystkimi zadzwoniłam do Konrada. On musiał mnie zrozumieć. Przecież nie mógłby spokojnie patrzeć na to, jak dwoje jego dzieci gzi się po kątach!
– Taaak, wiem, co się stało – rzucił do telefonu. – Jarek o niczym innym dzisiaj nie mówi. Porozmawiamy na spokojnie jutro, dobra? Wszystko ustalimy, będzie dobrze.
Nie mogłam uwierzyć, że tak chłodno podszedł do sprawy. Dopiero, kiedy spotkałam się z nim osobiści, zobaczyłam, że jego opanowanie było pozorne. Też się denerwował.
– Musimy coś zrobić – oznajmił, a w jego oczach dostrzegłam strach.
– Trzeba ich rozdzielić. Jarek nie może obmacywać własnej siostry! Iza, wymyśl coś! Cokolwiek, żeby to przerwać! Przecież za chwilę oni pójdą z sobą do… nie, nie mogę… Boże, co my teraz zrobimy?!
Niestety, na razie nie miałam żadnego sensownego pomysłu.
Kolejne dni upłynęły mi jak w transie. Dalsze szykanowanie młodych zaczęłoby rodzić pytania, udawałam więc, że zdołałam zaakceptować ten „związek”, a Maja znowu zaczęła zapraszać Jarka do domu. Czułam się jak nienormalna, wchodząc co chwila do jej pokoju pod kretyńskimi pretekstami, szpiegując ich i rzucając im karcące spojrzenia, kiedy całowali się na pożegnanie w progu.
Przez kolejny miesiąc schudłam osiem kilogramów. Z nerwów zupełnie nie mogłam jeść. Znajomi zaczęli pytać, czy dobrze się czuję, bo jestem blada i mam okropne cienie pod oczami. Olek wysyłał mnie do lekarza, Alina do swojego bioenergoterapeuty.
Konrad usiłował jakoś ukryć fakt, że sam też jest rozstrojony nerwowo. Tylko raz Alina napomknęła, że mąż nie może spać i całymi nocami tłucze się po domu. Oboje byliśmy w pułapce i żadne z nas nie wiedziało, jak z niej uciec. Wyznanie prawdy o naszym „wyskoku” i pokrewieństwie dzieci zniszczyłoby życie sześciu osób. Nie wiadomo, czy któreś z naszych małżeństw by przetrwało. Ale najgorsze byłoby to, że Maja straciłaby ojca – tego prawdziwego, który ją kochał, wspierał ją od dnia narodzin, i dla którego była całym światem. Nie miałam prawa odbierać jej taty, a tym ryzykowałabym, mówiąc Olkowi, że Maja nie jest jego dzieckiem.
Dlatego oboje z Konradem tak się miotaliśmy psychicznie…
Nadeszły wakacje. Rozliczałam córkę z każdej minuty spędzonej poza domem, a kiedy Jarek był u nas, narażałam się na nienawiść córki, nieustannie ich kontrolując. Nocami płakałam, dręczona wizją Mai uprawiającej seks z przyrodnim bratem. I narodzin upośledzonego wnuka, poczętego w wyniku kazirodztwa…
Biłam się z myślami, chudłam coraz bardziej i pogrążałam w ciężkiej nerwicy. Aż pewnego dnia zadzwoniła do mnie Alina. Brzmiała inaczej niż zwykle. Jakby ktoś wołał z dna grobowca.
– Konrad mi powiedział… – zawiesiła głos. – Wiem o was… i Mai. Teraz rozumiem twoją reakcję, kiedy ich nakryłaś.
Okazało się, że z nas trojga to ona jest najsilniejsza. Chociaż dowiedziała się o zdradzie męża, zdołała jakoś powstrzymać się od użalania nad sobą i skupiła się na bieżącej sytuacji. Ona także nie chciała, żeby jej syn kontynuował romans z przyrodnią siostrą, tym bardziej że młodzi wydawali się być w sobie coraz bardziej zakochani i Bóg jeden wiedział, czym to się mogło skończyć.
Miałam nadzieję, że szybko kogoś pozna
– Wyprowadzimy się – oznajmiła Alina. – Od dawna rozmawiamy o tym, że chcielibyśmy zamieszkać nad morzem. Zabierzemy stąd Jarka, pójdzie do nowej szkoły, pozna nowe dziewczyny… To jedyne wyjście.
Wiele kosztowało mnie udawanie zaskoczonej, kiedy Olek przyniósł wieść, że Konradowie wyjeżdżają. Był zdumiony tą nagłą decyzją, miał żal do Aliny, że pozbawia go towarzystwa dobrego kumpla i rozbija wieloletni związek naszych rodzin.
Ale tak naprawdę nie obchodziło mnie, co myśli Olek. Interesowało mnie tylko to, jak zareaguje Maja.
– Mamo! – przybiegła do mnie z rozświetloną jeszcze komórką w dłoni. – Mamo! Jarek wyjeżdża z miasta! Mamo, zrób coś! Pogadaj z ciocią i wujkiem! Przecież oni nie mogą się wyprowadzić! Mamooo…
Ostatnia sylaba przeszła w wycie, a potem w szloch. Głaskałam ją po głowie i plecach, szepcząc, że będą przecież mogli rozmawiać na Skypie, pisać mejle i esemesy. Obiecywałam, czując się jak podła manipulantka, że nasze rodziny nadal będą się spotykać i jeździć razem na wakacje. Powiedziałam wtedy wszystko, co Maja chciała usłyszeć, mając nadzieję, że niedługo spotka innego chłopaka, zakocha się i zapomni o swoim… przyrodnim bracie.
Konradowie wyprowadzili się w połowie sierpnia. Oficjalnie pośpiech spowodowany był tym, że od września Jarek szedł do nowej szkoły. Maja praktycznie nie wychodziła ze swojego pokoju. Płakała, godzinami rozmawiała z Jarkiem przez telefon i chyba nawet obmyślała plan ucieczki z domu.
Dlatego na ostatni tydzień sierpnia zabrałam ją do Włoch. Powiedziałam, że to last minute, tylko dwa miejsca, prawdziwa okazja. Olek, nie mogąc już patrzyć na cierpienie córki, dał mi pieniądze i błogosławieństwo. Pojechałyśmy do cudownej nadmorskiej miejscowości, gdzie pod koniec sierpnia wciąż trwał szczyt sezonu. Po plaży, uliczkach, w kafejkach i restauracjach przewalały się tłumy turystów z całego świata, w większości młodych, opalonych ludzi otwartych na nowe znajomości. Taki klimat dawał mi pewną nadzieję…
Maćka i jego znajomych moja córka poznała już drugiego dnia na plaży. Wszyscy spędzali tam wakacje z rodzicami, mieli od siedemnastu do dziewiętnastu lat. Maciek pochodził z naszego miasta, był pełnoletni, dwa lata starszy od Mai.
Patrzyłam na nich z przyklejonym sztucznym uśmiechem, bo której matce odpowiadałoby obserwowanie, jak jej szesnastoletnia córka siada na kolanach jakiemuś obcemu chłopakowi i pozwala mu się całować w szyję? Mimo wszystko cieszyłam się z takiego obrotu sprawy. Dla mnie bowiem ten obcy chłopak oznaczał wybawienie od problemu, który nie pozwalał mi spać ani jeść przez ostatnich kilka miesięcy. Niemal modliłam się, żeby ta młodzieńcza miłość trwała dłużej niż do końca wakacji…
Źle mi z tym, ale czasu już nie cofnę
– Zadzwoń, jak tylko wrócisz do Polski, mała! – pożegnał się z Mają Maciek i kiedy trzy dni później wylądowałyśmy w kraju, miałam ochotę ją ponaglić, żeby wybrała jego numer.
Na szczęście zrobiła to sama.
Trudno opisać ulgę, jaką odczułam, kiedy moja córka zaczęła się spotykać z tym chłopakiem. Nastolatki nie są zbyt stałe w uczuciach, więc Jarek szybko stał się dla niej tylko kontaktem w telefonie, od dawna już nieużywanym. Teraz Maja jest zakochana w Maćku, jej tata nawet go zaakceptował, a ja wreszcie mogę normalnie sypiać.
Czasami myślę o przyjaciołach, których straciłam. O Alinie, która była dla mnie jak siostra i Konradzie, który potrafił wszystkich rozśmieszyć. Olkowi też brakuje kumpla, co i rusz wspomina jakieś ich eskapady czy wieczory przy piwku. Czuję się wtedy winna, bo to przeze mnie zniknęli z naszego życia. Ta świadomość ciąży mi chyba bardziej niż to, że kiedyś zdradziłam męża. Tyle problemów przez jedną chwilę zapomnienia! Ale czasu nie cofnę. Mogę się tylko starać, by być jak najlepszą żoną. I każdego dnia robię wszystko, by nią być.
Czytaj także:
„Mąż przyjaciółki był o mnie zazdrosny. Podstępem chciał zaciągnąć mnie do łóżka, żeby zniszczyć naszą przyjaźń”
„Rozwiodłam się, bo mąż pił. Teściowa wmawiała mojemu dziecku, że powinien kochać tatę, a nie mnie, bo rozbiłam rodzinę”
„Kochanek okłamał mnie, że utrzymuje puszczalską i bezrobotną żonę, która nie chce dzieci. Tak naprawdę było odwrotnie”