W życiu każdej matki przychodzi taki moment, gdy musi odpuścić. Wtedy trzeba zaufać własnemu dziecku i… zająć się sobą. Koleżanki często ostrzegały mnie, że niełatwa jest rola teściowej. Zwłaszcza gdy ma się tylko jednego syna. Ja jednak zawsze byłam przekonana, że kto jak kto, ale ja nie wpiszę się w stereotyp „mamusi synusia”, która będzie zawsze wiedziała lepiej.
Sama kiedyś przeżyłam swoje z teściową
Nie zamierzałam powtarzać jej błędów i wtrącać się w życie i wybory mojego syna. Owszem, kocham go ponad wszystko, ale uważam, że wychowałam go najlepiej, jak potrafiłam. Mimo że mąż odszedł, kiedy syn miał zaledwie siedem lat i od tej pory byłam sama, Marcin wyrósł na dojrzałego i samodzielnie myślącego młodego mężczyznę. Jestem przekonana, że będzie podejmował najlepsze dla siebie decyzje.
– Kiedy się zakocha, przyjmę jego żonę z otwartym sercem i umysłem – mówiłam koleżance z pracy, która właśnie zmagała się z synową.
Dziewczyna wprowadziła się do ich domu i urządzała wszystko według swojego widzimisię. Marzena codziennie przychodziła w gorszej formie.
– No, nie wiem… Obyś się nie myliła – spojrzała na mnie krzywo.
Wiedziałam, że nie jest jej lekko. Jednak ja miałam małe mieszkanko, do którego na pewno nikt nie będzie się wprowadzać. Nie byłoby gdzie! Poza tym byłam pewna, że kiedy młody się zakocha, znajdzie własne cztery kąty dla swojej rodziny – młodzi powinni mieszkać na swoim, wtedy nie ma pola do konfliktów.
Ha! Mój Marcinek się zakochał!
Póki co, nie miałam się czym martwić na zapas, bo Marcin był tak skupiony na studiowaniu prawa, że temat dziewczyn nie istniał. Każdego dnia przesiadywał nad ustawami i kodeksami, nie wychodził nawet za często na imprezy. Kiedy był już na piątym roku, zaczęłam jednak dostrzegać pewne znajome symptomy roztargnienia i chodzenia z głową w chmurach. Wciąż pisał SMS-y i śmiał się sam do siebie. Wiedziałam, że coś jest na rzeczy.
Może nie był to najlepszy czas, bo właśnie zaczął praktyki w kancelarii adwokackiej i wolałam, żeby skupił się na pracy, ale przecież jak się człowiek zakocha, to rozsądek schodzi na drugi plan… Kiedy kolejnego dnia z rzędu wrócił do domu grubo po północy, przy śniadaniu zaczęłam go delikatnie podpytywać, czy kogoś poznał.
– A czemu tak sądzisz? – zaśmiał się i widziałam, że ma iskierki w oczach na samą myśl o swojej dziewczynie.
– Nietrudno się domyślić! Może zaprosisz ją kiedyś do nas do domu. Chciałabym ją poznać.
– Może kiedyś… – odparł tajemniczo.
– To coś poważnego?
– Niewykluczone. Ale dowiesz się w swoim czasie, mamuśka!
Ciekawość mnie zżerała, ale postanowiłam za bardzo nie drążyć.
„Będzie chciał ją przyprowadzić, to przyprowadzi – myślałam. – Nie mogę na niego naciskać, bo dobrze wiem, że gdy wywieram na nim presję, wyślizguje się jak mydło. Może jeszcze nie jest pewien, czy to ta jedyna”.
Dwa tygodnie później wracałam do domu z ciężkimi torbami zakupów, gdy nagle zauważyłam pod naszym blokiem piękne porsche.
Skąd takie auto na naszym osiedlu?
Nie widziałam, żeby ktoś z okolicy woził się tak drogim samochodem. Podeszłam bliżej, żeby z ciekawości rzucić okiem, i dostrzegłam w środku neseser mojego syna. Czyżby jego szef pożyczył mu samochód? Niemożliwe… A może podjechali razem po jakieś dokumenty? Pewnie są w mieszkaniu, a ja wrócę objuczona jak wielbłąd siatkami z taniego dyskontu. Niech to licho! No trudno. Niech wie, że nie wszystkich stać na zakupy w delikatesach i wożenie się takimi autami.
Mój Boże… czy ja pościeliłam rano łóżko? I schowałam kubek po kawie? Klasa średnia to jedno, ale bałaganiarstwo to już nie kwestia pieniędzy! Ech… Weszłam na drugie piętro i odczekałam chwilę, żeby choć nie sapać, gdy stanę oko w oko z krezusem. Oby Marcinowi też się tak dobrze powodziło w przyszłości…
Zastanawiałam się, czy zapukać, ale w końcu to mój dom. Postanowiłam udawać, że nie zwróciłam uwagi na burżujskie auto pod blokiem. Przekręciłam klucz w zamku, otworzyłam drzwi i… zamarłam. Wprost naprzeciw mnie na kanapie w salonie leżał Marcin i obściskiwał jakąś kobietę w czerwonej garsonce. Na całe szczęście sprawy nie zaszły jeszcze za daleko, a oni na mój widok natychmiast usiedli i poprawili włosy, udając, że nic się nie stało. Spojrzałam na kobietę i nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
Była ewidentnie starsza od syna!
Nie wiem, czy nie w moim wieku. Owszem, szczupła, elegancka i z nienagannym makijażem, ale jednak młoda nie była! Osłupiałam. To chyba nie ta jego dziewczyna?!
– Mamo, przepraszam najmocniej. Miałem w planie przedstawić was sobie w innych okolicznościach, ale wpadliśmy do domu po akta sprawy, których zapomniałem. Skoro już tu jesteśmy… – paplał zestresowany Marcin. – To pani mecenas… Tamara. Moja mama, Alicja.
Pani Tamara wstała i podała mi wypielęgnowaną, szczupłą dłoń.
– Tamara. Bardzo mi miło w końcu panią poznać. Marcin tak wiele mi o pani opowiadał…
– Alicja, miło mi – powtórzyłam przez zaschnięte gardło.
Nie śmiałam dodać, że ja nie słyszałam o niej ani słowa. Teraz jednak zrozumiałam już dlaczego. Zaproponowałam herbatę, ale Marcin powiedział, że bardzo się śpieszą do kancelarii i niestety, nie mają już czasu. Podał swojej partnerce torebkę, a potem, delikatnie gładząc ją po plecach, poprowadził w stronę drzwi. W ostatniej chwili wysłał mi jeszcze porozumiewawcze spojrzenie, najwyraźniej próbując wyczuć, co sądzę o jego wybrance. Siłą woli uśmiechnęłam się, a gdy tylko wyszli, bez sił opadłam na kanapę. Wyglądało na to, że Marcin został uwiedziony przez własną szefową!
Jak on mógł mi to zrobić?
Byłam taka otwarta na jego potencjalny związek! Ale kobieta po pięćdziesiątce? Przecież on jeszcze nie skończył studiów! Mógłby znaleźć sobie jakąś miłą koleżankę z roku. Albo sąsiadkę! Dwa piętra niżej mieszka taka ładna blondynka, która codziennie rano biega ze swoim psem. Ona mu się nie mogła spodobać? Przecież jeśli ożeni się z tą dojrzałą kobietą, o wnukach mogę zapomnieć. Chyba że przyszywanych. Pewnie jest rozwódką z dorosłymi dziećmi! Cholera jasna…
Poszłam do kuchni zrobić sobie herbatę. Wybrałam melisę dla ukojenia skołatanych nerwów. Marcin nie wrócił na noc do domu, a ja nie mogłam spać. Następnego dnia w pracy opowiedziałam o wszystkim Marzenie, a ona zaśmiała się złośliwie.
– Masz za swoje. Taka byłaś pewna, że będziesz dobrą teściową!
– Nie denerwuj mnie. Jaką teściową? Równie dobrze mogłybyśmy być szwagierkami.
– Lepiej na spokojnie z nim pogadaj. Może to zwykły romans w pracy. Pewnie nic poważnego.
Nie byłam zachwycona tą perspektywą, ale szczerze mówiąc, z dwojga złego wolałam już tę wersję. Kiedy wróciłam do domu, zrobiłam obiad i upiekłam ulubione ciasto Marcina. Chciałam stworzyć dobre podwaliny pod poważną rozmowę. Syn wszedł do mieszkania, a ja od razu zauważyłam jego rozanielony wyraz twarzy. Zrozumiałam, że to nie jest zwykły romans. Usiadł przy stole i spojrzał na mnie wyczekująco.
– No i? – zapytał.
– Co? – nieudolnie starałam się grać na zwłokę, żeby zyskać chwilę na wymyślenie sensownej odpowiedzi.
– Podoba ci się Tamara? Wiem, pewnie nie jesteś zachwycona, że jest moją szefową i w ogóle, że jest nieco starsza, ale mamo… ona jest taka cudowna. Po prostu wspaniała. W porównaniu z tymi smarkulami z mojego roku, które mają pstro w głowie, to prawdziwa kobieta z klasą.
– Owszem… wygląda bardzo elegancko. Choć, powiem szczerze, nie spodziewałam się, że zainteresujesz się tak dojrzałą panią.
– Wiedziałem, że się tego przyczepisz, ale okej. Rozumiem. To mógł być szok. Myślę jednak, że jeśli dasz jej szansę, to zrozumiesz, dlaczego tak mi imponuje. Sama prowadzi kancelarię, jest elokwentna, zdecydowana, a przy tym ciepła i sympatyczna.
– Domyślam się, że ma jakąś przeszłość… – zaczęłam.
– Każdy ma – przerwał mi Marcin.
Spojrzałam na niego bez słowa. Wiedziałam, że czepianie się tej kobiety nie będzie dobrą taktyką. Dałam mu więc chwilę, żeby zebrał odpowiednie słowa. Tamara miała czterdzieści pięć lat (chyba kilka jej dodałam z czystej złośliwości), od dwudziestu prowadziła własną kancelarię. Miała karierę, miała dom i miała pieniądze. Jedyne, czego nie miała, to dzieci. Przez to właśnie rozpadło się jej małżeństwo. Jej mąż nie mógł ich mieć, ale przed rodziną przedstawił sytuację tak, aby wyglądało, że to z jej winy nie mogą się doczekać potomstwa.
Tamara dowiedziała się o tym dopiero podczas sprawy rozwodowej. Może to właśnie dlatego teściowa nie mogła jej zaakceptować. Rodzinne zjazdy były koszmarem, a konflikty między nimi tak się nasiliły, że postanowili się rozstać. Mąż założył kancelarię w innej miejscowości, a ona została u nas.
Nie radziła sobie z dużą ilością pracy
Dlatego zatrudniła do pomocy Marcina. Syn twierdzi, że to on zaczął ją podrywać, a ona początkowo się opierała. W końcu zrozumiała, że mimo różnicy wieku wiele ich łączy.
– Naprawdę ją kocham, mamo. Myślę, że gdy poznasz Tamarę bliżej, ty też zrozumiesz, co w niej widzę.
Nie odpowiedziałam, tylko poklepałam go lekko po dłoni. Protesty nie miałyby sensu. Nie chciałam też poruszać kwestii dzieci w kontekście całej historii. Wiedziałam jednak, że z uwagi na jej wiek, wnuków się nie doczekam.
– I jak? – zapytała mnie następnego dnia koleżanka.
– Kocha ją! Nic nie poradzę.
Po kilku tygodniach Tamara zaprosiła mnie do siebie na kolację. Miałam tylko cichą nadzieję, że jeszcze nie zaręczynową. Marcin zaoferował się mnie przywieźć. W tamtym czasie właściwie już u niej mieszkał. Kiedy wjechaliśmy do najbogatszej dzielnicy miasta, nie miałam już wątpliwości, że nie tylko auto ma z najwyższej półki. Jej willa była ogromna i piękna. Miała spory ogród i dwa garaże. Moje całe mieszkanie było wielkości jej holu.
Marcin wziął ode mnie płaszcz i zaniósł do garderoby. Właściwie byłam zaskoczona, że nie ma lokaja. Pani domu pojawiła się po chwili w eleganckiej koronkowej sukience, przywitała mnie jak serdeczną przyjaciółkę i zaprosiła do jadalni, która była pięknie oświetlona i przestronna. Duży stół i lustra na ścianach… Czułam się przytłoczona bogactwem, a jednocześnie wciąż myślałam o tym, ile lat Marcin musiałby pracować, aby osiągnąć taki status. Nie chciałam, aby majątek Tamary zamydlił mi oczy, ale nie dało się też udawać, że nie robi wrażenia.
Przyglądałam się z boku, jak wyglądają razem
Tamara była wobec Marcina bardzo czuła i serdeczna. Nie wiedziałam, czy nie jest to tylko pokazówka, ale sprawiała wrażenie szczerze zakochanej. Jego młodość i ambicja na pewno zrobiły na niej wrażenie. Ona jednak także miała coś w sobie. Marcin przy niej zachowywał się dojrzale i spokojnie. Miał na sobie bardzo eleganckie ubrania, których wcześniej nie widziałam. Tamara nalała mi wina. Od razu postanowiłyśmy przejść na „ty”. Marcin przyniósł na tacy pieczonego indyka, a ona podała sałatki i ziemniaczki.
– Gotowaliśmy razem – pochwaliła się i spojrzała czule na mojego syna.
Obiad był naprawdę pyszny. Po posiłku Tamara zaproponowała, żebyśmy zjedli deser na tarasie. Oczywiście jak cały dom, był imponujący. Marcin poszedł do toalety, a my zostałyśmy na chwilę tylko we dwie.
– Wiem, co musisz o mnie myśleć – powiedziała Tamara. – Że jakaś stara baba uwiodła ci syna. Ale wierz mi, to nie tak. Po moim toksycznym związku Marcin dał mi coś prawdziwego. Jest uczciwym, prostolinijnym człowiekiem. Nic nie ukrywa, nie wścieka się bez powodu, jest otwarty i ciepły. Wychowałaś go na wspaniałego mężczyznę. Nie mówię, żebyśmy od razu się pokochały, ale proszę, daj mi szansę. Chciałabym, żebyśmy polecieli razem na wakacje. Poznamy się bliżej.
– Dziękuję, to miłe. Wakacje odpuszczę, bo nie stać mnie na wyjazdy, ale wierzę, że skoro Marcin się zakochał, jego uczucie jest szczere. Nie będę wam stawać na drodze – obiecałam.
– Wykupię urlop dla naszej trójki. Szef biura podróży jest naszym klientem, da mi rabat.
– Do zakochanych teściowa gratis? – zapytałam żartem, a ona po chwili konsternacji też zaczęła się śmiać.
Oczywiście zrezygnowałam z wakacji. Nie miałam zamiaru być piątym kołem u wozu. Jednak muszę przyznać, że mimo początkowych uprzedzeń, po jakimś czasie bardzo polubiłam Tamarę. Nie ma co ukrywać, Marcin ma z nią wspaniałe życie. Poza tym oni ewidentnie bardzo się kochają i są szczęśliwi, a przecież właśnie tego pragnęłam dla swojego syna.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”