– Dziadku, będziesz na moim zakończeniu roku? – zapytała Ida, a ja przytaknąłem energicznie.
– Jak bym miał nie być, skoro będziesz odbierała swoje świadectwo w wyróżnieniem? Powiedz, Żabka, jesteś najlepsza w tym roku?
Cała Ida, moja piękna, mądra idealistka!
Ida spojrzała na mnie spod rzęs.
– Druga – mruknęła niepewnie, jakby się bała, że mnie rozczaruje.
– Druga w całej szkole! Niewiarygodne! – ja byłem zachwycony jej wynikami. – Prawo już na ciebie czeka! Będziesz mieć własną kancelarię w Londynie i przyjeżdżać po starego dziadka swoim porsche!
Roześmiała się, że na pewno nie. Chciała być karnistką, i to nawet nie adwokatką, tylko sędzią. Cała Ida, moja piękna, mądra idealistka! Poza nią miałem jeszcze dwóch wnuków, ale mieszkali razem z moją córką i zięciem na drugim końcu Polski. Widywałem ich raz na rok, czasami jeszcze rzadziej, bo ich rodzina spędzała święta z drugimi dziadkami.
Czasami córka przywoziła chłopców latem. Jeden miał dziesięć lat, drugi czternaście. Obaj traktowali mnie bardziej jak znajomego rodziny niż własnego dziadka. Tak naprawdę więc liczyła się tylko Ida. Była moją pierworodną wnuczką, moim promyczkiem i nadzieją. Mogłem się pochwalić, że kiedy była malutka i miała kolki, tylko ja umiałem ją uspokoić.
Często wtedy zresztą pomagałem przy maleństwie, bo synowa wpadła w depresję poporodową, a Hubert pracował na dwóch zmianach. Gdyby tylko moja Irenka była tam ze mną… Ale żona nie dożyła narodzin Idy. Byłem jednak pewien, że uwielbiałaby ją jeszcze bardziej niż ja.
Syn i synowa nigdy nie zdecydowali się na drugie dziecko, więc całą moją miłość przelałem na jedyną wnuczkę, dziewczynkę poważną, wrażliwą i rozsądną jak jej babcia. To ja woziłem ją do szkoły muzycznej, gdzie uczyła się grać na wiolonczeli, ja płaciłem za jej naukę angielskiego, ja suszyłem jej włosy po basenie i odbierałem ją z pociągu w środku nocy, bo nie chciałem, żeby jechała sama taksówką.
– To twoja wnuczka czy córka? – pytali czasem ze śmiechem koledzy. – Chociaż nie, głupie pytanie, córki tak nie niańczyłeś.
– Bo Monika była samodzielna, a poza tym była bardzo związana z matką. Ale Ida to co innego, to mój skarb!
Wiedziałem, że wnuczka nie miała dobrego kontaktu z matką, która w kółko ją krytykowała i wiecznie o coś obwiniała. Hubert poświęcał jej tyle czasu, ile mógł, ale zawsze był potężnie zapracowany. To właśnie dlatego tak się zdziwiłem, kiedy wpadł do mnie bez zapowiedzi. Był blady, roztrzęsiony, od razu zrozumiałem, że stało się coś złego.
Bo wiesz, tato… ona mnie zdradziła
– Straciłeś pracę! – krzyknąłem od razu z przerażeniem.
– Co? Nie… – syn spojrzał na mnie udręczonym wzrokiem. – Stało się coś gorszego… Tato… Ja… Ewelina…
Wymienił imię żony, więc domyśliłem się, że chodzi o jakiś kryzys w małżeństwie. Oby nie chodziło o rozwód! – pomyślałem z lekką paniką. To by się odbiło na Idzie. Ale syn właśnie wrócił z sądu.
– Rozwód to kwestia czasu – rzucił z twarzą ściągniętą bólem. – Każdy sąd mi go przyzna, z orzeczeniem o jej winie. Bo wiesz, tato… ona mnie zdradziła. A Ida nie jest moją córką.
Miałem wrażenie, że siedziałem tam, nie mrugając i nie przełykając śliny, przez godzinę, a może i dziesięć. Po prostu znieruchomiałem, nie rozumiejąc, co właśnie usłyszałem. Ale Hubert powtórzył. Od dawna coś podejrzewał i w końcu dyskretnie dał do badania DNA swoje i Idy.
Dostał wyniki trzy dni temu, ale nie był w stanie nic z tym zrobić. Wyniósł się z domu, a Ewelinie nie powiedział, dlaczego. Dopiero kiedy złożył pozew o rozwód, powiedział jej, że się dowiedział o zdradzie. Nawet nie spojrzała na wyniki DNA, nie zaprzeczała.
– Od zawsze wiedziała – powiedział głuchym głosem. – Okłamywała mnie z premedytacją przez siedemnaście lat. Po prostu wrobiła mnie w dziecko, a ja jestem jednym z tych idiotów, którzy latami wychowywali nieswojego bachora…
– Hubert! – byłem wstrząśnięty jego słowami. – To twoja córka!
– To NIE jest moja córka, tato! – powiedział głośno, patrząc mi twardo w oczy. – Tak, mam obowiązek alimentacyjny i nic z tym nie mogę zrobić, ale nie dam z siebie dłużej robić idioty! Ewelina wiedziała, że gdyby mi powiedziała, że to dziecko innego faceta, to bym ją z tym dzieckiem zostawił. Więc zdecydowała się kłamać przez całe życie. Rozumiesz, tato? Całe nasze cholerne życie to było jedno wielkie kłamstwo! Moja żona była zdradliwą suką, a córka… dziecko, które uważałem za swoje, jest obcą osobą. Nie jesteśmy spokrewnieni. Nie mam rodziny. Nigdy jej nie miałem.
Rozumiałem jego wściekłość i ból, ale miałem nadzieję, że kiedy emocje opadną, spojrzy na to wszystko inaczej. Chciał się rozstać z Eweliną, to normalne, ale co mu zrobiła Ida? Może i nie miała jego genów, ale była jego dzieckiem! Starałem się usprawiedliwić syna, że przeżywa kryzys, i tylko dlatego puściłem mu płazem te okrutne słowa o Idzie. Czekałem jednak, że zrozumie, jak bardzo ważne jest, żeby nie obwiniał córki o zdradę matki. Niestety, syn był uparty i zajadły. Z żoną komunikował się tylko przez adwokatów. Z córką… wcale.
Co ona była winna, biedactwo?!
– Nie rozmawiał ze mną od kiedy… od kiedy się dowiedział – powiedziała Ida łamiącym się głosem. – Dzwoniłam do niego, przepraszałam, ale nie oddzwonił…
To jej „przepraszałam” złamało mi serce. Co ona była winna, biedactwo?! Była dzieckiem, które potrzebowało ojca i matki. Tyle że jej matka nigdy nie była specjalnie wspierająca, a teraz przenosiła na córkę swoją frustrację i rozżalenie z powodu rozwodu, a ojciec po prostu się od nich obu odciął.
– Nie możesz przestać być ojcem – chciałem przemówić mu do rozsądku, kiedy raz jedyny odebrał telefon ode mnie. – Hubert, ona za tobą tęskni. Za co ty ją chcesz ukarać?! Wychowałeś ją…
– Ale nie jestem jej ojcem – warknął. – A ty nie jesteś jej dziadkiem. To dla ciebie obca nastolatka, rozumiesz, tato?!
Nie wytrzymałem wtedy. Wygarnąłem mu, że jest niedojrzały i że odgrywa się na najsłabszym, czyli na dziecku. Powiedziałem, że ja nigdy bym go nie odrzucił, nawet gdyby okazało się, że nie jest moim biologicznym synem. Zarzuciłem, że nie rozumie, czym jest ojcostwo, i widzi tylko swoje cierpienie, a nie obchodzi go, co przeżywa Ida.
To była nasza ostatnia rozmowa. Hubert z wściekłością krzyczał, że owszem, ma prawo nie wiedzieć, czym jest ojcostwo, bo nie jest niczyim ojcem, a potem na dobre przestał odbierać telefon. Ja nie przestałem wspierać Idy, nalegałem, żeby przychodziła uczyć się do mnie, zaczęła też zostawać coraz częściej na noc, bo Ewelina stała się dla niej nie do zniesienia. Moje mieszkanie było jedyną bezpieczną przystanią dla tego dziecka, a ja robiłem wszystko, żeby czuła, że to jej dom.
– Dziadku… czy ja bym mogła się tu, do ciebie, wprowadzić? Na stałe? – zapytała tydzień przed zakończeniem roku. – Mama nawet na mnie nie patrzy, ciężko jest… Mam wrażenie, że mnie nienawidzi tak samo jak tata…
Ewelina chyba się ucieszyła z tego pomysłu, bo pomogła nawet córce przewieźć jej rzeczy do mnie. Była wyraźnie skrępowana w mojej obecności, ale mnie nie obchodziło, co zrobiła osiemnaście lat temu. Bardziej miałem jej za złe to, że nie potrafi być dobrą matką teraz. Ale nic nie mogłem z tym zrobić.
Minął rok, a on wciąż udaje, że nie istniejemy
Była synowa jednak przyszła na zakończenie roku i występ Idy, potem nawet zabrała ją na jakiś obiad do restauracji i zakupy w galerii. Wnuczka wróciła do domu z torbami i uśmiechem. Ucieszyłem się, kiedy powiedziała, że matka załatwiła jej pracę na lato. Wyglądało na to, że Ewelina przynajmniej się stara.
Nie da się tego powiedzieć o Hubercie. Minął rok, a on wciąż udaje, że nie istniejemy. Nawet nie wiem, czy wie, że Ida mieszka ze mną, ani co o tym myśli. Ale ja już do niego nie dzwonię. Mam nadzieję, że kiedyś sam dojrzeje, żeby wrócić do mnie i do swojego dziecka. Ale jeśli nie, to przynajmniej mam pewność, że Ida czuje się bezpiecznie w moim – i jej! – domu.
Gotuje nam, jest coraz lepsza, chyba po babci odziedziczyła talent kulinarny. Studiuje prawo, a jeszcze ma czas na dorywczą pracę w kwiaciarni, czasem przynosi bukiety i wstawia je do wazonu. Ostatnio przyniosła lwie paszcze. Nie wie o tym, ale to były ukochane kwiaty jej babci. Spodobałyby się Irence. Byłaby szczęśliwa, że Ida z nami mieszka.
Czytaj także:
„Doniosłam na męża, bo jeździ autem po alkoholu. Zniszczyłam moje małżeństwo, a teściowa najchętniej spaliłaby mnie na stosie"
„Po rozwodzie poczułam się jak wybrakowany towar. Sądziłam, że jestem za stara na amory, jednak los zesłał mi kochanka”
„Nie chciałem być starym kawalerem, więc zostałem... pantoflarzem. Wziąłem pierwszą lepszą i poczułem, co to znaczy być marionetką”