Zgarnęłam dzieciaki sprzed telewizora, a Marcin wyszedł przed dom. Kiedy do niego dołączyliśmy, ze zdziwieniem spostrzegłam, że pakuje się za kierownicę. A przecież od początku było jasne, że to ja prowadzę w drodze powrotnej, bo nie piłam.
– Co ty wyprawiasz? – spytałam. – Przecież piłeś i to całkiem sporo.
– Wsiadaj! – warknął w odpowiedzi. – Nawet najbardziej pijany jestem lepszym kierowcą od ciebie!
– Nie ma mowy! I dzieci też nie pojadą z pijanym ojcem! – zaznaczyłam.
– Ależ Ewuniu, o co te kłótnie? – wtrąciła się nagle teściowa. – Przecież Marcinek nie wypił aż tak dużo.
– Mamo! Niechże mama przestanie go bronić! – przerwałam jej. – Po to mam przecież prawo jazdy, żeby prowadzić w takich sytuacjach!
I po co ja się wysilam? I tak nie zrozumie
Moja teściowa nigdy nie nauczyła się jeździć. Samochód to była dla niej czarna magia znana tylko facetom. Była zdana na męża w każdej sytuacji, więc nauczyła się milczeć. Ale ja milczeć nie będę!
– Nie jadę z tobą! – oznajmiłam stanowczo. – I ty też nie pojedziesz!
– Chyba kpisz! – spojrzał na mnie spode łba wściekły jak osa.
Męża po dużej ilości alkoholu zawsze ogarniał bojowy nastrój, stąd wiedziałam, że ma sporo promili we krwi. Teraz też wyskoczył z auta i siłą zaczął wpychać nasze dzieci na tylne siedzenia, nie dbając, aby zapiąć je pasami, a najmłodsze posadzić w foteliku. Zachowywał się jak furiat! Pięcioletni Piotruś i ośmioletnia Daria patrzyli wielkimi ze strachu oczami, co tata z nimi wyprawia.
– Zostaw je! – wydarłam się, chcąc mu odebrać dzieci, ale zatrzasnął mi drzwi przed nosem i zablokował je.
– Nie mam zamiaru! – powiedział. – Dzieci jadą ze mną, a jak ty chcesz dylać na piechotę, to sobie dylaj!
– Jeżeli ruszysz autem pijany, zadzwonię po policję – oznajmiłam.
– Coś ty powiedziała? – przyskoczył do mnie zwinnie jak pantera.
Serce skoczyło mi do gardła, ale się przed nim nie cofnęłam.
– To, co słyszałeś! – powtórzyłam.
– Ewa, tak nie można… – usłyszałam za sobą połączone głosy teściów.
– A jeździć po pijaku z waszymi wnukami w samochodzie można? – wkurzyłam się. – Co byście zrobili, gdybym to ja była na miejscu Marcina? Odebralibyście mi kluczyki, tak?
Zamilkli, a mąż tylko obrzucił mnie wściekłym spojrzeniem i wsiadł do samochodu. Po chwili ruszył z piskiem opon i tylko mi mignęły za szybą przestraszone twarze moich dzieci. Nie, nie ulękłam się, tylko naprawdę zadzwoniłam na policję.
Nie żałuję tego, co zrobiłam
Początkowo dyżurny pod 112 wziął chyba mój telefon za żart, bo się przedstawiłam, że jestem żoną. Ale kiedy usłyszał o awanturze i dzieciach w aucie, obiecał pomóc. Mojego męża zatrzymał patrol trzy kilometry od domu teściów, gdy już mu się pewnie wydawało, że postawił na swoim. W wydychanym powietrzu miał prawie 2 promile alkoholu i natychmiast stracił prawo jazdy.
Mój mąż nie zrobił mi wprawdzie awantury z powodu tego, że wezwałam policję, ale chyba bardziej ze strachu, że mogę zrobić to znowu. Samochodem teraz jeżdżę tylko ja i widzę, jak Marcinowi chodzi grdyka, kiedy musi zająć fotel pasażera.
A co do teściów, to od tamtej pory się do mnie nie odzywają. Obrazili się, bo zdradziłam ich syna i nie dociera do nich, że być może uratowałam ich wnuki przed wypadkiem. Nie wiem, czy kiedyś się opamiętają, ani czy w moim małżeństwie znowu się ułoży, ale nie żałuję tego, co zrobiłam.
Czytaj także:
„Poskąpiłam kasy na nocleg w hotelu i omal nie wpadłam w łapy przestępców. O mały włos, a ślad by po mnie zaginął...”
„Sąsiadka wychowała egoistki, które robią z niej niewolnicę. Bogaczki pławią się w luksusach, a matka klepie biedę"
„Córka będzie starą panną, bo zmienia facetów jak rękawiczki. Prędzej przywlecze jakieś choróbsko, niż da mi wnuka"