Między mną a moim młodszym o rok bratem, Jarkiem, nigdy nie było rywalizacji ani konfliktów. Rodzice traktowali nas równo, więc i żaden nie był zazdrosny o drugiego. Zawsze wspieraliśmy się we wszystkim i czuliśmy ze sobą silną więź.
Jarek dość szybko opuścił rodzinny dom i przeniósł się do miasta leżącego ponad sto kilometrów od naszej rodzinnej miejscowości. Pojechał tam za dziewczyną, w której się zakochał i z którą wkrótce się ożenił. Ja zostałem z rodzicami i nie spieszyło mi się do żeniaczki. Kiedy jednak stuknęła mi trzydziestka, uznałem, że to ostatnia chwila, by nie pozostać na zawsze starym kawalerem.
Justyna nie przypominała dziecka
Trudno powiedzieć, żeby moje poszukiwania drugiej połowy były rozpaczliwe, faktem jest jednak, że prowadziłem je w dużym pośpiechu. Przez rok umówiłem się na kilkanaście randek z potencjalnymi kandydatkami. Żadne jednak z tych spotkań nie rokowało większych nadziei na przyszłość. Ostatecznie to, czego szukałem, znalazłem blisko. Znajomy powiedział, że podobam się Justynie, dziewczynie z sąsiedztwa.
– Stasiu, oszalałeś? – spojrzałem zdziwiony na znajomego. – Ona jest dużo młodsza. To jeszcze dziecko.
– Chyba zapomniałeś, ile sam masz lat. Ona ma ich dwadzieścia jeden i z pewnością dzieckiem nie jest.
Znajomy miał rację. Sam się dziwiłem, że nie zauważyłem wcześniej Justyny. Trzeba przyznać, zrobiła się z niej naprawdę piękna kobieta. W ramach pokuty za to przeoczenie zaprosiłem ją do kina. W trakcie tej randki mogłem się przekonać, że rzeczywiście podobam się Justynie.
Kułem więc żelazo póki gorące i dwa miesiące później oświadczyłem się. Moja wybranka była szczęśliwa. Zaraz po weselu zamieszkaliśmy razem z moimi rodzicami. Warunki nie były komfortowe, ale na własne mieszkanie nie było nas stać. Oczywiście myśleliśmy o wyprowadzce, ale dopiero w dalekiej przyszłości. Tak przynajmniej myślałem ja.
– Wiesz, spółdzielnia moich rodziców zaczyna budowę nowego bloku – powiedziała Justyna któregoś dnia.
– No i co z tego? – spytałem.
– Moglibyśmy pomyśleć o mieszkaniu. Tata, jako członek spółdzielni, może kupić nam je trochę taniej.
– Mamy jakieś pięć tysięcy oszczędności – powiedziałem zgodnie z prawdą. – To wystarczy najwyżej na 1 metr kwadratowy, kochanie.
– Moi rodzice powiedzieli, że mogą nam dołożyć jakieś czterdzieści tysięcy – oznajmiła. – Gdyby i twoi się na to zdecydowali, to resztę jakoś dalibyśmy radę załatwić kredytem…
Sytuacja robiła się coraz bardziej napięta
– Bez szans – pokręciłem głową. – Rodzice zarabiają teraz marnie, oszczędności właściwie nie mają.
– Ale Jarkowi dołożyli ponad pięćdziesiąt tysięcy do mieszkania…
– To było kilka lat temu. Tata wtedy miał fuchę, a i mama zarabiała lepiej. Teraz ledwo wiążą koniec z końcem.
– To może niech twój brat się dołoży? Dlaczego tylko on ma korzystać z tego, co dają rodzice? – burknęła.
– Przecież mieszkamy z nimi!
– A ja bym wolała z nimi nie mieszkać! – Justyna była coraz bardziej zdeterminowana. – Uważam, że powinieneś upomnieć się o pieniądze.
Tego wieczora trochę się posprzeczaliśmy, pierwszy raz od ślubu. W kolejnych dniach miałem wrażenie, że żona specjalnie dąży do zwady z moją mamą. Jakby chciała udowodnić, że dalsze wspólne mieszkanie nie ma sensu. Uczepiła się też działki, na której moi rodzice mieli mały domek, gdzie spędzali większość wolnego czasu. Uważała, że powinni ją sprzedać, a zdobyte pieniądze przeznaczyć w większości dla nas.
– Przecież ja nie chcę więcej, niż dostał twój brat. – zarzekała się. – Pieniądze będą podzielone równo. On już dostał swoje pięćdziesiąt tysięcy, to i ty powinieneś dostać swoje.
Chyba tak jakoś jednym uchem musieli usłyszeć, w czym rzecz. Przyznali się bowiem, że mają propozycję na zamianę działkami z jakimś sąsiadem, który chce sobie wybudować dom na większej przestrzeni. Dostaliby za to dwadzieścia tysięcy dopłaty. I choć z żalem rozstawaliby się
z miejscem, w które włożyli tyle serca, to zrobiliby to dla mnie.
Ucieszony poinformowałem o tym Justynę. Ona jednak przyjęła tę wiadomość chłodno i powiedziała, że to nadal za mało na wkład do spółdzielni. A ponieważ mieszkania w nowym budynku są w wyjątkowo atrakcyjnej cenie, idą jak świeże bułeczki i pewnie ich wkrótce nie będzie. Dlatego moja rodzina powinna się bardziej postarać. Przynajmniej na tyle, na ile postarała się jej rodzina.
Przez 3 miesiące szczuła mnie na rodziców!
Wkurzyła mnie. Powiedziałem więc mamie, że nie ma sensu zamieniać tych działek, bo to będzie i tak za mało pieniędzy. A jak tak dalej pójdzie, to w ogóle nic nie trzeba będzie robić, bo się rozejdę z żoną. Mamę najwyraźniej przestraszyła perspektywa mojego rozwodu, bo porozmawiała z Jarkiem. Mój brat zadzwonił do mnie kilka dni później i zadeklarował, że dołoży jeszcze dwadzieścia tysięcy, żeby wyrównać rachunki.
Odniosłem jednak wrażenie, że uważa mnie przy tym za pantoflarza. Odrzuciłem więc jego propozycję. Mam w końcu swoją męską dumę. Tego samego dnia Justyna oświadczyła, że jej tata zapisał się już na mieszkanie i trzeba wpłacić wkład.
– Nie mamy kasy – rzuciłem tylko.
– Twoja mama powiedziała mi, że Jarek się dołoży – zdziwiła się.
– Nic się nie dołoży, podziękowałem mu za pomoc – burknąłem zły.
– Bez konsultacji ze mną?! Przecież jesteśmy małżeństwem i wszelkie decyzje finansowe powinniśmy podejmować razem – oburzyła się.
Żona się na mnie obraziła. A ja, kiedy ochłonąłem, pomyślałem, że robię głupio, rezygnując z możliwości kupna własnego mieszkania z powodu jakiegoś źle pojętego honoru. Dlatego wieczorem powiedziałem żonie:
– Kochanie, jeśli chcesz, mogę poprosić Jarka o te pieniądze...
– Naprawdę?! – w jednej chwili się rozpromieniła. – A jak myślisz, kiedy możemy dostać te pieniądze? Bo tam trzeba w ciągu dwóch tygodni wpłacić czterdzieści tysięcy zaliczki, bo inaczej przepada kolejka?
To był błąd...
– Brat mówił, że może mi dać kasę od ręki. Za to zamiana działki rodziców potrwa przynajmniej miesiąc. Ale spokojnie, przecież na początek wystarczy tylko czterdzieści tysięcy. Czyli tyle, ile mieli dać twoi rodzice.
– Ale oni to mają na lokacie, nie wiem, kiedy będą mogli wypłacić...
– Czy ty w ogóle z nimi o tym rozmawiałaś?! – nabrałem podejrzeń.
– Nie musiałam rozmawiać – odparła. – Jestem pewna, że pożyczą…
– Pożyczą?! – skoczyła mi gula. – Jak to pożyczą? Mieli nam dać.
– Oj tam! – prychnęła. – Powinieneś docenić, że tata nas zapisał i kupimy taniej. No i kredyt podżyrują. To znaczy... jeszcze o tym nie gadaliśmy.
Wściekłem się i powiedziałem Justynie, że ma się wynosić. Ta baba przez trzy miesiące szczuła mnie na moją rodzinę, podczas gdy sama nie miała zamiaru prosić swojej o kasę. Tydzień później wniosłem do sądu pozew o rozwód.
Nie pomogły przekonywania mojej mamy, teściów. Stwierdziłem, że wolę już żyć samotnie, niż męczyć się z wyborem dokonanym w pośpiechu i strachu przed starokawalerstwem. Wyborem, który musiałem uznać za nieudany.
Czytaj także:
„Mąż wraca po pracy do domu i nie kiwnie nawet palcem. Co z tego, że cały dzień latam na miotle - panicz chce zimnego piwka”
„Nie widziałem twarzy osób, które pomogły mi po wypadku. Przecież nikt nie uwierzy, że uratowały mnie... duchy”
„W wieku 16 lat mama zamiast imprezować, utonęła w pieluchach. Teraz rozpaczliwie próbuje nadrobić stracony czas...”