Znowu nie przyjadą na weekend! Nawet nie pytamy z mężem, jakie mają plany, bo wiadomo – kolejny wyjazd za granicę. A tak niedawno byli przecież w Paryżu, no bo akurat tam musieli spędzać sylwestra! Potem wybrali się na narty na Słowację, a teraz wymyślili ten lodowiec. Koniecznie muszą sprawdzić, jak się tam zjeżdża.
– Ileż musieli wydać na sam sprzęt! – biadolił mąż. – No a bilety? Przecież podróż samolotem to majątek! Jakby nie mogli pojechać do Zakopanego albo Szczyrku…
– A pamiętasz to wino, które piliśmy, jak zaprosili nas na obiad? – przypomniałam sobie. – Maciek potem się wygadał, że kosztowało ponad 200 złotych. Wyobrażasz sobie? 200 złotych za butelkę wina?! Masakra, jak oni mówią! A ja uważam, że to po prostu skandal!
Mąż pokiwał głową.
– No tak, ale to była przecież trzecia rocznica ich ślubu. Takiej okazji nie wypada świętować byle sikaczem – Zenek zacytował słowa syna, a potem uczciwie przyznał, że nigdy nie pił niczego równie dobrego. – Pewnie w życiu bym niczego takiego nie spróbował. I ty też sporo wypiłaś… – wytknął mi.
– A tam! – machnęłam ręką. – Ale właśnie: trzecia rocznica, a u nich żadnych oznak stabilizacji. Ani mieszkania nie mają własnego, ani nawet porządnego samochodu. Już nie mówiąc o dziecku! Wciąż tylko myślą, dokąd by tu pofrunąć, co by tu zobaczyć, gdzie wydać tę kasę, którą zarabiają. Marta nawet żartowała, że jak kiedyś obliczyli, ile spędzili czasu na pokładzie samolotu, to wyszło im, że ładnych parę tygodni.
– Lubią sobie pobujać w obłokach, cóż zrobić – westchnął mąż. – Ale są przecież dorośli.
– Dorośli! – prychnęłam z niechęcią. – Zero odpowiedzialności. Domek na działce na gwałt wymaga remontu! Sami nie damy rady. A Maciek jako dziecko tak lubił tam jeździć. Może jak mu powiemy, przypomni sobie, zatęskni…
– Ugotujesz dobry obiadek – zatarł ręce Zenek. – Zjemy, pogadamy przy winku. Co prawda, nie takim za kilkaset złotych, ale czy te bułgarskie takie złe?
Nie wytrzymałam. Puściły mi nerwy…
Przyszli w odwiedziny w niedzielę, jak zwykle czymś okropnie podekscytowani:
– Ale nam się udało! – od wejścia krzyknął Maciek.
– Pewnie dostaliście tani kredyt na mieszkanie? – chciałam od razu sprowadzić rozmowę na właściwe tory.
Popatrzyli po sobie mocno zmieszani.
– Kredyt? Eee, nie! Tylko Marta znalazła w internecie supertanią ofertę przelotu do Ameryki Południowej…
– No nie, tam was jeszcze nie widzieli?! – krzyknęłam, bo już puściły mi nerwy. – Opamiętajcie się wreszcie!
Mąż syknął na mnie, więc uciekłam do kuchni. „Jak do nich dotrzeć?” – pomyślałam. – Zupełnie powariowali”. Maciek poszedł za mną:
– Mamo, chyba musimy wreszcie porozmawiać – zaczął spokojnie.
– Jezus! – przeraziłam się. – Chcecie tam wyemigrować! Nas, starych, zostawić…
– Mamo, uspokój się! Nigdzie nie emigrujemy, nie mamy takiego zamiaru. Chcemy wam tylko wyjaśnić kilka spraw. Ale żeby nas zrozumieć, musicie spojrzeć na świat naszymi oczami.
– No dobrze – uspokoiłam się trochę, a potem pilnie zajęłam obiadem.
Zrozumiałam, że to ich uszczęśliwia
Jednak i tak prawie nie mogłam jeść. Zastanawiałam się, co znaczyło to „spojrzeć na świat naszymi oczami”. Wreszcie po obiedzie, przy winie i cieście, rozsiedliśmy się na kanapie. Maciek przyniósł z przedpokoju torbę z laptopem i postawił tak, żebyśmy oboje z Zenkiem widzieli ekran.
– Nigdy dotąd właściwie nie pokazywaliśmy wam filmów z miejsc, w których byliśmy. Zawsze ten brak czasu, pośpiech. A warto, żebyście popatrzyli.
No to patrzyliśmy. Faktycznie – było co podziwiać! I oni na tych zdjęciach tacy szczęśliwi…
– Synku – stwierdził mąż, wzdychając – powiem szczerze: Ja już do Ameryki Południowej nie dolecę! Serce, wiesz przecież, po zawale, a to taki długi lot. Ale cieszę się, że ty polecisz za mnie. I za mamę.
Kopnęłam go pod stołem:
„Zdrajca! A nasza umowa?” – pomyślałam. Potem jednak Marta pokazała mi, jak śmiga po zboczu. Ja nigdy nawet nart nie przypięłam! Nie z moim artretyzmem…
– Wiesz co, Tereniu, tak sobie myślę… Niech oni sobie pobujają jeszcze w tych obłokach, póki młodzi i zdrowi – westchnął mąż, kiedy syn z synową wyszli. – Pamiętasz, my też marzyliśmy o dalekich podróżach. Nam się nie udało, więc niech przynajmniej oni zobaczą świat. A domek na działce nie zając, poczeka.
Czytaj także:
„Nie dałam Grześkowi rozwodu, ale on i tak ożenił się z inną. Zachciało mu się oszustwa, to niech teraz płaci za błędy”
„Przyjaciółka lubi rozstawiać ludzi po kątach. Nikt jej nie lubi, choć jest dobrą osobą. Czy to dlatego nie ma męża?”
„Emerytura i >>syndrom pustego gniazda<< spędzały mi sen z powiek. Nie chciałam stać się staruchą bez werwy i wigoru”