„Syn wysłał mnie do domu opieki. Byłam zła, dopóki nie zaczęłam użyczać swojego materaca przystojnemu dziadkowi”

starsza para fot. Adobe Stock, rh2010
„Znajomość z Tadeuszem rozwijała się w zawrotnym tempie, aż wreszcie stało się to, co było nieuniknione – wylądowaliśmy w łóżku. Kto by się spodziewał, że na stare lata w głowie mi będzie baraszkowanie. Kiedy leżeliśmy obok siebie na moim materacu nadzy i cudownie zmęczeni, chichotałam jak nastolatka przyłapana przez rodziców na gorącym uczynku”.
Listy od Czytelniczek / 07.12.2023 18:30
starsza para fot. Adobe Stock, rh2010

Mój syn nigdy nie czuł się związany z rodziną, czego zupełnie nie rozumiem. Uważam, że z mężem daliśmy mu wszystko – zwłaszcza że nie mieliśmy więcej dzieci. Dwukrotnie poroniłam, więc kiedy Marcinek przyszedł na świat, chuchaliśmy na niego i dmuchaliśmy. Teraz, gdy zostałam sama i schorowana, nie mogę na niego liczyć.

Syn mi nie pomagał

Mój mąż odszedł 10 lat temu – zabrał mi go rak. Nie było łatwo pogodzić się z jego śmiercią. Udało mi się to dzięki moim serdecznym przyjaciółkom, które okazały mi mnóstwo wsparcia. Niestety, od tamtej pory zaczęłam podupadać na zdrowiu. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że na co dzień nie mam wsparcia ze strony syna.

Mieszka daleko ode mnie. Doskonale zdaję sobie sprawę z wynikających z tego ograniczeń, ale on zachowuje się tak, jakby kontakt ze mną w ogóle go nie interesował. Dzwoni raz na tydzień, a nawet i rzadziej, nie ma też czasu odwiedzać matki. Jak wpadnie raz na kwartał, to jest to święto.

Kiedyś zapytałam, dlaczego nie zabierze mnie do siebie – ma duży dom, w którym bez problemu znalazłby się cichy kąt dla mnie. Taka opcja nie przypadła mu do gustu, bo od razu zaczął kręcić nosem i wymyślać jakieś głupie wymówki. W lot pojęłam, że wcale mnie nie chce u siebie. Doszedł jednak do wniosku, że idealnym rozwiązaniem dla mnie byłby dom opieki.

Chciał mnie oddać do domu opieki

Pomysł Marcina początkowo wydawał mi się okropny i naprawdę byłam zła, że wpadł mu do głowy. Kiedy po raz pierwszy wspomniał o domu opieki, dosłownie zamarłam.

– Chcesz tam oddać własną matkę? – miałam łzy w oczach, bo nie wierzyłam, że mój syn jest zdolny do czegoś takiego.

– A widzisz jakieś inne rozwiązanie? – od razu się zdenerwował. – Tylko pomyśl, to jest logiczne. Z Anką nie jesteśmy w stanie wziąć cię do siebie, a twoje problemy ze zdrowiem się pogłębiają. Tam przez całą dobę będziesz mieć fachową opiekę.

Tłumaczył, że on i żona non stop są w rozjazdach, bo taką mają pracę – właśnie z tego względu do tej pory nie zdecydowali się na dziecko, a co dopiero mówić o sprawowaniu opieki nad osobą w podeszłym wieku.

– Powiedz wprost, że chcesz mieć z głowy starą matkę – nie wytrzymałam i się rozpłakałam.

– Mamo, dobrze wiesz, że to nie jest tak – westchnął głęboko. – Masz po tacie niezłą emeryturę, więc można poszukać lepszego ośrodka bliżej mojego miejsca zamieszkania.

Musiałam to przemyśleć

Nie potrafiłam w ogóle sobie wyobrazić, że mogłabym funkcjonować w tego typu przybytku. Marcin wyjaśniał, że jeśli dom opieki znajdowałby się niedaleko niego, to on byłby w stanie częściej się ze mną widywać. Nie bardzo mu wierzyłam, niemniej ziarno zostało zasiane i zaczęłam się nad tym zastanawiać.

Prawda jest taka, że młodsza nie będę. Wdrapanie się na trzecie piętro w bloku bez windy przychodzi mi z coraz większym trudem. O zrobienie drobnych zakupów niekiedy proszę sąsiadkę, ale ona też nie zawsze jest w domu. Poza tym nie chcę nadużywać jej uprzejmości. Bywają takie dni, że nie mam siły podnieść się z łóżka, bo wszystko mnie boli. Poza tym mam kłopoty z sercem. Niełatwo przyznać przed sobą, że latka lecą, a zdrowie się sypie.

Początkowo odczuwałam w stosunku do Marcina złość, niemniej im częściej rozmyślałam nad jego propozycją, tym bardziej skłaniałam się do przyznania mu racji. Któregoś dnia zadzwoniłam do syna, aby oznajmić mu, żeby zajął się poszukiwaniami odpowiedniego ośrodka.

– Jesteś tego pewna? – dopytywał. – Wiesz, żeby potem nie było gadania, że jestem wyrodnym dzieckiem.

– Tak, jestem pewna – potwierdziłam.

– Dobrze, w takim razie się tym zajmę. Chwilę to potrwa.

Miałam mieszane uczucia

Dwa tygodnie później przyjechał, żeby pokazać mi prospekty i pomóc w podjęciu ostatecznej decyzji. Z jednej strony poczułam ulgę, bo o wiele rzeczy nie będę musiała się martwić, w tym o całodobową opiekę medyczną. Jednakże z drugiej strony było mi najzwyczajniej w świecie przykro, bo to oznacza rozluźnienie kontaktów ze koleżankami i kolegami, których mam tutaj. Ile z tych znajomości przetrwa? Wiem, że w dobie smartfonów i internetu jest to znacznie prostsze, niż kiedyś, ale to nie samo, co spotkania na żywo.

– Nie martw się – Marcin starał się wejść w rolę pocieszyciela – tam poznasz sporo nowych ludzi.

W końcu nadszedł dzień, gdy trzeba było się spakować i opuścić mieszkanie. Marcin obiecał, że zajmie się sprawą najmu, a uzyskane z tego tytułu środki będzie przelewał na moje konto. Nie miałam innego wyjścia, jak przystać na ten układ.

Inaczej to sobie wyobrażałam

Dom opieki jawił się w moich wyobrażeniach jako umieralnia dla staruszków. Nie mam bladego pojęcia, jak jest w państwowym placówkach, ale ja akurat trafiłam do prywatnego ośrodka. Nie należał do tanich, lecz na szczęście było mnie na niego stać. Poza tym Marcin obiecał, że w razie czego dorzuci co nieco, więc będzie dobrze. To prawda, że w tego typu miejscach nie brakuje ludzkich dramatów, lecz medal zawsze ma dwie strony. Szybko się przekonałam, że jest tutaj sporo osób, które pragnęły mieć spokój i fachowe wsparcie. Pomyślałam zatem, że wcale nie będzie tak źle, jak mi się wydawało, co zresztą prędko znalazło potwierdzenie w rzeczywistości.

Parę dni zajęło mi przyzwyczajenie się do nowego miejsca. Byłam przejęta i zdenerwowana, ale też zaciekawiona. Nie od razu zauważyłam, że odkąd pojawiłam się w domu opieki, przygląda mi się pewien pan. Zebrał się w końcu na odwagę i się przedstawił – miał na imię Tadeusz. Był w moim wieku, a jego sytuacja przypominała moją.

Życie tutaj kwitło

Spodobał mi się – był nie tylko przystojny, ale też błyskotliwy, inteligentny i kulturalny. Dobrze się nam rozmawiało. Początkowo czułam się przy nim nieco skrępowana, bo odzwyczaiłam się od męskiego towarzystwa. Nie przypuszczałam zresztą, że jeszcze kiedykolwiek będę adorowana przez mężczyznę – podobnie jak chyba znakomita większość kobiet w moim wieku pogodziłam się z tym faktem, zupełnie zapominając o tym, że życie lubi zaskakiwać. Jak się okazało, towarzyskie życie w ośrodku kwitło w najlepsze, a flirty były na porządku dziennym.

– Krysiu, jesteś cudowną, pełną ciepła osobą – powtarzał Tadeusz. – Niepotrzebnie jesteś dla siebie tak surowa.

Doszłam do wniosku, że ma rację. Zawsze odmawiałam sobie nawet drobnych przyjemności, ponieważ na pierwszym miejscu stawiałam męża i syna. Funkcjonowałam w przekonaniu, że rezygnowanie z własnych potrzeb jest powinnością każdej kobiety, która ma rodzinę. Tadeusz krok po kroku przekonywał mnie, że wcale nie jestem gorsza od innych. Do licha, przecież nie wiem, ile życia mi jeszcze zostało. Mój mąż nie żyje, a Marcin jest dorosły i nie muszę już mu matkować. Dałam się zatem wciągnąć w wir nowych znajomości, plotek i pikantnych żarcików. Ku swojemu zdumieniu odkryłam, że sprawia mi to ogromną przyjemność.

Ta znajomość nabrała rumieńców

W głębi duszy byłam niezmiernie wdzięczna Marcinowi za to, że wpadł na pomysł wysłania mnie do domu opieki. Postanowiłam, że gdy przyjedzie w odwiedziny, powiem mu o tym. Moja znajomość z Tadeuszem rozwijała się w zawrotnym tempie, aż wreszcie stało się to, co było nieuniknione – wylądowaliśmy w łóżku. Kto by się spodziewał, że na stare lata w głowie mi będzie baraszkowanie. Kiedy leżeliśmy obok siebie na moim materacu nadzy i cudownie zmęczeni, chichotałam jak nastolatka przyłapana przez rodziców na gorącym uczynku.

– Lubię twój śmiech – Tadeusz pogłaskał mnie po policzku.

– A ja lubię ciebie – uśmiechnęłam się do niego.

Miałam wrażenie, że znowu jestem młodą dziewczyną, którą stać na robienie szalonych rzeczy. Tadeusz stał mi się niezwykle bliski – zarówno jako kochanek, jak i przyjaciel i rozmówca. Nie chcę myśleć o tym, co będzie dalej – wiadomo, lat nam przybywa, a kłopoty natury zdrowotnej potrafią ostro dawać się we znaki. Nie ma jednak sensu zastanawiać się, co wydarzy się za tydzień, miesiąc czy dwa. Będzie, co ma być.

Tymczasem oboje korzystamy z tego, co jest teraz – to sprawia, że jesień życia nabrała fantastycznych kolorów. To, przed czym tak bardzo się wzbraniałam – czyli przed pobytem w domu opieki – stało się istnym błogosławieństwem. Dziękuję panu Bogu za Tadeusza – liczę, że będziemy swoją obecnością cieszyć się jak najdłużej.

Krystyna, 69 lat

Czytaj także: „Od 20 lat romansuje z kobietami w całej Europie. Myślałem, że żona jest nieświadoma tego faktu. Uważałem ją za naiwną” „Mąż zarabiał dużą kasę, a ja o nic nie pytałam. Taka była umowa. Teraz odkryłam, że od 10 lat żyję ze złodziejem”
„Moje wesele było pokazem kiczu i obciachu. Sprośne zabawy i obsceniczne komentarze to jedyne co zapamiętam z tego dnia”

 

Redakcja poleca

REKLAMA