Egipt, środek lata, piękne okoliczności przyrody, no i on. Nie rozstawaliśmy się na krok. Czułam, że wreszcie trafiłam na właściwego faceta. Po powrocie do Polski kontynuowaliśmy naszą znajomość.
Dominika nie zniechęcił nawet fakt, iż mieszkaliśmy w różnych miejscowościach. Dzieliło nas ponad dwieście kilometrów, ale on pokonywał ten dystans w niespełna dwie godziny.
Po pół roku znajomości wiedzieliśmy na pewno, że chcemy być razem. Dominik przyjechał do moich rodziców swoim bmw obładowany prezentami jak na gwiazdkę. Ojcu podarował luksusowy koniak w olbrzymiej butelce, mamie gigantyczny bukiet róż i perfumy. Rodzice byli zachwyceni. Przede mną padł na kolana i wręczył piękny pierścionek z prawdziwym brylantem. Kilka miesięcy później zostałam jego żoną. Byłam szczęśliwa.
Mieliśmy wyraźny podział ról
Ja prowadziłam dom, oczywiście nie sama, miałam gosposię do pomocy, Dominik utrzymywał rodzinę. W domu nie brakowało pieniędzy. Nigdy nie interesowałam się tym, co robi mój mąż. Taka była między nami umowa. Wiedziałam, że jest biznesmenem, i to mi wystarczało.
– Bożenko, kochanie – powiedział mi zaraz po ślubie. – Ja ciężko pracuję, żebyśmy żyli na poziomie, ale gdy wracam do domu, pracę zostawiam na progu.
Bardzo mi odpowiadało takie postawienie sprawy. W końcu od tego jest mężczyzna, żeby zarobić na dom, a jak to robi, to jego sprawa. Nigdy więc nie rozmawialiśmy o interesach mego męża.
Za naszą posesją rozciągał się las także należący do rodziny. Były tam budynki gospodarcze. Jakieś warsztaty i garaże, do których bardzo często wjeżdżały samochody ciężarowe. Sądziłam, że mój mąż pracuje w transporcie, ale zgodnie z umową o to go nie pytałam.
Oboje lubiliśmy przyjmować gości i często organizowaliśmy huczne przyjęcia. Najwięcej ludzi przyjeżdżało z okazji urodzin Dominika. Mój mąż mówił, że są to jego przyjaciele i znajomi biznesmeni. Czasami dziwiło mnie, że niektórzy z gości wyglądali bardziej na strażników z siłowni niż na przedsiębiorców. Muszę jednak przyznać, że wszyscy byli dobrze ubrani, przyjeżdżali pięknymi samochodami i byli dla mnie bardzo mili. To mi wystarczało.
Cieszyliśmy się, że mamy syna
Półtora roku po ślubie urodził się nasz syn Bartosz. Oboje z Dominikiem byliśmy szczęśliwi. Chcieliśmy, żeby nasz syn dostawał wszystko, co najlepsze. Uważaliśmy, że nasze dziecko na to zasługuje. Obiecałam sobie, że wychowam Bartosza na wielkiego człowieka, takiego, którego wszyscy będą podziwiać i będą mu się kłaniać.
Widziałam, że Dominik jest bardzo dumny z syna. Cieszyło mnie to. Gdy Bartosz skończył pięć lat, często zabierał go do garażu, gdzie obaj grzebali przy samochodach. Według mnie to prawdziwie męskie zajęcie.
– Bartosz, jak dorośnie, będzie mi pomagał – chwalił się mój mąż, który kiedyś był mechanikiem, a teraz chciał swoją wiedzę przekazać synowi. – Przejmie interes.
Widziałam, jak Bartosz – mimo że malutki – z wypiekami na twarzy słucha ojca.
Policja przeszukiwała dom
Pewnego dnia pojawiła się policja. Bartosz był w tym czasie w szkole. Dominika akurat nie było w domu. Wyjechał gdzieś w interesach. Funkcjonariusze pokazali mi jakiś papier, że niby jest to nakaz, i zaczęli buszować po całym domu. Nie wiem, czego szukali, ale chyba niczego nie znaleźli. Trwało to kilka godzin. Cały czas dopytywali się, gdzie jest Dominik i kiedy wróci. Nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie. Widziałam po ich twarzach, że mi nie wierzą.
Funkcjonariusze przeszukiwali każdy zakamarek domu, robili przy tym koszmarny bałagan. W gabinecie mego męża znaleźli sejf. Był za książkami, co mnie bardzo zdziwiło.
Policjanci koniecznie chcieli, żebym natychmiast podała im szyfr. Nie wierzyli, że pierwszy raz widzę tę skrytkę. Jeden z nich nawet groził, że oskarżą mnie o utrudnianie śledztwa. Wtedy nie wytrzymałam nerwowo i się rozpłakałam.
– Jak mam wam podać jakiś szyfr, skoro pierwszy raz na oczy widzę ten sejf?! – byłam przerażona i wściekła, bo rozmazałam sobie makijaż. – To są sprawy męża, ja w to nie wnikam, taką mamy umowę! – wpadłam w histerię i ostatnie słowa wykrzyczałam, szlochając.
Chciałam wiedzieć, co się dzieje
Było już bardzo późno, gdy policjanci opuścili dom. Kilkanaście minut potem pojawił się Dominik.
– Była u nas policja – krzyczałam rozżalona na męża. – Czy możesz mi wytłumaczyć, dlaczego zaglądali do każdego kąta w naszym domu? Oni chcieli mnie oskarżyć o utrudnianie śledztwa. Jakiego śledztwa? O co tu chodzi?! Czy ty wiesz, jak ja się bałam?! Dominik, powiedz coś! – wrzeszczałam na całe gardło.
– Kochanie…
Dominik wziął mnie za rękę i spokojnym głosem, patrząc mi prosto w oczy, tłumaczył:
– Prowadzę różne interesy. Nie wszyscy mnie lubią, nie wszystkim się podoba, że mamy dużo pieniędzy, że stać na ładny dom, piękny ogród i basen. Wielu zazdrości, że często zmieniamy samochody. Wystarczy, że coś się komuś nie spodoba, jest drobny donos i mamy policję na karku. Rozumiesz teraz, co się stało? – spytał na koniec.
– Ale co będzie, jeśli sytuacja się powtórzy? – spytałam. – Co ja mam robić? Oni koniecznie chcieli, żebym im podała jakiś kod do sejfu. Co ty masz w tym sejfie?
– Jak to co? – zdziwił się mój mąż. – To, co się trzyma w sejfie – trochę pieniędzy i ważne dokumenty. Jeśli bardzo chcesz, podam ci kod, ale już dawno miałem zlikwidować tę skrytkę, więc nie będzie ci potrzebny.
Coraz bardziej się bałam
– Oni tu wrócą. Ja się boję. Co ja mam wtedy robić? – pytałam przestraszona.
– Jeśli mnie nie będzie, wpuścisz policję, usiądziesz w fotelu i będziesz spokojnie patrzeć na to, co robią. Tobie nic nie grozi, Bartoszowi także! Obiecuję, kochanie, że postaram się, żeby to się więcej nie powtórzyło. Pojadę na posterunek i wszystko wyjaśnię.
Kochałam Dominika i uwierzyłam w to, co mówił. Uwierzyłam, że niezadowolony kontrahent niesłusznie oskarżył mojego męża, stąd wizyta policji. Nie podejrzewałam, że kłamie. Do głowy mi nie przyszło, że interesy mojego męża mogą być nielegalne. Nie zdziwiło mnie nawet, gdy z warsztatów stojących w naszym lesie zaczęły wyjeżdżać samochody ciężarowe. Zresztą nigdy nie interesowałam się tym, co się tam dzieje.
To mi dało do myślenia
Kilka dni później w miejscowym sklepie usłyszałam przypadkowo strzęp rozmowy.
– Słyszałeś, że W. całą dziuplę opróżnił? – pytał swojego sąsiada lekko zachrypnięty mężczyzna.
– Nie było mnie akurat, roboty w mieście szukałem – odpowiedział ten drugi.
– Całą noc ciężarówkami wywozili towar! – powiedział ten pierwszy. – Sporo tego było. Sraczki dostał, bo policja u niego była. Do chałupy nie wrócił. Cały dzień w samochodzie, w krzakach przesiedział…
To był szok. Zrezygnowałam z zakupów. Przez lata nie interesowałam się pracą Dominika, ale byłam pewna, że mój mąż prowadzi legalny biznes. W sklepie mówiono o opróżnianiu dziupli. Przypomniałam sobie, jak całą noc do naszego lasu jeździły ciężarówki. Wiedziałam, co to dziupla… Czyżby mój Dominik prowadził dziuplę?
– Gdzie jest mój mąż? – spytałam gosposię.
– Wziął Bartoszka i poszli do garażu – odpowiedziała.
Gosposia wyznała mi prawdę
– Pani Małgosiu – zawsze starałam się być grzeczna wobec gosposi. – Pani tu mieszka od urodzenia, prawda? Niech mi pani coś powie o rodzinie mojego męża.
– Eeee, o czym gadać – gosposia próbowała się wykręcić.
– Pani Małgosiu, proszę – starałam się ją przekonać. – Bardzo mi zależy, ze względu na Bartoszka, przecież pani go lubi. Nikomu nie powiem, skąd wiem.
– U nas wszyscy tę rodzinę znają od lat. Powiem pani – gosposia usiadła w kącie kuchni – że to złodzieje są. Zawsze byli. Dziadek Dominika, Antoni, to koniokradem był, bydło kradł i mięsem handlował. To wiem od swojego dziadka. Oni się znali. Stary Antoni to był złodziej honorowy, bo u siebie nie kradł, jeździł daleko i tam kradł. Trzeba powiedzieć, że W. dobrze się na kradzionym powodziło. Głodu nie zaznali, a i pieniądze się ich trzymały.
Syn Antoniego, Wiesław, ojciec Dominika, też był złodziejem – pani Małgorzata nalała sobie kompotu i szybko wypiła – ale on był kieszonkowiec. W mieście pracował. Wszyscy mówili, że był bardzo utalentowany. Mój tato mi opowiadał, jak Wiesiek jednemu przechodniowi w mieście zegarek z ręki zdjął, gdy się mijali na ulicy. Tamten niczego nie zauważył. Taki był zdolny ten Wiesław. Kilka razy siedział w więzieniu, ale jak tylko wychodził na wolność, wracał do swego zawodu. Mówił, że nic innego nie umiał robić. Tłumaczył się, że okrada tylko tych, co dużo mają.
– A Dominik? – spytałam z nadzieją w głosie, choć wiedziałam jaka będzie odpowiedź.
– Dominik, proszę pani, miał zostać mechanikiem – opowiadała gosposia. – Nawet do takiej szkoły poszedł. Potem okazało się, że bardziej go interesuje, jak ukraść samochód, niż jak go naprawić. Mówią, że jest mistrzem, dobrze wie, jak otworzyć i uruchomić każde auto. To on wybudował ten dom. Dzisiaj sam już nie kradnie, on zamawia samochody, przerabia je w warsztacie i sprzedaje. Ja to wszystko wiem, bo mój brat pracuje w waszym warsztacie. Zresztą wielu sąsiadów u Dominika robi. Ten samochód, co pani nim jeździ, to też kradziony. Przepraszam, muszę iść do garów, bo zaraz obiad – zakończyła gosposia.
– Chwileczkę, a co robi Bartoszek z Dominikiem w warsztacie? – spytałam naiwnie.
– Dominik uczy Bartoszka otwierać auta – powiedziała szeptem Małgorzata. – Wiem, bo sama widziałam.
Nasz syn miał być następcą
Cios silny jak kopnięcie konia. Nie mogłam uwierzyć. Dominik uczy naszego syna, jak ukraść auto?! Przecież chłopak na dopiero osiem lat! Boże! Co ja najlepszego zrobiłam?! Wyszłam za złodzieja!
Zrozumiałam, że wizyty policji w naszym domu będą się powtarzały. Kto wie, co się może jeszcze wydarzyć! Nie chcę być żoną przestępcy! Nie mogę pozwolić, by mój syn został złodziejem, nawet najlepszym w swoim fachu!
Po cichu zajrzałam do garażu. Bartosz stał obok ojca przy moim audi. Dominik zatrzasnął drzwi, zamknął je na kluczyk i błyskawicznie otworzył samochód.
– Tato, pokaż mi to jeszcze raz – poprosił Bartosz. – Tylko powoli, żebym wszystko widział.
Byłam przerażona tym, co zobaczyłam. W głowie kłębiły mi się potworne myśli. Bartoszowi się to podoba, pewnie imponuje mu taka umiejętność! Chciałam w rozpaczy rzucić się na Dominika z pięściami, ale się powstrzymałam. To by nic nie dało. Zdałam sobie sprawę, z tego, że od dziesięciu lat żyję pod jednym dachem ze złodziejem.
Dlaczego nie zastanowiłam się, skąd Dominik ma kasę?! Jak mogłam być tak ślepa? Dlaczego byłam taka głupia?! – pytałam siebie. Boże, nie wolno mi dopuścić, żeby Bartosz kradł. Muszę przede wszystkim ratować syna – postanowiłam, ale nie wiedziałam jeszcze jak. Byłam zdruzgotana.
Bożena, 35 lat
Czytaj także: „Uwiodłem dziewczynę mojego syna. Kiedy patrzyłem na jej jędrne, młode ciało, nie mogłem się opanować”
„Po śmierci męża straciłam wigor i chęć do życia. Przypadkiem wróciłam do dawnej pasji i codzienność znów nabrała kolorów”
„Chciałam wesprzeć chorą przyjaciółkę, a spotkałam się z hejtem. Wszyscy myśleli, że robię to dla sławy”