„Syn wmówił całej szkole, że trafił szóstkę w totka. Uwierzyłem, że jesteśmy milionerami, ale euforia nie trwała długo”

ojciec upomina syna fot. Adobe Stock, JackF
„Rozsiadłem się wygodniej na krześle i zatopiłem w marzeniach. Sześć milionów! Nawet jak państwo zabierze podatek, to i tak zostanie ponad pięć. Mnóstwo pieniędzy. Na samą myśl o tym, jak teraz będzie wyglądać nasze życie, chciało mi się skakać z radości”.
/ 01.09.2022 13:15
ojciec upomina syna fot. Adobe Stock, JackF

Jestem wściekły na syna. Mam ochotę mu porządnie przylać. Nie dlatego, że narozrabiał w szkole. To jeszcze bym przeżył. Przez jego głupi wybryk myślałem przez chwilę, że jesteśmy milionerami. I cudownie się z tym czułem.

To było kilka dni temu. Właśnie przyszedłem do pracy, gdy zadzwonił telefon. Nie znałem tego numeru, więc odrzuciłem rozmowę, sądząc, że to jakaś reklama. Ale ktoś po drugiej stronie był wyjątkowo natrętny. Dzwonił i dzwonił. W końcu więc odebrałem.

– Halo? Musi pan natychmiast przyjechać do szkoły po syna! – usłyszałem zdenerwowany kobiecy głos.

– Kto mówi? – zdziwiłem się.

– O przepraszam, z tym emocji zapomniałam się przedstawić. Ewa T., dyrektorka szkoły numer 15…

– Coś się stało Adrianowi?

– Nie, na razie wszystko w porządku. Ale moim zdaniem pańskiemu synowi grozi wielkie niebezpieczeństwo. Powinien pan go jak najszybciej zabrać do domu. Albo nawet gdzieś ukryć. Kto wie, co może się stać…

– Co się stało? W co on się znowu wpakował? – przeraziłem się nie na żarty.

– To nie rozmowa na telefon. Błagam, niech się pan pośpieszy – krzyknęła i się rozłączyła.

Myślałem, że się przesłyszałem

Zwolniłem się u szefa i jak wariat popędziłam do szkoły. Dyrektorka już na mnie czekała. Gdy wszedłem do jej gabinetu, zerwała się zza biurka i przywitała się ze mną bardzo serdecznie. Byłem zaskoczony, bo zwykle traktowała rodziców uczniów wyniośle i chłodno. Tym bardziej rodziców uczniów trójkowych.

– Uff, dobrze, że pan już jest, bo my tu wszyscy od zmysłów ze strachu odchodzimy!

– Czy teraz już może mi pani powiedzieć, o co chodzi? – naciskałem.

– Adrian jest milionerem! I wie o tym cała szkoła! – wypaliła dyrektorka.

Zamurowało mnie. Na amen. Przez chwilę nie mogłem wydusić nawet słowa.

Jakim milionerem? To żart, prawda? – zapytałem, gdy już ochłonąłem.

– Nic podobnego. Najprawdziwsza prawda! – zapewniła gorąco.

– Ale jakim cudem? – wybałuszyłem oczy.

– Słyszał pan, że wczoraj w naszym mieście padła szóstka w totka? W tej kolekturze niedaleko szkoły?

– Nie. A padła?

– Tak. Wygrana sześć milionów! I to pański syn zgarnie te pieniądze. Pochwalił się przed lekcjami kilku kolegom i w szkole aż wrze.

– Nie, to niemożliwe…

– Możliwe! Nauczycielka od matematyki widziała kupon. Cyfry się zgadzają. Co do jednej. To dlatego do pana zadzwoniłam. Takie pieniądze to wielka pokusa. Ktoś może pobić Adriana albo go porwać…

– Boże drogi, gdzie jest teraz mój syn? – przestraszyłem się.

– Spokojnie. Kazałam go zabrać z klasy. Siedzi w pokoju nauczycielskim, pod opieką pana od wuefu. Ale sam pan rozumie, taka ochrona może nie wystarczyć. No i szkoła musi normalnie funkcjonować.

– Oczywiście, że rozumiem. I dziękuję. Postąpiła pani bardzo rozsądnie. Nie zapomnę tego – uśmiechnąłem się.

– To ja w takim razie pójdę po Adriana – odpowiedziała uśmiechem, poderwała się zza biurka i zniknęła za drzwiami.

Już nie była taka milutka...

Rozsiadłem się wygodniej na krześle i zatopiłem w marzeniach. Sześć milionów! Nawet jak państwo zabierze podatek, to i tak zostanie ponad pięć. Mnóstwo pieniędzy. Na samą myśl o tym, jak teraz będzie wyglądać nasze życie, chciało mi się skakać z radości.

Dyrektorka przyprowadziła Adriana po kilku minutach. Nie wyglądał na szczęśliwego.

– Co masz taką skwaszoną minę? Nie bój się, nie zgarniemy z mamą wszystkich pieniędzy z wygranej. Przyszłość masz już zapewnioną poklepałem go po plecach.

– Nie o to chodzi – zająknął się.

– A o co? Ktoś ci groził? Ukradł kupon? Mów natychmiast! – ciśnienie od razu mi skoczyło.

– Nieee… Ciągle go mam – syn podał mi biało różową karteczkę.

Rzuciłem okiem na cyfry.

– No, no jeden zakład i od razu szóstka. Urodziłeś się pod szczęśliwą gwiazdą!

– Niekoniecznie… – znowu zamilkł.

– Dlaczego?

– Bo ten kupon nie jest nic wart – szepnął.

– Jak to? Przecież cyfry się zgadzają! Nauczycielka trzy razy sprawdzała – wtrąciła się dyrektorka.

– Cyfry tak. Ale data losowania nie. To kupon na jutro. Wysłałem go dziś rano, przed szkołą – spuścił głowę.

Zerknąłem na datę. Syn mówił prawdę. Poczułem się, jak balon z którego uszło powietrze.

– Ale po co ta cała szopka? – wykrztusiłem z trudem.

– A bo miała być klasówka z matmy. Nic nie umiałem, to postanowiłem narobić sensacji w szkole. I jak widać, udało się. Wszyscy się nabrali – przyznał.

Pewnie się domyślacie, co było potem. Afera! Dyrektorka wpadła w szał. Wrzeszczała, że nie pozwoli, by jakiś gówniarz robił z niej idiotkę, dezorganizował pracę w szkole. I że Adrian będzie miał obniżoną ocenę ze sprawowania.

Niech pan przemówi synowi do rozumu, bo inaczej źle skończy – powiedziała na koniec i wyprosiła nas za drzwi.

Już nie było taka serdeczna, jak jeszcze kilka minut wcześniej.

Przemówiłem synowi do rozumu. A jakże. Ma na miesiąc szlaban na komputer i telefon. Ale oprócz tego mam ochotę mu porządnie przylać. Za to, że przez niego zacząłem bujać w obłokach. A upadek z tych obłoków był bardzo bolesny… 

Czytaj także:
„Przyjaciółka wprosiła się i zrobiła z mojego mieszkania hotel. Nie miała dla mnie czasu, bo uganiała się za facetami”
„Córka jest mądrą dziewczyną, a związała się z chłopakiem po zawodówce. Ten prostak na pewno sprowadzi ją na złą drogę”
„Wszyscy zazdrościli przyjaciółce idealnego męża. Gdy trochę popił, maska opadła i zobaczyliśmy jego prawdziwą twarz”

Redakcja poleca

REKLAMA