„Wszyscy zazdrościli przyjaciółce idealnego męża. Gdy trochę popił, maska opadła i zobaczyliśmy jego prawdziwą twarz”

mąż i żona się kłócą fot. Adobe Stock, Kateryna
„Patrzyłam na niego i nie mogłam rozpoznać w nim faceta z klasą, którego znałam dotąd. Uprzejmego, szarmanckiego, grzecznego, rozkochanego w swojej żonie. Tak go zawsze za to podziwiałam. Teraz jednak zastanawiałam się, czy on naprawdę jest taki elegancki i mądry, czy tylko takiego zawsze udawał”.
/ 28.08.2022 15:15
mąż i żona się kłócą fot. Adobe Stock, Kateryna

Gdy tylko weszli, już wiedziałam, że coś jest nie tak. On przywitał się z nami jeszcze chłodniej niż zazwyczaj. Uścisnął rękę mojemu mężowi, a potem przyłożył swój policzek do mojego. Nie spojrzał mi nawet w oczy, tylko od razu zaczął zdejmować płaszcz. Ona natomiast starała się przykryć jego chłód. „Jak dobrze was widzieć, jak świetnie wyglądacie, jak się cieszę, że nas zaprosiłaś…” – powtarzała w kółko, a ja udawałam, że nie dostrzegam, jej nerwowego uśmiechu. Nie zwracali na siebie nawzajem uwagi, dopóki on nie sięgnął po jej płaszcz.

– Daj… – powiedział.

Sama sobie poradzę – mruknęła.

Udawałam, że niczego nie dostrzegam. Że witam ich takich jak zawsze, czyli uśmiechniętych, rozkochanych w sobie, szczęśliwych i rozpieszczonych sukcesami.

Widać było, że coś wisi w powietrzu

Tak właśnie postrzegaliśmy ich z mężem, tak odbierali ich wszyscy nasi znajomi. Iza i Marek byli jedną z tych par, która swoim życiem zawstydza pozostałych. On – właściciel firmy transportowej, ona urzędniczka w magistracie. Mają prawie dorosłego już syna, duży dom, piękne samochody, ekstra ciuchy i co rusz uciekali gdzieś z kraju w egzotyczne zakątki świata. Ona była szczupła, a on przystojny, z modną bródką. Nigdy nie dali po sobie poznać, że mają jakiekolwiek problemy. Zazdrościliśmy im, ale jednocześnie zastanawialiśmy się często, czy są prawdziwi…

Dziś jednak Iza i Marek boczyli się na siebie i tylko ślepy by tego nie zauważył.

– Czy ja dobrze widziałem? – szepnął mój mąż, gdy już poszli do salonu.– Nie mogę uwierzyć… – uśmiechnął się.

– Adam, proszę cię. Co w tym śmiesznego..?

– To nie jest śmieszne. To jest… pocieszające. No, wiesz… Że oni też się kłócą. Jak my. Jak ja i ty… – szczerzył się głupawo.

– Przestań. Zanieś chleb na stół i może ich jakoś zagadaj. Albo dopilnuj, żeby ktoś ich zagadał…. Albo najlepiej zrób już drinki.

Adam zaniósł chleb, postawił alkohol na stół i przygotował każdemu, co tam było mu trzeba. Panowie zażądali wódeczki, dziewczynom trzeba było wymieszać coś kolorowego. Ale nie Izie – nie dziś! Iza postanowiła pić z kieliszka.

– Jesteś pewna? – zapytał ją Marek, a ona spojrzała na niego jeszcze chłodniej niż przy zdejmowaniu płaszcza.

Wtedy właśnie zorientowali się wszyscy. Co rusz ktoś ze znajomych przychodził do kuchni i szeptem dawał upust swojemu zaskoczeniu. Starałam się być lojalna wobec moich gości i bagatelizowałam sprawę, obracałam w żart, ucinałam rozmowę. Ale gdy już siadłam ze wszystkimi, zrozumiałam, że problem jest poważny.

Przez dobre trzy, cztery godziny imprezy emocje buzowały pod powierzchnią. Mimo kolejnych toastów, Iza i Marek nie zapominali o konflikcie przyniesionym z domu. Wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że im bardziej mają w czubie, tym bardziej ten konflikt się zaostrza. Niewypowiedziana wojna toczyła się na drobne złośliwości, uwagi i pretensje.

– Iza, zjedz coś. To niegrzeczne, że tak siedzisz z pustym talerzem!

– Jadłam już – odpowiedziała z wyraźnym zakłopotaniem na twarzy.

Była szczupła, ale wszyscy wiedzieliśmy, że nieco zbyt obsesyjnie dba o tę swoją figurę.

– Sałatę tylko. A tu bigosik, biała kiełbaska, zobacz! – podtykał jej pod nos kolejne salaterki.

– Marek! – syknęła.

– Nie możesz się wiecznie odchudzać…

Iza wstała, przeprosiła i poszła do toalety. Znów trzeba było szybko zagadać czymś kłopotliwe milczenie. Marek siedział przy stole już nieźle wstawiony i zajadał się z miną zwycięzcy.

W końcu wybuchła bomba

Patrzyłam na niego i nie mogłam rozpoznać w nim faceta z klasą, którego znałam dotąd. Uprzejmego, szarmanckiego, grzecznego, rozkochanego w swojej żonie. Tak go zawsze za to podziwiałam – nawet mimo tego, że był jednak trochę zbyt zarozumiały. Teraz jednak zastanawiałam się, czy on naprawdę jest taki elegancki i mądry, czy tylko takiego zawsze udawał.

Iza zresztą też nie była podobna do samej siebie. Zazwyczaj męża chwaliła, za każdym razem łapiąc go pod ramię, jakby chciała zaznaczyć, że ten rarytas należy tylko do niej. Zawsze sprawiała wrażenie spełnionej i zadowolonej. Nigdy o ty nie rozmawiałyśmy, ale byłam pewna, że Marek jest doskonałym mężem. A teraz?

Teraz, gdy wróciła z toalety, na jej twarzy malowały się emocje, których nigdy wcześniej u niej nie widziałam. Była wściekła i zawstydzona. Do tego stopnia, że siadła i z nikim nie rozmawiała. W końcu, żeby ukryć wzburzenie, sięgnęła po telefon. Minęły może dwie albo trzy minuty, aż Marek nie wytrzymał.

– To niegrzeczne, tak się gapić przy ludziach w telefon – syknął.

Już mi dzisiaj raz uwagę zwróciłeś…

– Zrobię to jeszcze raz, jeśli będzie trzeba.

– Dostałam esemesa od syna – syknęła.

– Chcę zobaczyć, co pisze…

– A co tam u niego? – wtrąciła jedna ze znajomych, która najwidoczniej uznała, że będzie to dobry temat, by ich pogodzić.

Myliła się.

– Zrezygnował ze studiów. Rzucił je i chce iść do roboty. Głupi szczeniak! – odpowiedział Marek i nalał sobie wódki.

– Bo go do tych studiów zmusiłeś. Uczyłby się dalej, gdybyś go puścił na historię, tak jak chciał. Ale dla ciebie historia nie dość dobra! „Że nic z tego nie będzie, że nie ma z tego chleba” – Iza parodiowała jego ton. – Kazałeś mu iść na to cholerne zarządzanie!

– Nie kazałem. Namawiałem.

– Kazałeś! Wszystkim rozkazujesz! – Iza pierwszy raz tego wieczora krzyknęła.

Wszyscy zamarli.

– Bo beze mnie byście zginęli. Ja was utrzymuję!  Bo ty lenisz się w biurze. Nawet na waciki nie zarobisz, a chciałabyś o wszystkim decydować! – przywalił z grubej rury.

– Ty za to jesteś tak przemęczony, że nie potrafisz zaspokoić kobiety! – wykrzyczała pijana i rozgoryczona Iza.

To ja już wolę swojego prostolinijnego Adasia

Cała ta kłótnia była czymś absolutnie niespodziewanym, i to, co wydarzyło się w te kilka sekund, zupełnie nami wstrząsnęło. Marek gdy tylko usłyszał te słowa, puścił widelec i uderzył Izę na odlew w policzek. Uderzenie było silne i towarzyszył mu okropny, stłumiony dźwięk.

Wstałam z krzesła i zamarłam.

Iza odgarnęła włosy i spojrzała na męża tak, jakby chciała go zabić. W jej spojrzeniu nie było zaskoczenia. Zupełnie tak, jakby już kiedyś się to zdarzyło. Nie raz, nie dwa… Przez moment wpatrywała się w Marka z wściekłością, a potem wstała i wyszła. Ruszyłam za nią, ale ona tylko złapała płaszcz, wsunęła buty i wybiegła z domu.

– Iza! – zawołałam za nią na klatce, a wtedy minął mnie Marek.

Zamknęłam za nimi drzwi i poszłam do gości. Oni już rozmawiali, jeden przez drugiego. Byli zszokowani, oburzeni, zdumieni. Powtarzali, przekrzykując się, że nie mogą uwierzyć, że to przecież takie dobre małżeństwo…

Panowie natomiast tłumaczyli się, że nie zareagowali w żaden sposób. Rozumiałam ich – byli równie zszokowani jak my, dziewczyny. Dopiero teraz zaczynało do nas docierać, co naprawdę zaszło. Już nie udało się na tej imprezie przejść do innego tematu. Nawet jeśli na moment zajęliśmy się czymś innym, to co chwilę ktoś znów wspominał z niedowierzaniem: „czy to pierwszy raz?”, „co ona teraz zrobi?”, „czy będą razem?”, „czy powinniśmy coś zrobić, zgłosić na policję, zadzwonić do Izy?”.

Spróbowałam się z nią skontaktować jeszcze tego samego wieczora, ale nie odbierała już ode mnie telefonów. W sumie nie dziwiłam się. Taki wstyd… Jednocześnie się o nią martwiłam. Dopiero na drugi dzień jedna ze znajomych powiedziała mi, że wszystko z nią w porządku.

To był ostatni raz, kiedy widziałam ją i jego. Dziś mijają od tego czasu dwa miesiące i wiem tylko od znajomych, którzy są z nimi znacznie bliżej, że Iza z Markiem jakoś się dogadali. Że żyją razem i dalej sprawiają wrażenie małżeństwa bez skazy… Straszne. Dziwne i straszne! To już wolę to, co mam z moim Adamem – sporadyczne kłótnie i okazyjne złośliwości. Takie jak w każdym normalnym małżeństwie. Bez udawania idealnej pary.

Czytaj także:
„Żałuję, że zgodziłam się na rozwód. Trzeba było walczyć, iść na terapię… Teraz wszystko stracone, a on należy do innej”
„Urzędniczka popełniła błąd, ale to mnie i mojego męża oskarżono o oszustwo. Poszłam na wojnę ze skarbówką i... wygrałam”
„Żona zarabia 3 razy więcej niż ja. Czuję się jak nieudacznik i jestem pewien, że zaraz wymieni mnie na lepszy model"

Redakcja poleca

REKLAMA