Nie widziałam się z Ewą, odkąd wyjechała z Polski, czyli jakieś cztery lata. Miałyśmy jednak ze sobą kontakt na portalu społecznościowym, wiedziałam więc, co się u niej dzieje, a i ona wiedziała, że obroniłam licencjat i przeprowadziłam się do Krakowa. Lubiłam ją kiedyś bardzo, można powiedzieć, że byłyśmy przyjaciółkami, więc kiedy zadzwoniła, że przyjeżdża, ucieszyłam się.
– Mogłabym zatrzymać się u ciebie na kilka dni? – zapytała.
Nie widziałam żadnego problemu
Wynajmuję wprawdzie tylko kawalerkę, ale przecież może się przespać na dmuchanym materacu.
– Dmuchany materac? A nie da się wykombinować nic innego? Wiesz, mam przeciążony kręgosłup… – usłyszałam od mojej koleżanki.
Rozumiałam ją, ja także miałam kłopoty z kręgosłupem, gdy pracowałam w sklepie. Cały dzień na nogach! Wieczorami umierałam z bólu. Niestety, nie udało mi się niczego innego wymyślić, poza tym, że oddam Ewie swoje łóżko. To przecież tylko kilka dni.
Zanim przyjechała, zastanawiałam się, jakie mogę dla niej wymyślić atrakcje. W Krakowie otworzyli niedawno kilka fajnych knajpek, wyszukałam też niezły koncert. Pamiętałam, jaką muzykę lubi Ewa i miałam nadzieję, że się ucieszy. Nie chciałam także, aby czuła się samotna, kiedy ja będę w pracy przez większość dnia, więc wyprosiłam u szefowej kilkudniowy urlop.
Odebrałam Ewę z lotniska.
– Jestem wykończona lotem i chętnie bym się przespała… – powiedziała mi, kiedy dotarłyśmy do domu.
Jej lot trwał niecałe trzy godziny, i prawdę mówiąc nie podejrzewałam, że będzie zmęczona. Sądziłam, że pójdziemy gdzieś na obiad, pogadamy…
To „wcześniej”, to była 2 w nocy
– Ale tobie to chyba nie przeszkadza, skoro idziesz do pracy? – dodała Ewa.
– Nie idę. Wzięłam wolne – przyznałam.
– Aha – przyjaciółka nie wydawała się zachwycona. – I co, będziesz patrzyła, jak śpię? – skrzywiła się.
– Poczytam sobie książkę w kuchni – stwierdziłam, bo co miałam zrobić.
Sądziłam, że Ewa pośpi godzinę, może dwie, ale nie do wieczora! W dodatku gdy już wstała i wzięła prysznic, zajmując łazienkę na godzinę, oświadczyła mi, że wychodzi na miasto.
– Umówiłam się ze znajomym – wyjaśniła, gdy wyraziłam zdziwienie.
– Ale postaram się wrócić wcześniej, to sobie pogadamy – dodała szybko.
Nic dziwnego, że następnego dnia Ewa spała do południa, a potem odniosła się, delikatnie mówiąc, niechętnie do mojej propozycji pójścia na koncert.
– Ja już takiej muzy nie słucham, ale jak ty chcesz, to idź, bardzo proszę, Nie chcę ci swoim przyjazdem dezorganizować życia – stwierdziła.
Już miałam jej powiedzieć, że ja też nie słucham, a bilety kupiłam dla niej, ale zrobiło mi się głupio. Poszłam więc sama na ten koncert, a Ewa balowała, znowu do późna i nie wiadomo, gdzie. Kolejnego dnia zaproponowałam:
– Może byśmy się gdzieś razem wybrały? Znam kilka fajnych miejsc.
– Spoko! – mruknęła, nie odrywając oczu od ekranu smartfona. – A gdzie?
Wymieniłam kilka nazw, ale Ewie nie za bardzo przypadły do gustu.
– To może ty coś wybierz – powiedziałam, bo przecież to, co fajne dla mnie, nie musi być fajne dla niej.
– To może… – wymieniła jeden z modniejszych lokali w mieście i niestety, także jeden z najdroższych.
Na drugi raz będę mądrzejsza
Poszłyśmy tam na kolację. Ewa najwyraźniej uznała, że ją zaprosiłam, bo nie kwapiła się z dorzuceniem się do rachunku. Całą (naprawdę niemałą) kwotę zapłaciłam sama.
– Było miło, wiesz? – usłyszałam, gdy wyszłyśmy z lokalu. – Ty pewnie jesteś zmęczona, a ja bym jeszcze gdzieś poszła… Umówiłam się z kolegą – i Ewa zostawiła mnie na środku chodnika.
Wróciłam do domu wściekła. „Jakoś wytrzymam”– obiecałam sobie w duchu. Liczyłam na to, że kiedy ja będę chciała zwiedzić Paryż, zatrzymam się u niej. W końcu należy mi się rewanż! Jakież jednak było moje rozczarowanie, gdy cztery miesiące później Ewa… odmówiła mi gościny!
– Wiesz, w tym terminie mam akurat innych gości. W ogóle, to u mnie cały czas pomieszkuje ktoś z Polski, a mieszkanko mam małe… – usłyszałam.
Od wspólnej znajomej dowiedziałam się także, że Ewa nie chciała, abym do niej przyjeżdżała, bo nie znam francuskiego i pewnie musiałaby się mną opiekować, a nie ma na to czasu. „Pracuję! No i przecież ja od niej żadnej opieki nie wymagałam, w Krakowie byłam samodzielna” – powiedziała.
No cóż, przejechałam się na tej przyjaźni. Na drugi raz będę mądrzejsza.
Czytaj także:
„Pojechałem nad morze, żeby złowić jakąś chętną panienkę i sam zostałem upolowany. Skończyłem bez portfela i telefonu”
„10 lat temu mój kochanek zginął w wypadku, który ja spowodowałam. Każdego dnia drżałam, że jego żona zapragnie zemsty”
„Dziecięca zabawa o mały włos nie skończyła się w szpitalu. Już chyba wolę, gdy syn siedzi z nosem w laptopie”