„Przyjaciółka wprosiła się i zrobiła z mojego mieszkania hotel. Nie miała dla mnie czasu, bo uganiała się za facetami”

Kobieta oszukana przez przyjaciółkę fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Od wspólnej znajomej dowiedziałam się także, że Ewa nie chciała, abym do niej przyjeżdżała, bo nie znam francuskiego i pewnie musiałaby się mną opiekować, a nie ma na to czasu. No cóż, przejechałam się na tej przyjaźni. Na drugi raz będę mądrzejsza”.
/ 28.08.2022 17:15
Kobieta oszukana przez przyjaciółkę fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Nie widziałam się z Ewą, odkąd wyjechała z Polski, czyli jakieś cztery lata. Miałyśmy jednak ze sobą kontakt na portalu społecznościowym, wiedziałam więc, co się u niej dzieje, a i ona wiedziała, że obroniłam licencjat i przeprowadziłam się do Krakowa. Lubiłam ją kiedyś bardzo, można powiedzieć, że byłyśmy przyjaciółkami, więc kiedy zadzwoniła, że przyjeżdża, ucieszyłam się.

– Mogłabym zatrzymać się u ciebie na kilka dni? – zapytała.

Nie widziałam żadnego problemu

Wynajmuję wprawdzie tylko kawalerkę, ale przecież może się przespać na dmuchanym materacu.

– Dmuchany materac? A nie da się wykombinować nic innego? Wiesz, mam przeciążony kręgosłup… – usłyszałam od mojej koleżanki.

Rozumiałam ją, ja także miałam kłopoty z kręgosłupem, gdy pracowałam w sklepie. Cały dzień na nogach! Wieczorami umierałam z bólu. Niestety, nie udało mi się niczego innego wymyślić, poza tym, że oddam Ewie swoje łóżko. To przecież tylko kilka dni.

Zanim przyjechała, zastanawiałam się, jakie mogę dla niej wymyślić atrakcje. W Krakowie otworzyli niedawno kilka fajnych knajpek, wyszukałam też niezły koncert. Pamiętałam, jaką muzykę lubi Ewa i miałam nadzieję, że się ucieszy. Nie chciałam także, aby czuła się samotna, kiedy ja będę w pracy przez większość dnia, więc wyprosiłam u szefowej kilkudniowy urlop.

Odebrałam Ewę z lotniska.

– Jestem wykończona lotem i chętnie bym się przespała… – powiedziała mi, kiedy dotarłyśmy do domu.

Jej lot trwał niecałe trzy godziny, i prawdę mówiąc nie podejrzewałam, że będzie zmęczona. Sądziłam, że pójdziemy gdzieś na obiad, pogadamy…

To „wcześniej”, to była 2 w nocy

– Ale tobie to chyba nie przeszkadza, skoro idziesz do pracy? – dodała Ewa.

– Nie idę. Wzięłam wolne – przyznałam.

– Aha – przyjaciółka nie wydawała się zachwycona. – I co, będziesz patrzyła, jak śpię? – skrzywiła się.

– Poczytam sobie książkę w kuchni – stwierdziłam, bo co miałam zrobić.

Sądziłam, że Ewa pośpi godzinę, może dwie, ale nie do wieczora! W dodatku gdy już wstała i wzięła prysznic, zajmując łazienkę na godzinę, oświadczyła mi, że wychodzi na miasto.

– Umówiłam się ze znajomym – wyjaśniła, gdy wyraziłam zdziwienie.

– Ale postaram się wrócić wcześniej, to sobie pogadamy – dodała szybko.

Nic dziwnego, że następnego dnia Ewa spała do południa, a potem odniosła się, delikatnie mówiąc, niechętnie do mojej propozycji pójścia na koncert.

– Ja już takiej muzy nie słucham, ale jak ty chcesz, to idź, bardzo proszę, Nie chcę ci swoim przyjazdem dezorganizować życia – stwierdziła.

Już miałam jej powiedzieć, że ja też nie słucham, a bilety kupiłam dla niej, ale zrobiło mi się głupio. Poszłam więc sama na ten koncert, a Ewa balowała, znowu do późna i nie wiadomo, gdzie. Kolejnego dnia zaproponowałam:

– Może byśmy się gdzieś razem wybrały? Znam kilka fajnych miejsc.

– Spoko! – mruknęła, nie odrywając oczu od ekranu smartfona. – A gdzie?

Wymieniłam kilka nazw, ale Ewie nie za bardzo przypadły do gustu.

– To może ty coś wybierz – powiedziałam, bo przecież to, co fajne dla mnie, nie musi być fajne dla niej.

– To może… – wymieniła jeden z modniejszych lokali w mieście i niestety, także jeden z najdroższych.

Na drugi raz będę mądrzejsza

Poszłyśmy tam na kolację. Ewa najwyraźniej uznała, że ją zaprosiłam, bo nie kwapiła się z dorzuceniem się do rachunku. Całą (naprawdę niemałą) kwotę zapłaciłam sama.

– Było miło, wiesz? – usłyszałam, gdy wyszłyśmy z lokalu. – Ty pewnie jesteś zmęczona, a ja bym jeszcze gdzieś poszła… Umówiłam się z kolegą – i Ewa zostawiła mnie na środku chodnika.

Wróciłam do domu wściekła. „Jakoś wytrzymam”– obiecałam sobie w duchu. Liczyłam na to, że kiedy ja będę chciała zwiedzić Paryż, zatrzymam się u niej. W końcu należy mi się rewanż! Jakież jednak było moje rozczarowanie, gdy cztery miesiące później Ewa… odmówiła mi gościny!

– Wiesz, w tym terminie mam akurat innych gości. W ogóle, to u mnie cały czas pomieszkuje ktoś z Polski, a mieszkanko mam małe… – usłyszałam.

Od wspólnej znajomej dowiedziałam się także, że Ewa nie chciała, abym do niej przyjeżdżała, bo nie znam francuskiego i pewnie musiałaby się mną opiekować, a nie ma na to czasu. „Pracuję! No i przecież ja od niej żadnej opieki nie wymagałam, w Krakowie byłam samodzielna” – powiedziała.
No cóż, przejechałam się na tej przyjaźni. Na drugi raz będę mądrzejsza.

Czytaj także:
„Pojechałem nad morze, żeby złowić jakąś chętną panienkę i sam zostałem upolowany. Skończyłem bez portfela i telefonu”
„10 lat temu mój kochanek zginął w wypadku, który ja spowodowałam. Każdego dnia drżałam, że jego żona zapragnie zemsty”
„Dziecięca zabawa o mały włos nie skończyła się w szpitalu. Już chyba wolę, gdy syn siedzi z nosem w laptopie”

Redakcja poleca

REKLAMA