Zdziwiłam się, gdy Jacek zadzwonił i poprosił, żeby mu sprawdzić pociągi do Nowego Targu, bo zamierza odwiedzić babcię. Po pierwsze, był akurat nad morzem z kolegami, po drugie – teściowa jest dość męcząca i syn dotychczas unikał spotkań z nią sam na sam… Może coś nabroił i potrzebuje finansowego wsparcia?
– Po prostu dorosłem – wyjaśnił, gdy wyraziłam zdziwienie. – I śniło mi się, że siedzi w domu samotna jak palec i smutna… Sama mówiłaś, że dziadek wyjechał do sanatorium na cały miesiąc. A poza tym, wybieram się na koncert do Krakowa i mam po drodze, to przeczekam te parę dni.
A, o to chodzi. Przynajmniej teraz jest wszystko jasne.
Czy to na pewno nasz syn?
Poszukałam w internecie połączeń kolejowych i wysłałam mu SMS-em, jednocześnie prosząc, żeby, skoro już tam będzie, trochę babci pomógł. Młody jest, zdrowy, bezproduktywnie traci energię na siłowni… Niech raz ją spożytkuje we właściwy sposób. Chociaż, jak znałam teściową, to Jacuś zostanie przyjęty niczym udzielny książę i czas odwiedzin spędzi przed telewizorem, pasiony lodami i domową drożdżówką.
Po dwóch dniach teściowa zadzwoniła, cała w skowronkach, że wnuk dotarł. Jaki miły chłopak wyrósł z urwisa, a jaki pracowity! Zdążył jej naprawić wszystkie wypadające kontakty, z którymi dziadek nie mógł dojść do ładu przez kilka miesięcy!
Ponieważ teściowa miała do nas darmowe połączenie, każdego dnia otrzymywaliśmy świeżą relację. Najpierw Jacek zabrał się za porządki w piwnicy. Razem z babcią wtaszczyli na górę przeterminowane przetwory, wyrzucili je i umyli słoiki. Potem poprawili półki, bo były obluzowane. Pobielili ściany. Zrobili skrzynię na ziemniaki, bo stara była zupełnie do niczego. A jaki ten Jacuś porządny! Codziennie pierze swoją bieliznę, dba o ubrania, wszystko składa w kostkę. Dobrze go wychowaliśmy, gratulacje!
– Może to nie nasz syn? – Zdumiał się mąż. – Może ktoś się podszywa? Tyle się teraz słyszy o oszustach żerujących na staruszkach.
– Podejrzane jak diabli – potwierdziłam. – Przecież on nawet szklanki po sobie nie sprzątnie, a twoja mama mówiła, że zmywa po obiedzie…
– Skończyliśmy na dole – donosiła teściowa. – Mówię ci, Madziu, wczoraj byłam taka skonana, że zasnęłam w ubraniu przed telewizorem… Nawet się nie wykąpałam! Ten chłopak to prawdziwy pies na robotę, nie odpuści, póki nie skończy!
Jezu, jakby to było pięknie, gdyby mu tak zostało! Niechby chociaż swój pokój ogarniał, to byłabym w siódmym niebie. I brudy chował do kosza, a nie rozwalał po mieszkaniu. Wydawało się, że teściowa, która do tej pory nieznośnie dyrygowała każdym, kto znalazł się w jej zasięgu, nagle oddała stery rządów wnukowi.
– Odezwała się w nim krew tyranów – skomentował mąż, jakby to nie było także jego dziedzictwo. – Jak tak dalej pójdzie, wykończy mi matkę.
Szczerze w to wątpiłam – teściowa to robot, nieudolnie przebrany za człowieka. Odkąd pamiętam, zasuwa jak mały samochodzik, a resztę świata ma za gromadę śmierdzących leni. Poza tym, skoro z piwnicą skończyli, to co jeszcze mogą robić?
– Madziu – relacjonowała nazajutrz teściowa. – Mówię Jackowi rano: odpocznijmy, kupimy lody, upiekę ciasto… A on mi na to, że nie ma mowy! Ja, owszem, mogę leżakować ale on nie przyjechał tu odpoczywać!
– Ale co wy tam jeszcze możecie zdziałać? – zwątpiłam, przypominając sobie mikre gniazdo rodzinne mojego męża.
– Przecież jest garaż – zakrzyknęła. – Dziadkowi się mówi po sto razy, żeby powyrzucał klamoty, ale znasz go: „wszystko może się przydać”.
– Tata się załamie – ostrzegłam, bo garaż jest świętym azylem teścia.
– Nawet nie zauważy – zlekceważyła problem teściowa. – Ty wiesz, jaką on już ma sklerozę?!
Nawet teściowa miała już dość
Przez kolejne dwa dni robili czystkę i wywozili żelastwo na złom. Teściowa dzwoniła rzadziej i gadała krócej. Co prawda, nieustannie była zachwycona pracowitością wnuka, ale jakby coraz bardziej pozbawiona energii i zapału do działania.
– Coś ci powiem… – przyznała się któregoś dnia. – Coś do śmiechu. Zbudziłam się rano z pilotem od telewizora w zębach, bo śniło mi się, że to kanapka. Wyobraź sobie, zapomniałam wczoraj zjeść kolacji!
Gdyby ktoś nie znał mojej teściowej, mógłby zapytać, dlaczego po prostu nie siedziała cały dzień, popijając ziółka i oglądając seriale? Ale dla nas to akurat było oczywiste: nigdy, przenigdy nie pozwoliłaby sobie na taką utratę kontroli.
– Mam siedzieć, gdy dziecko pracuje? – Oburzyła się, gdy jej to zaproponowałam. – Oszalałaś? Leniuchować, gdy Jacuś się morduje i męczy, żeby mi pomóc?!
Mąż wreszcie postanowił porozmawiać poważnie z naszym synem. Chciał mu przetłumaczyć, żeby oszczędzał babcię, ale pomysł spalił na panewce… Niby jak mieli szczerze pogadać, skoro staruszka stała tuż przy Jacku i nieustannie dorzucała trzy grosze? Machnął więc ręką, stwierdzając, że sama sobie winna. Dobrze, że zbliżał się termin koncertu w Krakowie, na który Jacek się wybierał, bo kto wie, czy teściowa nie skończyłaby w szpitalu!
– Magda – zadzwoniła w planowany dzień wyjazdu wnuka. – Czy Jacek nie jest wam potrzebny do czegoś w domu? Bo wiesz, on się zastanawia, czy jednak tu do mnie nie wrócić po tej imprezie… Mówi, że zdążyłby jeszcze pomalować salon, zanim dziadek wróci z sanatorium.
– To chyba dobrze, nie? – rzuciłam do słuchawki złośliwie.
Tak chciałam od niej usłyszeć, że ma dość! Ale mąż, który akurat przyjechał z pracy i podsłuchiwał rozmowę, stojąc obok, wyjął mi z dłoni słuchawkę i kazał Jackowi wracać do domu.
– Niech tu też coś zrobi, zanim wróci do dawnej obmierzłej postaci – wyjaśnił, gdy skończył. – Nasza piwnica również błaga o litość.
Nikt go w tym domu nie docenia
Gdy babcia poczuła się bezpiecznie, zaczęła znów wychwalać wnuka pod niebiosa i zaprosiła go na całe następne lato. Ta kobieta jest jednak dziwna, nigdy jej nie zrozumiem.
Jacek dotarł po kilku dniach, opalony, zadowolony, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.
– Synu – nie mogłam wytrzymać, żeby nie zapytać. – Co się stało, że byłeś taki pracowity u babci? Nie obraź się, ale miałam wrażenie, jakby opowiadała o kimś obcym…
– Przecież sama mi kazałaś pomagać – obruszył się. – A tam było wszystko zapuszczone, widać, że dziadkowie już nie mają siły.
– No, dobra – ustąpiłam. – A ta kultura osobista? Składanie ubrań?
– Taki jestem – żachnął się. – Tylko nikt mnie w tym domu nie docenia!
Siedzieliśmy w kuchni przy herbacie i drożdżówce, Jacek opowiadał, pokazywał zdjęcia w telefonie. Byłam z niego dumna, że się sprawdził, nie przyniósł nam wstydu i w sumie odwalił kawał dobrej roboty.
Nagle zadzwoniła jego komórka i wyszedł na taras. Słyszałam, jak umawia się z kolegami nad jezioro.
– Muszę lecieć mama, chłopaki czekają – cmoknął mnie w policzek. – Pożyczyłabyś dyszkę?
– Jak to? Nie zaniesiesz nawet plecaka do pokoju? A ta bluza na krześle?
– Potem, mamuś, potem. Robota nie zając, nie ucieknie.
No i wrócił, odzyskałam syna w całej swojej bałaganiarskiej postaci. Ech...
Czytaj także:
„Jestem spokojną osobą, ale gdy jakaś baba zrobiła mi awanturę w tramwaju, wybuchłam. Niestety, okazało się, że się znamy”
„Jeden z klientów dyskontu naskoczył na Bogu ducha winną kasjerkę. Bohaterski starszy pan zrobił z burakiem porządek”
„Znalazłam na koszuli męża dowód zdrady. Miałam ochotę udusić drania, na szczęście przyjaciółka przemówiła mi do rozsądku”