Podczas obiadków przy stole zawsze śmiejemy się i żartujemy. Rzadko się zdarza, żeby kogoś poniosły nerwy, więc zazwyczaj nie znamy rodziny od tej strony. Rodzinne uroczystości to dla mnie poważne wyzwanie. Dla mnie i dla mojej cioci. Bowiem obydwie poznałyśmy się od tej drugiej strony i co tu dużo ukrywać – teraz się tego wstydzimy.
Upał, ścisk, a ona się mnie czepia
Kilka lat temu jechałam tramwajem w godzinach szczytu. Ścisk niebotyczny, palca nie ma gdzie wcisnąć, wszyscy leżą sobie na plecach i są wściekli. W dodatku to było lato, a w tramwaju gorąco, jak to w metalowej puszcze. Ludzie wracali z pracy – tak jak ja – a większość była z siatkami. Sama też zrobiłam zakupy po drodze, żeby było szybciej.
Tramwaj przyjechał spóźniony, a kiedy zobaczyłam ten tłum w środku, to aż jęknęłam. Nawet przemknęło mi przez głowę, że może powinnam poczekać na następny, ale dobrze wiedziałam, że to nie ma sensu. Też przyjedzie zapchany, a ja tylko stracę czas. Ścisnęłam mocniej siatki w dłoniach i zaczęłam się przepychać, żeby wejść do środka. Udało się! Co prawda, czyjaś torba walnęła mnie w biodro, a jakaś szpilka boleśnie wbiła się w stopę, ale byłam w środku. Stałam, a raczej leżałam na plecach ludzi.
Przede mną była długa droga. Czułam, jak po plecach zaczyna mi spływać pot. Ręka mi drętwiała od ściskanych siatek. Próbowałam chociaż odrobinę zmienić pozycję, ale jedynie udało się wcisnąć łokieć w stojącą za mną osobę.
– No niech pani uważa! – jakaś kobieta wysyczała mi do ucha ostrzeżenie. – Rozpycha się jak nie wiadomo co.
– Przepraszam, przecież nie zrobiłam tego celowo – powiedziałam i chciałam cofnąć łokieć, ale w efekcie dodatkowo walnęłam babę siatką.
– No, proszę pani – kobieta aż jęknęła. – Jest ciasno, proszę się nie wiercić!
– Kiedy mi niewygodnie, chciałam się tylko poprawić…
– Jaka damulka! A komu wygodnie?
Czułam, jak rośnie we mnie wściekłość. Upał, tłok i rozhisteryzowana baba za plecami – to dopiero los! Na kolejnym przystanku ludzie wysiadali i musiałam się przesunąć. Z trudem wyciągnęłam rękę i uwolniłam wreszcie torebkę, która obsunęła się niżej.
Mina mi zrzedła, gdy zobaczyłam, kto to
– No, proszę pani! – baba za mną podniosła głos. – Podrze mi pani rajstopy!
– To po co pani je wkłada na taki upał! – nie wytrzymałam. Miałam już dość babsztyla. – Elegantka się znalazła!
– Patrzcie no, będzie się tu mądrzyć – babą aż zatrzęsło z oburzenia. – Rozpycha się to to, mędrkuje, ludzi bije….
– Jakie bije, oszalała pani?! – Też podniosłam głos. – Musiałam przepuścić wysiadających. Nie jesteśmy tu same.
– No, proszę, myślałby kto… – kobieta sapnęła mi do ucha. – Jak zobaczę oczko na rajstopach, to mi pani za nie zwróci!
Do naszej kłótni dołączyli się inni pasażerowie. Niektórzy byli po mojej stronie, inni trzymali rację babsztyla. Atmosfera w tramwaju zrobiła się bardziej gorąca. Ale wyjechaliśmy z centrum i coraz więcej osób wysiadało. Zrobiło się luźniej. Mogłam się wreszcie poruszyć. Obejrzałam się, żeby spojrzeć temu bezczelnemu babsku w twarz… i zamarłam.
– Ciocia Wiesia – wydukałam, czując, jak się czerwienię.
– Bożenka – ciocia też się spłoniła.
Ktoś się zaśmiał, ktoś parsknął śmiechem. My przeprosiłyśmy się wzajemnie, ja zaraz potem wysiadałam. Nigdy nie wróciłyśmy w rozmowie do tego incydentu, ale niesmak pozostał. I tylko czasem na przyjęciach rodzinnych moja mama albo druga ciotka pytają, dlaczego tak dziwnie się zachowujemy z ciocią Wiesią. Czy o coś się pokłóciłyśmy? Odpowiadam, że nie, wydaje im się. Bo co mam powiedzieć? Lepiej niech nie znają prawdy.
Czytaj także:
„W małżeństwie jestem jak chomik w klatce. Żona traktuje mnie jak dziecko i nadskakuje mi bardziej niż własna matka”
„Dla ukochanego byłam tylko plastrem po rozstaniu. Gdy na horyzoncie pojawiła się była, wyrzucił mnie jak stare skarpety”
„Mojego męża poznałam już w... piaskownicy. Latami trwał u mego boku i cierpliwie czekał, aż w końcu dostrzegę jego miłość”