„Syn schorowanej kobiety wciąż nie miał czasu, by się nią zająć. Więc sąsiedzi wymyślili pewien fortel...”

Syn nie chciał zająć się chorą matką fot. Adobe Stock, Robert Kneschke
Moja podopieczna potrzebowała spokoju, tymczasem mieszkający po sąsiedzku studenci wciąż urządzali imprezy. Zmienili nie tylko swoje zachowanie, ale i wpłynęli na syna sąsiadki...
/ 17.05.2021 14:13
Syn nie chciał zająć się chorą matką fot. Adobe Stock, Robert Kneschke

Zarówno wiek, jak i choroba upodobniły panią Annę do jej ukochanych figurek z porcelany. Była krucha jak one, nieodporna na zawirowania, których nie szczędziło jej życie.

Podczas pierwszej wizyty zamierzałam jak najwięcej dowiedzieć się o pacjentce, żeby dostosować pomoc do jej potrzeb, lecz nie mogłam skupić myśli.

Głośna muzyka dobiegająca zza ściany zaczynała mnie irytować. Jak można tak hałasować? Pani Anna po chemioterapii powinna mieć opiekę i spokój, a tymczasem nie miała ani jednego, ani drugiego.

Syn pacjentki pojawił się tylko raz i zniknął

Matka tłumaczyła go, jak mogła. Twierdziła, że Julian ma mnóstwo pracy, ale to przejściowe. Obrobi się, zorganizuje i będzie do niej przychodził. Akurat!

Pracuję jako pielęgniarka od lat i niejedno już widziałam, dlatego nie łudziłam się, że facet zajmie się matką jak należy. Musiałam inaczej zorganizować pomoc dla pani Anny.

Łup, łup, łup. Sąsiad podkręcił basy, nieprzyjemne wibracje rozchodziły się po pokoju, płosząc myśli i doprowadzając mnie do białej gorączki.

– Co oni sobie wyobrażają? To niedopuszczalne, zaraz zrobię z tym porządek! – krzyknęłam, po czym wstałam gwałtownie z krzesła i nie zdejmując z szyi stetoskopu, pomaszerowałam w stronę drzwi.

– Nic pani na to nie poradzi, oni tak zawsze. Młodzi są, to się bawią – dobiegł mnie słaby głos pani Anny.

– Nie dam rady smarkaczom? Ja?

Wyprostowałam się i napotkałam nieruchome, porcelanowe spojrzenia psa i kota. Z boku przypatrywał mi się wierzgający ogier z rozwianą grzywą.

Wzdrygnęłam się. Figurki miały prawie pół metra wysokości i sprawiały cokolwiek kiczowate, jeśli nie upiorne wrażenie, ale pani Anna była z nich bardzo dumna.

Jak można żyć w takim hałasie?

Z trudem odwróciłam wzrok od maszkar o odpustowej urodzie i poszłam do sąsiadów. Musiałam mocno załomotać, żeby ktoś mnie usłyszał.

– Tak? – w progu stanął wyluzowany młodzieniec w koszulce z napisem: „Jestem leniwy, ale się staram”.

– Proszę ściszyć muzykę – zażądałam.

– Wcale nie jest głośno, a poza tym do ciszy nocnej jeszcze sporo brakuje – obraził się koleżka i chciał zatrzasnąć drzwi, ale zdążyłam włożyć nogę w szparę.

– Własnych myśli nie słyszę, a jak nie mogę myśleć, robię się nieprzyjemna – powiedziałam z naciskiem. – Wiesz, że za ścianą mieszka chora osoba? To moja pacjentka, a ja dbam o podopiecznych. Nie pozwolę, żebyście odebrali jej spokój, więc wyłącz lepiej ten łomot.

– Ależ ma siostra gadane. Nagle poczułem się jak ostatni łajdak – chłopak przyjrzał mi się z zainteresowaniem.

Odwzajemniłam spojrzenie. O dziwo, wielbiciel głośnej muzyki sprawiał całkiem sympatyczne wrażenie.

– Nie wiedziałem, że starsza pani choruje. Spotkałem ją kilka razy na schodach, nie wyglądała, jakby jej coś dolegało.

Nagle chłopak odwrócił się i wrzasnął w głąb mieszkania

– Kuba! Ścisz trochę!

Poziom emitowanego dźwięku nie zmniejszył się ani o decybel. Młody oderwał się od drzwi i zniknął za ścianą.

Poszłam za nim, żeby wszystkiego dopilnować. Dudnienie ucichło.

– Od razu lepiej – pochwaliłam.

– Spoko. Wszystko się da załatwić – rzucił w przestrzeń wyluzowany koleżka.

Sąsiedzi zaoferowali schorowanej kobiecie pomoc

Uch, żeby on się dostał w moje ręce, nauczyłby się tego i owego. A przede wszystkim szacunku dla starszych.

Na następną wizytę u pani Anny stawiłam się przygotowana. Nie mogła liczyć na rodzinę, skontaktowałam się więc z ośrodkiem pomocy społecznej i wpisałam ją na listę potrzebujących dochodzącej opiekunki.

– Po co siostra robiła sobie kłopot… Mam wszystko, czego mi potrzeba.

– O, czyżby syn się odezwał? To świetnie – ucieszyłam się.

– Juleczek zadzwoni lada dzień, a tymczasem zapukali do mnie studenci i zaproponowali, że będą robić zakupy. Co to za sympatyczni młodzi ludzie! A jacy zorganizowani! Zaglądają do mnie rano lub po południu, przynoszą, co trzeba, a resztę z zakupów oddają tak skrupulatnie, jakby od urodzenia w banku pracowali.

Ale nie to jest najważniejsze. Chłopcy wnoszą tu powiew młodości, często żartują, potrafią mnie rozbawić.

Przy nich zapominam o chorobie, są jak promień słońca, który zabłąkał się do mieszkania i oświetlił stare kąty. Juleczek też kiedyś taki był.

Pani Anna na chwilę pogrążyła się w niewesołych myślach.

– Pewnie nudzę siostrę?

– Ależ skąd – zaprzeczyłam gwałtownie.

– Oczywiście chłopcy pomagają mi chwilowo, dopóki syn nie skończy pilnej pracy – zastrzegła pani Anna. – Ale i tak cieszę się z ich obecności. Są bardzo mili, szczególnie Sławuś. Wie siostra, jak mu się spodobały moje figurki? Wzroku nie mógł od nich oderwać i wyglądał, jakby mu mowę odjęło.

Jak siostra myśli, będzie zadowolony, jeśli podaruję mu porcelanowego rumaka?

– Na pewno, ale proszę przemyśleć, czy jest pani gotowa rozstać się z ulubioną figurką – powiedziałam dyplomatycznie.

Mnie już niewiele potrzeba poza odrobiną ludzkiej życzliwości. A tej chłopcy mi nie skąpią. Nie spodziewałam się, że młodzi mają tyle empatii i zrozumienia dla cudzej słabości.

Będę szczęśliwa, wiedząc, że mój rumak znajdzie się w godnych rękach. Od dawna się martwiłam, co się z nim stanie, gdy mnie zabraknie.

Wolałam nie myśleć, co Sławek zrobi z kiczowatym ogierem, tak drogim pani Annie, jednak nie wyjawiłam swoich wątpliwości. Chciałam zapytać podopieczną o syna, lecz po namyśle zrezygnowałam. Znowu próbowałaby go tłumaczyć.

Więcej się dowiem od chłopaków – pomyślałam. – Oni na pewno się orientują, czy kochany Juleczek pojawił się u matki.

Spryciarze, tak to sobie wymyślili…

Długo dzwoniłam do studentów, a ponieważ nikt nie otwierał, zaczęłam walić pięścią w drzwi. Otworzył mi Sławek. Miał lekko nieobecny wzrok, a z uszu zwisały mu dwa kabelki od słuchawek.

– I tak wszystko słyszę – zapewnił, potężnie mijając się z prawdą.

Zdopingowany moim spojrzeniem wyjął jednak z uszu słuchawki.

– Tak lepiej – mruknęłam.

– No co? Mamy żyć całkiem bez muzyki? – oburzył się. – Używamy słuchawek, żeby pani Ania miała ciszę i spokój, nawet imprez już nie robimy.

– To się wam chwali, ale ja nie w tej sprawie. Jakieś nowiny? – wskazałam gestem drzwi pani Anny.

Sławek się ożywił.

– Pyta siostra o Juleczka? Zaczął częściej bywać u matki, a pani Anna odżyła w promieniach synowskiej miłości – opowiadał Sławek, krzywiąc się z lekka.

– Cieszę się, że się pomyliłam co do syna pacjentki. Byłam pewna, że nie zajmie się matką, a tu taka miła niespodzianka. Powinnam bardziej wierzyć w ludzi – powiedziałam samokrytycznie.

Jak trzeba, umiem przyznać się do błędu.

Sławek miał nieprzeniknioną minę, ale Kuba, który przysłuchiwał się naszej rozmowie, o mało nie umarł ze śmiechu.

– To siostra nic nie wie? Sławek się nie pochwalił? – zapytał.

– Nie – spojrzałam skonsternowana na chłopaka, który próbował uciszyć kolegę.

– Natknął się na Juleczka i odegrał wielką scenę, insynuując, jakoby spodziewał się, że pani Anna w zamian za dożywotnią opiekę przepisze na niego mieszkanie.

– Niemożliwe – uśmiechnęłam się. – Co na to pani Anna?

– Była zaskoczona. Oczywiście protestowała, ale tak niezręcznie, że tylko uwiarygodniła opowieść Sławka. W końcu która matka chciałaby, żeby jej syn usłyszał, że zamierza pozbawić go spadku?

– Julian uwierzył w tę bajkę?

– Natychmiast i bez zastrzeżeń – powiedział skromnie Sławek. – Zobaczyłem, że się zaniepokoił, więc pociągnąłem temat. Poprosiłem, żeby nie był zły, bo pani Anna musi jakoś żyć, a to jest dobre rozwiązanie.

Przysiągłem, że honorowy jestem i zawsze wywiązuję się z obietnic, będę się opiekował jego matką jak własną. Pani Anna tego nie słyszała, bo poszliśmy rozmawiać do kuchni.

– Jak zareagował Julian?

– To łebski facet, od razu spytał, czy umowa została spisana. Ja na to: „Jaka umowa?”, a on zrobił się taki zadowolony i powiedział, że mam wy… Znaczy wyjść szybko mi kazał. I nie wracać.

– To niedobrze, kto teraz będzie robił mojej podopiecznej zakupy?

– Jak to kto? Syn – roześmiał się Sławek, a Kuba wtórował mu, kiwając gwałtownie głową. – Już on się postara, żeby nie wpuścić do matki konkurencji. A my z Kubą i tak nie damy się przepłoszyć, będziemy nadal zaglądać do sąsiadki, więc może siostra spać spokojnie.

– Jesteście super! Dzięki takim ludziom jak wy świat staje się lepszy.

E tam, nic wielkiego nie robimy – Sławek zmieszał się i lekko poczerwieniał.

Przestąpił z nogi na nogę, niezadowolony z okazania tylu uczuć, odwrócił się i odszedł, ukazując na plecach koszulki napis: „Nic mnie nie obchodzi oprócz piwa”.

Uśmiechnęłam się.

Ten chłopak ukrywał się za głupimi hasłami, ale byłam przekonana, że pani Anna jest w dobrych rękach. Tak jak jej porcelanowy rumak. Cokolwiek Sławek by o nim myślał, nie odda go na poniewierkę.

Czytaj więcej:
„Rok kręciłem się obok niej, bo byłem zbyt nieśmiały, by zrobić pierwszy krok. Zrobiła to za mnie… jej matka”
„Miałam być na każde jego zawołanie. Gdy się postawiłam, pociął sobie całe przedramiona. Uznał, że go nie kocham”
„Musiałem konkurować z byłym mężem mojej ukochanej. Nie tylko o jej serce, ale i o sympatię jej dzieci”

Redakcja poleca

REKLAMA