„Syn poślubił zołzę i zamieszkali w moim domu. Może i jestem teściową z piekła rodem, ale musiałam im pokazać, kto tu rządzi"

Wściekła teściowa fot. Adobe Stock, JackF
„Tak jakoś zupełnie dla mnie niedostrzegalnie zaczęłam się coraz mocniej czepiać synowej. Najpierw o sprawy istotniejsze, ale potem już o zupełne bzdury. Agnieszka znosiła to przez jakiś czas, ale potem zaczęła się stawiać. Aż stało się to wszystko zwyczajnie nie do zniesienia. Awantury wybuchały coraz częściej i przybierały na sile”.
/ 14.02.2023 07:15
Wściekła teściowa fot. Adobe Stock, JackF

Z zamyślenia wyrwał mnie donośny głos starszej pani mieszkającej piętro wyżej.

– A co to, sąsiadka kluczy zapomniała?

– Nie, nie – speszyłam się nieco. Chociaż nie robiłam nic złego, poczułam się, jakbym została przyłapana na czymś nielegalnym. – Zastanawiam się tylko, czy wszystko kupiłam.

Sąsiadka pokiwała głową.

– Skleroza się zaczyna, co? – westchnęła. – Tak się robi z wiekiem, chociaż pani jest ode mnie o wiele młodsza.

– Sporo mam na głowie – odparłam, tym razem zgodnie z prawdą.

– To niech pani synową wyśle – poradziła  mi sąsiadka. – Młode ma nogi, szybko się uwinie.

Chodziło właśnie o to, że nie chciałam nigdzie wysyłać Agnieszki. Wręcz przeciwnie, zamierzałam z nią porozmawiać i właśnie dlatego utkwiłam przed drzwiami. Musiałam się w sobie zebrać, nie odkładać niczego na później, bo takie odkładanie kończy się zazwyczaj rezygnacją.

Niby wiedziałam, co powinnam powiedzieć i jak zacząć, lecz gdy już miałam włożyć klucz do zamka, znieruchomiałam. Wszystko wyleciało mi z głowy, została pustka. A przecież kobieta w moim wieku nie powinna bać się zwykłej rozmowy! No, może nie takiej zwykłej, ale bardzo potrzebnej. Właśnie waga tego, co się za chwilę stanie, tak mnie obezwładniała.

„Musisz nad sobą panować – brzmiały mi w uszach słowa przyjaciółki. – To najważniejsze. Nie wolno dać się sprowokować… Ale też sama nie możesz prowokować, jeśli wszystko ma mieć ręce i nogi”.

Nakręciła się między nami spirala niechęci

Niby bardzo proste i klarowne przesłanie, jednak wiedziałam, że to nie będzie takie proste. W dodatku nie miałam przecież wpływu na to, jak zareaguje Agnieszka. Cała sprawa mogła spalić na panewce, jeśli ona się wycofa. Wprawdzie jej też powinno zależeć na tym, żebyśmy się dogadały, ale między nami tyle się już stało, że nie powinnam się dziwić, jeśli synowa wykona unik albo zachowa się agresywnie. Trudno. Jeśli się czegoś nie spróbuje, można mieć potem pretensje do samego siebie.

W sumie to dobrze, że pojawiła się ta sąsiadka, bo nie wiem, ile bym jeszcze tkwiła pod drzwiami albo w ogóle poszła na spacer jeszcze to przemyśleć. A nie było doprawdy czego tak bardzo przemyśliwać.

– Później to załatwię – powiedziałam do starszej pani.

Włożyłam klucz do zamka, otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Teraz nie było już odwrotu. To znaczy, mogłam oczywiście zrobić tak, jak zawsze, czyli po prostu wejść i zachowywać się standardowo. Nie po to jednak przeprowadziłam długą rozmowę z przyjaciółką i pomodliłam się o powodzenie, żeby teraz schować głowę w piasek.

– Dzień dobry – wsunęłam głowę do pokoju, który zajmował mój syn z żoną.

– Dzień dobry – odpowiedziała Agnieszka. Zastanawiała się na pewno, do czego się zaraz przyczepię.

– Szczepana jeszcze nie ma? – zapytałam, żeby jakoś zacząć. Doskonale wiedziałam, że wróci najwcześniej za półtorej godziny.

Agnieszka pokręciła głową, bez wątpienia modląc się w duchu, żebym sobie poszła. Nakręciła się między nami spirala niechęci, a może nawet nienawiści. I nieważne, kto zaczął. Chociaż powinnam uczciwie przyznać, że byłam to ja.

– Powinnyśmy szczerze porozmawiać – wydusiłam z siebie. Kosztowało mnie to więcej wysiłku, niż przypuszczałam. Może dlatego, że nie wiedziałam, co odpowie synowa.

Usłyszała parę gorzkich słów…

Przełknęła ślinę, odetchnęła głęboko.

– O czym? – spytała Agnieszka, ale bez napastliwości.

– O nas, dziecko – westchnęłam. – Tak nie może być.

Patrzyła na mnie dłuższą chwilę, a potem pokiwała głową.

– Dobrze. Może zaparzę herbaty?

Teraz ja pokiwałam głową. Rozumiałam doskonale, że dziewczyna musi zebrać myśli. Poszłam za nią do kuchni, a przez głowę przelatywały mi wspomnienia. Przykre wspomnienia ostatniej kłótni.

– Dopóki muszę mieszkać z tobą, na pewno nie będę mieć dziecka! – wykrzyczała wtedy.
W jej oczach płonął gniew. Mój syn próbował ją uspokajać, ale tylko go ofuknęła.

– Nie musisz mieszkać z nami – odparłam jadowitym tonem. – Możesz przecież wrócić do rodziców… A nie, przepraszam, zapomniałam, że nie masz tam po co wracać! – dodałam.

Agnieszka zacisnęła pięści, widziałam to doskonale. Gdyby mogła, rzuciłaby się na mnie. A przecież powiedziałam tylko słowo prawdy. Nie miała czego szukać w domu rodzinnym, bo w tej klitce nie mogliby się pomieścić. Po jej odejściu zwalił się tam brat Agnieszki, kiedy zakończył odsiadkę. Wiedziałam, że rodzeństwo za sobą nie przepada, ale nawet bez tego brakowałoby miejsca.

– Chce mnie pani wyrzucić? – zapytała.

Podczas kłótni często przechodziła na formę grzecznościową. Oczywiście nie było w tym nic grzecznego, wręcz przeciwnie – w ten sposób podkreślała, jak bardzo jestem dla niej obca.

– Nikogo nie chcę wyrzucać – powiedziałam. – To ty nie chcesz być u nas.

– Mamo, daj spokój – odezwał się Szczepan. – Jak możesz tak mówić do mojej żony?
Uzyskał tyle, co i przedtem, kiedy zwracał się do żony, czyli gniewne fuknięcie.

– Teraz to ona jest dla mnie bardzo uprzejma – powiadomiła go Agnieszka.

– Musiałbyś słyszeć, co wygaduje, kiedy jesteśmy same!

– Kłamiesz! – krzyknęłam.

– Nie kłamię!

Cóż, powiedziała prawdę. Przy synu miałam jeszcze jakieś hamulce, ale gdy byłyśmy same i dochodziło do sporów, nie żałowałam jej bardziej dosadnych słów. Odwdzięczała się tym samym, chociaż muszę przyznać, że nie przekraczała pewnych granic.

Na samym początku starałam się z całych sił nie zrażać do siebie synowej. Młodzi odkładali na mieszkanie, wzięli kredyt, zrobili wkład u dewelopera. To miało potrwać kilka miesięcy, ale wiadomo, jak z tym jest. Ktoś się z czegoś nie rozliczył, podwykonawca zawalił robotę, przyszły podwyżki cen materiałów budowlanych… A przecież po odbiorze mieszkania czekały ich jeszcze prace wykończeniowe. Wyprowadzka odwlekała się coraz bardziej, a mnie Agnieszka zaczęła drażnić.

Po śmierci Edka z początku czułam się bardzo samotna, ale z czasem przywykłam do życia we wdowieństwie, liczyłam też skrycie na to, że zdołam kogoś poznać. Syn po studiach zamieszkał ze mną, ale z nim nie miałam problemu. Mieszkanie było na tyle duże, żebyśmy nie wpadali na siebie co chwila, a poza tym syn to syn.

Kiedy przedstawił mi Agnieszkę, a jakiś czas potem wyjawili, że chcą się pobrać, też nie widziałam problemu. Takie jest życie, że ludzie łączą się w pary. Cieszyłam się nawet, że mój jedynak znalazł sobie atrakcyjną narzeczoną i nie będzie mi siedział na głowie prawie do czterdziestki, jak to teraz młodzi mają w zwyczaju. Tym bardziej że opowiadali mi o powstającym mieszkaniu na nowym osiedlu.

Coraz częściej się kłóciłyśmy

Lecz kiedy zapowiadane parę miesięcy wydłużyło się do prawie roku, pojawiły się tarcia. Wspólne funkcjonowanie składa się również z irytujących drobiazgów. Łatwiej je znieść, jeśli istnieje realna perspektywa, że ich źródło zniknie. Tymczasem przestawałam już wierzyć, że młodzi szybko się przeniosą.

I tak jakoś zupełnie dla mnie niedostrzegalnie zaczęłam się coraz mocniej czepiać synowej. Najpierw o sprawy istotniejsze, ale potem już o zupełne bzdury. Agnieszka znosiła to przez jakiś czas, ale potem zaczęła się stawiać. Aż stało się to wszystko zwyczajnie nie do zniesienia. Awantury wybuchały coraz częściej i przybierały na sile.

– Mamo, musimy to jakoś przetrwać – apelował do mnie syn. Wiedziałam, że tak samo próbuje tonować żonę.

– Wziąłeś sobie flejtucha i leniucha – odpowiedziałam, chociaż braku pracowitości Agnieszce akurat nie mogłam zarzucić.

– Będziesz się z nią męczył, skoro tak postanowiłeś, ale trudno mi na to patrzeć!

Nieraz przyrzekałam sobie, kiedy byłam poza domem, w pracy czy na zakupach, że odpuszczę, wykażę się cierpliwością, ale wystarczyło kilka chwil jednym pomieszczeniu, żeby wstępował we mnie demon. A kiedy synowa przestała tylko kłaść uszy po sobie i zaczęła walczyć, zrobiło się koszmarnie.

Wiele razy rozmawiałam o tym z przyjaciółką, która mnie pocieszała i próbowała przekonać, żebym jakoś się dogadała z synową. Ale po ostatniej awanturze wściekła się nie na żarty. Popędziłam do Maryśki, żeby się wyżalić. Zostawiłam w domu płaczącą z wściekłości Agnieszkę. Wiedziałam, że zaraz zostanie sama, bo Szczepan miał jakąś popołudniową naradę w firmie.

– Tobie chyba całkiem odbiło! – powiedziała z oburzeniem przyjaciółka, kiedy opowiedziałam jej, jakie piekło się odbyło w moim domu.

– Słucham?! – spytałam z niedowierzaniem. – Mnie? Ty wiesz, co ona do mnie mówiła? Nie hamowała się nawet przy Szczepanie. Takiej awantury to jeszcze nie było.

– Weź się zastanów – Maryśka stonowała głos. Nawet bez jej krzyków byłam okropnie rozdrażniona. – A ty co byś powiedziała, gdyby twoja teściowa zasugerowała, że masz się wynosić?

– Nic takiego nie powiedziałam! – zaprotestowałam. – Nie kazałam jej się wyprowadzić.

– Może nie wprost – zgodziła się przyjaciółka. – Ale przecież wyraźnie powiedziałaś, że może sobie wrócić do rodzinnego domu.

– Przecież wszyscy wiemy, że nie może – odparłam. – To było tylko takie gadanie…

– Dla ciebie to było tylko takie gadanie – przerwała mi Maryśka. – Ale postaw się na jej miejscu. Jej i Szczepana.

Poczułam się urażona

Oczywiście słuszność była po jej stronie, ale jeszcze próbowałam wierzgać.

– W końcu stanie się tak, że ostatecznie stracisz nie tylko ją, ale też syna – ostrzegła Maryśka. – Przecież nie masz innej rodziny. Weź się w garść, zastanów nad tym, co wyprawiasz. Zrobiła się z ciebie jakaś diablica!

Zacisnęłam usta, urażona, a ona mówiła dalej:

– Ktoś musi ci to uświadomić. Możesz się teraz śmiertelnie pogniewać, ale przecież z tobą nie da się wytrzymać! Pomyśl, jak ta biedna dziewczyna się czuje, skoro cały czas ją atakujesz.

Jej słowa sprawiły, że zaczęłam myśleć. Zdaje się, że byłam już przygotowana na taką rozmowę. Zaczęłam rozumieć, że postępuję źle, a często nawet podle. I nie usprawiedliwiało mnie to, że Agnieszka potrafiła mi również dopiec. Obiektywnie rzecz biorąc, to ona musiała się bronić.

– No to co byś zrobiła na moim miejscu? – spytałam nieco prowokująco.

– Wiem, że to łatwo powiedzieć, ale po prostu z nią porozmawiaj – odrzekła. – Zachowaj się, jak dorosły człowiek. Pamiętasz, co mówił Edek, kiedy narzekałaś na jego matkę? Żebyś tak się nie denerwowała, bo ciekawe, co będzie, jak sama zostaniesz teściową.

Rzeczywiście, mój mąż nieraz to powtarzał. Inna rzecz, że jego matka potrafiła być przykra… Tylko chyba nie bardziej ode mnie. Na pewno nie.

– Powinnyście się pojednać, inaczej to się źle skończy – podsumowała Maryśka. – I nie zwlekaj z tym. Najlepiej od razu wracaj do domu, zanim postanowienie zacznie w tobie słabnąć. Bo już postanowiłaś, prawda?

Przyjaciółka to przyjaciółka. Znała mnie lepiej, niż ja sama… Po drodze wstąpiłam tylko do kościoła, żeby poprosić o cierpliwość nie tylko dla siebie. Ostatnio zaniedbałam nawet niedzielne msze, tyle się we mnie gromadziło zaciekłości. Czułam, że nie jestem do końca godna przystępować do komunii z tą złością.

To nie było tak, że rzuciłyśmy się sobie w objęcia, wybaczając wszystko. Rozmowa była trudna i momentami twarda. Agnieszka miała swoje racje, ja swoje. Jednak tym razem nie wykrzykiwałyśmy ich do siebie, tylko słuchałyśmy, co ma do powiedzenia druga strona.
Jeśli mam być szczera, parę razy omal mnie nie poniosło i widziałam, że synowej również. Dałyśmy jednak radę.

Kiedy Szczepan wrócił do domu i zajrzał do kuchni, zrobił zdumioną minę. Siedziałyśmy w milczeniu, zmęczone rozmową. Spojrzałam na niego i odetchnęłam głęboko.

– Już powinno być dobrze – powiedziałam. – Nie, inaczej. Już będzie dobrze.

Agnieszka pokiwała twierdząco głową.

– Jakoś wytrzymamy ze sobą, dopóki się nie wyprowadzimy na swoje – uśmiechnęła się blado.

– A ja mam nadzieję, że jeszcze zdołamy się polubić – oświadczyłam, chociaż w tym momencie uważałam, że to będzie niezmiernie trudna sprawa.

Jednak po paru kolejnych miesiącach mogłam się przekonać, że okazało się to najzupełniej możliwe.

Czytaj także:
„Moja teściowa to baba z piekła rodem. Musieliśmy z nią mieszkać, ale ona za wszelką cenę chciała się mnie pozbyć”
„Moja teściowa do wszystkiego się wtrąca. Wybrała nam meble i pościel, ale przegięła z wyprawkę dla mojego dziecka"
„Moja teściowa nie umie karmić mojego dziecka. Przez jej obiadki i batoniki moja Monisia bardzo przytyła"

Redakcja poleca

REKLAMA