„Syn olał studia, wyczyścił konto do zera i znikał z domu na całe dnie. Ojciec zatrudnił mnie, bym odkrył, co się dzieje”

detektyw podczas pracy fot. Adobe Stock, oneinchpunch
„– To może ja zacznę, co? – przejąłem pałeczkę. – Nie chcesz jechać z ojcem na wakacje do Grecji, nie chcesz iść na dobre, oblegane studia, choć się dostałeś, a zamiast tego razem z tą miłą młodą damą – skinąłem głową w kierunku dziewczyny – bawisz się w piwnicznego Judyma”.
/ 31.03.2023 08:30
detektyw podczas pracy fot. Adobe Stock, oneinchpunch

Dla mojego nietypowego biura detektywistycznego wrzesień to zazwyczaj gorący miesiąc. Zaczyna się szkoła, a wraz z nią kłopoty, przed którymi dzieciaki starają się uciec, i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Właśnie tym się obecnie parałem – szukałem uciekinierów na gigancie. Swego czasu pracowałem jako kurator sądowy dla nieletnich, ale ta syzyfowa praca nie dawała mi tyle satysfakcji, bo o sukces było bardzo trudno. Teraz szło mi lepiej – udawało mi się znaleźć prawie wszystkie dzieciaki.

Na mojego nowego klienta patrzyłem z niejakim zdziwieniem; zlecenie okazało się bowiem niestandardowe.

– Widzi pan… – zacząłem ostrożnie po wysłuchaniu jego historii – generalnie zajmuję się szukaniem i sprowadzaniem małolatów do domu. Pana syn – tu spojrzałem w notatki – skończył osiemnaście lat, dostał się na studia, więc z mojego punktu widzenia jest już dorosłym człowiekiem

– Ale z mojego punktu widzenia nie – odparł twardo mój gość, pięćdziesięcioletni elegancki mężczyzna. – Niech pan posłucha, postaram się to wytłumaczyć jeszcze raz. Mój syn znika na całe dnie z domu, a ja muszę wiedzieć, co robi.

– To niech go pan zapyta.

– Nie rozmawia ze mną – westchnął ciężko. – No… prawie. Ostatnio zakomunikował przy śniadaniu, że rezygnuje ze studiów na wydziale prawa międzynarodowego, bo chce się jeszcze zastanowić nad swoją przyszłością. Dodatkowo z jego konta zaczęły znikać pieniądze, praktycznie wyczyścił je w dwa miesiące niemal do zera. Więc podejrzewam, że wpadł w złe towarzystwo albo ktoś go szantażuje. Chciałbym, żeby pan mojego syna z tego towarzystwa wyrwał lub namierzył szantażystę.

– Proszę zrozumieć, mam inne zobowiązania z mojej branży. Czemu w ogóle zwrócił się pan do mnie? Mogę podać adres innego biura…

– Nie potrzebuję mięśniaka – przerwał mi – a finezji. Pan jest detektywem z tytułem psychologa. Od kiedy moja żona nie żyje, Jacek zamknął się w sobie, nijak nie potrafię do niego dotrzeć. To dobry dzieciak, ale zagubiony. Skoro pobłądził, niech go pan sprowadzi do domu. Pańska broszka, prawda?

Czyżby rzucał mi wyzywanie?

Nie wiem, czym się zajmował zawodowo, jednak w negocjacjach był świetny. Tylko z synem nie potrafił się dogadać, co akurat wcale mnie nie dziwiło. Jeżeli chłopak odziedziczył upór po ojcu…

– Zgoda, zajmę się tym – odpowiedziałem krótko, a mężczyzna uśmiechnął się z zadowoleniem.

Blokowisko, piwnica w brudnym bloku…

Sprawa nie wydawała się trudna, ale postanowiłem potraktować ją jak rozgrzewkę przed sezonem. Niczego nie zbagatelizowałem, przygotowałem się solidnie i miałem okazję przetestować nowy sprzęt, między innymi aparat robiący zdjęcia poklatkowe oraz mikrofon kierunkowy łapiący dźwięk z odległości dwudziestu pięciu metrów – tak przynajmniej zapewniała instrukcja.

Zaczajony pod elegancką willą, czekałem cierpliwie w swoim samochodzie, podjadając orzeszki ziemne. Kiedy chłopak wyszedł z domu, wysiadłem i ruszyłem za nim w bezpiecznej odległości. Śledzenie go nie stanowiło wyzwania; nie krył się wcale, nie kluczył i nie stosował żadnych wybiegów. Szedł prosto w kierunku starego osiedla, pełnego niskich, zdewastowanych bloków.

Mieszkańcy slumsów na pewno nie byli odpowiednim towarzystwem dla młodego chłopaka pochodzącego z dobrego domu i szykującego się na studia. Ale czy w grę wchodził szantaż, co tłumaczyłoby ubytki na koncie bankowym? Wątpliwe. Chłopak szedł dobrowolnie i humor mu dopisywał; nawet pogwizdywał.

Gdy na chwilę zniknął mi z oczu, wpadłem w lekki popłoch. Na szczęście tylko wszedł do jednej z klatek schodowych, więc w czterech susach dopadłem do zdezelowanych drzwi i otworzyłem je cichutko. Wind tu nie było, kroków na schodach nie usłyszałem, więc pozostawała piwnica – wejście do niej znajdowało się tuż przed moim nosem. Wślizgnąłem się tam i nasłuchiwałem przez dłuższą chwilę.

Z dołu doszedł mnie gwar podekscytowanych głosów. Na palcach zszedłem po schodach i ostrożnie wyjrzałem zza rogu. Dostrzegłem mojego „uciekiniera” w gronie kilkunastu dzieciaków. Towarzystwo wydało się nie tyle złe, co mocno umorusane.

– Ale kiedy, kurczę?! – dopytywał się usmarkany chłopiec, wycierając nos wierzchem dłoni.

– Już za chwileczkę, już za momencik… – odparł tajemniczo „obiekt”.

Nagle usłyszałem za sobą zgrzyt otwieranych drzwi.

– Jacek! – dziewczęcy głos postawił mnie na baczność.

– Aga! Lecę, pędzę! – odkrzyknął chłopak i pobiegł w moim kierunku.

Znalazłem się w pułapce. „Cholera, zaraz mnie nakryje” – pomyślałem, bardziej zły niż przestraszony.

Schyliłem głowę, wsparłem się o ścianę, ale on przeleciał tuż obok i wbiegł na schody. Za chwilę wracał razem z dziewczyną; każde z nich dźwigało po dwie solidne  paczki, co wywołało falę gwizdów i okrzyków radości. Postawili ciężkie paki na korytarzu piwnicy i z dumą je otworzyli. Wspiąłem się dwa stopnie wyżej i moim oczom ukazały się… podręczniki szkolne, zeszyty, jakieś ołówki i pisaki, kilka piórników i innych przyborów szkolnych.

Podekscytowana dzieciarnia rzuciła się na te skarby, a parka wycofała się dyskretnie w moją stronę.

– Jest problem, Jacek – powiedziała poważnym tonem dziewczyna. – Zabrakło mi dwustu złotych...

– Szlag! Ja już nic nie mam. Mnóstwo kasy poszło na meble do naszego klubu, trochę na ciuchy dla nich, reszta na te podręczniki w zeszłym tygodniu.

– Wiem. Mamy od kogo pożyczyć?

Chłopak pokręcił głową.

Pożyczę wam kasę, ale nie za darmo

Postanowiłem przestać udawać zbłąkanego pijaczka i ujawniłem się, wychodząc zza rogu.

Ja wam mogę pożyczyć jakąś kasę – powiedziałem przyjaźnie. – Ale pod jednym warunkiem: dowiem się, co tu jest grane.

– A pan to niby kto? – chłopak czujnie zmrużył oczy.

Przyjaciel twojego ojca – odparłem enigmatycznie.

Jacek parsknął nieprzyjemnym, nerwowym śmiechem.

– To on ma jakichś przyjaciół w tych okolicach? – zdziwił się.

Wróciłem do wozu i podjechałem pod blok. Wsiedli oboje z dziewczyną i najpierw kazali się zawieźć do księgarni nieopodal. Tam zapłaciłem brakujące dwie stówy i podjechaliśmy kawałek dalej, do małej kafejki, gdzie zamówiłem herbatę i ciastka.

– Zamieniam się w słuch – powiedziałem, kiedy usiedliśmy.

– Ale nie ma o czym opowiadać – Jacek wzruszył ramionami.

– To może ja zacznę, co? – przejąłem pałeczkę. – Nie chcesz jechać z ojcem na wakacje do Grecji, nie chcesz iść na dobre, oblegane studia, choć się dostałeś, a zamiast tego razem z tą miłą młodą damą – skinąłem głową w kierunku dziewczyny – bawisz się w piwnicznego Judyma.

– Zgadza się, mniej więcej – pokiwał głową. – Ale to nie zabawa. Ani podryw, już nie… – uśmiechnął się do Agnieszki. – Zaczęło się od chęci zaimponowania ślicznej idealistce, potem sam się wciągnąłem. Polubiłem te dzieciaki… Wspólnie zorganizowaliśmy im klub w starej, nieużywanej części piwnicy, bo nikomu tu nie przeszkadzamy, a w pobliżu nie ma żadnej świetlicy środowiskowej. Nie mają gdzie się podziać, kiedy w ich domach… – urwał z posępną miną, ale nie musiał kończyć.

Jako były kurator, aż za dobrze znałem realia życia w patologicznych rodzinach.

– Zresztą nazwa „klub” brzmi dumniej. Dzieciaki znajdują tu azyl i spędzają wolny czas. W wakacje pomagali go malować, remontować, to teraz bardziej szanują.

– Wakacje się skończyły, ale my nadal chcemy działać – włączyła się dziewczyna. – I to szerzej. Stąd zakupów podręczników i przyborów szkolnych. Planujemy zorganizować coś w rodzaju korepetycji grupowych. Namówiłam do pomocy dwie koleżanki z liceum.

– Ja, niestety, żadnego z moich…dawnych kumpli nie zainteresowałem tym projektem – burknął Jacek. – Inne priorytety. Wolontariat to dla nich strata czasu.

– A przecież wzbogaca nas to, co dajemy innym, a nie to, co zatrzymujemy dla siebie – wtrąciła Agnieszka.

Spojrzałem na nią z uznaniem, a ona zarumieniła się lekko, wyjaśniając:

– Wyczytałam to gdzieś w internecie, na stronie z mądrościami życiowymi. Pasuje jak ulał.

Zabębniłem palcami w stół.

– Jedna rzecz mnie tylko zastanawia… Wszystko pięknie, praca u podstaw, i tak dalej, ale czemu ukrywałeś to przed ojcem?

Kariera i kasa - tylko to się dla niego liczy

Chłopak wzruszył ramionami.

– A co mu miałem powiedzieć? – burknął. – Że nie interesują mnie stosunki międzynarodowe i kariera dyplomaty? Że na durne wakacje w Grecji wydamy sto razy więcej niż na książki i zeszyty dla tych dzieciaków? Nie zrozumiałby...

– To całkiem bystry facet – zauważyłem cierpko. – A ty nawet nie dałeś mu szansy zrozumieć.

– Znam go nie od dziś! Kariera, praca, kasa, tylko to się dla niego liczy. A mnie to nie kręci, ja tak nie chcę. Już nie. Koniec i kropka.

– Jasne, twoje prawo – pokiwałem głową. – Zmieniłeś plany, priorytety, ale ojca nie wymienisz na innego. Może chociaż spróbuj z nim pogadać. Szczerze.

Chłopak bez słowa sięgnął po komórkę i wybrał numer.

– Tata? Cześć, to ja. Słuchaj, nie pojechałem z tobą na te wakacje, bo źle bym się bawił, wydając kasę, którą można lepiej spożytkować. Razem z moją dziewczyną, Agnieszką… – urwał na moment. – Tak, mam dziewczynę. A dzwonię z tym nieoczekiwanym wyznaniem, bo znalazł mnie twój… przyjaciel. Tak się w każdym razie przedstawił i doradził szczerość. Więc otwarcie mówię, że wraz z Agą opiekujemy się bandą dzieciaków ze slamsów. Kasę z konta, swojego, przypominam, wydałem na podręczniki dla nich i na inne potrzebne rzeczy. Aha, a na studia nie idę, bo mam w dupie karierę dyplomaty. Co ty na to?

Przez chwilę słuchał odpowiedzi ojca, a twarz mu się powoli wydłużała.

– Dobra, zaraz będziemy – skończył rozmowę, jednak wciąż wpatrywał się w ekran swojej komórki, lekko oszołomiony.

– Sprawdzam, czy nie pomyliłem numeru – wyjaśnił.

– No i co? Co ci powiedział? – dopytywała się Agnieszka.

– Żebym cię przyprowadził do domu, żebyśmy porozmawiali razem o przyszłości, i żebym zastanowił się nad… studiami na uniwerku. I żebym złożył papiery w przyszłym roku na wydział… pedagogiki specjalnej – odparł z ociąganiem.

Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i zauważyła:

– Naprawdę bystry ten twój tata.

Mój telefon zadzwonił następnego dnia koło południa.

– Bardzo panu dziękuję, przelew właśnie wysłałem – powiedział ojciec Jacka.

– A jak sprawy? – zainteresowałem się.

– Okej. Wczoraj odbyliśmy długą męską rozmowę. Wakacje przepadły, ale studia udało się uratować – zrelacjonował.

– Pedagogika?

– Nie inaczej! – zaśmiał się wesoło. – Dla świata dyplomacji Jacek jest już bezpowrotnie stracony, ale być może świat jako taki wcale na tym nie straci…

– Sądzę, że nawet zyska. Pana syn to wspaniały chłopak.

– O nie, proszę pana – głos mojego klienta nagle spoważniał. – To już nie jest chłopak, a młody mężczyzna. Bardzo dziękuję za pomoc w zrozumieniu tej różnicy.

Czytaj także:
„Przez swoją nadętą dziewczynę mój syn rzucił studia. Boję się, że przez jej wpływ zupełnie go stracę”
„Wstyd mi, że moje córki rzuciły studia. Nie po to posyłałam je do drogich szkół, żeby teraz za barem stały”
„Syn stwierdził, że nie będzie się uczył, bo nie ma z tego kasy. Cwaniak zmienił zdanie, gdy w grę weszła dziewczyna”

Redakcja poleca

REKLAMA