„Syn nie chciał ze mną rozmawiać. Przejrzał na oczy, gdy stałam się sławna, trzepałam kasę i miałam znajomości”

dojrzała kobieta fot. Adobe Stock, insta_photos
„Wysłałam swoje wiersze na konkurs poetycki i przeszłam do finału. Ale Pawła nie obchodziło ani moje życie, ani moje zainteresowania. Dzwonił czasami wyłącznie z poczucia obowiązku. Wszystko się zmieniło, gdy znany pisarz przedstawił mnie jako swoją znajomą”.
/ 07.08.2023 20:15
dojrzała kobieta fot. Adobe Stock, insta_photos

Nie mogłam się dodzwonić do Pawła. Nie chciałam wysyłać SMS-a ani zostawiać mu wiadomości na poczcie głosowej, bo i tak na to nie reagował. Po prostu czasami odbierał i poświęcał chwilę na rozmowę ze mną, a jeśli nie – musiałam próbować przez kolejne dni, aż do skutku. Odebrał dopiero trzy dni później.

– Coś się stało, mamo? – zapytał zniecierpliwionym tonem.

– Nic, po prostu chciałam zapytać, co u ciebie… – od razu zaczęłam się tłumaczyć, jakbym zrobiła coś złego. – Byłeś z Moniką na tym rajdzie w sobotę?

Czuło się, że nie miał ochoty ani pewnie czasu na rozmowę. Zakończył ją po paru minutach nie pytając nawet, co u mnie. A chciałam mu powiedzieć, że wysłałam swoje wiersze na konkurs poetycki i przeszłam do finału. I że wybierałam się na spotkanie autorskie z moim ulubionym polskim pisarzem, jechałam aż do Warszawy z paniami z klubu czytelniczego działającego przy naszej bibliotece gminnej. I że właśnie skończyłam czytać książkę japońskiego pisarza Harukiego Murakamiego i chciałam ją polecić jego dziewczynie, bo kiedyś pytała mnie o literaturę „inną” niż ta królująca na wystawach księgarń.

Czułam się samotna

Ale Pawła nie obchodziło ani moje życie, ani moje zainteresowania. Dzwonił czasami wyłącznie z poczucia obowiązku. Nie wiedziałam, co zrobić, by łączyło nas coś więcej niż te rutynowe rozmowy, które kończył z wyraźną ulgą.

Dobrze, że miałam swoje życie. Jeszcze przed emeryturą dużo czytałam, polowałam na nowości w naszej bibliotece, zgłosiłam się na wolontariat, żeby dyżurować w czytelni. Tam poznałam kilka kobiet, które, podobnie jak ja, miały sporo wolnego czasu i lubiły czytać. Zaczęłyśmy rozmawiać o książkach i pojawił się pomysł cotygodniowych, regularnych spotkań, by omawiać „zadane” lektury. Taki klub książki. Raz miałyśmy do przeczytania tomik poezji i tak mnie zachwycił, że postanowiłam napisać własny wiersz.

– Przeczytaj go nam! – zażądały moje koleżanki klubowiczki.

Przyjęły go ciepło i zachęciły do dalszych prób poetyckich.

Osoba towarzysząca

Pisałam więc, odczytywałam swoje wiersze podczas spotkań, a potem chowałam je do szuflady. Któraś z pań przyniosła mi informację o konkursie na wiersz o naszym regionie, potem kolejna coś wyszukała. Wysyłałam więc swoje utwory, ale nigdy niczego nie wygrałam ani nawet nie dostałam odpowiedzi od organizatorów.

Chyba dlatego byłam taka podekscytowana, kiedy przyszła informacja, że mój zestaw trzech białych wierszy zakwalifikował się do finału konkursu dla amatorów, który towarzyszył gali przyznania „prawdziwych” nagród literackich. To nie oznaczało jeszcze żadnej wygranej, ale zaproszono mnie na galę wręczenia nagród. Miała być poprowadzona przez znanego poetę i pisarza, dokładnie tego samego, na którego spotkanie z czytelnikami jechałam do Warszawy.

Nie marzyłam nawet, by dostać główną nagrodę, którą było wydanie tomiku wierszy; cieszyła mnie sama myśl, że będę mogła uczestniczyć w takiej uroczystości. Tam mieli zjechać autorzy nominowani do jednej z najważniejszych nagród literackich roku!

Zaproszenie było dla mnie i osoby towarzyszącej. Kiedy jechałyśmy we cztery pociągiem do Warszawy, koleżanki z klubu książki zapytały, kogo zabiorę na galę.

– Będziesz miała okazję poznać parę znanych osób! – ekscytowały się, a potem jedna przez drugą proponowały, że pożyczą mi elegancką sukienkę czy załatwią nocleg u kuzynki w tamtym mieście.

Miałam świadomość, że każda chce być moją osobą towarzyszącą na tej ceremonii. Ale musiałam je rozczarować.

– Syn ze mną pojedzie – oznajmiłam, chociaż wcale jeszcze nie powiedziałam Pawłowi o tych planach.

Taki wstyd przed pisarzem…

Spotkanie ze słynnym pisarzem było rozczarowujące. Nie sam wywiad, bo pan C. rozbawił publiczność, a przy tym wiele opowiedział o kondycji współczesnej literatury. Ale w kolejce po autograf stałyśmy półtorej godziny, do tego nad pisarzem niemal wisiała jego agentka pospieszająca wzrokiem osoby, które chciały zamienić z literatem kilka słów.

– Dla kogo będzie dedykacja? – zapytał, patrząc na mnie, kiedy doczekałam się na swoją kolej.

– Dla mnie, dla Renaty – odpowiedziałam, chłonąc tę chwilę.

W tym momencie wcięła się Krysia, stojąca tuż za mną.

– Niech pan napisze: „dla poetki Renaty!” – prawie rozkazała pisarzowi. – Bo ona jest poetką! Będzie na finale konkursu poetyckiego za trzy tygodnie, tam gdzie pan! Zobaczy pan, jeszcze wygra pierwsze miejsce!

Poczułam, że policzki mi płoną, a dłonie mają ochotę zacisnąć się na gardle Krysi. Jak mogła mi narobić takiego wstydu przed wielkim pisarzem?! Taka żenada!

Ale pan C. nie wyglądał na zażenowanego. Przeciwnie, spojrzał na mnie znad swojej książki z zainteresowaniem.

– A więc, koleżanka po piórze, zgadza się? – uśmiechnął się. – Cóż, zapamiętam panią, pani Renato. Mam nadzieję, że kiedy się spotkamy, powie mi pani coś więcej o swojej poezji.

Kiedy odeszłyśmy od stolika, nie byłam już zła na Krysię. Pisarz napisał mi w dedykacji: „Poetce Renacie, z życzeniami sukcesów literackich…”. Byłam tak wzruszona i szczęśliwa, że postawiłam Krysi kawę. Może i przeżyłam chwilę zażenowania, ale miałam taką piękną dedykację!

Nie zamierzał marnować energii

Do syna zadzwoniłam z pociągu. Nie potrafiłam zmusić się, by zaprosić go wprost na wspólne świętowanie mojego sukcesu, jakim było dostanie się do finału prestiżowego konkursu. Wiedziałam, że będzie kręcił nosem, znowu rzuci uwagę, że chyba mi się nudzi na emeryturze i że on nie ma czasu na takie wycieczki. Powiedziałam więc, że boli mnie kręgosłup i bardzo proszę go, by zawiózł mnie na tę galę samochodem, bo podróż z walizką, z przesiadkami i tłuczenie się pociągiem mnie przerasta.

Paweł może nie jest zbyt czułym synem, ale ma poczucie obowiązku, więc westchnął ciężko i zgodził się mnie zawieźć.

– To może zostaniesz ze mną na tej gali? – zapytałam, jakby dopiero teraz mi to przyszło do głowy. – Będzie pyszne jedzenie, na pewno szampan i muzyka na żywo. Co będziesz siedział w hotelu, jak możesz zjeść i się zrelaksować w ładnym miejscu?

– No w sumie… – mruknął, a potem przyznał, że to nie jest najgłupszy pomysł, żeby dobrze zjeść i napić się za darmo.

Mimo, że zgodził się ze mną pojechać, to nie zamierzał po drodze marnować energii na rozmowy ze mną. Na moje pytania odpowiadał monosylabami, a kiedy próbowałam go zainteresować tematem swoich wierszy, parsknął z lekceważeniem.

Monika też pisała wiersze o miłości, jak miała piętnaście lat – powiedział. – Ostatnio je znalazła w jakimś pudle i cały wieczór się z tego śmialiśmy.

Było mi przykro, że przyrównał moje wiersze, których przecież nawet nie czytał, do łzawej poezji nastolatki, ale nic nie powiedziałam.

Nagroda dla znajomej pisarza

Na szczęście wieczorem Paweł zachowywał się porządnie. Włożył marynarkę i przyniósł mi sałatkę z krewetkami do stolika. Grał zespół muzyczny, a konferansjer zapowiadał właśnie rozstrzygnięcie konkursu poetyckiego dla amatorów – tego, w którym brałam udział.
Na scenę wyszedł znany mi już C. dzierżący kopertę, do której jury włożyło zapewne karteczki z nazwiskami nagrodzonych. Zaczął od żartu, potem przeszedł do jakiejś anegdotki, aż w końcu ceremonialnie otworzył kopertę. Wstrzymałam oddech.

Trzecia nagroda trafiła w ręce młodej, niepełnosprawnej dziewczyny. Druga – do mężczyzny z długimi włosami ubranego w hipisowskim stylu. A trzecia…

– Za zestaw wierszy o samotności i tęsknocie za bliskimi relacjami, które poruszyły jury głębią odczuć i trafnością, a jednocześnie bezpretensjonalnością analizy kondycji dzisiejszego społeczeństwa, główną nagrodę otrzymuje pani… Renata W.!

– Mamo, to ty! – szepnął Paweł, patrząc na mnie okrągłymi ze zdumienia oczami.– Wygrałaś! Idź na scenę!

Ale to nie był koniec niespodzianek. Kiedy weszłam na scenę, mój ulubiony pisarz, pan C., podał mi rękę i rzucił do mikrofonu:

– Szanowni państwo, przedstawiam państwu moją znajomą, Renatę W., którą miałem przyjemność spotkać całkiem niedawno. To niezwykła osoba i z przyjemnością przeczytam fragmenty jej poezji!

Byłam zszokowana i wzruszona tym, że mnie zapamiętał i tak ciepło przedstawił, chociaż oczywiście przesadzał. Ale kiedy czytał moje utwory, nie mogłam powstrzymać łez. Nie tylko dlatego, że wygrałam i że znany pisarz przedstawił mnie jako „swoją znajomą”. Także dlatego, że widziałam na twarzy mojego syna autentyczną dumę, która aż go rozpierała. Nigdy wcześniej nie sądziłam, by Paweł mógł być ze mnie dumny.

Chwilo trwaj!

Kiedy wychodziliśmy z hotelu, zamawiał w recepcji taksówkę.

– Na jakie nazwisko? – zapytał recepcjonista.

– W… – Paweł podał mu nasze wspólne nazwisko. – Pewnie je pan słyszał, bo mama wygrała dzisiaj pierwszą nagrodę w konkursie poetyckim. Za parę tygodni tomik poezji mamy pojawi się w księgarniach ze słowem wstępu C.!

Ukryłam łzy wzruszenia pod uśmiechem. Tak, pierwsza nagroda mnie cieszyła. Oczywiście, byłam szczęśliwa, że moje wiersze zostaną wydane drukiem i że znany pisarz napisze do nich wstęp. Ale największą nagrodą była zmiana w zachowaniu mojego syna. Jego duma i uznanie. I to, że poprosił o tomik z dedykacją.

– Będę się tobą chwalił znajomym! – powiedział.

To jest moja największa wygrana! Chwilo,  trwaj!

Czytaj także:
„Mąż maminsynek pozwolił teściowej zrujnować nasz urlop. Ja cierpiałam, a ona smażyła zad na plaży”
„Dziewczyna, do której trzeba jeździć, to żadna partia. Syn tylko czas i pieniądze marnuje”
„Nie chciało mi się zmywać garów, więc kłamałem, że źle się czuję. Moja żona tak nade mną skakała, że dostała zawału”

Redakcja poleca

REKLAMA