Kiedy przeszedłem na emeryturę, moja kilka lat młodsza żona obarczyła mnie częścią domowych obowiązków. Bardzo mi sie to nie podobało.
Ona jeszcze pracowała, więc uznała, że czas najwyższy, bym jej trochę ulżył. Liczyłem na to, że wreszcie będę mógł poleniuchować i zająć się swoim hobby, ale Bożenka się uparła.
– Przez całe życie to ja zajmowałam się domem. Teraz twoja kolej – oświadczyła.
Po pracy byłem zmęczony i odpoczynek mi się należał
Rzeczywiście, gdy jeszcze pracowałem, to po powrocie z firmy zjadałem obiad i rozsiadałem się na kanapie przed telewizorem. Pogodziłem się z tym, że teraz ja będę panem domu. Przez pierwsze tygodnie było ciężko, ale z czasem radziłem sobie coraz lepiej. Nawet żona mnie chwaliła.
Cieszyłem się z tego, ale gdzieś tam w głębi duszy marzyłem o powrocie do czasów, kiedy wylegiwałem się na kanapie i wszystko miałem podane pod nos. I właśnie chyba to sprawiło, że zachowałem się tak, jak się zachowałem…
Wszystko zaczęło się pół roku temu. Kiedy żona wyszła do pracy, wybrałem się na zakupy do sklepu. Gdy byłem w środku, nagle poczułem ból w piersiach. Był tak silny, że nie mogłem złapać tchu.
Sprzedawczyni wezwała pogotowie, znalazłem się w szpitalu. Tam okazało się, że miałem stan przedzawałowy. Żona była przerażona, ale na szczęście skończyło się tylko na kilkudniowym pobycie na kardiologii.
– Nic się nie martw, kochanie. Zajmę się tobą. Teraz nie możesz się przemęczać ani denerwować – powiedziała z troską, gdy wróciłem do domu.
– E tam, nie jest ze mną jeszcze aż tak źle. Lekarze powiedzieli, że jeśli będę brał leki, szybko wrócę do zdrowia – machnąłem ręką.
– Oni wiedzą swoje, ja swoje. Z sercem nie ma żartów. A ty już masz swoje lata. Połóż się, odpocznij, a ja ci zaraz podam obiad – uśmiechnęła się i zniknęła w kuchni.
Zgodnie z jej życzeniem wyciągnąłem się na kanapie i włączyłem telewizor. Zrobiło mi się błogo i przyjemnie…
Kłamałem, że wciąż źle się czuję
Od tamtego dnia Bożenka znowu wzięła na siebie wszystkie domowe obowiązki. Po pracy robiła zakupy, prała, sprzątała, gotowała. No i skakała koło mnie jak koło króla. Nie musiałem nawet wstawać z łóżka czy kanapy. Gazetka? Proszę bardzo. Szklanka soku? Oczywiście. Kanapka z miodem przed snem? Zaraz będzie. Im dłużej to trwało, tym bardziej mi się podobało. I nie miałem ochoty niczego zmieniać.
Choć więc czułem się coraz lepiej, a lekarz w trakcie wizyty kontrolnej orzekł, że mogę wrócić do normalnego życia, nadal udawałem chorego. Gdy po powrocie z pracy Bożenka pytała, jak się czuję, robiłem zbolałą minę i odpowiadałem, że kiepsko. Że przy najmniejszym wysiłku serce wali mi jak oszalałe, że ledwie sobie obiad zdołałem podgrzać…
Było mi trochę głupio, że tak ją oszukuję, więc obiecywałem sobie, że za kilka dni skończę z tymi kłamstwami, ale nie potrafiłem. Przyzwyczaiłem się do królewskiej obsługi. Dziękowałem jej więc za troskę, wychwalałem pod niebiosa za poświęcenie, a zaraz potem prosiłem, by mi coś tam przyniosła czy zrobiła.
Widziałem, że jest coraz bardziej zmęczona obowiązkami i opieką nade mną, ale starałem się o tym nie myśleć. Przecież wcześniej też ze wszystkim sobie świetnie radziła. Dlaczego więc teraz miałoby być inaczej? I nie wiadomo, ile by to jeszcze trwało, gdyby nie ten dramatyczny telefon.
To było tuż przed południem. Pogoda była piękna, Bożenka już dawno wyszła do pracy, więc postanowiłem wybrać się na spacer.
Często wychodziłem, gdy jej nie było, bo prawdę mówiąc, miałem już trochę dość tego ciągłego leżenia w łóżku. Nie zdążyłem jednak zamknąć drzwi, gdy odezwała się komórka. To była Bożenka. Nie zdziwiło mnie to. Gdy była w pracy, zawsze dzwoniła, żeby zapytać, czy wszystko ze mną w porządku. Odebrałem.
– Pan Grzegorz? – usłyszałem jakiś obcy, kobiecy głos.
– Taaak. A kto mówi? – zdziwiłem się.
– Jestem koleżanką Bożenki z pracy. Dzwonię, żeby powiedzieć, że przed chwilą zabrano ją do szpitala – odparła.
Nogi się pode mną ugięły.
– Słucham? O czym pani mówi? Ale dlaczego? Co się stało? – zasypałem ją pytaniami.
– Nie wiem dokładnie… To chyba zawał serca. Mówię panu, to było straszne… Rozmawiałyśmy, a ona nagle zrobiła się blada jak ściana i upadła…. Na szczęście szef zachował zimną krew i od razu zadzwonił pogotowie. Gdy ją zabierali, była przytomna.
– Serce? Przecież moja żona nigdy nie narzekała na serce… W ogóle nie chorowała…
– Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Zdrowie też. Zwłaszcza że ostatnio stresów jej nie brakowało. Czy pan wie, jak ona się zamartwiała pańską chorobą i tym, że się panu nie poprawia? Wyrzucała sobie, że to jej wina, bo źle się panem opiekuje.
– Naprawdę?
– Naprawdę. W ogóle nie myślała o sobie. Mówiła tylko o panu i o tym, co jeszcze musi zrobić. Za dużo tego było, za dużo… Nieraz tłumaczyłam jej, że przesadza, że mężczyźni lubią poużalać się nad sobą, nawet gdy nic im nie dolega, ale nie słuchała. Twierdziła, że pan nigdy by jej tak nie oszukał, że skoro pan mówił, że źle się czuje, to tak jest – ciągnęła.
– Do którego szpitala zabrano Bożenkę? – przerwałem.
– Do Śródmiejskiego.
– Dziękuję za informację i do widzenia. Proszę mi wybaczyć, ale muszę jechać do żony. A po telefon się zgłoszę w najbliższych dniach – powiedziałem i się rozłączyłem.
Nie pojechałem od razu do szpitala. Nie byłem w stanie. Ogarnął mnie lęk o zdrowie żony i potworne wyrzuty sumienia. Po głowie kołatała mi się tylko jedna myśl: że to przeze mnie Bożenkę zabrało pogotowie.
Zachciało mi się królewskiego traktowania, odpoczynku od obowiązków, leniuchowania. No i stało się, co się stało. Gdy już w końcu doszedłem do siebie i wsiadłem do samochodu, myślałem tylko o jednym: że muszę to jakoś naprawić.
Zdziwiła się, że przyjechałem
Bożenka trafiła na kardiologię. Okazało się, że miała zawał serca, przeszła operację. Udało mi się z nią zobaczyć dopiero następnego dnia. Była blada, osłabiona, ale przytomna.
– A co ty tu robisz? Powinieneś leżeć, odpoczywać – wykrztusiła.
Znowu ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. Biedaczka sama była w złym stanie, a martwiła się o mnie.
– Dość się już należałem, dość nachorowałem. Teraz twoja kolej. Gdy wrócisz do domu, wszystkim się zajmę. Będziesz się czuła jak królowa, obiecuję – uśmiechnąłem się, starając się ukryć zmieszanie.
– To chyba nie jest dobry pomysł. Może zadzwonisz do Magdy? Nieraz proponowała, że weźmie trochę wolnego i przyjedzie mi pomóc w opiece nad tobą. Odmawiałam, bo sobie radziłam, ale teraz chyba nie ma innego wyjścia…
– Nasza córka nie jest tu do niczego potrzebna. Naprawdę czuję się świetnie. I bardzo chętnie odwdzięczę ci się za troskę tym samym.
– Ale jak to? Przecież jeszcze dziś rano mówiłeś, że jesteś słaby jak małe dziecko…
– Ale odzyskałem siły. Pewnie nastąpił jakiś przełom w chorobie albo coś… Nie znam się na tym… W każdym razie poradzę sobie i już. I nawet nie waż się ze mną kłócić. Będzie tak, jak powiedziałem, i już.
No i teraz czekam na powrót Bożenki ze szpitala. Wszystko już przygotowałem: wysprzątałem mieszkanie na błysk, zapełniłem lodówkę, zmieniłem pościel. Zmęczyłam się jak diabli, bo przez to nicnierobienie opadłem z sił, ale sobie poradziłem.
Gdy Bożenka zjawi się w domu, nie przyznam się do tego, że tylko udawałam ciężko chorego przez ostatnie miesiące, bo się najzwyczajniej boję. Nie chcę, żeby jej było przykro. Ale obiecuję uroczyście, że zajmę się nią jak królową. Tyle, ile będzie trzeba. A nawet i dłużej, gdyby na przykład przyszło jej do głowy coś takiego jak mnie…
Czytaj także:
„Gdy mąż łapie choróbsko, dom zamienia się w cyrk. Koncert życzeń i opera żałosnych jęków doprowadzają mnie do szału”
„Narobiłam długów, by wykarmić chorego męża i niepełnosprawną córkę. Straciłabym mieszkanie, ale pomógł mi… gangster”
„Mąż nie chce pomagać w domu, bo niby ciężko pracuje. Kazałam mu chwycić za miotłę, albo fora ze dwora. Wybrał to 2”