„Mąż maminsynek pozwolił teściowej zrujnować nasz urlop. Ja cierpiałam, a ona smażyła zad na plaży”

smutna żona fot. iStock, dikushin
„Nasz siedmiomiesięczny synek zawodził na zmianę z kocicą w transporterze, potem zrobili sobie zawody, kto bardziej zepsuje powietrze. Kiedy po raz trzeci musieliśmy się zatrzymać, tym razem w wykonaniu Kropki, miałam dosyć”.
/ 02.08.2023 22:00
smutna żona fot. iStock, dikushin

Marzyłam o tym wyjeździe. Czarek znalazł przytulny domek w górach w niezłej cenie, a jego rodzice pożyczyli nam duży samochód.

– Będzie kominek! – ekscytowałam się, przeglądając zdjęcia naszego urlopowego lokum. – I zobacz, jakie widoki z okna! Tam jest jak w bajce!

Nim jednak zapakowaliśmy się do auta teściów, dostaliśmy wiadomość, która nieco zepsuła mi humor.

– Rodzice wyjeżdżają do Turcji na last minute i nie mają co zrobić z Kropką
– oznajmił mąż po zakończeniu rozmowy z matką. – Kaśka miała ją wziąć, ale też gdzieś jedzie i nie może. Mama prosi, żebyśmy ją zabrali ze sobą. Kropkę, nie Kaśkę.

– Kota?! – wykrzyknęłam. – Jak, do cholery, mamy zabrać kota na urlop?!

Okazało się, że teściowa już się wszystkim zajęła. Załatwiła z naszymi gospodarzami, że możemy przywieźć zwierzaka, i kazała Czarkowi podjechać po kocicę, kuwetę, żwirek i karmę. Oczywiście nie mogliśmy odmówić. Gdyby nie oni, w ogóle nigdzie byśmy nie pojechali, bo nie mieliśmy samochodu.

Droga w góry była męczarnią

Nasz siedmiomiesięczny synek zawodził na zmianę z kocicą w transporterze, potem zrobili sobie zawody, kto bardziej zepsuje powietrze. Kiedy po raz trzeci musieliśmy się zatrzymać z powodu kupy, tym razem w wykonaniu Kropki, miałam dosyć.

– Nienawidzę tego kota! – krzyknęłam. – Jakbym wiedziała, że będziemy się musieli z nim użerać, to wolałabym w ogóle nigdzie się nie ruszać!

Na szczęście, kiedy przyjechaliśmy na miejsce, emocje nieco mi opadły i byłam w stanie cieszyć się urokliwym domkiem z widokiem na Pieniny. W dużym pokoju rzeczywiście był kominek, fajnie zaprojektowany, bo palenisko było na poziomie podłogi, co dawało wrażenie, jakby w rogu paliło się ognisko. Pod ścianami stały wygodne fotele i wielka kanapa, na której od razu umościła się Kropka. Kiedy usiłowałam ją zgonić i położyć się, żeby nakarmić Wojtusia, fuknęła na mnie, aż się cofnęłam.

– Kot nie ma wstępu do sypialni! – oznajmiłam Czarkowi. – Ona mnie nie znosi. Boję się, że mnie ugryzie podczas snu. Albo zrobi coś Wojtkowi! – nagle przeraziła mnie ta myśl. – Czy Kropka może być agresywna? Może przegryźć żyłę?

– To kot, a nie wampir – przewrócił oczami mąż. – Ma trzynaście lat i jedyne, co ją interesuje, to spanie i jedzenie.

Wiedziałam, że mąż patrzył na kotkę inaczej niż ja. Po części się z nią wychował i był zdania, że my też powinniśmy wziąć kota. Ja nie chciałam o tym słyszeć, dla mnie te zwierzęta były półdzikie, uważałam, że nie nawiązują więzi, dbają tylko o siebie i są nieobliczalne. Zawsze wolałam psy, chociaż akurat na nie Czarek miał alergię. Trochę mu nie wierzyłam. Alergia na psy, a na koty nie? Noc upłynęła nam pod znakiem nieustannych pobudek.

A to kwilił Wojtuś, a to miauczał kot

– Jest przyzwyczajona, że śpi z ludźmi – tłumaczył mi mąż, otwierając kotce drzwi pomimo moich protestów. – Nie przejmuj się, zwinie się w nogach i nie będzie nam przeszkadzać.

Ale mi przeszkadzał sam fakt, że kot postawił na swoim. A kiedy rano otworzyłam oczy i zobaczyłam, że futrzak prawie leży na dziecku, wrzasnęłam tak, że podskoczyli oboje. Chwilę później Czarek pojawił się w progu z kubkiem kawy, pytając, co zrobiłam Kropce, że tak się spłoszyła.

– Ja jej?! – miałam już dosyć. – Leżała na poduszce obok Wojtusia! Jakbym się nie obudziła, to by mu się położyła na buzi! To zwierzę jest niebezpieczne! Mogło udusić dziecko! Przestań się śmiać, to jest poważna sprawa! Ona mu zagraża!

Czarek tłumaczył mi cierpliwie, że Kropka nigdy nikomu nie położyła się na twarzy, a przy dziecku leżała prawdopodobnie dlatego, że szukała ciepła.
Warknęłam, że wobec tego może sobie spać w kominku, i zaczęłam się zastanawiać, czy teściowie byliby bardzo podejrzliwi, gdybyśmy z ferii wrócili bez ich kota. Przecież zawsze mógł czmychnąć przez uchylone drzwi i wybrać wolność w pięknych, polskich górach, prawda?

Złośliwe myśli nieco mi przeszły podczas spaceru. Dookoła było iście bajkowo, jesień ozdobiła świat tysiącem odcieni żółci. Wojtuś wyglądał na zadowolonego, chociaż musiał spędzić w nosidełku ponad trzy godziny.

Kiedy wróciliśmy, mały był już nieco zniecierpliwiony tak długim bezruchem, i kiedy tylko posadziłam go na drewnianej podłodze, natychmiast zaczął raczkować po całym pokoju. Mąż rozpalił w kominku i zasiadł w fotelu, obserwując syna, który sunął od jednej ściany do drugiej niczym mały samochodzik. W końcu ogień zaczął przygasać, a mój luby zajrzał do kuchni.

– Idę po drewno, bo się kończy – rzucił zastając mnie przy lodówce. – Patrz, mały zasnął na dywanie.

Faktycznie, kiedy zerknęłam przez uchylone drzwi, zobaczyłam swojego synka śpiącego słodko na baraniej skórze przed fotelem. Przez moment chciałam go zanieść do łóżka, ale rozmyśliłam się, bo pewnie by się obudził i rozpłakał.

Zostawiłam więc otwarte drzwi i wróciłam do duszenia wołowiny. Przez okno dostrzegłam mojego małżonka walczącego z pryzmą drewna i mimowolnie prychnęłam śmiechem. Czarek był mieszczuchem do szpiku kości! Kiedy zobaczyłam, jak przewraca się na mokrej od deszczu dróżce, a drewienka rozsypują się dookoła niego niczym wyrzucone z pudełka klocki, westchnęłam z rozbawieniem, a potem włożyłam kalosze i otworzyłam szeroko drzwi.

– Wszystko w porządku? – zawołałam, patrząc, jak Czarek próbuje wstać.

– Chyba skręciłem nogę! – odkrzyknął, przyjmując dziwną pozycję. – Cholera! Nie mogę na niej stanąć! Pomożesz mi?

Narzuciłam kurtkę i wybiegłam przed domek. Czarek próbował złapać równowagę na jednej nodze, krzywiąc się przy tym boleśnie, ja musiałam go podtrzymać i jeszcze zebrać kilka deszczułek, żeby podsycić ogień w kominku. Wiązało się to z niezłymi akrobacjami i zajęło mi dobrych kilka minut.

Kiedy wreszcie dotarliśmy do uchylonych drzwi, dobiegło do nas przeraźliwe miauczenie. Kropka wydzierała się histerycznie z dużego pokoju i poczułam, jak wyrzut adrenaliny popycha mnie do skoku. Wpadłam do pokoju pewna, że będę musiała ratować walczącego z wściekłym kotem bobasa.

– Boże! Wojtek! Czarek! Kropka! – wrzeszczałam sekundę później, podnosząc z podłogi syna, który na czworakach usiłował wejść do płonącego paleniska.

Tyle że między nim a ogniem stała Kropka i rozpaczliwie miauczała.
Kiedy tylko zabrałam dziecko, zwierzę zaczęło biegać szaleńczo po pokoju, a ja z przerażeniem patrzyłam, jak tli jej się futro na grzbiecie i ogonie.
W końcu złapaliśmy nieszczęsną kotkę i wsadziliśmy ją pod kran, żeby ugasić płomień i schłodzić jej biedne ciałko. Kropka była roztrzęsiona i już nie krzyczała, ale cicho żaliła się długimi, słabymi miauknięciami.

Uratowałaś mojego synka…

Nasi gospodarze, kiedy opowiedzieliśmy im przez telefon, co się wydarzyło, przyjechali po godzinie razem z lokalnym weterynarzem, który założył Kropce opatrunki i dał środki przeciwbólowe.

– Nic jej nie grozi – pocieszył nas. – Musi tylko leżeć i chodzić w specjalnym kubraczku, żeby nie drapała rany.

Dopiero kiedy wszyscy poszli, emocje opadły ze mnie na tyle, że pozwoliłam sobie na płacz.

– Uratowałaś mojego synka… – szeptałam do kotki, która zasnęła po lekach.

To była prawda. Kiedy Wojtek się obudził i zaczął raczkować w stronę ognia, kocica stanęła mu na drodze i nie ruszała się, nawet kiedy iskry padały na jej futro. Odgradzała go od paleniska swoim małym ciałkiem, mimo że jej futerko zaczęło płonąć, a ból stawał się nie do zniesienia.

Do końca ferii traktowałam Kropeczkę jak swoje drugie dziecko. Byłam wciąż poruszona jej bohaterskim zachowaniem i robiłam wszystko, by czuła się jak najlepiej. Kiedy wróciliśmy z urlopu, z ciężkim sercem odwiozłam ją do teściów. Długo nie mogłam się z nią rozstać, a kiedy przyjechałam do domu, oznajmiłam mężowi, że chcę adoptować kota.

– Jesteś pewna? – uniósł brwi.

– Bardziej niż pewna! – odpowiedziałam. – To niesamowite zwierzęta. Całe życie się co do nich myliłam!

Czytaj także:
„Zdradziłam męża i zaszłam w ciążę, ale to jego wina. To on wodził mnie za nos choć wiedział, że nigdy nie da mi dziecka”
„Zdradziłem żonę i nie żałuję. Chciałem połechtać swoją męskość i pokazać jej, że nie jestem niedołężnym staruszkiem”
„Janka zdradziła mnie z moim bratem i wychodzi za niego za mąż. Moja w tym głowa, żeby ich ślub zamienił się w koszmar”

Redakcja poleca

REKLAMA