Ze swoją wnuczką, Wiktorią, widuję się rzadko. Ale nawet podczas tych sporadycznych spotkań zauważyłam, że mała jest zastraszona, zalękniona. I z przykrością stwierdzam, że to wina mojego syna, Karola. Zbyt ostro ją traktuje i za wiele od niej wymaga…
Wiem, że prawie każda babcia ma zwyczaj wyolbrzymiania talentów i sukcesów swoich wnucząt. Ale moja Wikusia jest naprawdę kochanym, dobrym, mądrym dzieckiem. Ma dopiero 8 lat i już potrafi znakomicie czytać, uwielbia książki, szczególnie wiersze. Jest też grzeczna i posłuszna. Ileż to ja się nasłuchałam od koleżanek opowieści o ich wnukach terrorystach, wymuszających wszystko płaczem, krzykiem i szantażem.
Z Wiktorią nigdy nie było takich kłopotów. Bez strachu chodziłam z nią na przykład na zakupy do supermarketu. Wystarczyło raz powiedzieć, że czegoś jej nie kupię, wytłumaczyć, dlaczego i przyjmowała to ze spokojem. Oczywiście, zdarzało jej się i zdarza coś zbroić. Jak każdemu dziecku. Ale na pewno nie zasługuje na takie kary, jakie stosuje wobec niej Karol!
Nie przejdzie mu przez gardło pochwała
Mój syn jest bardzo wymagającym ojcem. Nieraz byłam świadkiem, jak ją strofuje za drobiazgi. Zawsze był wobec córki surowy. Gdy miała trzy latka, potrafił na nią nakrzyczeć tylko dlatego, że wylała sok z kubeczka! Przecież nawet dorosłemu się to zdarza, a co dopiero takiemu malcowi! Kiedyś dał klapsa, bo niestarannie wytarła buty i zostawiła ślady z błota na podłodze… Czy to jest powód do karania? Przecież wystarczyło zwrócić spokojnie uwagę i przypomnieć, że przed drzwiami leży wycieraczka…
W dodatku prawie nigdy jej nie chwalił. Ani za udane rysunki, ani za to, że samodzielnie zawiązała pierwszy raz sznurowadła, ani za porządki w pokoju. Serce mi się krajało, jak to widziałam, bo wiem, że mała czekała na jakieś dobre słowo z jego strony. A on nic. Milczał.
Pamiętam, jak któregoś dnia chciała, by zobaczył, jak ładnie poustawiała zabawki na półkach. Była z siebie taka dumna! „Tato, tato, no chodź, no chodź, proszę cię” – ciągnęła go za rękaw. Nawet się nie ruszył z kanapy. Nie wytrzymałam i zapytałam, dlaczego zachowuje się w ten sposób. Stwierdził, że nie będzie chwalił córki za to, co należy do jej codziennych obowiązków. Małej aż się łzy w oczkach pokazały…
Natychmiast pobiegłyśmy z Edytą, moją synową, obejrzeć te poustawiane zabawki. Powiedziałyśmy Wikusi, że pięknie posprzątała, że jesteśmy z niej dumne. Cieszyła się, ale nie do końca. Czekała na uznanie taty…
Edyta ma na szczęście inne podejście do dziecka. Jest ciepłą, cierpliwą, kochającą matką. Zawsze ma czas dla dziecka. Mała wie, że może przyjść do niej się wypłakać, porozmawiać. A ona ją pocieszy, przytuli… Niestety nie reaguje, gdy mój syn strofuje Wiktorię. Choć czasem widziałam, że ma na to ochotę. Zupełnie tego nie rozumiałam. Kiedyś, gdy byłyśmy same, rzuciłam mimochodem, że Karol jest dla Wiktorii za surowy. I że mi się to bardzo nie podoba. Westchnęła, że jej też, ale szybciutko dodała, że we wszystkich poradnikach piszą, że rodzice powinni być zgodni co do metod wychowawczych. I dlatego ona się nie odzywa…
Wszystko to prawda, ale przecież nie można tolerować metod, które krzywdzą dziecko! Próbowałam ją namówić, żeby porozmawiała z Karolem, wyjaśniła mu, że nie zgadza się na takie traktowanie córki. Stwierdziła, że jej nie posłucha, że taka rozmowa skończy się tylko awanturą. I że jeśli chcę, to sama mogę spróbować.
Próbowałam. I to nie raz. Tłumaczyłam synowi, że dziecka w ten sposób nie można wychowywać. Że trzeba okazywać mu więcej czułości, nagradzać, doceniać jego osiągnięcia, a nie tylko krytykować i karać. Bo to nie wojsko. Niestety, był głuchy na moje argumenty. Przyznawał, że bywa czasem bardzo stanowczy, ale zaraz podkreślał, że to dla dobra Wiktorii. Bo chce, żeby córka od najmłodszych lat uczyła się, co jest w życiu dobre, a co złe, że gdy teraz przyzwyczai się do pewnej dyscypliny, okrzepnie, w przyszłości będzie jej łatwiej w szkole i w życiu. I że nie powinnam protestować, bo ojciec też był dla niego surowy, a na dobre mu to wyszło.
Mała na słowa krytyki reaguje płaczem
Mąż faktycznie krótko trzymał syna. Ale przecież Karol to chłopak! A na dodatek jako dziecko był bardzo niesforny. Wymagał silnej ręki. Wiktoria jest zupełnie inna. Próbowałam mu to uświadomić, przypomniałam, jaki był z niego gagatek. Tylko wzruszył ramionami i powiedział stanowczo, żebym się nie wtrącała. Bo ja już swoje dzieci wychowałam. Pomyślałam, że chyba nie zrobiłam tego dobrze, że gdzieś popełniłam błąd…
Teraz Wiktoria chodzi do drugiej klasy. Jest świetną uczennicą! Nie trzeba jej gonić do nauki, sama siada przy biureczku w swoim pokoju i odrabia lekcje. To ewenement w tym wieku, wiem to od przyjaciółek. Ale mój syn tego nie docenia. Ma do niej pretensje, że literki w zeszycie są krzywe, że kartki są pokreślone, a obrazki nierówno pokolorowane. Co więcej, on nawet krytykuje ją za książki, które czyta! Wikusia uwielbia wiersze, zwłaszcza „Kaczkę dziwaczkę” Brzechwy. Ale Karol uważa, że jest już za duża na takie głupoty i podsuwa jej poważniejsze lektury. A Wiktoria się męczy, bo ich po prostu nie rozumie! Mojego syna strasznie to denerwuje.
Tydzień temu wpadłam do nich z wizytą. Edyta siedziała w kuchni. Była jakaś dziwnie zamyślona, czymś zmartwiona. Dopiero po pół godziny wyciągnęłam od niej, co się stało. Okazało się, że została wezwana do szkoły. Wychowawczyni powiedziała, że Wiktoria jest coraz bardziej nerwowa, wierci się na lekcjach, na niepowodzenia reaguje płaczem. I zasugerowała, żeby całą rodziną poszli do szkolnego psychologa. Bo mała potrzebuje pomocy. Wiecie, co zrobił Karol, gdy się o tym dowiedział? Nakrzyczał na dziecko! Wrzeszczał, że nie będzie tolerował takiego zachowania, że nie życzy sobie skarg w szkole. Mała aż trzęsła się ze strachu…
Omal mnie szlag wtedy nie trafił. Zaczekałam, aż syn wrócił z pracy i wygarnęłam mu, co myślę o jego metodach wychowawczych. Że przez niego dziecko jest zalęknione, niepewne siebie, że jak tak dalej pójdzie, to się będzie bać własnego cienia. I że naprawdę powinien iść do psychologa, bo jego postępowanie nie jest normalne. Myślicie, że się przejął? Nic z tego! Usłyszałam starą śpiewkę. Że mam się nie wtrącać w wychowanie jego dziecka, że to nie moja sprawa. I jeśli jeszcze raz usłyszy ode mnie jakieś uwagi, to się pogniewamy. Biednej Edycie też się wtedy dostało. Za to, że opowiada mi niestworzone rzeczy…
Wiem, że ją kocha, ale jest za ostry
Coraz bardziej martwię się o Wiktorię. W czasie ostatniej wizyty u mnie niechcący stłukła szklankę. Jej reakcja mnie przeraziła! Od razu zaczęła płakać, przytuliła się do mnie, dosłownie błagała o wybaczenie, powtarzała, że nigdy, ale to nigdy się to już nie powtórzy. Tłumaczyłam, że to przecież nic takiego, że każdemu się może zdarzyć, że to tylko zwykła szklanka. Wyobrażam sobie, jakie kary musi dostawać w domu w podobnych sytuacjach!
Bardzo kocham mojego syna. Chcę wierzyć, że pragnie dla córki jak najlepiej. Przecież poza tymi wybuchami złości, karaniem, jest dobrym ojcem. Gdy Wiktoria go o coś pyta, nie opędza się od niej jak od natrętnej muchy, nie mówi, że jest zmęczony. Poświęca jej czas, wiele razem grają, chodzą na spacery, na rower, a w zimie na łyżwy. Wiem też, że Wiktoria go kocha. Zawsze, gdy przyjeżdża do mnie na weekend opowiada, gdzie ostatnio byli, a wieczorem dzwoni, by powiedzieć mu „dobranoc”. Ale równocześnie zachowuje się jak zalęknione zwierzątko…
Nie wiem, co mam zrobić. Przecież nie wezmę dorosłego syna na kolano, nie stłukę go. Szkoda, że jego ojciec nie żyje. Może on przemówiłby Karolowi do rozumu? Postanowiłam poradzić się psychologa, bo musi być jakiś sposób, żeby syn zrozumiał, że jego surowość wobec Wiktorii może się kiedyś obrócić przeciwko niemu!
Czytaj także:
„Mąż uważa, że wychowuję syna na dziwaka, ja, że jest dla niego zbyt surowy. Żremy się jak pies z kotem, a dziecko cierpi”
„Nauczycielka tak musztrowała nasze dzieci, że chodziły jak w zegarku. Ta dyscyplina zmieniła mojego syna w małego robota”
„Mój wnuk został policjantem, bo jego ojciec tylko ten zawód uważał za męski. Wyzywał syna od ofiar losu i mamałyg”