Długo nie mogłam otrząsnąć się po śmierci Konrada, mojego męża. Niby powinnam się jej spodziewać, bo chorował na nowotwór, ale śmierć najbliższej osoby zawsze jest szokiem. Zwłaszcza że był taki młody… Miał zaledwie 37 lat, całe życie przed sobą… Zostawił mnie i dzieci, dziesięcioletnią Justynę i ośmioletniego Łukasza. Pierwsze miesiące były najgorsze.
Wiedziałam, że powinnam być silna dla naszych dzieci, które bardzo przeżyły śmierć taty, ale nie potrafiłam. Wpadłam w depresję, musiałam się leczyć i właściwie gdyby nie pomoc mojej mamy, pewnie wylądowałabym w ośrodku zamkniętym, a dzieci trafiły do domu dziecka. Ona jednak stanęła na wysokości zadania – przeprowadziła się do nas, zajęła domem, mną, Justyną i Łukaszem. Pilnowała, bym jadła, brała leki, kąpała się i chodziła na terapię, a nie tylko na cmentarz.
Po 8 miesiącach stanęłam jako tako na nogi, zaczęłam normalnie funkcjonować
Ale dopiero półtora roku po śmierci męża czułam się na tyle silna, by pozwolić mamie wrócić do siebie.
– Nigdy nie zapomnę, ile dla mnie zrobiłaś! Dziękuję! – mówiłam. – I tobie, tato. Skazałam cię na słomiane wdowieństwo…
– Dziecko, od tego są rodzice. Zrobiłabyś na naszym miejscu to samo – zapewniali.
Życie toczyło się dalej. Rany powoli zabliźniały się i goiły. Niecałe cztery lata po śmierci Konrada poznałam Alka. Prowadził interesy z moim szefem, kojarzyłam go już wcześniej, ale jakoś dopiero wtedy zaczęliśmy rozmawiać. Pięć lat starszy ode mnie, rozwodnik. Miły, kulturalny, ułożony. Początkowo patrzyłam na niego tylko w kategoriach czysto przyjacielskich, ale z czasem zaczęło rodzić się między nami uczucie. To znaczy Alek dużo wcześniej dawał mi sygnały – mniej i bardziej wyraźne. Ja jednak nie byłam gotowa na nowy związek, co szanował i nie robił niczego na siłę. W końcu jednak zdałam sobie sprawę, że i ja nie patrzę już na niego jak na kolegę. Któregoś dnia zwierzyłam się mojej przyjaciółce z wyrzutów sumienia.
– Podoba mi się, rozumiesz? A przecież nie powinnam, to nieuczciwe, nie mam prawa! Najlepiej będzie, jeśli urwę nasze kontakty, zanim to zabrnie za daleko.
– Co ty wygadujesz? – załamała ręce. – Masz zaledwie czterdziestkę, kawał życia przed tobą! Chcesz je spędzić w żałobie? Kochałaś Konrada, ale on odszedł. Nie żyje od pięciu lat, masz prawo kogoś sobie znaleźć, zakochać się, ułożyć życie na nowo. Myślę, że właśnie tego chciałby twój mąż, przecież cię kochał i pragnął tylko twojego szczęścia. Chyba się nie mylę?
– Masz rację – przyznałam. – Tego by chciał…
Krępowała mnie obecność dorastającego chłopaka
Przepłakałyśmy wtedy cały wieczór, ale dzięki przyjaciółce uwierzyłam, że mam prawo do miłości. Następnego dnia poszłam jeszcze na cmentarz. Usiadłam na ławce i „rozmawiałam” z mężem.
– Czy naprawdę nie miałbyś nic przeciwko temu? Wiesz, że bardzo cię kocham i zawsze będziesz w moim sercu. Czy mogę układać sobie wszystko na nowo?
Oczywiście nie otrzymałam żadnej odpowiedzi, ale poczułam, że mąż daje mi swoje błogosławieństwo. Nie zamierzałam dłużej bronić się przed swoim uczuciem. Po kolejnych kilku miesiącach postanowiliśmy z Alkiem, że zamieszkamy razem. Jego dom był zdecydowanie wygodniejszy i przede wszystkim większy od mojego dwupokojowego lokum. Konrad mieszkał z osiemnastoletnim synem. Miał jeszcze córkę, ale ona po rozwodzie została z mamą.
– W tygodniu Karol jest u mnie, a Inga u Martyny, a w weekendy nocują raz tu, raz tam. Jakoś to funkcjonuje i wszyscy jesteśmy zadowoleni z takiego układu – mówił.
Poznałam jego dzieci już wcześniej, tak jak on moje. Ingę bardzo polubiłam, Karol jednak wydał mi się trochę… dziwny. Zmanierowany. Pewny siebie, przemądrzały, zarozumiały. Postanowiłam jednak dać mu szansę. Początki wspólnego mieszkania były trudne. Krępowałam się obecnością prawie dorosłego chłopaka. Widziałam, że Justyna również. Z czasem jakoś nauczyliśmy się razem funkcjonować, ale Łukasz nie mógł się z Karolem dogadać. Zaczęłam nawet zastanawiać się, czy decyzja o przeprowadzce była słuszna.
Chciałam być z Alkiem, jemu nie miałam nic do zarzucenia. Ale ciągłe kłótnie chłopaków stawały się nie do zniesienia. Uważałam, że winny jest głównie Karol, ale nie chciałam tego mówić. W końcu każda matka zawsze staje murem za swoim dzieckiem, a poza tym nie byliśmy u siebie.
– Źle na to patrzysz. Skoro z nim zamieszkałaś i chcesz z nim być, to powinnaś się czuć właśnie jak u siebie! – powiedziała mi przyjaciółka – Konrad też wprowadził się do twojego mieszkania i co? Nie był u siebie?
– Niby tak – odparłam. – To jednak była zupełnie inna sytuacja. Mieszkanie odziedziczyłam po babci, jak już byliśmy razem, wprowadziliśmy się do niego zaraz po ślubie…
– Nie szukaj dziury w całym – poradziła Monika.
Chłopcy kłócili się prawie o wszystko – a to Karol zarzucał Łukaszowi, że grzebie w jego rzeczach, to znów Łukasz, że Karol celowo słucha głośno muzyki, kiedy on się uczy.
Awantury były o ubrania, telewizję, wyjścia, jedzenie…
Kilka razy rozmawialiśmy z nimi – razem i na osobności. Nic to jednak nie dawało. I nagle to się skończyło. Dziwiło mnie, że nie słychać awantur ani kłótni, nie ma trzaskania drzwiami.
– Co się stało – zastanawiałam się.
– A co się miało stać? Mieszkamy razem już trzy miesiące, w końcu się dotarli. Mówiłem, że tak będzie – zaśmiał się Alek.
Pomyślałam, że może ma rację. Łukasz powiedział, że Karol po prostu przestał się go czepiać. Może rzeczywiście w końcu zaakceptował nową sytuację? Tymczasem zachowanie Karola zmieniło się nie tylko w stosunku do mojego syna. Zauważyłam, że mnie też traktuje inaczej. I nie podobała mi się ta zmiana… Nagle zaczął mnie komplementować, przymilać się. Nigdy nie był wobec mnie wrogi, ale wcześniej traktował mnie raczej z rezerwą. A teraz nagle był wylewny i uprzejmy.
Miałam wrażenie, że szuka pretekstu, by niby przypadkiem mnie dotknąć, musnąć. W ciągu dnia czasem dzwonił bez powodu lub przysyłał mi wiadomości. Zazwyczaj coś w stylu „Miłego dnia”, albo „Spokojnej drogi”. Zdarzyło się też, że raz czy dwa wszedł bez pukania do naszej sypialni, kiedy się przebierałam. Niby przeprosił i wytłumaczył, że to z przyzwyczajenia, bo z tatą nigdy do siebie nie pukali, ale nie przekonywało mnie to. I te komentarze: „Seksownie wyglądasz w tej sukience” albo „ Mój staruszek ma szczęście”. Nie podobało mi się to i mnie niepokoiło, ale nie bardzo wiedziałam, co zrobić.
Nie chciałam mówić o niczym partnerowi, by nie pomyślał, że jestem uprzedzona do jego syna i na siłę szukam w nim wad. Przecież dopiero uspokoiła się sytuacja z Łukaszem! Starałam się dawać Karolowi do zrozumienia, że nie życzę sobie takiego zachowania. Nie odpisywałam na jego wiadomości, nie reagowałam na zaczepki. W końcu wprost powiedziałam mu, że nie mam pojęcia, o co mu chodzi, ale ma przestać. Celowo rozpoczęłam rozmowę przy Alku, by wiedział, co się dzieje. To chyba jednak był błąd, bo ten smarkacz obrócił kota ogonem! Zaczął mi zarzucać, że nie da się mi dogodzić i że jestem jakaś dziwna.
– Może rzeczywiście niepotrzebnie się z młodym wcześniej tak spierałem, więc chciałem załagodzić sytuację. Człowiek życzy po prostu miłego dnia albo chce podać cukier przy kolacji, a od razu wielka afera! To już miłym nie wolno być? – kpił.
Wyszło na to, że to ja mam problem. Uwzięłam się na Bogu ducha winnego chłopaka!
Alek niby nie miał do mnie pretensji, ale też nie stanął w mojej obronie. Starałam się go zrozumieć, był w trudnej sytuacji, trochę między młotem a kowadłem.
– Może rzeczywiście jesteś przewrażliwiona – powiedział, gdy zostaliśmy sami. – Kochanie, ja wiem, że to dla ciebie ogromne zmiany. Wiem, że Karol bywa irytujący. Ale myślę, że nie miał złych intencji…
Nie byłam tego taka pewna. Dla mnie syn Alka wcale nie był takim niewiniątkiem, jak go chciał widzieć ojciec, ale cwanym lisem, który postanowił uprzykrzyć nam życie. Nie wiedziałam już, co robić, jak się zachowywać. Brakowało mi pomysłów. Ta cała sytuacja była nie do wytrzymania. Poza tym bałam się o Justynę. Skoro Karol najpierw atakował Łukasza, a później mnie, to i na nią mogła przyjść pora.
Coraz częściej myślałam o tym, że zbyt szybko podjęłam decyzję o nowym związku i przeprowadzce do Alka. Mimo że kochałam i było mi z nim bardzo dobrze, zaczynałam zastanawiać się, czy nie powinnam od niego odejść i wrócić do swojego małego mieszkanka. Tam czułam się bezpiecznie.
Do głowy mi nie przyszło, że to była dobrze przemyślana intryga
Ku mojemu zdziwieniu z pomocą przyszła mi… Inga! Polubiłam ją, ona nas chyba też zaakceptowała. Z Justyną połączyło ją nawet coś na kształt przyjaźni. I to właśnie rozmowa z moją córką otworzyła jej oczy. Pewnego dnia, kiedy była akurat na weekend, przyszła do mnie i powiedziała.
– Rozmawiałam z Justyną, powiedziała mi o waszych kłopotach z Karolem.
Spojrzałam na nią podejrzliwie. Czy teraz i ona nie zechce zrobić ze mnie wariatki? Wydawała się szczera, gdy powiedziała, że powinnam o czymś wiedzieć.
– Tata miał przed tobą kilka… znajomych, ale nic z tego nie wyniknęło. Właśnie przeze mnie i Karola. Kiedyś obiecaliśmy sobie, że nigdy nie pozwolimy naszym starym na nowe związki. Wiem, że to głupio brzmi, ale byliśmy gówniarzami, kiedy postanowili się rozstać. Wydedukowaliśmy sobie wtedy, że pewnie któreś z nich kogoś sobie znalazło i postanowiliśmy zrobić wszystko, by zemścić się za zniszczenie nam rodziny. W ten sposób zanim jakikolwiek ich nowy związek na dobre się rozwinął, my go rozwalaliśmy. Kombinowaliśmy, mieszaliśmy, robiliśmy różne głupoty.
– Dlaczego mi to mówisz? – spytałam.
– Bo cię lubię – powiedziała wprost. – Poza tym stwierdziłam, że to bez sensu. Starzy dobrze się dogadują, ale już nigdy nie będą razem. Trzeba odpuścić. I odpuściłam. Ale Karol, niestety, jak widać nie… Mamie jest łatwiej, bo z nim nie mieszka, ale tata ma kłopot.
Na chwilę zamilkła.
– Jesteś pierwszą kobietą, z którą zamieszkał, więc chyba naprawdę traktuje was poważnie. Szkoda byłoby to zmarnować. Pogadam z młodym, a jak trzeba będzie, to nawet z ojcem – zapewniła mnie.
Byłam jej wdzięczna za rozmowę i wsparcie. Bałam się tylko, czy coś wskóra. Czułam, że nie będzie tak łatwo. Jednak po jakimś czasie zauważyłam zmiany w zachowaniu Karola. Przestał mi się narzucać, pisać, zaczepiać. Chyba nawet mnie unikał. Miałam wrażenie, że robi wszystko, by nie wchodzić mi w drogę. Zadzwoniłam do Ingi i spytałam:
– Coś ty mu, dziewczyno, zrobiła?
– Nieważne, najważniejsze, że działa – zaśmiała się. – To nie jest zły chłopak, tylko jeszcze niezbyt mądry. Daj mu szansę.
Rzeczywiście powoli wszystko zaczęło się układać. W naszym domu zapanowała rodzinna atmosfera. Chłopaki jeszcze dotąd miewają spięcia, ale częściej z sobą rozmawiają, a nawet chodzą wspólnie na treningi i siłownię! Mnie Karol też już się nie naprzykrza, kiedyś nawet bąknął jakieś nieśmiałe przeprosiny. Cieszę się, że się nie poddałam i nie odeszłam od Alka. Popełniłabym życiowy błąd. Kto wie może to Konrad mi go zesłał?
Czytaj także:
Mój biedny syn haruje na zachcianki żony i córki
Gdy mój mąż posprzątał z nudów mieszkanie, liczył na oklaski
Zgodziłam się, by imprezę organizować razem z kuzynką. To był błąd