Długo nie docierało do mnie, że wkrótce zostanę babcią. Jak byłam w roli matki, tak zostałam, tyle że teraz z dwójką dzieci. Gdy się okazało, że zostaniemy dziadkami, byłam w szoku: Już? Dopiero co Przemek się wyprowadził, człowiek odsapnął od stania przy garach i mógł się wreszcie zająć swoimi sprawami, a tu znowu zmiany! I raczej nie na lepsze: w końcu chłopak nie będzie żył z rodziną w klitce, którą wynajął z kolegami.
Mąż, o dziwo, nie był niezadowolony. Jak stwierdził, to pomieszkiwanie syna z chłopakami wcale mu się nie podobało. Przemek i tak ma pstro w głowie, tamci pewnie nie lepsi; cud, że nic nie zdążyli nawywijać.
– Facet, który nie jest za nikogo odpowiedzialny, to gówniarz – stwierdził. – Bez względu na wiek. Wiem, co mówię.
Miałam wątpliwości, czy dziecko w drodze to najlepsza droga do osiągnięcia dojrzałości, jednak mijający czas potwierdzał koncepcję Artura. Nasz syn znalazł lepszą pracę, wynajął samodzielnie mieszkanie i poprosił przyszłą matkę swojego dziecka o rękę.
Przemek na rzęsach stawał, by coś zarobić
Kiedy sama poznałam Justynę, pierwszy raz pomyślałam, że może ta wpadka wcale nie jest bożym dopustem. Miła dziewczyna, zorganizowana, złego słowa nie dało się o niej powiedzieć. Nawet się zastanawiałam, co ona w tym naszym gagatku zobaczyła.
– A to już nie nasza sprawa – orzekł Artur. – Chociaż cieszę się, że to widzisz, bo jak z nami mieszkał, traktowałaś go niczym udzielnego księcia.
Ślub wzięli młodzi tylko cywilny, niby że potem się pomyśli o reszcie. Może i słusznie? W białej sukni z brzuchem byłoby głupio, do tego na łapu-capu, bo mus… Podobało mi się, że mądrze myślą, a i ulżyło mi, bo jakbyśmy się mieli do wesela z Arturem dokładać, niechybnie utonęlibyśmy w kredytach na długie lata. Na rodzinę Justynki liczyć za bardzo nie można było, bo miała tylko matkę. Ileż wdowa z dwójką dzieci w wieku szkolnym mogłaby dołożyć?
Cieszyłam się szczęściem syna, choć, muszę przyznać, fakt, że zostanę babcią, wciąż do mnie nie docierał. Mąż robił kołyskę dla dziecka, rozpytywał wśród znajomych o wózek, a ja nic. Tyle że szykowałam więcej przetworów w słoikach, potem zaś zawoziłam je młodym do miasta. W końcu dziewczyna musiała się dobrze odżywiać! Przemek tyrał jak wół, nawet czasu nie miał, żeby do rodziców zajrzeć. Bywały tygodnie, że wypadały mu same nocki.
– Ale tak chyba nie można? – zapytałam męża, gdy któregoś razu wrócił od młodych i opowiadał, jak to wygląda.
– A kto teraz patrzy na to, co można, a co nie! – prychnął ze złością. – Nie podoba się, to fora ze dwora, inni już czekają na twoje miejsce! Tak jest.
Strasznie dużo ten wynajem młodych kosztował. Nawet myślałam, żeby im pokój u nas odstąpić, ale syn podziękował. Zrobił mi wyliczenie, że dojazdy do miasta do pracy kosztowałyby go prawie tyle samo! A o ile krócej byliby z Justyną razem. Jedyne, co można było zrobić, to dorzucić jakiś grosz od czasu do czasu albo coś dokupić do domu, niby w prezencie.
Za naszych czasów też trudno się było dorobić czegokolwiek, jednak było inaczej. Każdy miał byle jaki start, ludzie chętniej sobie pomagali nawzajem, no i reklam nie było. Nikt nam nie wmawiał, że bez tego, owego i jeszcze tamtego nie da się żyć, a co dopiero wychować dziecka.
W połowie ciąży okazało się, że Justyna musi leżeć, i wtedy wyszło, że pracodawca zatrudnił ją na pół etatu. Było ciężko, a zrobiło się gorzej. Jakże jeden chłopak zarobi na wszystko? Tak mnie pochłonęły kłopoty finansowe młodego małżeństwa, że prawie zapomniałam o mającym narodzić się wnuku. No, nijak nie mogło dotrzeć do mnie, że mam zostać babcią – jak byłam w roli matki, tak utknęłam, tyle że teraz miałam dwoje dzieci, bo Justynkę traktowałam jak córkę.
A potem, w ósmym miesiącu, urodziła się Malwinka i moje życie uległo zmianie. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia! Bo powiedzcie, czy jest coś piękniejszego niż takie maleństwo?
Taka prawda: wnusię straciłam na zawsze!
Mała chowała się zdrowo i rosła z dnia na dzień, a my przy każdej okazji odwiedzaliśmy ją albo porywaliśmy do nas razem z mamą. Artur już robił dla niej huśtawkę, ja buszowałam po sklepach i każdy zaskórniak wydawałam na prezenty dla wnusi. A to fotelik z automatycznym bujaniem, a to maskotki z pozytywką, a to ciuszek jakiś…
Przemek jakoś sobie radził, choć nie mogłam nie zauważać, że wciąż jest przemęczony i niedospany. Ta robota go wykańczała, a nie miał szans na zmianę, mimo że bez przerwy próbował znaleźć coś innego.
Aż wreszcie nadeszło to, czego wcale się nie spodziewaliśmy – nasz jedyny syn oznajmił, że nie widzi szans dla swojej rodziny. Nie w tym kraju!
– Wyjeżdżamy do Szkocji – postanowił. – Mam tam kolegę, już wszystko obgadane. Najpierw pojadę sam, a potem ściągnę Justynę z Malwinką. Czy na ten miesiąc lub dwa moje dziewczyny będą mogły mieszkać z wami?
– Jak to do Szkocji?! Na zawsze? Z moją wnusią?!
Nie mogłam się z tym pogodzić, choć oboje młodzi zapewniali, że będą nas odwiedzać w każde wakacje. Zresztą, to nie koniec świata. Jak się ogarną, przyślą nam bilety i sami zobaczymy, jak im się tam żyje.
Przemek wyleciał do Glasgow, a Justyna z Malwinką zamieszkały u nas. Tak nam było dobrze razem! Łudziłam się, że ta sielanka potrwa dłużej, zanim syn znajdzie pracę i wynajmie mieszkanie. A może nawet zobaczy, że nie ma sensu ciągnąć dziecka w nieznane, odkuje się, a potem wróci? Nadszedł jednak dzień, gdy przysłał dla swoich dziewcząt bilety na samolot i musiałam przyjąć do wiadomości fakty. Stracę ukochaną wnuczkę na zawsze. Nie będę widziała, jak uczy się chodzić i mówić, już nigdy nie przytulę jej pachnącego talkiem ciałka, nie pokażę tej kochanej istotce świata…
Zupełnie się rozsypałam. Nie mogłam spać ani jeść, nie chciałam nawet odwieźć bliskich na lotnisko. Bałam się, że to mnie zabije: padnę tam trupem na miejscu, i już!
Artur sam wszystko zorganizował, a kiedy już wrócił nad ranem z Wrocławia, miał do powiedzenia tylko tyle:
– Ty wiesz, Asiu? Cała hala odlotów pełna dzieci!
Dobrze wiem, jak to się skończy
Powiedział też, że spotkał znajomą, panią z warzywniaka na rynku. Jej córka wyjeżdżała do brata. Też z córeczką.
– Zostali całkiem sami. Wszystkie dzieci za granicą!
Rozmawiali po odlocie samolotu i pani Krysia go pocieszała. Już dwa razy była w odwiedzinach, widziała, że tam jest lepiej. Życie jest pewniejsze.
– Zaprosiła nas na kawę – dodał. – Uważam, że powinniśmy iść. To cię uspokoi.
Stary dureń! Wzruszyłam tylko ramionami, poszłam do sypialni i wyjęłam spod poduszki rajstopki Malwiny, które wciąż jeszcze nią pachniały.
Nic mnie nie uspokoi! Wiem, jak to jest: mój starszy brat był internowany w czasie stanu wojennego i potem wyjechał do Australii. Kiedy się spotkaliśmy po piętnastu latach, byliśmy sobie całkiem obcy. Z Malwinką też tak będzie!
Czytaj także:
„Mój syn i synowa podrzucają mi wnuczkę z dnia na dzień, mając gdzieś moje plany. Za bardzo kocham Hanię, by odmówić”
„Jesień życia planowałam spędzić na sprzątaniu, gotowaniu i zajmowaniu się wnuczką. Nie sądziłam, że zostanę bizneswoman”
„Jest mi żal teściowej. Robi co tylko może, żeby mieć dobry kontakt z wnuczką, ale ta smarkula ma gdzieś jej starania”