„Mój syn i synowa podrzucają mi wnuczkę z dnia na dzień, mając gdzieś moje plany. Za bardzo kocham Hanię, by odmówić”

Syn i synowa podrzucają mi wnuczkę fot. Adobe Stock, polack
W czwartek wieczorem zadzwonił mój syn, pogodnym głosem obwieszczając mi, że w weekend będzie u mnie Hania. Zanim zdążyłam powiedzieć mu o swoich planach, rozćwierkał się o tym, jak to wnusia tęskni za babcią...
/ 18.05.2021 13:07
Syn i synowa podrzucają mi wnuczkę fot. Adobe Stock, polack

Obiecałam Krysi, że pomogę. Nie musiała mnie zresztą długo namawiać, bo od początku chciałam robić scenografię do przedstawienia. To, że reżyser wziął mnie do chórku, to nawet nie była moja zasługa, jakoś tak wyszło.

Ale od początku oferowałam się, że razem z kilkoma innymi osobami będę budować uliczkę średniowiecznego Londynu na scenie naszego domu kultury.

– Wiem, co trzeba kupić – oznajmiłam.

– Farby, pędzle i bardzo dużo arkuszy sztywnego papieru. Namalujemy kamienice, a w oknach przyczepimy prawdziwe zasłony z materiałów, żeby urozmaicić scenografię.

Obiecałam pomóc przyjaciółce

Do projektu zgłosiły się, poza Krysią i mną, jeszcze cztery osoby. Ja zostałam szefem ekipy, mieliśmy pracować przez całą sobotę.

W czwartek wieczorem zadzwonił mój syn, pogodnym głosem obwieszczając mi, że w weekend będzie u mnie Hania.

Zanim zdążyłam powiedzieć mu o swoich planach, rozćwierkał się o tym, jak to wnusia tęskni za babcią i jak narysowała dla mnie rysunek, który wręczy mi w sobotę rano, kiedy tylko on albo Marzena ją do mnie przywiozą.

– Zaraz… – w końcu udało mi się wpaść mu w słowo. – Ja mam już plany na sobotę!

Dlaczego mówisz mi tak późno? Wiesz, że w niedzielę mamy spektakl, muszę przygotować scenografię.

Mamo… proszę cię… – syn zmienił ton na jękliwy, jakiego zawsze używał, gdy chciał, żeby w sklepie kupić mu batonika.

– Marzena wyjeżdża jutro wieczorem, a mnie szef właśnie zlecił odebranie z lotniska Anglików i zabawianie ich przed oficjalnym spotkaniem. Nie mam co zrobić z Hanią. Mamuś, wiesz, że mamy tylko ciebie. Proszę cię…

Byłam rozdarta. Wiele razy powtarzałam synowi i synowej, że mam własne życie i żeby nie traktowali mnie jak jakiegoś pogotowia opiekuńczego.

W odpowiedzi zwykle słyszałam, że oboje mają wymagającą pracę, Marzena musi wyjeżdżać, a Paweł być dyspozycyjny o każdej porze, więc mnie bardzo potrzebują.

Oczywiście kochałam Hanię ponad życie, była moją jedyną wnuczką i bardzo chętnie spędzałam z nią czas, ale przecież miałam prawo do swojego życia, prawda?

Nie byłam tylko babcią, ale też kobietą (dodam, że wolną i niewykluczającą możliwości ponownego związania się z jakimś miłym mężczyzną). Miałam też swoje hobby, jakim był amatorski teatr.

Kolejny raz musiałam zmienić swoje plany

W końcu jednak uległam. Byłam zła, że Paweł wykorzystał moją słabość do Hani i oddał jej słuchawkę, ale kiedy wnusia zapytała tym swoim słodkim głosikiem, czy może się ze mną spotkać w sobotę, zgodziłam się.

Przez całą noc myślałam, czy dobrze zrobiłam. Nie chcę stracić przyjaciółki. Krysia nie była zadowolona.

– Ale jak my sobie bez ciebie poradzimy? – narzekała. – Miałaś całą gotową koncepcję, a teraz co?

Zapewniłam, że dam jej szkice, jak mają wyglądać namalowane kamieniczki, gdzie udrapować firanki, postawić rośliny i ławeczkę. Krysia jednak wciąż była zła, że ją „wystawiłam”.

– Tak się nie robi – sarknęła jeszcze na koniec. – Powinnaś być bardziej asertywna. Ostatecznie sama się zgłosiłaś do tej scenografii, twój syn powinien to zrozumieć!

Wiedziałam, że miała rację i nie chciałam jeszcze bardziej zaogniać sytuacji, więc tylko w piątek wieczorem podrzuciłam jej szkice i spisane wskazówki. Nie miała dobrych wieści.

– Zostałam tylko ja, Basia i Antek – westchnęła z dezaprobatą. – Każdy chce być gwiazdą sceny, ale robić za kulisami to już nie ma komu!

Przez całą noc myślałam, czy dobrze zrobiłam. Oczywiście – rodzina, wnuczka, pomoc najbliższym to są ważne sprawy, ale nie chciałam stracić przyjaciółki i wyjść na niesłowną.

W sobotę podjęłam decyzję.

– Haniu, chciałabyś dzisiaj trochę pomalować farbami? – zapytałam wnuczki.

Jak mogłaby nie chcieć? Założyłam jej moją starą flanelową koszulę, której ucięłam rękawy i poszłyśmy do domu kultury.

– Witajcie! Nadciągnęła odsiecz! – przywitałam się gromko od progu. – Krysiu, jestem! I mam pomocnicę!

Basia i Antoni – moi znajomi z zajęć teatralnych – spojrzeli na nas przyjaźnie, Krysia też wyraźnie się rozchmurzyła.

Postanowiłam zabrać wnuczkę ze sobą

Przez kilka następnych godzin wznosiliśmy tekturowe kamienice i malowaliśmy fasady domków.

Nasza sześcioletnia pomocnica dostała odpowiedzialne zadanie wypełniania kolorem dolnych partii dekoracji i poradziła sobie z tym świetnie.

Krysia i Barbara, nasza śliczna odtwórczyni głównej roli, szkicowały okna i dachówki, a ja z Antkiem, w przedstawieniu grającym narratora, szaleliśmy z kolorami zamieniając papierowe powierzchnie w nastrojową londyńską uliczkę.

Telefon od Marzeny zastał mnie przy myciu pędzli. Spojrzałam na zegarek – było po dwudziestej pierwszej. Hania była tak zmęczona, że drzemała na skórzanym fotelu w rogu sali, wciąż ubrana w poplamioną wszystkimi kolorami tęczy flanelową koszulę w rozmiarze XL.

Synowa była na mnie wściekła

– Gdzie jesteście? – głos synowej był piskliwy. – Stoję pod drzwiami! Chciałam odebrać Hanię, a was nie ma! Jest przecież już dziewiąta!

– Spokojnie, zaraz wracamy – odpowiedziałam. – Jesteśmy w domu kultury.

Hania powinna być o tej porze w łóżku! Gdzie to jest? Zaraz tam podjadę! – Marzena była wściekła.

Podałam jej adres i poczułam, jak dobry nastrój, który towarzyszył mi przez cały dzień, ulatnia się bez śladu.

Kiedy Marzena wpadła do sali widowiskowej, na szczęście byłyśmy już tylko we dwie z Krysią. Nie zniosłabym, gdyby świadkami tej sceny, którą urządziła mi synowa, była Basia i Antek, który przez cały dzień okazywał mi wiele uwagi.

Synowa nie zamierzała zachowywać klasy. Przy obcej osobie wygarnęła mi, że jestem nieodpowiedzialna i ciągam jej dziecko po nocy nie wiadomo gdzie.

Ostrym tonem zapytała, co Hania dzisiaj jadła i dlaczego niby nie mogłam z nią wrócić wcześniej do domu.

Starałam się zachować spokój, ale czułam, że policzki mnie piekły.

Mówiłam Pawłowi, że mam plany na sobotę – wydusiłam z siebie, tłumiąc złość i poczucie krzywdy – ale wasze okazały się ważniejsze.

Nie mów mi, moja droga, że jestem złą babcią, bo to wy wiecznie nie macie czasu dla swojego dziecka.

Proszę, żebyście informowali mnie z większym wyprzedzeniem, kiedy będziecie potrzebować mojej pomocy. Szanujmy się nawzajem!

Nie wydaje mi się, żebyśmy jeszcze kiedyś potrzebowali! – wypaliła Marzena, podnosząc z fotela rozespaną córeczkę. – A to co?! Farba?! No, jeszcze tego brakowało! Ubrudziła sobie spodenki!

Faktycznie, słodkie alkohole świetnie sobie radzą z kiepskim nastrojem!

Kiedy zostałyśmy same, Krysia taktownie udawała, że nie słyszała całej tej rozmowy. W końcu jednak ja nie wytrzymałam i zaczęłam narzekać na Marzenę i Pawła.

Powiedziałam, że właściwie od narodzin Hani podrzucają mi ją kiedy tylko mogą. Dodałam, że nie chodzi tylko o moją wygodę, ale też, że żal mi wnuczki, bo rodzice traktują ją jak kulę u nogi i najwyraźniej nie potrafią pogodzić wychowania dziecka z karierą zawodową.

Żaliłam się, że nie zasłużyłam na takie słowa od synowej, a na koniec wyznałam, że boję się, iż naprawdę ograniczy mi kontakt z wnuczką.

– Chyba żartujesz! – prychnęła Krysia. – Przed przyszłym weekendem zadzwoni do ciebie z przeprosinami i będzie chciała, żebyś znowu wzięła dzieciaka. Zobaczysz.

I faktycznie tak się stało. Ale nim do tego doszło, mieliśmy premierę naszego przedstawienia. Antek jako angielski dżentelmen w cylindrze i z fularem wyglądał zjawiskowo, Basia i cała ekipa aktorska zebrała owacje, a ja i mój czteroosobowy chórek zostaliśmy poproszeni o piosenkę na bis.

Po przedstawieniu, na które niestety nie przyszedł syn z rodziną, byłam trochę smutna. Zauważył to Antek.

– Wiesz, co najlepiej rozprasza smutki? – zapytał. – Kieliszek brandy. A jak nie lubisz brandy, to może być kremowy likier. Niedaleko jest sympatyczny pub irlandzki, może się przejdziemy?

Zamówiłam amaretto na lodzie, a potem poprawiłam likierem kawowym. Faktycznie, słodkie alkohole świetnie radzą sobie z kiepskim nastrojem!

Opowiedziałam Antkowi o swoich kłopotach rodzinnych, a on pogłaskał mnie po ręce i zapewnił, że syn i synowa na pewno się opamiętają i nikt mi nie odbierze Hani.

To był przemiły wieczór i na pewno będę chciała jeszcze nie raz wybrać się gdzieś z Antonim. Wymyślił, że pojedziemy na strusią farmę, bo uwielbia robić zdjęcia zwierzętom, a tam nie dość, że będą strusie, to jeszcze lamy.

Hania może jechać z nami – zaproponował. – Bardzo lubię dzieci, a własnych wnuków nie mam, więc nie ma problemu.

– Jest problem – sprzeciwiłam się.

Wnuczką zajmę się w sobotę, ale niedzielę chcę spędzić tylko z tobą. No, ostatecznie mogą być jeszcze strusie i lamy!

Czytaj więcej:
„Na emeryturze czułam się niepotrzebna. A wtedy... zmarła moja synowa i musiałam zająć się 3 wnuków”

„Widuję wnuka tylko na zdjęciach. Córka nie zaprasza mnie nawet na jego urodziny. Wymazali mnie z życia”
„Po ślubie okazało się, że Rafał nie chce mieć dzieci. Nie mogłam postąpić inaczej, za bardzo chciałam zostać matką…”

Redakcja poleca

REKLAMA