„Syn jest już 5 lat po ślubie, a ja wciąż nie doczekałam się wnuków. To na pewno wina jego żony, bo woli robić karierę”

teściowa obraża synową fot. Adobe Stock, Viacheslav Yakobchuk
„– Jesteś wstrętną egoistką i oszustką! Tyle lat wodziłaś mnie za nos, udawałaś, że chcesz mieć dzieci. Ale wyszło szydło z worka! Dobrze, że teraz! Filip ma jeszcze czas, by ułożyć sobie życie z inną kobietą! – krzyknęłam”.
/ 18.09.2022 12:30
teściowa obraża synową fot. Adobe Stock, Viacheslav Yakobchuk

Wiedziałam, że to nie będzie zwyczajny niedzielny obiad w gronie rodziny i może dojść do nieprzyjemnej sytuacji. Nie sądziłam jednak, że skończy się aż tak źle. Milena wybiegła z płaczem, Filip obrażony i wściekły. A ja przecież nie zamierzałam nikogo skrzywdzić. Chciałam się tylko dowiedzieć, kiedy wreszcie zostanę babcią…

Mój syn zawsze powtarzał, że Milena jest największą miłością jego życia. Zaczęli się spotykać jeszcze w liceum. Pobrali się pięć lat temu, jeszcze na studiach. Nie byłam z tego zadowolona. Uważałam, że to za wcześnie, i że powinni poczekać ze ślubem do czasu, aż skończą naukę i znajdą pracę. Ale się uparli. Od dwóch lat mieszkali razem w kawalerce Mileny i byłabym naiwna, sądząc, że sypiają oddzielnie. Delikatnie więc podpytałam Filipa, czy aby nie zostanę babcią. Roześmiał się i powiedział, że mogę być spokojna, bo na razie mają inne priorytety.

Nie ukrywam, odetchnęłam z ulgą. Sama doskonale wiem, jak to jest uczyć się, gdy niemowlę płacze w nocy. Urodziłam syna, gdy kończyłam piąty rok studiów. Żal mi było brać dziekankę, zwłaszcza że pracę magisterską miałam już w połowie napisaną. Obroniłam ją, ale z trudem, bo Filipek za nic nie chciał przyjąć do wiadomości, że mamusia musi zająć się czasem czymś innym. Mogłam się uczyć tylko wtedy, gdy on spał. A że spał niewiele, chodziłam wiecznie nieprzytomna, potwornie zmęczona i słabo przygotowana. Nie chciałam, żeby syn i synowa przeżywali to samo…

Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce

Dopóki się więc oboje uczyli, trzymałam kciuki, by nie zaliczyli żadnej wpadki. No i udało się! Skończyli studia, oboje znaleźli dobrą pracę. Wkrótce zamienili mieszkanie na większe i kupili samochód. Stać ich było na przyjemności, egzotyczne wakacje.

Powinnam skakać ze szczęścia, że im się tak świetnie powodzi. Zwłaszcza w dzisiejszych trudnych czasach, w których młodzi wykształceni ludzie muszą uciekać za granicę, by normalnie żyć. Powinnam, ale jakoś nie potrafiłam. Powód? Po prostu nie mogłam doczekać się dnia, w którym oświadczą mi, że zostanę babcią!

Nie tylko ja się niecierpliwiłam. Mąż na każdym rodzinnym spotkaniu rzucał aluzje na ten temat. Dopytywał się na przykład, kiedy ma wziąć urlop, by pomóc w remoncie pokoju dla dziecka. Rodzice synowej też nie zostawali w tyle. Ostatnio zapytali ze śmiechem, czy już mają zbierać pieniądze na wózek. Ja też oczywiście dokładałam się do tych żartów. I co? I nic? Za każdym razem słyszeliśmy tylko wykręty i ogólniki. Głównie, że mają czas…

Jeszcze trzy lata temu przyjmowałam takie odpowiedzi ze względnym spokojem. Rozumiałam, że młodzi chcą się najpierw trochę ustawić w życiu, dorobić. Trudno decydować się na dziecko, jeśli ma się pustki w kieszeniach. Ale potem zaczęłam się martwić. Przecież tak wiele już osiągnęli.

Czas najwyższy, by zostali wreszcie rodzicami! W końcu Milena zbliża się do trzydziestki… Ja wiem, że teraz panuje moda na dojrzałe rodzicielstwo, ale nie można z tym przesadzać. Nieraz w telewizji słyszałam, jak lekarze ostrzegali, że im później, tym gorzej i trudniej. No i niebezpieczeństwo większe, że z dzieckiem może być coś nie tak. Natury nie da się oszukać! Tymczasem Milena i Filip zachowywali się tak, jakby o tym zapomnieli…

Ponieważ aluzje nie przynosiły efektu, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Zadzwoniłam do rodziców Mileny i zaprosiłam ich na kawę.

– Słuchajcie, kochani, musimy coś zrobić, bo inaczej nigdy nie doczekamy się wnuków! – zaczęłam.

– Ba, tylko co? Córka w ogóle nie chce na ten temat rozmawiać! Pamiętasz, jak na ostatnim spotkaniu wspomnieliśmy coś o tym wózku? Gdy już sobie poszliście, zrobiła nam awanturę. Krzyczała, że jak przyjdzie czas, to będzie miała dziecko i nie wolno nam się wtrącać. A jak jeszcze raz podejmiemy temat, to się nigdy do nas nie odezwie. Teraz boimy się już nawet pytać – westchnęła mama Mileny.

– No dobrze, to ja spróbuję. Zaproszę ich na obiad i przemówię do rozumu – zadeklarowałam się.

Jak to nigdy? Chyba się przesłyszałam...

Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Przygotowałam królewskie jedzenie i zaprosiłam ich do siebie w ostatnią niedzielę. Zaczęłam delikatnie…

Opowiadałam o wnukach swoich przyjaciółek, o tym, jak to cudownie być rodzicami, wreszcie wspominać swoje macierzyństwo. Miałam nadzieję, że skłonię ich do zwierzeń, wciągnę do rozmowy. Ale syn i synowa nie reagowali. Tylko coraz bardziej nerwowo grzebali w talerzach. Czułam, że to, co mówię ich drażni, ale nie zamierzałam się poddawać. I niezrażona dalej ciągnęłam temat. W końcu Milena mi przerwała:

– Proszę cię, przestań wreszcie… Wiem, do czego zmierzasz. Ale czy możemy porozmawiać o czymś innym? Na przykład o pogodzie? – zapytała podniesionym głosem.

– Nie możemy! – zdenerwowałam się. – Skoro wiesz, to może mi odpowiesz, kiedy wreszcie doczekam się wnuków. Nie uważasz, że i tak byłam już wystarczająco cierpliwa?

Milena zamilkła i spojrzała na Filipa.

– A co, jeśli nigdy? – wypalił mój syn.

Zdębiałam. Jak to nigdy? No dobrze, byłabym w stanie zrozumieć, gdyby powiedzieli, że chcą mieć jedno dziecko. My też z mężem zdecydowaliśmy się tylko na niego. Ale w ogóle nie mieć dzieci? Takiej możliwości nie brałam nawet pod uwagę.

– Synu, możesz powtórzyć, bo chyba cię źle zrozumiałam – jęknęłam.

– Dobrze zrozumiałaś, ale powtórzę. Może być tak, że nigdy nie doczekasz się wnuków – powiedział.

To na pewno jej wina, bo woli robić karierę

Byłam w szoku. Przez głowę przelatywało mi tysiące myśli. Co on za bzdury opowiada? No tak, to pewnie Milena go przekabaciła! Woli robić karierę niż zostać matką. Poczułam, jak wzbiera we mnie złość.

Jesteś wstrętną egoistką i oszustką! Tyle lat wodziłaś mnie za nos, udawałaś, że chcesz mieć dzieci. Ale wyszło szydło z worka! Dobrze, że teraz! Filip ma jeszcze czas, by ułożyć sobie życie z inną kobietą! – krzyknęłam.

Faktycznie, może trochę przesadziłam, ale byłam tak wściekła, że nie bardzo wiedziałam, co mówię. Tego, co się potem stało, nie zapomnę do końca życia. Milena wstała i z płaczem wybiegła z mieszkania.

– Niech sobie idzie! Nie zasługuje… – zaczęłam mówić do Filipa, ale syn natychmiast mi przerwał:

– To nie jej wina, że nie mamy jeszcze dzieci! To przeze mnie! Mam za słabe plemniki! Leczę się, ale nie wiadomo, czy to coś pomoże! – krzyknął.

Nogi się pode mną ugięły.

– O Boże, dlaczego nic nie powiedziałeś? – wykrztusiłam.

– Bo nie widziałem powodu, by ci opowiadać o takich problemach! Bo nie chciałem cię martwić! Wystarczy? – wrzasnął, a potem pobiegł za żoną.

Od tamtej pory minął prawie tydzień. Wiele razy dzwoniłam do Filipa i Mileny. Chciałam ich przeprosić. Na razie nie odbierają. Mam potworne wyrzuty sumienia, bo wiem, że bardzo ich skrzywdziłam. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie…

Czytaj także:
„Andrzej miał plan idealny: kochanka na boku, w domu oddana żona i... żadnych dowodów zdrady. Jednak kłamstwo ma krótkie nogi”
„Zwierzałam się przyjaciółce z intymnych sekretów, a ona kopała pode mną dołki. Modliszka robiła to, by zaistnieć w pracy"
„Facet wmawia mi, że jest po rozwodzie, kocha mnie i wkrótce będziemy razem. Tylko dlaczego nadal mieszka z byłą żoną?”

Redakcja poleca

REKLAMA