„Facet wmawia mi, że jest po rozwodzie, kocha mnie i wkrótce będziemy razem. Tylko dlaczego nadal mieszka z byłą żoną?”

kłótnia kochanków fot. Adobe Stock, Dragana Gordic
„Naiwnie mu ufałam, ślepo wierzyłam we wszystko, co mówił… Przyznaję, jestem kretynką. Każdej rozsądnej kobiecie w mojej sytuacji ze trzydzieści razy zapaliłaby się w głowie czerwona lampka ostrzegawcza. Ale w mojej żarówka się chyba przepaliła… Na usprawiedliwienie mam tylko jedno – byłam zakochana”.
/ 15.09.2022 07:15
kłótnia kochanków fot. Adobe Stock, Dragana Gordic

Mateusza poznałam ponad rok temu, w siłowni. Od razu wpadł mi w oko. Wysoki, przystojny brunet po trzydziestce z lekką siwizną na skroniach. Mój ideał! Startowała do niego chyba z połowa ćwiczących dziewczyn, ale on pozostawał obojętny na ich zaloty. Uśmiechał się, rozmawiał, ale zawsze wychodził sam. Bardzo mnie to zaintrygowało, bo niektóre z nich były naprawdę śliczne. Facet musiał być z kamienia…

– Rozwodnik. Podobno ukochana żona zdradziła go z jego przyjacielem. Biedak liże rany, nie w głowie mu romanse – szepnęła mi właścicielka siłowni, gdy po kilku dniach zapytałam, co o nim wie.

Od razu wyczułam w nim bratnią duszę. Mój wieloletni związek też rozpadł się przez zdradę i podstępną przyjaciółkę. Pomyślałam, że wiele nas łączy.

Spotykaliśmy się tylko z doskoku

Pewnej niedzieli przyszłam na siłownię bardzo wcześnie rano. Miałam szczęście, on też tam był. Na dodatek ćwiczył sam. Dziewczyny, które zawsze kręciły się wokół niego, jeszcze nie zdążyły widocznie dojechać. Stanęłam na bieżni obok i zaczęłam mu się dyskretnie przyglądać. Wydawało mi się, że tego nie widzi. Jednak w pewnym momencie odwrócił głowę w moją stronę i się uśmiechnął.

– Może potem pójdziemy gdzieś razem na śniadanie? Nie lubię jadać w samotności – zapytał nagle, zatrzymując bieżnię.

– Ja też nie… Bardzo chętnie – wykrztusiłam.

Do końca treningu uważałam, żeby nie zniszczyć sobie za bardzo fryzury i makijażu. Gdy godzinę później wychodziliśmy z siłowni, czułam na sobie zazdrosne spojrzenia innych kobiet i pełne podziwu właścicielki. Obiekt westchnień, szczyt nie do zdobycia wreszcie uległ, dokonał wyboru. I tą wybranką byłam ja!

Zaczęliśmy się spotykać. Po śniadaniu były kolacje, wypady na drinka, na obiad za miasto. Po kilku randkach byłam zakochana po uszy. Mateusz wydawał mi się doskonały pod każdym względem. Inteligentny, mądry, silny. A przede wszystkim uczciwy! Nie ukrywał swojej przeszłości. Gdy tylko coś między nami zaczęło iskrzyć, od razu wyznał mi wszystko. Że żona zdradziła go z najlepszym przyjacielem – Adamem, że bardzo to przeżył, że jest świeżo po rozwodzie, no i że ma dwoje dzieci.

– Kaśka to już przeszłość, zamknięty rozdział. I to tylko dzięki tobie! Jesteś dla mnie jak światełko w tunelu. Ale wiesz, Janek i Agatka zawsze będą dla mnie najważniejsi. Kocham ich nad życie i jestem gotowy zrobić wszystko, by nie cierpieli z powodu mojego rozstania z ich matką. Mam nadzieję, że to rozumiesz – opowiadał z przejęciem.

Rozumiałam to mało powiedziane. Byłam wprost zachwycona jego słowami. Imponowało mi, że jest taki odpowiedzialny, dojrzały i czuły. Inny facet walczyłby z żoną i z zemsty alimentów nawet nie płacił. A on mimo wszystko chciał być dobrym ojcem! Pomyślałam, że wreszcie spotkałam na swojej drodze mężczyznę, któremu mogę zaufać.

Nasz romans rozkwitał. Spotykaliśmy się dwa, trzy razy w tygodniu. Popołudniami, na kilka godzin. Zjadaliśmy coś szybciutko na mieście, a potem lądowaliśmy w łóżku. Zawsze w moim mieszkaniu. Któregoś dnia zapytałam, kiedy wreszcie spotkamy się u niego.

– Na razie to niemożliwe. Ciągle jeszcze mieszkam z byłą żoną. Jesteśmy w trakcie podziału majątku. To, niestety, bardzo długo trwa. Na szczęście, w dużym domu właściwie się nie widujemy. Ale wiesz… Jakoś tak mi niezręcznie – tłumaczył.

– No to może przeprowadzisz się do mnie? Mam mnóstwo wolnego miejsca w szafie. Sprawdzimy, jak radzimy sobie z prozą życia – zaproponowałam ze śmiechem.

– Bardzo chętnie, ale jeszcze nie teraz. Nie mogę tak po prostu się spakować i zostawić dzieci… Chyba to rozumiesz? – odparł.

Rozumiałam. Prawdę mówiąc, nie miałam ochoty na spotkanie z jego byłą żoną. Niby byli po rozwodzie, każde z nich żyło już własnym życiem, ale jednak to był nadal ich wspólny dom… No i za nic w świecie nie chciałam narazić się dzieciom Mateusza. Miałam oczywiście nadzieję, że kiedyś mi je przedstawi, ale dałam się przekonać, że to jeszcze za wcześnie, że rany są zbyt świeże. Po co mają mnie teraz znienawidzić, skoro w przyszłości, gdy już się pogodzą z nową sytuacją, to kto wie, mogą mnie nawet polubić?

Mijały kolejne miesiące. W naszym związku nic się nie zmieniało. Nadal spotykaliśmy się tylko z doskoku. Powoli zaczynało mnie to męczyć. Nie wyobrażałam już sobie życia bez Mateusza. Chciałam być z nim przez cały czas. Opiekować się nim, gotować mu, prasować. No i oczywiście zasypiać i budzić się w jego ramionach. Tymczasem mój ukochany nie dość, że nie chciał ze mną zamieszkać, to ani razu nie został nawet na noc. Po naszych łóżkowych igraszkach brał zawsze szybki prysznic, ubierał się starannie i jechał do domu.

Jadą razem na wakacje? Ale jak to?

Choć bardzo cierpiałam, długo znosiłam to cierpliwie. Ale jakieś dwa miesiące temu nie wytrzymałam. Gdy tylko wyszedł spod prysznica, spojrzałam na niego błagalnie.

– Kochanie, nie śpiesz się tak dzisiaj… Zostań! – zaczęłam prosić.

– Ojej, nie marudź… Przecież wiesz, że to niemożliwe. Muszę przeczytać dzieciom bajkę na dobranoc. Zawsze to robię. No i Kaśka coś wspominała, że nie może ich jutro odwieźć do przedszkola i szkoły – odparł.

– Raz w życiu mogą chyba usnąć bez bajki? Korony im z głów nie pospadają! A z tą odwózką to twoja była żona na pewno sobie poradzi! Niech do Adama zadzwoni! – nie poddawałam się.

Spojrzał na mnie zły.

– Jak możesz! Nie spodziewałem się tego po tobie. Przecież cię lojalnie uprzedzałem, że dobro Janka i Agatki jest dla mnie najważniejsze. Myślałem, że jesteś mądra i rozsądna i to rozumiesz. Ale coś mi się wydaje, że się pomyliłem – pokręcił głową z dezaprobatą i wyszedł.

Byłam wściekła. Nie na niego, na siebie! Czułam się winna. Wyrzucałam sobie, że zachowałam się jak egoistyczna idiotka, że powinnam była ugryźć się w język. Nie chciałam zawieść Mateusza. Bałam się, że się na mnie obrazi, uzna za egoistkę bez serca, głupią zazdrośnicę. I zostawi. A tego bym nie przeżyła. Wierzyłam, że naprawdę mnie kocha. I że wkrótce będziemy razem.

Mój ukochany na szczęście się nie obraził. Obiecałam sobie, że więcej go już nie rozdrażnię, że będę cierpliwa. Ale miesiąc później moja miłość została wystawiona na kolejną próbę. Tamtego dnia, jak zwykle, spotkaliśmy się u mnie w domu i kochaliśmy się do utraty tchu. Mateusz po wszystkim wziął prysznic i zaczął zbierać się do wyjścia. Był już prawie w drzwiach, gdy nagle się zatrzymał.

– Aha, byłbym zapomniał. Przez najbliższe dwa tygodnie się nie zobaczymy – powiedział.

– Jak to? Dlaczego? – zdziwiłam się.

– Wyjeżdżam z Kaśką i dzieciakami na wakacje do Francji. Chcemy odwiedzić Disneyland pod Paryżem.

– Ale... jak to? Nie rozumiem... – bąknęłam.

– Ojej, co jesteś taka zdziwiona. Obiecaliśmy to Jankowi i Agatce dawno temu, jeszcze przed rozwodem. No i doszliśmy do wniosku, że mimo wszystko musimy dotrzymać obietnicy. Chyba to rozumiesz? – zapytał, przyglądając mi się uważnie.

– Oczywiście, miłej podróży! Bawcie się dobrze! – wykrztusiłam.

Byłam zawiedziona i zrozpaczona. Marzyłam, że któregoś dnia wyjedziemy na romantyczny weekend do Paryża. A tymczasem on wybierał się do Francji z byłą żoną i dziećmi. Gdy wyszedł, aż się popłakałam.

Wyjechali kilka dni później. Myślałam, że umrę z tęsknoty. Z niecierpliwością odliczałam dni do jego powrotu. Oczami wyobraźni już widziałam, jak to się słodko witamy, jak mnie przytula, całuje… Ale wtedy stało się coś, co sprawiło, że moje marzenia i nadzieje rozprysły się jak mydlana bańka. To było tydzień po wyjeździe Mateusza. Wróciłam z pracy potwornie zmęczona, bo mieliśmy urwanie głowy. Miałam się położyć spać, gdy zadzwonił dzwonek u drzwi. W progu stał nieznajomy mężczyzna.

– Przepraszam, pani Edyta? –  zapytał.

– A o co chodzi? Kim pan jest? – próbowałam założyć łańcuch na drzwi.

– Proszę się nie bać. Mam na imię Adam. Jestem przyjacielem Mateusza i Kasi – odparł.

Nie chciałam wierzyć w to, co słyszę

W pierwszej chwili nie skojarzyłam imienia. Dopiero po kilku sekundach uświadomiłam sobie, że to pewnie ten, dla którego żona zostawiła mojego ukochanego. Tylko po co tu przyszedł? Czyżby doszło do tragedii?

– Proszę, wejdź! Ale co z Mateuszem? Miał wypadek? Żyje? – zasypałam go pytaniami.

– Spokojnie, nic złego jeszcze się nie stało. Ale stanie, gdy Kasia dowie się o waszym romansie. Nie wstyd ci rozbijać tak udane małżeństwo? Przecież oni mają małe dzieci.,, Nie pomyślałaś o nich? – zapytał, gdy już wszedł do środka.

Zdębiałam. Facet, który odbił kumplowi żonę, teraz obwiniał o to mnie. I robił mi wykład na temat moralności. Sytuacja wydawała mi się tak absurdalna, że aż się roześmiałam.

– Człowieku, o czym ty mówisz? Przecież Mateusz jest po rozwodzie! I to przez ciebie! – prychnęłam.

– Słucham? – patrzył na mnie szczerze zdumiony.

– No, co udajesz głupka! Mateusz o wszystkim mi opowiedział. Zakradłeś się do jego żony podstępnie, jak lis do kurnika. Ładny z ciebie przyjaciel! – drwiłam.

– No, no, nie sądziłem, że Mati ma taką wyobraźnię – zawiesił na chwilę głos. – Zrobisz kawę? Widzę, że musimy sobie wiele wyjaśnić – dodał.

Rozmawialiśmy przez godzinę. To, co usłyszałam, omal nie przyprawiło mnie o zawał serca. Adam twierdził, że nigdy w życiu nie zbliżył się do Kaśki, że jest tylko przyjacielem rodziny. A mój ukochany wcale nie jest po rozwodzie. Ba, nawet nie zamierza się rozwieść. Wręcz przeciwnie, gdy którego dnia żona zapytała go, czy kogoś ma, wszystkiego się wyparł. Przysięgał, że kocha tylko ją i nigdy jej nie zdradził.

– Ale ona była nieufna i poprosiła mnie o radę i pomoc. Zależy mi na ich szczęściu, więc się zgodziłem. Śledziłem Mateusza i tak trafiłem na ciebie. Kasia nie musi o niczym wiedzieć. Jestem gotowy przysiąc, że mąż jest jej wierny jak pies. Pod warunkiem, że skończycie tę znajomość. Z Mateuszem pogadam, gdy wrócą z wakacji. A tobie mówię to teraz. Pogódź się z tym, że nigdy już go nie zobaczysz. On nie zostawi Kasi – powiedział.

Wpadłam w szał. Nie mogłam uwierzyć w opowieść Adama. Zaczęłam krzyczeć, wyzywać go.

– Jesteś nienormalny! Zniszczyłeś jego małżeństwo, ale naszego związku nie zniszczysz! Nie uda ci się! Mateusz mnie kocha i wkrótce będziemy razem! Czy ci się to podoba, czy nie – wrzeszczałam.

– Zamiast się wściekać, spróbuj pomyśleć logicznie. Dlaczego niby miałbym niszczyć wasz związek? Gdybym faktycznie odbił Mateuszowi żonę, to chyba bym wam gratulował! Tylko kretynka tego nie skojarzy. Naprawdę masz w głowie sieczkę zamiast mózgu? – dopytywał się.

– Wynoś się i nie pokazuj mi się na oczy! – krzyknęłam i wypchnęłam go za drzwi.

Nic do mnie nie docierało. Ciągle jeszcze naiwnie wierzyłam, że to jakiś okrutny spisek. I że jak Mateusz wróci, wszystko się wyjaśni. Wyjaśniło się. Ale nie tak, jak chciałam. Adam miał rację. Więcej już nie zobaczyłam Mateusza. Mój ukochany się do mnie nie odezwał. Ani po po powrocie z Francji, ani potem. Nie odbiera też ode mnie telefonów. Choć wydzwaniam do niego po kilka razy dziennie…

Im dłużej o tym wszystkim myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że Adam miał rację. Jestem kretynką. Dałam się oszukać jak małe dziecko. Rozsądnej kobiecie ze trzydzieści razy zapaliłaby się lampka ostrzegawcza. Ale w mojej żarówka się chyba przepaliła… Z miłości?

Czytaj także:
„Żonę zdradziłem po raz pierwszy w podróży poślubnej. Potem były kolejne zdrady... Gdy odchodziła, kazała mi się leczyć”
„Mąż z dnia na dzień wyrzucił mnie z domu z dziećmi. Nie przejmował się, że mieszkamy w ruderze do gruntownego remontu”
„Toksyczna teściowa zaszczuła mi żonę. Alicja to piękna i mądra kobieta, a przez matkę nie ma za grosz pewności siebie”

Redakcja poleca

REKLAMA