„Andrzej miał plan idealny: kochanka na boku, w domu oddana żona i... żadnych dowodów zdrady. Jednak kłamstwo ma krótkie nogi”

Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Facet wytrzeszczył na mnie oczy, a potem oczywiście zapytał, o co chodzi. Ustaliłam, że te wszystkie szkolenia to zwykła bzdura! Numery telefonów do hoteli są fikcyjne. Muszę przyznać, że nieźle to sobie zaplanował, ale po nitce doszłam do prawdy”.
/ 15.09.2022 11:15
Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Patrzyłam na wyciąg z konta i kiwałam lekko głową, słuchając opowieści klientki.

– Sama pani widzi, że tu są transakcje z Lublina, chociaż Andrzej był wtedy na szkoleniu w Warszawie. Przecież to jasne – ktoś inny używał jego karty!

Pani Weronika była przekonana, że chodziło o kradzież.

Ta kobieta nie wyglądała na naiwną

– Jemu ta karta musiała zginąć wcześniej – kontynuowała pani Weronika. – Ale nic nie powiedział. Proszę, tu są wcześniejsze wyciągi.

– A co mówi mąż?

– Twierdzi, że nie zauważył utraty karty. Mamy ich kilka, a firmowej używa rzadko. Przynajmniej tak mówi.

Ja bym na jej miejscu podejrzewała od razu zdradę czy coś w tym rodzaju, ewentualnie jakieś potajemne eskapady z kumplami. W pracy detektywa niejedno widziałam, ale też przekonałam się, że pozory mylą.

– Zgłosiliście to na policję?

– Ja chciałam, ale Andrzej powiedział, że sam załatwi tę sprawę, bo to musi być jakieś nieporozumienie. Ale pieniądze przepadły, więc jakie znowu nieporozumienie?!

– I jest pani przekonana, że mąż był tam, gdzie mówi? – upewniłam się. – Raz we Wrocławiu, dwa razy w Poznaniu, potem w Gdańsku? Nic innego nie przychodzi pani do głowy?

Kobieta wzruszyła ramionami.

– Ma mnie pani za głupią? – prychnęła. – Oczywiście, że od razu zażądałam dowodów. Zastanawiałam się, dlaczego Andrzej nie chce, żeby policja się tym zajęła. Jednak pokazał mi faktury za hotele, rachunki z restauracji i zaświadczenia o zakończeniu kursów. Prowadzi firmę i cały czas musi się szkolić, żeby nie wypaść z rynku.

Wreszcie mam nitkę!

Facet rzeczywiście mógł być czysty. Ale dlaczego nie zamierzał odzyskać pieniędzy? W sumie znikło z konta ponad siedem tysięcy złotych. Każdy normalny człowiek wściekłby się, gdyby tak go oskubano.

– Przypadkiem odkryłam te przelewy – powiedziała klientka. – Otworzyłam niechcący rozliczenie z banku, w którym mąż ma firmowe konto. Zanim się zorientowałam, że to jego, zauważyłam, co się stało.

Nie byłam głupia. Prawda była taka, że klientka prawdopodobnie postanowiła sprawdzić męża. Chwilę wcześniej przyznała, że w ostatnim czasie coś za często się szkoli.

– Dzwoniła pani może do tych firm od kursów? – spytałam.

– Dzwoniłam – przyznała. – Ale potwierdzono mi, że Andrzej przebywał w tamtym czasie na szkoleniach. Nie wiem, co o tym myśleć. Niepokoję się.

– Może pani skopiować dla mnie te dokumenty? – wskazałam na wyciągi.

Pokiwała głową. Nie miała pomysłu, jak wyjaśnić zachowanie męża i jego zadziwiająco obojętny stosunek do zniknięcia z konta jakby nie było niemałej sumy. Następnego dnia uważnie przestudiowałam papiery. Rzeczywiście, wszystko wskazywało na to, że mąż klientki przebywał tam, gdzie deklarował.

Hotele, restauracje, centra szkoleniowe. Może faktycznie człowiekowi skradziono kartę i na początku tego nie zauważył? Albo wyciągano mu pieniądze z konta w inny sposób, na przykład symulując transakcje? Był przecież zamożny, dla niego te siedem tysięcy nie stanowiło wielkiego problemu. Ale i tak powinien zainteresować tą sprawą policję.

Porównałam rachunki z listą transakcji

Trochę tego było, bo mąż pani Weroniki dokonywał wielu przelewów, tyle że nie kartą, lecz z konta internetowego. Zauważyłam przy okazji, że te rzekome kradzieże zdarzały się właśnie wtedy, kiedy wyjeżdżał. Klientka nie zwróciła na to uwagi w zdenerwowaniu, dodatkowo pewnie uspokojona alibi partnera. Z drugiej strony coś musiała podejrzewać albo czuć, że nie wszystko jest w porządku, skoro zwróciła się do prywatnego detektywa.

Przyjrzałam się dokładniej dokumentom. Oczywiście żaden szanujący się hotel nie poda przez telefon i bez nakazu prokuratora danych swoich klientów, ale warto sprawdzić wszystkie dostępne informacje, włącznie ze stroną internetową. Wymienione na rachunkach miejsca istniały i funkcjonowały. Spojrzałam z rozczarowaniem na kwit, konkretnie na numer telefonu, a potem na stronę kontaktu i…

No tak! Wreszcie mam nitkę. Coś się tutaj nie zgadzało. Zadzwoniłam.

– Najmocniej przepraszam – zaczęłam, kiedy odezwała się recepcja. – Jestem prywatnym detektywem...

– Przykro mi, nie udzielamy informacji o gościach – wpadł mi od razu w słowo mężczyzna po drugiej stronie.

Coś tu się nie zgadza

– Wiem o tym, proszę pana – odparłam. – Chodzi mi o coś innego. Staram się ustalić, czy wasz hotel posługuje się pewnym numerem telefonu. I czy umieszczacie go na fakturach.

– Taką informację mogę podać – odpowiedział z ulgą recepcjonista.

Po zakończeniu rozmowy zaczęłam obdzwaniać pozostałe hotele. Wszędzie otrzymywałam podobną odpowiedź na pytanie o numery telefonów.

– Pozwól, kochanie, że przedstawię ci naszego gościa – powiedziała klientka, kiedy pan Andrzej wrócił z firmy. Czekałyśmy w salonie okazałej willi.

– Pani jest prywatnym detektywem.

Facet wytrzeszczył na mnie oczy, a potem oczywiście zapytał, o co chodzi. Tego dnia rano pani Weronika poprosiła mnie, żebym osobiście udowodniła kłamstwo jej mężowi.

– Proszę wybaczyć, lecz ja z nerwów mogę się pogubić i zacznie robić ze mnie głupią. To potrafi doskonale – argumentowała.

Zgodziłam się. Takie usługi też wchodzą w zakres pracy detektywa.

– Proszę pana – zaczęłam. – Z przykrością muszę stwierdzić, że oszukiwał pan swoją żonę.

– Jak pani śmie?! – uniósł się, gniewem próbując pokryć zmieszanie i strach. Nieraz już widziałam takie reakcje u delikwentów przyłapanych na gorącym uczynku.

– Proszę się uspokoić, usiąść i posłuchać – powiedziałam, cedząc słowa. – Przejrzałam wszystkie pana rachunki i sprawdziłam, skąd pochodzą.

– Przecież Weronika już dawno dzwoniła do firmy…

– Ja też – przerwałam mu. – I ustaliłam, że te wszystkie szkolenia to zwykła bzdura! Numery telefonów do hoteli są fikcyjne. To pewnie na wypadek, gdyby jakiś człowiek w recepcji okazał się zbyt gadatliwy i wbrew zasadom podał informację o pobycie danego klienta.

Kłamstwo ma nogi krótkie i krzywe

Mężczyzna milczał.

– Powiesz mi, co porabiałeś w Lublinie na tych niby szkoleniach? – zapytała klientka z tłumionym gniewem.

– To jakieś nieporozumienie – zaczął pan Andrzej, lecz żona nie pozwoliła mu dokończyć.

– W takim razie poproszę panią detektyw, żeby to ustaliła. Da się coś takiego zrobić, prawda?

– Bez wątpienia – odpowiedziałam. – Ale to już będzie nowe zlecenie. I nowe honorarium.

– To oczywiste – klientka skinęła głową. – Jednak jeśli Andrzej nie zechce sam się przyznać…

– Dobrze już, dobrze! – wykrzyknął mężczyzna. – Wszystko powiem! Ale na osobności. Czy ta kobieta może nas już zostawić samych?

Pani Weronika spojrzała na mnie i uśmiechnęła się smutno, choć z wyrazem pewnego tryumfu.

– Niech będzie, ale ostrzegam cię, kochanie, jeśli nabiorę podejrzeń, że kręcisz, od razu dzwonię do pani. Widzisz sam, że jest bardzo skuteczna.

Pożegnałam się i wyszłam.

Ku mojemu zaskoczeniu pani Weronika zadzwoniła do mnie już następnego dnia przed południem. Jednak to już było zupełnie nowe zlecenie i całkiem inna historia.

Czytaj także:
„Jestem niepełnosprawny i mam prawo parkować >>na kopercie<<. Niestety, urzędników nie obchodzi człowiek, a procedury…”
„20 lat męczyłam się w urzędzie, aż w końcu powiedziałam dość. Zaczęłam zarabiać na swojej pasji, a wszystko dzięki córce”
„Córka ma prawie 40-stkę na karku i ani myśli się usamodzielnić. Zamiast iść do pracy żeruje na mnie, bo tak ją wychowałam”

Redakcja poleca

REKLAMA