„Zwierzałam się przyjaciółce z intymnych sekretów, a ona kopała pode mną dołki. Modliszka robiła to, by zaistnieć w pracy"

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Nie chciałam wierzyć w to, co usłyszałam, ale kiedy powiedziała, że wie o moich problemach z mężem unikającym obowiązków, mamie docinającej mi z powodu nadwagi, a nawet operacji mojego synka, ścięło mnie z nóg. Tego było za wiele! Jak ona mogła tak o mnie plotkować?!".
/ 15.09.2022 10:30
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Zaczęłam pracować jako nauczycielka w klasach 1-3 od razu pod studiach. Kiedy zaszłam w pierwszą ciążę, okazało się, że jest zagrożona. Musiałam więc niemal natychmiast pójść na zwolnienie lekarskie. Ginekolog kazał mi przeleżeć całe dziewięć miesięcy. Koszmar, ale nie było wyjścia. Żeby dziecko urodziło się zdrowe, było to konieczne, zatem leżałam plackiem.

Marysia przyszła na świat w terminie i dostała dziesięć punktów w skali Apgar. Byłam szczęśliwa, że mam dziecko i chyba trochę przestałam uważać, bo ledwie skończyłam karmić piersią, zaszłam w kolejną ciążę. Urodziłam Maćka, a po roku znów byłam w ciąży! Zarzekałam się, że Grześ jest już ostatni. Obiecywałam dyrekcji, że od września wracam do szkoły.

Będę miała z kim pogadać przy kawie

Niestety! Choć mnie samej wydawało się to trudne do pojęcia, pod koniec wakacji okazało się, że będziemy mieć jeszcze jedno dziecko! Drugą dziewczynkę, Kasię. W ten sposób rok po roku urodziłam czwórkę.

– Ja chyba oszaleję! – płakałam zdołowana, kiedy wychodziłam z porodówki z ostatnim dzieckiem i wiedziałam, że nie czeka mnie, jak u większości kobiet z oddziału, spokojny, cichy dom, w którym niemowlak będzie miał własny pokoik, a cała uwaga rodziców skupi się tylko na nim. Nie miałam w planie tak dużej rodziny. Rodzice mieszkali ponad czterysta kilometrów ode mnie, nie mogłam więc na nich liczyć. Byłam wykończona i wściekła na siebie. Jak mogłam być tak nieodpowiedzialna?

Kochałam swoje dzieci, ale zajmowanie się  czwórką maluchów potrafi wykończyć każdego. Kiedy najmłodsza Kasia poszła do przedszkola, z ulgą zakomunikowałam dyrekcji, że chciałabym wrócić do pracy. Uważałam, że to cud, że w czasach, w których tak trudno o pracę dla nauczyciela, moja na mnie czekała tyle czasu!

Tym bardziej że nauczycielka, która mnie przez te lata zastępowała, sama zaszła w ciążę i mogłam bez problemu wskoczyć na jej miejsce. W sierpniu wzięłam udział w spotkaniu przed rozpoczęciem roku szkolnego. Dyrekcja informowała nas o planie zajęć, rozdzieliła wychowawstwa klas oraz przygotowanie różnych uroczystości i akademii.

Odniosłam wrażenie, że atmosfera w szkole nie jest tak ciepła i swobodna, jak ta sprzed urlopu. A może tylko mi się wydawało? Tuż obok  mnie siedziała nauczycielka, której nie znałam. Ładna, młoda babka z burzą rudych loków w bardzo oryginalnej kolorowej sukience.

Od razu zwróciła moją uwagę

Na dokładkę najwyraźniej miała mnóstwo energii, bo z entuzjazmem zgłaszała się do licznych dodatkowych zajęć, Chciała prowadzić gazetkę szkolną, teatrzyk i kółko plastyczne. Byłam pod wrażeniem młodej koleżanki, ponieważ większość nauczycieli jak zwykle wolała, żeby dać im święty spokój.

– Pani Mileno, niech pani nie przesadza – zaśmiała się dyrektorka, kiedy jej ręka wystrzeliła w górę po odczytaniu kolejnego projektu. – Nie tylko pani tu pracuje. Inni chyba także chcą się wykazać, prawda?

Zmierzyła grono pedagogiczne miażdżącym wzrokiem. Jakoś nikt nie palił się do prowadzenia warsztatów z kreatywności.

– Ale to zadanie dla plastyczki, ja to wezmę, pani dyrektor – zapewniła uspokajająco. – Mogłabym uczyć dzieci zdobienia ciasteczek, szycia i robienia ozdób świątecznych.

– Jak pani chce. Ale może przynajmniej z kimś na zmianę – rozejrzała się po sali, a Milena wpisała na swoją listę kolejny punkt. – Kto się zgłosi?

Podniosłam rękę, bo wiedziałam, że i tak coś muszę wziąć, a miałam ochotę bliżej poznać tę artystkę. Milena uśmiechnęła się i wystawiła rękę, żebym przybiła jej piątkę. Podczas przerwy na kawę miałyśmy okazję chwilę porozmawiać. Podczas rozmowy twarzą w twarz była jeszcze sympatyczniejsza.

– Masz piękne kolczyki – powiedziałam, a ona oznajmiła, że sama takie robi i może mi je dać, jeśli mi się podobają, po czym zdjęła i mi je podała.

– Nie, przestań! Nie trzeba! – powiedziałam zawstydzona, ale ona po prostu włożyła mi do ręki ręcznie malowane koła i powiedziała, że na pewno będę w nich pięknie wyglądać.

Dawno nie poznałam nikogo tak serdecznego, więc ucieszyłam się, że będziemy siedzieć obok siebie w pokoju nauczycielskim. Przynajmniej będzie z kim pogadać przy kawie. Od września ruszyłam do pracy z zapałem. Wychodzenie do ludzi po tak długiej przerwie było dla mnie miłą odmianą.

Dzieci szły do przedszkola, a ja mogłam ładnie się ubrać bez stresu, że zaraz moja bluzka będzie oblana sokiem marchewkowym, porozmawiać spokojnie z ludźmi, wrócić do pracy w zawodzie… Żadnego zmieniania pieluch, podgrzewania kaszek, łagodzenia wojen o klocki oraz leczenia ran i siniaków. Pół etatu wolności!

Na przerwach spędzał​am czas z Mileną. To były dosłownie pięciominutowe sesje na kawę, ale to dzięki tym krótkim rozmowom stała się moją prawdziwą przyjaciółką.

– Jacek mnie dobija… – jęknęłam któregoś razu. – Wszystko w domu spada na mnie. Mieliśmy dzielić się opieką nad dziećmi, ale on twierdzi, że po pracy nie ma na nic siły. Ja też jestem w pracy. Może krócej, ale za to intensywniej. A on w tym biurze tylko kawka, papierosek i znowu kawka. Naprawdę można oszaleć!

Milena słuchała współczująco. Sama o swoim mężu nie powiedziała nigdy złego słowa, więc było mi trochę głupio, że jadę po moim jak po łysej kobyle. Jednak Milena miała w domu inną sytuację. Nie mieli dzieci, mieszkali w pięknym domu, oboje pracowali w zawodach, które kochali. I o co by mieli się kłócić?

Czułam się, jakbym miała anioła stróża

Ja wciąż miałam jakieś problemy. Miło było powiedzieć o nich komuś z zewnątrz i trochę się wyżalić. Milena była taka życzliwa i pomocna. Raz, kiedy odwożąc dzieci do przedszkola utknęłam w korku i wiedziałam, że spóźnię się na lekcję, zadzwoniłam do niej spanikowana, a ona konspiracyjnym szeptem odparła, żebym się o nic nie martwiła, bo wpuści moich uczniów do klasy i coś im zada, żeby dyrekcja nie zauważyła.

Byłam jej bardzo wdzięczna. Innym razem, kiedy moje dzieci zachorowały, a ja miałam umówione zajęcia kreatywne, powiedziała, że przejmie moją część, bo i tak miała już na nie pomysł.

Był tylko jeden problem. Im bliżej byłam z Mileną, tym bardziej odczuwałam niechęć innych koleżanek z pokoju nauczycielskiego. Nie rozumiałam, skąd te ich dziwne spojrzenia i szepty za moimi plecami. Pewnego dnia podczas naszej wspólnej przerwy Milena wyznała mi, że spodziewa się dziecka, ale nie chciała, żebym komukolwiek o tym powiedziała.

– To początek? Dlatego nie chcesz zapeszać? – zapytałam podekscytowana, a ona odpowiedziała, że już szósty miesiąc, ale chce powiedzieć tylko dyrekcji, żeby nikt nie wskoczył na jej miejsce.

Spojrzałam na nią zdumiona. Niby kto? Przecież miała etat. Przypomniałam jej, ile lat ja byłam na urlopie, ale nie przekonało jej to.

– To inna sytuacja. Ja muszę się bardziej starać. Plastyczek jest dużo, a pracy jak na lekarstwo, więc powinnam pilnować stanowiska – odparła.

Mimo to nie rozumiałam, po co ukrywała ciążę. Przecież i tak zaraz będzie widać! Kiedy ludzie zaczęli szeptać, nie wiedziałam, co odpowiadać na pytania, czy to prawda, że Milena jest w ciąży.

– Jak widzicie – odpowiadałam wymijająco, choć mnie samej wydawało się to śmieszne.

Milena pracowała do samego końca ciąży

Poród wypadał na kwiecień. Urodziła tuż przed świętami wielkanocnymi i już trzy tygodnie później pojawiła się w szkole.

– Hej, mamusiu! – przywitałam ją. – Jak tam mała Hania? Przyszłaś po zaświadczenie do becikowego?

– Nie, wróciłam do pracy – odpowiedziała, a mi opadła szczęka.

Czy to był jakiś żart?! Okazało się, że nie. Milena naprawdę postanowiła skrócić urlop macierzyński i wrócić.

– Nie wygłupiaj się, moja droga. Przecież musisz być przy dziecku. To jeszcze maleństwo.

– W Ameryce kobiety nie mają w ogóle urlopu, a dzieci jakoś żyją – odparła opryskliwie, na co ja pokręciłam głową i powiedziałam, że bycie mamą jest w tej chwili dla niej najważniejsze i jeśli pominie ten etap, to on już nigdy nie wróci. Nie chciałam się wymądrzać, ale zostawienie trzytygodniowego dziecka było dla mnie nie do pomyślenia. Miałam wrażenie, że starała się wyprzeć fakt, że cokolwiek się w jej życiu zmieniło. Jakby nie zrozumiała, że teraz jej świat będzie wyglądał całkiem inaczej.

– Dziecko cię bardzo potrzebuje, a tu przez rok bez ciebie nie zrobi się dziura w niebie – powiedziałam.

Milena obraziła się i przestała się do mnie odzywać. Aż trudno mi było w to uwierzyć. Myślałam, że jej macierzyństwo na dobre przypieczętuje naszą przyjaźń. Mogłam niejedno jej doradzić, podrzucać ubranka, wymieniać się pomysłami i sposobami na dziecięce dolegliwości. Tymczasem ona przesiadła się w pokoju na nowe miejsce i nagle zaczęła szeptać z matematyczką. Poczułam się jak w podstawówce. Nie jak nauczycielka, a małolata odrzucona przez koleżankę.

Nie miałam pojęcia, co się właściwie stało i uważałam, że dopadł ją „baby blues”. Ponieważ Milena zadbała nawet o to, żebyśmy nie miały już wspólnych dyżurów, dyrektorka przydzieliła mi anglistkę, którą znałam jeszcze ze starych czasów.

– No i co? Piękna Milena cię porzuciła? Nie martw się, nie jesteś pierwsza ani ostatnia – zaśmiała się.

– Co masz na myśli?

– Milena lubi zmieniać przyjaciółki, których sekrety dziwnym trafem obiegają później pokój nauczycielski. O tym, że trafiają do dyrekcji, już nawet nie wspominam. To papla jakich mało. Z czasem docenisz, że się uwolniłaś od tej modliszki.

W szkole takich rzeczy się nie robi

Nie chciałam wierzyć w to, co usłyszałam, ale kiedy powiedziała, że wie o moich problemach z mężem unikającym obowiązków, mamie docinającej mi z powodu nadwagi, a nawet operacji uciekającego jąderka u mojego synka, ścięło mnie z nóg.

Okazało się, że Milena nie omieszkała też wspomnieć dyrekcji, że „nieraz” wpuszczała moich uczniów do klasy, kiedy się spóźniałam. Tego było za wiele! Jak ona mogła tak o mnie plotkować?! Nagle wszyscy w pokoju zaczęli znów ze mną rozmawiać i skończyły się te dziwne uśmieszki.

Tymczasem Milena na każdej przerwie wyciągała na kawkę matematyczkę, o której nagle wszyscy w szkole zaczęli trajkotać jak najęci. Nie podobało mi się to, bo doskonale wiedziałam, że dopiero co, to ja byłam obiektem podobnych plotek. Kiedy któregoś dnia udało mi się dotrzeć do szkoły wcześniej i trafiłam na Milenę samą w pokoju, podeszłam do niej i powiedziałam, że świetnie się składa, że jesteśmy we dwie, bo chciałabym zamienić z nią słówko.

– Nie mamy o czym rozmawiać – odparła obcesowo.

– To akurat prawda. Liczba plotek, które o mnie rozsiałaś, wystarczy, żebym się już nigdy do ciebie nie odezwała, ale chcę, byś miała świadomość, że wszyscy wiedzą, że tak robisz. I dlatego nikt cię nie lubi.

– Guzik prawda, są zazdrośni o moje dobre relacje z dyrektorką i o to, że jestem ambitna i się staram!

– Tak? A zastanowiłaś się, jaką presję wywarłaś swoim wczesnym powrotem po urodzeniu dziecka u innych dziewczyn? Nic dziwnego, że cię nie znoszą. Teraz dyrekcja będzie z góry zakładać, że można wrócić do pracy niemal prosto z porodówki. To nie ambicja, a niepotrzebne śrubowanie standardów, które każdemu się należą. A o tym, że już obgadujesz Magdę, nic nie powiesz?

– Ja? – pobladła, a ja usłyszałam za sobą kroki. Podejrzewałam, że to właśnie jej nowa przyjaciółka, ale nie zamierzałam odpuścić.

– Tak, wiemy wszyscy, że się rozwodzi. To chyba nie ona przekazała tę wiadomość dalej?

– Co takiego? – nauczycielka matematyki, wciąż tkwiąca za moimi plecami, aż jęknęła, jak to usłyszała, a Milena zaczęła się gęsto tłumaczyć. Nie słuchałyśmy jej już jednak.

Milena zaczęła się przemykać korytarzami jak niepyszna i spędzać przerwy na rozmowach z uczniami. Doprowadzając do konfrontacji z Mileną nie zachowałam się lepiej niż ta ruda plotkara i było mi się jej żal. Miała małe dziecko, trudny czas, a w szkole została skazana na ostracyzm. Zrobiłam więc któregoś razu dwie kawy i podeszłam do niej, kiedy siedziała sama.

Spojrzała na mnie wrogo

– Czego ty jeszcze chcesz? Mało ci?

– Chciałam, żebyś zrozumiała, że nie warto się tak zachowywać, a nie żebyś obraziła się na wszystkich.

– Nauki i morały są w bajkach, a nie w pracy. Nie musisz się spinać. Znalazłam nową pracę w domu kultury i zaczynam od przyszłego miesiąca.

– W połowie roku szkolnego?! – spojrzałam na nią w osłupieniu.

W szkole takich rzeczy się nie robi, bo wiadomo, że to same problemy. Milena wzruszyła ramionami. Najwyraźniej nic jej to nie obchodziło. Dyrektorka o odejściu swojej pupilki dowiedziała się w ostatniej chwili i wściekła oznajmiła nam, że musi podzielić lekcje z plastyki pomiędzy pozostałych nauczycieli.

Kiedy Milena odeszła z pracy, w pokoju nauczycielskim zmieniła się nagle atmosfera. Zrobiło się spokojnie, miło i wesoło. Skończyły się plotki, wzajemne pretensje, aż chciało się przychodzić do pracy. Udało mi się odnowić kilka przyjaźni, ale teraz już trzymam język za zębami. 

Skoro Milena niczego się w tej szkole nie nauczyła, to przynajmniej ja wyciągnę wnioski i zadbam o to, by moja rodzina nie była obiektem złośliwych plotek. Wierzyć się nie chce, że jedna osoba potrafi tak namącić. 

Czytaj także:
„Od synowej usłyszałam, że jestem namolna i wchodzę z butami w ich życie. A ja chciałam tylko pomóc w opiece nad wnukiem"
„Babcia twierdzi, że zależy jej na wnuczce, ale to kłamstwo. Wymaga od dziecka, żeby było takie, jakie sobie wymarzyła”
„Mąż zaplanował, że zabiera żonę i wprowadza się do mamusi. A która żona chce żyć przez ścianę z teściową?”

Redakcja poleca

REKLAMA