„Syn i synowa to para cwaniaczków. Wyjechali za pracą, a wnuka zostawili na moich barkach. Ten diabeł wpędzi mnie do grobu”

bezsilna babcia fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Próbowałam zmienić nastawienie wnuka do nauki. A on obiecywał i robił swoje. Bardzo przeżywałam, że Alek mnie nie słucha. W końcu podupadłam na zdrowiu. Po prostu nerwowo i psychicznie nie wytrzymałam stresu. Ratunku szukałam w modlitwie”.
/ 12.01.2023 12:30
bezsilna babcia fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Powiada się, że na starość wnuki będą podporą dla swoich dziadków. Pomarzyć miło, ale mój wnuk, niestety, do aniołków nie należał. Z dwunastoletnim Alkiem miałam wiele kłopotów. Jego rodzice wyjechali do Anglii zarabiać na tzw. lepsze życie. Prosili, abym zaopiekowała się wnukiem.

– Dwa, najwyżej trzy lata – zapewniał mój syn, Robert; on pracował w Londynie jako informatyk, synowa znalazła pracę w domu opieki.

Przyjeżdżali do Polski trzy razy do roku: na święta oraz na dwutygodniowe wakacje w sierpniu. To stanowczo za mało, by powiedzieć, że stanowią rodzinę. Dzwonili prawie codziennie.

– Jak tam Alek? – pytała Jadzia.

Co jej miałam powiedzieć? Prawdę?

Że byłam wzywana do szkoły? Że wdał się w bójkę z kolegą? Że wraca wieczorami i ma kłopoty z nauką? Dla mnie był grzeczny, zapewniał, że się uczy, ale na kolejnej wywiadówce poznałam prawdę. Miał 50 nieusprawiedliwionych godzin!

– Cieszę się, że widzę panią w dobrym zdrowiu – z ironią zauważyła wychowawczyni. – Opieką nad panią Alek tłumaczył swoją nieobecność.

Pokręciłam głową zdumiona.

– Jest zagrożony z trzech przedmiotów: matematyki, fizyki oraz języka polskiego. To zdolny chłopiec, ale chyba nauka przestała go interesować.

Poczerwieniałam, jakbym to ja była wszystkiemu winna, a przecież starałam się, by niczego mu nie brakowało. Cóż miałam powiedzieć, że jego ojciec przyjedzie dopiero w sierpniu? Wróciwszy do domu, zapytałam wnuka, gdzie chodził na wagary. Powiedział, że do kolegi, który był chory.

– Dlaczego kłamałeś, że musiałeś się mną opiekować?

– Tak jakoś wyszło…

Nagle zadzwonił Robert. Zrelacjonowałam mu, co usłyszałam w szkole.

– Niech się mama nie martwi! Wyrośnie z tego! – bagatelizował problem.

Jadzia była podobnego zdania. Poprosiła syna do telefonu. Alek przekonywał, że stara się, ale nauczyciele nie potrafią przekazać swojej wiedzy. Robert powiedział, abym załatwiła wnukowi korepetycje.

– Nie martw się mamo, weź z konta, ile trzeba. Na edukacji jedynaka nie będę oszczędzać.

Z korepetycji nic nie wyszło, bo wnuk po prostu na płatne lekcje nie chodził. Prosiłam go, obiecywał poprawę, ale było coraz gorzej. Okazało się, że większość wolnego czasu spędzał z kolegą, którego rodzice wyjechali do Włoch, zostawiwszy go pod opieką sąsiadki.

„Ale się dobrali” – pomyślałam.

Próbowałam zmienić nastawienie wnuka do nauki. A on obiecywał i robił swoje. Bardzo przeżywałam, że Alek mnie nie słucha. W końcu podupadłam na zdrowiu. Po prostu nerwowo i psychicznie nie wytrzymałam stresu. Ratunku szukałam w modlitwie. W dni powszednie przychodziłam do pustego kościoła i modliłam się przed wystawionym Najświętszym Sakramentem. Wychodziłam uspokojona. Pewnego dnia na schodach zaczepiła mnie sąsiadka, pani Roma.

– Ksiądz mówił mi na spowiedzi, żeby nakłaniać wnuki do pobożności. Trzeba i można wiele łask dla wnuków wymodlić! Musiałam to pani powiedzieć…

Pożyczyła mi zdrowia i odeszła pośpiesznie. Jej wnuk chodził z moim do tej samej klasy. Uczył się bardzo dobrze, nie to co Alek. Zaczynałam się za niego wstydzić przed obcymi ludźmi! Wzdychałam i płakałam po nocach. Czułam się coraz gorzej.

Zrozumiałam, że bez opieki zostać nie może

– Babciu, babciu, dlaczego nie przygotowałaś mi śniadania? – obudził mnie pewnego ranka.

Bardzo bolało mnie w piersiach. Wnuk stał ubrany nade mną, zdziwiony, że o 7.30 jeszcze leżę w łóżku. Zazwyczaj wstawałam przed szóstą, by zdążyć ze wszystkim.

– Kup sobie drożdżówkę po drodze – poprosiłam cicho.

– Źle się czujesz, babciu? – zapytał.

– Ten ból jest coraz większy… Muszę zadzwonić po pogotowie… – usiłowałam wstać z łóżka, ale zachwiałam się, pociemniało mi w oczach i zemdlałam.

Gdy odzyskałam świadomość, powiedziano mi, że wnuk wybiegł z mieszkania z płaczem. Na schodach wpadł na panią Romę. To ona zawiadomiła pogotowie. Lekarz zdiagnozował stan przedzawałowy i zabrano mnie do szpitala. Pani Roma była za tym, by zawiadomić rodziców Alka. Wnuk wprawdzie obiecywał, że tym razem serio zabierze się do nauki, ale co z tego. Był początek marca. Nie miał szans poprawić się z trzech przedmiotów.

– Panią czeka sanatorium – mówiła sąsiadka. – Kto zaopiekuje się Alkiem?

– Jestem już prawie dorosły, sam dam sobie radę! – kozaczył wnuk.

Zrozumiałam, że bez opieki zostać nie może. Zadzwoniłam do Roberta i powiedziałam, jak sprawa wygląda. Mieli do wyboru wrócić albo zabrać go do siebie. Wybrali drugą opcję. Zabrali syna do Londynu. Mieli do mnie żal, że sobie nie poradziłam. Naprawdę się starałam, ale nie wyszło. Babcia nie we wszystkim zastąpi rodziców, szczególnie ojca. Po sanatorium czuję się o wiele lepiej. Już się tak nie stresuję jak przedtem, wreszcie dobrze sypiam. Żyję sobie samotnie i, co tu kryć, tęsknię…   

Czytaj także:
„Świat nastolatków mnie przeraża. Grożą sobie, wykradają intymne zdjęcia z telefonów... Nie chcę, żeby mój wnuk tak żył”
„Synowa ukryła, że mój wnuk to owoc zdrady. Nie obchodzą mnie geny, chcę go wziąć w ramiona, a ona mi go odebrała”
„Mój wnuk to niejadek. Na śniadanie zjada tylko płatki śniadaniowe. Oczywiście bez mleka”

Redakcja poleca

REKLAMA