– Przykro mi, Basiu, ale w tym roku nie dam rady jechać do Rabki – stwierdziłem stanowczo, a moja żona spojrzała zaskoczona.
Po chwili skinęła jednak głową ze zrozumieniem, najwyraźniej sama też drżała na myśl o zbliżającym się sierpniu. Jako dziadkowie małego Mateusza włączaliśmy się co roku do opieki nad wnukiem.
Przez cały miesiąc wakacji był z nami
Zwykle wyjeżdżaliśmy do uzdrowiska, które zalecił mu lekarz. Oczywiście w ciągu roku też biegaliśmy do małego na każde zawołanie…
– Tylko że Robert będzie niepocieszony – rzuciła babcia Basia z westchnieniem.
Nasz syn korzystał z miesiąca bez dziecka i wyjeżdżał wtedy z żoną na urlop. Twierdził, że to jedyna okazja, żeby wreszcie w spokoju odpocząć od obowiązków w pracy i domu. Wszyscy przyzwyczailiśmy się do tego corocznego rytuału. Ale taka sytuacja nie mogła przecież trwać wiecznie. To było już ponad moje siły.
Minęły dwa tygodnie od tamtej rozmowy. Wypadały akurat moje urodziny, więc Robert wpadł ze swoją rodzinką, aby mi złożyć życzenia… Jedliśmy wspaniałe ciasto Basi, opowiadaliśmy zabawne historyjki i atmosfera była doskonała.
– Tata wspaniale wygląda – skomplementowała mnie w pewnej chwili Paulina.
Trochę się zdziwiłem na takie dictum synowej, bo ostatnio nie czułem się za dobrze i mój syn wiedział o tym doskonale. Widząc teraz moje wysoko uniesione brwi, szybko zareagował i spytał o moje problemy z sercem. W końcu, po wymianie zdań na temat mojej arytmii, oboje zaproponowali, żebym wystarał się o sanatorium. Prawdę mówiąc, sam postanowiłem zadbać wreszcie o własne zdrowie. Kilka dni wcześniej dostałem zawiadomienie, że przyznano mi miejsce.
– Wybaczcie, kochani, ale ja w tym roku nie jadę do Rabki – oświadczyłem.
Zapadła grobowa cisza
Syn i jego żona spoglądali na mnie z niedowierzaniem i zaskoczeniem. Poczułem się winny, ale tylko przez chwilę.
– Tato, a co z nami? – zaczął Robert. – Planowaliśmy jechać na wspinaczkę…
Synowa spuściła głowę i z ponurą miną wpatrywała się w talerz. Najwyraźniej uznała, że lepiej się nie wtrącać. Wtedy wtrąciła się moja żona. Stwierdziła, rozkładając bezradnie ręce, że nie jesteśmy już najmłodsi, a ja mam prawo zatroszczyć się o siebie.
– Tacie coraz częściej sztywnieją kolana, a przede wszystkim ma problem z sercem. O nadciśnieniu wiecie od dawna, a ostatnio jeszcze przyplątała mu się arytmia… Ani tata, ani ja nie mamy już sił na bieganie za Mateuszkiem.
Robert i Paulina niemal równocześnie wykrzyknęli, że przecież wyjazd z wnukiem do Rabki to dla nas też są wczasy, wypoczynek, zmiana otoczenia, klimatu. Być może tak to wyglądało z daleka, ale tam na miejscu zawsze byliśmy całkowicie podporządkowani Mateuszkowi. Bo wyjazd był organizowany z myślą o jego wypoczynku. Wnuk korzystał więc w nieskończoność z parku rozrywki, my zaś godzinami siedzieliśmy na ławce.
„Chętnie zobaczyłbym w tej roli jego rodziców, ale dotychczas jakoś się nie kwapili” – pomyślałem zgryźliwie.
Siedzieliśmy dłuższą chwilę w milczeniu, wreszcie Basia oświadczyła wprost:
– Przy Mateuszu nie ma mowy o naszym wypoczynku. Jeśli nie pędzimy z nim do parku rozrywki, to musimy chodzić po innych miejscach, gdzie dziecko może się wyszaleć. Inaczej mały zamęczyłby nas na śmierć swoją niespożytą energią.
No proszę, warto było się im przeciwstawić
Tłumaczyła spokojnie, tonem wyrozumiałej babci, że wczasujemy bez ruchu, nieustannie szukając ławeczek, żeby przycupnąć, a nie tylko przestępować z nogi na nogę. Że nudzimy się jak mopsy i sami nie mamy okazji skorzystać z leczniczych dobrodziejstw uzdrowiska. Poza tym Mateusz jest niesforny i uparty, a posiłki w jego towarzystwie to prawdziwa katorga.
Mimo wszystko Robert nie zamierzał poddać się bez walki. Przekonywał nas, jak potrafił, że wyjazd z wnukiem to dla nas coś w rodzaju kuracji odmładzającej. W odpowiedzi tylko pokiwałem głową. Dalsza dyskusja nie miała sensu.
„Chyba te górskie wspinaczki były dla niego bardzo ważne. Czyżby ważniejsze niż zdrowie własnego ojca? – pomyślałem ze smutkiem. – Może, gdy był dzieckiem, popełniliśmy jakieś błędy wychowawcze i Robert wyrósł na egoistę? Jednak jego żona miała identyczne podejście do sytuacji. Też jest ofiarą rozpieszczania przez rodziców? A może to ja niesprawiedliwie ich oceniam i sam jestem egoistą?” – przyszło mi nagle do głowy.
Zaczęły mnie ogarniać wątpliwości, ale rozsądek szybko zwyciężył. Przecież oboje z żoną dajemy z siebie tyle, ile możemy. My też mamy prawo troszczyć się o własne zdrowie, by żyć jak najdłużej i cieszyć się każdym dniem na emeryturze. Wreszcie dotarło to do mnie i przestałem mieć wyrzuty sumienia. A syn i synowa? Zdaje się, że przemyśleli sprawę, bo syn zadzwonił już następnego dnia wieczorem.
– Cześć, tata, jak się czujesz? – usłyszałem. – Kiedy dokładnie wybierasz się do tego sanatorium? Możemy cię zawieźć…
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”