„Mój synek dobrze pływa, ale nad morzem zaskoczyła go wysoka fala. Uratował go tajemniczy nieznajomy”

ojciec z synem nad morzem fot. Adobe Stock, Mediteraneo
„Obróciło mnie kilka razy, zanim wreszcie udało mi się wypłynąć na powierzchnię. Zdezorientowany rozejrzałem się dokoła. Za mną nadal była plaża, a przede mną… walczył o życie mój syn. Gdy ja starałem się wynurzyć na powierzchnię, kolejna fala zniosła Alka w stronę niebezpiecznego wiru”.
/ 10.07.2022 11:15
ojciec z synem nad morzem fot. Adobe Stock, Mediteraneo

Takie fale powstrzymałyby każdego odpowiedzialnego rodzica, ale nie mnie. Chciałem sprawić radość synkowi. Teraz mój dziewięciolatek szalał z radości na wieść, że zamiast kisić się w szkolnej ławce, spędzi dwie ostatnie lekcje nad morzem. Wybrałem ustronne miejsce, rzadko odwiedzane przez plażowiczów. Na rozgrzanym słońcem piasku postawiłem torbę z prowiantem. Nie zdążyłem jeszcze rozłożyć koca, a Alek już zrzucił z siebie rzeczy i pobiegł sprawdzić temperaturę wody.

– Zimna! – krzyczał, pędząc w moją stronę.

– Przyzwyczaisz się. Kto pierwszy dobiegnie do fal? – zawołałem.

Wyprzedził mnie i ze śmiechem wbiegł do wody. Starałem się go dogonić, lecz on, nie oglądając się na mnie, zaczął płynąć przed siebie. Coraz dalej i dalej.

Zaskoczyła nas wysoka fala

Zapowiadał się na świetnego pływaka. Puchłem z dumy, gdy wygrywał szkolne zawody. Od września miał zacząć treningi w sekcji młodzików w klubie pływackim pod okiem zawodowego trenera. Oczyma wyobraźni już widziałem go na olimpijskim podium.

– Oby wytrwał – mówiła żona z powątpiewaniem. – Słomiany zapał ma po tobie.

– Co ty wiesz – burczałem zły.

Nie lubiła wody, źle znosiła nasz nadmorski klimat, silne wiatry przyprawiały ją o bóle głowy, więc w sumie nie dziwiłem się jej nastawieniu. Ale żeby z tego powodu zabijać w synu pasję? Tego nie mogłem zrozumieć. W czasach narzeczeństwa starałem się oswoić ją z morzem. Któregoś razu podczas zabaw na plaży wrzuciłem ją do wody. Choć przecież nie mogło być głęboko, sparaliżowana strachem omal nie poszła na dno.

– Jeszcze raz zrobisz mi coś takiego, a cię rzucę – zapowiedziała potem.

Wiedziałem, że nie żartuje, i nigdy więcej nie odważyłem się zrobić jej takiego psikusa.

Syn to co innego. Od pierwszych miesięcy życia zachowywał się tak, jakby woda była jego naturalnym środowiskiem.

– Zamiast płuc on chyba ma skrzela – żartowali znajomi, widząc, jak swobodnie nasz syn nurkuje w basenie.

Teraz też: ja po kilku metrach wyścigu z trudem łapałem oddech, a on śmigał między falami niczym delfin. „Już wystarczy” – pomyślałem, patrząc na znikającą co chwilę blondwłosą główkę syna. Zawołałem go. Odwrócił się i w tym samym momencie nakryła go wysoka fala. Zamarłem, lecz po chwili Alek już machał do mnie ręką. Kiwnąłem więc na niego, żeby wracał. 

Zajęty synem nie zauważyłem kolejnej nadciągającej fali. On prześlizgnął się po niej swobodnie, ja dostałem strumieniem wody prosto w twarz. Obróciło mnie kilka razy, zanim wreszcie udało mi się wypłynąć na powierzchnię. Zdezorientowany rozejrzałem się dokoła. Za mną nadal była plaża, a przede mną… walczył o życie mój syn. Gdy ja starałem się wynurzyć na powierzchnię, kolejna fala zniosła Alka w stronę niebezpiecznego wiru.

Do dziś nie wiem, kto to był

Nabrałem powietrza w płuca i ruszyłem mu na ratunek. Szczęśliwie w tej samej chwili znosiło Alka na mnie, więc udało mi się go chwycić. Wyczerpany synek zawiesił się na mnie, omal nie wciągając mnie pod wodę.

Spokojnie, już dobrze – starałem się uspokoić nas obu.

„Byle dopłynąć do brzegu” – pomyślałem, łapiąc równowagę, ale czułem, że opadam z sił. Wysokie fale i bezwładne ciało syna ciągnęło mnie w morską toń.

– Ratunku! – wyrwało mi się, gdy w oddali, na plaży, zobaczyłem jakąś męską postać.

Mężczyzna usłyszał mnie mimo ryku morza. Widziałem, jak zrzuca z siebie ubranie i wbiega do wody.

– Poradzisz sobie? – krzyknął, gdy wreszcie do mnie dopłynął i wyjął z mych ramion nieprzytomnego synka.

Skinąłem głową, chociaż wcale nie byłem tego taki pewny. Mężczyzna niczym wprawny ratownik chwycił Alka i z nim popłynął. Po kilku chwilach byli już na brzegu. Ja tam dotarłem ledwo żywy z wyczerpania. Niemal wyczołgałem się z wody. W tym czasie on już robił Alkowi sztuczne oddychanie. Przykucnąłem obok i wtedy synek otworzył oczy, wypluwając resztki wody.

– Aluś – przytuliłem go mocno i rozpłakałem się ze szczęścia. – Aleczku, kochany mój, żyjesz!

Pobladły synek z trudem łapał powietrze, ale żył – i to było najważniejsze. Widząc, że mały da sobie radę, ostrożnie wziąłem go w ramiona i zaniosłem na miejsce, gdzie zostawiliśmy ubrania, żeby okryć go ręcznikiem. Dopiero wtedy rozejrzałem się za tym mężczyzną, żeby mu podziękować. Jednak nigdzie go nie było… Jeszcze chwilę krążyłem po plaży i okalających ją wydmach, ale on jakby zapadł się pod ziemię.

– Chciałem tylko podziękować – wyszeptałem, patrząc na horyzont.

Gdy Alek doszedł do siebie na tyle, że mógł iść, zabrałem go z plaży. Pojechaliśmy do szpitala. Szczęśliwie nie miał żadnych obrażeń. W drodze do domu wahałem się, czy opowiedzieć o tym dziwnym zdarzeniu żonie. Bałem się, że zabroni Alkowi pływać, ale ona tylko mnie zrugała.

Nie ma dnia, żebym nie myślał o tajemniczym bohaterze, który uratował moje dziecko. Chciałbym go uściskać  i serdecznie mu podziękować, lecz skoro wciąż nie wiem, kim jest, i pewnie się tego nie dowiem, postanowiłem opowiedzieć tę historię z nadzieją, że on ją przeczyta. Niechaj wie, że do końca życia pozostanę jego dłużnikiem.

Czytaj także:
„Mąż i syn chcieli mi wmówić, że jestem… za głupia na uniwersytet! Nie chcieli, żebym się rozwijała”
„Gdy zaszłam w ciążę, chłopak wywalił mnie na ulicę. Byłam wściekła na dziecko. To przez nie Mirek przestał mnie kochać”
„Zamartwiam się, kiedy mój 23-letni syn późno wraca. Mąż mówi, że jestem nadopiekuńcza, ale to przecież moje dziecko!”

Redakcja poleca

REKLAMA