„Syn był moim całym światem, ale wychowałam go na lenia. Ma żonę i dziecko, a wciąż chce się u mnie prać i stołować”

Poirytowana kobieta po 50 fot. iStock by Getty Images, natalie_board
„– Zaraz jadę na spotkanie z klientem, ale nie miałem czasu, żeby coś zjeść. Dostanę może jakieś kanapeczki? Jestem głodny, a ciebie nie było. – Byłam w pracy. A jedzenie mogłeś sam sobie zrobić albo poprosić o to Olę. Pamiętasz, że masz żonę?”.
/ 28.08.2024 21:15
Poirytowana kobieta po 50 fot. iStock by Getty Images, natalie_board

Miała tego już serdecznie dość.

Gdzie jesteś, mamo? – w telefonie znowu odezwał się Kacper, mój syn. Dzwonił chyba piąty raz.

– A po co chcesz to wiedzieć? – zapytałam lekko poirytowana.

– Nie denerwuj się tak od razu – zachichotał i po chwili dodał: – Zaraz jadę na spotkanie z klientem, ale nie miałem czasu, żeby coś zjeść. Dostanę może jakieś kanapeczki? Jestem głodny, a ciebie nie było w domu wcześniej.

– Byłam w pracy i dalej jestem – wyjaśniłam sucho. – A jedzenie mogłeś sam sobie zrobić albo poprosić o to Olę. Pamiętasz w ogóle, że masz żonę?

– No ale nikt nie robi takich smacznych jak ty! – mówił błagalnym tonem Kacper. – Mogę wpaść? Kiedy będziesz?

Szczerze mówiąc, nie miałam do niego już siły. Nie chciałam się kłócić, więc tylko się rozłączyłam. Wyciszyłam dźwięki w telefonie i postanowiłam włożyć wszystkie siły w odpowiednią obsługę moich klientów. Od razu do czasu zerkałam jednak na wyświetlacz i widziałam na nim imię syna. „Muszę się trzymać swoich postanowień”, powtarzałam sobie w myślach. W tym samym momencie uśmiechałam się do młodej kobiety, która wybierała torebkę wśród najdroższych modeli w sklepie.

Miałam własne zmartwienia

Klientka próbowała negocjować cenę, ale nie miałam nastroju do targowania się.

– Niestety cena nie podlega zmianie. Albo się pani decyduje na ten model, albo będę zmuszona go odstawić na regał – powiedziałam uprzejmie, ale zdecydowanie. Znowu zobaczyłam, że syn próbuje się do mnie dodzwonić i poczułam przypływ irytacji.

Kobieta dostrzegła moją zmianę tonu i bez słowa wyciągnęła kartę płatniczą. Potem chwyciła torbę i wyszła ze sklepu. „Przez tego smarkacza jeszcze stracę klientkę!”, wkurzyłam się w duchu.

Wzięłam klucze do ręki i ruszyłam w stronę domu. Wpadłam tam zasapana.

– Mamo, dobrze się czujesz? – zapytał mój syn.

– A jak ci się wydaje? – powiedziałam zdyszana. – Nie mam już siły do ciebie i nie mogę się tobą wiecznie opiekować. Jesteś dorosłym facetem, z żoną, dzieckiem w drodze, a ciągle chcesz, żebym robiła ci kanapeczki, robiła pranie i załatwiała inne sprawy za ciebie! – wyrzuciłam z sobie jednym ciągiem. Musiałam nabrać mocno powietrza, bo nie mogłam wciąż złapać tchu. – Synu, czas się wziąć w garść! Powinieneś się wstydzić, że tak wykorzystujesz matkę! To będą ostatnie kanapki, które ci robię na zawołanie…

Powiedziałam tylko tyle i załapałam za nóż oraz chleb. Jednak w połowie drogi do stołu musiałam się zatrzymać, bo poczułam dziwny ucisk gdzieś nad żołądkiem. Po chwili osunęłam się na płytki i nie mogłam nic wykrztusić. Przed oczami wirował mi cały świat.

Matkowanie mnie do tego doprowadziło

Obudziłam się na szpitalnym łóżku, a obok zobaczyłam mojego męża i syna. Kacper był blady jak kreda.

– Mamo! – doskoczył do mnie, gdy dostrzegł, że się ocknęłam.

– Niech pan uważa, ona musi mieć trochę przestrzeni – odsunęła go czuwająca obok pielęgniarka. – Pani ledwo wyszła z zawału.

Nie masz pojęcia, jak nas wystraszyłaś – powiedział Kacper, a oczy zaszły mu łzami. – Jeszcze te słowa o ostatnich kanapkach dla mnie… Mamo, nigdy bym sobie tego nie darował, gdybyś…

Kochanie, jak się miewasz? – wtrącił się mój mąż.

– Chyba w porządku… – odpowiedziałam lekko rozkojarzona.

Mąż zadał mi jeszcze kilka pytań i uznał, że mój stan jest stabilny. Zwrócił się do Kacpra i, klepiąc go pocieszająco po plecach, odesłał go do domu i do żony. Musiał go niemal wypchnąć za drzwi.

Mąż miał zupełną rację

– A nie mówiłem, że to matkowanie to już przesada w jego wieku? Widzisz, do czego to doprowadziło – pokręcił głową i westchnął ciężko. W jego oczach widziałam troskę. – Może wreszcie pójdziesz po rozum do głowy i dasz mu dorosnąć… – już miałam coś powiedzieć, ale przerwał mi ruchem dłoni.

Mąż westchnął znowu i zaczął spokojnie mówić:

– Kasiu, wysłuchaj mnie do końca, proszę. Okropnie się wystraszyłem, gdy Kacper do mnie zadzwonił. Całe szczęście, że przynajmniej ja szybko się opanowałem, bo nasz syn panikował, zamiast ci pomóc. Ja musiałem powiadomić pogotowie. Widzisz, na kogo wyrósł? A do tego sam niedługo zostanie ojcem. Tak, wiem, że my długo się staraliśmy o dziecko i ile nas to kosztowało. Twoja ciąża była dla nas jak błogosławieństwo. Nasz syn wyrósł na silnego i zdrowego mężczyznę i raczej już nas nie potrzebuje. Za to my musimy wreszcie dostać trochę świętego spokoju.

Zapadła chwila ciszy. Wreszcie otworzyłam usta i powiedziałam tylko dwa słowa:

Zgadzam się.

Nareszcie to do mnie dotarło z pełną mocą. Niektóre prawdy trzeba odczuć na własnej skórze, żeby coś zmienić na dobre.

Katarzyna, 55 lat

Czytaj także:
„Łatwo dałam się omamić oszustowi. Skradł nie tylko moje serce, ale także wszystkie oszczędności”
„Teściowa oddaje emeryturę na kościół, a potem pożycza od nas kasę. Remont dzwonnicy jest ważniejszy od chleba”
„Ojciec odszedł, gdy byłam dzieckiem. Przez całe życie mściłam się na facetach, aż los znów odwrócił się przeciwko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA