„Swoją ukochaną poznałem przy grobie mojej żony. To przeznaczenie. Małżonka zesłała tego anioła, by się mną zajął”

Szczęśliwy mąż fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Kobieta krzątała się przy rodzinnym grobowcu. Od razu zwróciłem uwagę, że jest bardzo zgrabna i pięknie się porusza. Cóż, jestem tylko mężczyzną, a w dodatku od dwóch lat byłem zupełnie sam”.
/ 27.02.2023 07:15
Szczęśliwy mąż fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Nie chodzę zbyt często do spowiedzi, jedynie w święta i przy jakichś specjalnych okazjach, ale tym razem wybrałem się – jak by to określić – poza sezonem. Wyznałem grzechy, a potem zamilkłem. Ksiądz najwyraźniej wyczuł, że coś mnie dręczy.

– Chciałbyś się jeszcze czymś podzielić?

– Tak, chciałbym o coś zapytać… Tylko… No dobrze, jak to właściwie jest? Moja żona zmarła dwa i pół roku temu. A teraz… – zaciąłem się, ale na szczęście spowiednik mi pomógł.

– Pojawiła się w twoim życiu inna kobieta? I masz wyrzuty sumienia?

– Żeby się tak całkiem pojawiła, to za dużo powiedziane – wyjaśniłem. – Ale… hm… Może bym chciał, żeby tak się stało? Jest mniej więcej w moim wieku, może trochę młodsza, tak zaraz po pięćdziesiątce. Na razie nawet z nią jeszcze nie rozmawiałem.

Ksiądz milczał przez chwilę, najwyraźniej zaskoczony.

– Dobrze – powiedział powoli. – Chyba wiem, co cię dręczy. Masz wyrzuty sumienia, że ktoś po odejściu małżonki mógłby zająć jej miejsce? – kiedy potwierdziłem, ciągnął dalej:

– Przypomnij sobie, co jest zawarte w przysiędze małżeńskiej. „Nie opuszczę cię aż do śmierci”. Nie ma mowy o tym, żeby wdowiec czy wdowa byli zobowiązani zachowywać celibat do końca życia.

Pokiwałem głową i westchnąłem

– No tak, niby wiem, ale zastanawiam się… Wie ksiądz, to, o czym rozmawiamy, to tylko czysta teoria w tej chwili.

– Domyślam się – odparł spowiednik z cichym śmiechem. – Skoro nawet z nią jeszcze nie rozmawiałeś…

– No tak, ale gdyby coś… To jak będzie po tamtej stronie? Chodzi mi o to, że przecież kochałem żonę, a gdybym teraz pokochał kogoś innego?

– Wielu się nad tym głowi – ksiądz zamilkł na kilka sekund. – Święty Jan Chryzostom pisał, że w niebie znajdziemy o wiele doskonalsze zjednoczenie w Bogu niż w małżeństwie. A Święty Tomasz uważał, że miłość po tamtej stronie okazywana innym wynika z doskonałej miłości danej od Boga.

– Bardzo to wszystko uczone… – mruknąłem.

– Tak, to cokolwiek zawiłe – zgodził się ksiądz. – Ale przyjmij za pewnik, że jeśli Bóg nie zabrania wchodzenia w związki po śmierci małżonka, to już jego sprawa, jak rzecz rozwiązał po tamtej stronie życia. Niech on się martwi – zakończył z uśmiechem.

Wyszedłem z konfesjonału nieco pokrzepiony, ale musiałem to sobie jeszcze ułożyć w głowie.

Od razu zwróciła moją uwagę

Pierwszy raz zobaczyłem ją jakieś dwa miesiące wcześniej. Byłem odwiedzić grób żony, jak co tydzień. Dawniej przychodziłem częściej, jednak codzienne obowiązki, a przede wszystkim opieka nad wnuczką, która przyszła na świat już po śmierci Agaty, nie pozwalały mi na tak częste wizyty na cmentarzu.

Kobieta krzątała się przy rodzinnym grobowcu. Od razu zwróciłem uwagę, że jest bardzo zgrabna i pięknie się porusza. Cóż, jestem tylko mężczyzną, a w dodatku od dwóch lat byłem zupełnie sam.

– Wybacz, Agatko – wymamrotałem pod nosem i odwróciłem spojrzenie.

Czułem się jakoś niezręcznie, przypatrując się obcej kobiecie nad grobem własnej żony. Dostrzegłem, że ona również zerknęła raz i drugi w moją stronę, ale to mogła być zwyczajna ciekawość. Dzieliła nad ledwie jedna alejka, czyli jakieś piętnaście metrów. Blisko, a jednak na cmentarzu każdy rząd mogił tworzy coś jakby barierę.

Nie mogę ukrywać, że od tamtego dnia zaglądałem na cmentarz częściej. I kilka razy natknąłem się na tę drobną blondynkę. Zawsze była elegancko ubrana i zawsze coś robiła przy grobowcu. Właściwie mogłem pójść, zobaczyć, kto tam jest pochowany, ale jakoś było mi głupio tym się interesować. Poza tym kobieta mogłaby właśnie wtedy nadejść i czułbym się jak przyłapany na gorącym uczynku.

Ale pewnego dnia nadarzyła się okazja do rozmowy. Zajechałem na parking przy cmentarzu i zobaczyłem tę kobietę próbującą wytaszczyć coś z bagażnika. Ewidentnie nie mogła sobie dać rady. Podszedłem bliżej. Szarpała się z wiadrem pełnym piasku.

– Pomogę pani – powiedziałem, a ona się odsunęła.

– Niepotrzebnie dosypałam jeszcze, jak było już w środku – wyjaśniła.

Dla mnie wiaderko nie było jakimś wielkim wyzwaniem, ale dla sporo niższej i szczupłej osoby wyjęcie go mogło stanowić problem.

– Dziękuję panu bardzo – uśmiechnęła się kobieta.

Pierwszy raz widziałem ją z tak bliska. Okazała się tak ładna, jak to oceniłem z dystansu. Miała miłe, łagodne rysy, a drobne zmarszczki w kącikach warg i oczu świadczyły, że ma pogodną naturę.

– Ja zaniosę – powiedziałem, widząc, że bierze się za wiadro. – Mamy do przejścia dobre dwieście metrów, zarwie się pani.

Nie protestowała, za to obdarzyła mnie kolejnym uśmiechem. Kiedy dotarliśmy na miejsce, ręce miałem wyciągnięte do kolan. To wiadro było naprawdę ciężkie, nie mam pojęcia, jak kobieta chciała sobie z nim poradzić sama. Po drodze opowiedziała, po co jej piach. Z jednej strony grobowca zapadła się ziemia i trzeba ją było czymś uzupełnić. Wprawdzie prosiła o interwencję zarząd cmentarza, jednak ewidentnie im się nie śpieszyło.

Obejrzałem to miejsce. Rzeczywiście, po ostatnich deszczach grunt nieco się osunął, zrobił się otwór. Ale zasypywanie tego piachem nie miało sensu. Nieważne, ile by go użyć, pójdzie w głąb komory, a nawet jeśli przez jakiś czas utrzyma się zewnętrzna warstwa, przy mocniejszej ulewie problem znów się pojawi.

– Ojej – zmartwiła się pani Izabela, kiedy jej o tym powiedziałem. – To muszę kogoś wezwać…

– Nie trzeba. Wystarczy trochę pianki budowlanej, znajdę punkty zaczepienia i wzmocnię ten odcinek.

– Umiałby pan to zrobić? – spytała ze zdumieniem.

– To żaden problem – odpowiedziałem ze śmiechem.

– To co trzeba kupić?  – przeszła do rzeczy.

– To może ja kupię, a potem się rozliczymy – zaproponowałem.

– Niech będzie.

Spojrzałem na grobowiec. Zobaczyłem kilka nazwisk. Najnowsza data pochówku wskazywała na dwa miesiące wcześniej.

– Mąż? – spytałem.

– Brat – padła odpowiedź, a we mnie coś się przewróciło. Dopiero zwróciłem uwagę, że kobieta ma na palcu obrączkę. – Mąż spoczywa gdzie indziej – dodała zaraz, dostrzegając moje spojrzenie i zawód na twarzy. Zawsze byłem kiepskim aktorem. – Obrączkę noszę jako pamiątkę.

Milczeliśmy przez chwilę

– A pan przychodzi na grób żony? – zapytała.

– Tak. Czasem trzeba posprzątać.

– No właśnie – westchnęła. – Tutaj leżą moi rodzice, dziadkowie i brat. Tylko ja zostałam do pilnowania. Ale proszę powiedzieć, kiedy pan chce załatać tę dziurę.

– Jutro mam na później do pracy, więc przyjdę rano. Piach niech tu zostanie. Jest go stanowczo za dużo, ale podsypię solidnie cały bok.

– Jest pan aniołem – powiedziała i zarumieniła się.

– Nie przesadzajmy – odparłem z uśmiechem. – To naprawdę nic takiego.

Kupiłem piankę i następnego dnia podjechałem, żeby wykonać obiecaną pracę. Dotarłem na miejsce dopiero koło dziewiątej, bo w mieście panowały obowiązkowe korki, i wziąłem się natychmiast do roboty. Odsłoniłem otwór między płytą a jej podstawą. Najwidoczniej ziemia pod kwaterą nieco się zapadła i konstrukcja uległa zniekształceniu. Wtrysnąłem piankę, uzupełniłem ją z wierzchu, po czym musiałem poczekać, aż stwardnieje.
Wyprostowałem się i zobaczyłem, że alejką idzie pani Izabela. Serce we mnie drgnęło.

– Przyszła pani sprawdzić, czy czegoś nie zepsułem? – zapytałem przekornie, kiedy się przywitaliśmy.

– Ależ skąd! Jak pan może mnie o to podejrzewać! – odparła z udawanym oburzeniem. – Postanowiłam zobaczyć, czy nie trzeba panu pomóc.

– To nie jest ciężka praca, zapewniam – odparłem. – Właściwie już skończyłem. Pianka zaraz wyschnie, nieco ją zestrugam i zasypię piaskiem. Tutaj powinno się trzymać, ale z czasem pewnie będą się ujawniać usterki w innych miejscach.

Zrobiła zmartwioną minę, a ja dokończyłem:

– A wtedy będę gotów, żeby dokonać poprawek, skoro zarząd cmentarza tak się ociąga.

Po raz trzeci od wczoraj obdarzyła mnie uroczym uśmiechem. Wziąłem wiadro i zacząłem wygarniać piach. Rzeczywiście było go aż nadto na tę drobną naprawę.

– Jest pan niesamowity – oznajmiła kobieta.

– Naprawdę nie zrobiłem nic takiego – odrzekłem poważnie.

– Tak czy inaczej, musimy się jakoś rozliczyć – powiedziała.

– Oczywiście – przytaknąłem.

– To proszę powiedzieć, ile jestem panu dłużna.

Milczałem przez chwilę, patrząc na nią

Stała akurat tak, że na linii wzroku miałem grób Agaty. Przymknąłem na chwilę oczy i przypomniałem sobie rozmowę z księdzem.

– Jest mi pani winna dobrą kolację – oświadczyłem. – Może jutro? Będę wieczorem wolny.

Roześmiała się.

– I jak znam życie oraz obyczaje dżentelmenów, to pan za nią zapłaci?

– A czy może być inaczej? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie. – Zgadza się pani?

– A mam inne wyjście? – rzuciła mi powłóczyste spojrzenie.

Reszta jest milczeniem. Milczeniem przepełnionym radością i miłością.

Czytaj także:
„Zakochałem się w Kindze bez pamięci i chciałem poznać jej córkę. Od jej matki dowiedziałem się, że żadna 5-latka nie istnieje”
„Zakochałam się w mężu mojej umierającej pacjentki, choć nie życzyłam jej śmierci. Nie mogłam patrzeć na ich miłość”
„Zakochałam się w Januszu od razu. Gdybym wiedziała, że zamorduje mojego męża, dalej bym go kochała”