„Zakochałem się w Kindze bez pamięci i chciałem poznać jej córkę. Od jej matki dowiedziałem się, że żadna 5-latka nie istnieje”

Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Zakochałem się w przepięknej, przemiłej, ale i chorej kobiecie. Kinga za sprawą rodzinnej tragedii straciła zmysły. Oszalała. Pogrążyła się w czarnej rozpaczy i nikt nie potrafił jej pomóc. To była historia mrożąca krew w żyłach, której nie życzyłbym nawet wrogowi”.
/ 07.02.2022 07:10
Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Poznałem ją w osiedlowym markecie. Kinga wyróżniała się nieprzeciętną urodą. Blondynka o szczupłej, wiotkiej sylwetce i ujmującym sposobie bycia. Od razu mnie zauroczyła – do tego stopnia, że przez dłuższy czas chodziłem za nią między półkami. 

W końcu jednak zająłem się zakupami i tylko losowi zawdzięczam fakt, że znów spotkaliśmy się przy kasie.

– Jakiś problem? – zapytałem, gdy zobaczyłem, że nerwowo przetrząsa torebkę.

– Nie wiem, gdzie mam portmonetkę – nawet na mnie nie spojrzała. – Chyba ją zgubiłam – mówiła bardziej do siebie niż do mnie.

– Leży w koszyku, o tu, na zakupach – wychyliłem się i wskazałem portfel palcem.

Ona popatrzyła najpierw na zgubę, potem na mnie i uśmiechnęła się. Odwzajemniłem uśmiech.

– Dziękuję, spostrzegawczy pan. A ja zawsze taka roztrzepana.

– To idealne połączenie. Spostrzegawczy pan i roztrzepana pani. Nawet nieźle brzmi.

– To prawda. Trochę jak tytuł wiersza – uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

Nasz pierwszy flirt przerwała kasjerka, która czekała, aż Kinga wyłoży swoje zakupy na ladę. Kiedy przyszła moja kolej do płacenia, szybko zapakowałem swoje rzeczy i pobiegłem za nią na parking.

Minęło kilka nerwowych chwil, zanim ją dostrzegłem. Przyszła na piechotę i teraz wracała na osiedle z ciężkimi siatami. Ruszyłem za nią.

Kinga ma córeczkę. Dla mnie super

– Przepraszam panią, przepraszam…

– Tak? – odwróciła się. – Znowu czegoś zapomniałam?

– Nie, nie! Po prostu chciałbym panią odprowadzić, jeśli pani pozwoli. Proszę wybaczyć, że ja tak bezpośrednio, ale… No właśnie, nie wiem, jak się usprawiedliwić.

– Proszę spróbować – zachęciła mnie.

– Postawię na szczerość. Okrutnie mi się pani spodobała i chciałbym panią poznać.

– To dobry argument. Chodźmy.

– Bardzo dziękuję.

– Proszę nie dziękować. Mam nadzieję, że przyjemność będzie też po mojej stronie – puściła do mnie oko, a ja wziąłem jej torby. – Choćby taka – dodała rozweselona.

Ruszyłem za nią. Ona bez reklamówek, a ja obładowany jej siatkami i moją. Całe szczęście dość lekką. Jednak to nie ciężar zakupów zapadł mi w pamięć, a bardzo przyjemna rozmowa.

Nasz spacer trwał niemal pół godziny, bo co chwila się zatrzymywaliśmy. A to, żeby pożartować, a to, żeby coś sobie opowiedzieć. Zdążyłem się więc dużo nagadać, ale i o Kindze dowiedziałem się sporo – że jest miła, wesoła, subtelna, a także trochę nieśmiała i tajemnicza. Co zresztą tylko dodawało jej uroku.

W końcu stanęliśmy pod bramą domu Kingi i wtedy zaproponowałem prawdziwą randkę. Zaprosiłem ją do kina. Zgodziła się nawet chętnie i dała mi numer swojego telefonu. Jak na skrzydłach wróciłem na sklepowy parking do swojego samochodu. Byłem rozradowanych jak szczeniak.

W podnieceniu wyczekiwałem spotkania

Wybrałem seans i zadzwoniłem do Kingi, żeby zapytać, czy odpowiada jej film i termin. Wszystko jej pasowało, więc obiecałem przyjechać po nią godzinę przed rozpoczęciem. Tak też zrobiłem.

Na drugiej randce było już trochę mniej spontanicznie. Ale dzięki temu, że spotkanie miało zdecydowanie mniej zwariowany charakter, mieliśmy okazję pogadać. Więcej dowiedzieć się o sobie.

Opowiedziałem Kindze, czym się zajmuję, wyznałem, że wciąż jestem singlem, bo szukam kogoś wyjątkowego. Od niej usłyszałem, że lubi podróżować, ale nie wzgardzi też dobrym filmem w domowym zaciszu. Opowiedziała mi również o swojej pracy i… rozwodzie. Dowiedziałem się, że ma pięcioletnią córkę, a jej były mąż w ogóle się z nimi nie kontaktuje.

– Nie wspominam dobrze małżeństwa – powiedziała. – Same udręki i kłopoty. Dlatego nie szukam teraz nikogo. Zwłaszcza ze względu na małą. Nie chcę jej mącić w głowie, jeśli wiesz, co mam na myśli.

– Jasne, jasne. Ale gdyby ktoś się trafił? Dajmy na to, że całkiem przypadkiem spotkałabyś go w sklepie. Czy skreśliłabyś od razu?

– No nie. Chyba nie… – zaśmiała się zaczepnie, i tak sobie właśnie rozmawialiśmy, siedząc w kawiarni.

Kinga chętnie odpowiadała na moje pytania, ale raczej zbywała mnie, gdy chciałem się czegoś dowiedzieć o jej córce. Uznałem wtedy, że nie chce o niej opowiadać, bo mało się znamy. Próbowała małą chronić i doskonale to rozumiałem. Porzuciłem więc temat.

Oj, wolałbym nie mieć takiej teściowej

Wrócił on jednak, gdy zadzwonił telefon Kingi. Kinga przeprosiła, odeszła od stolika. Rozmawiała chwilę z zatroskana miną i wróciła, żeby zakończyć spotkanie.

– To moja mama. To ona zajmuje się teraz Olą i właśnie dzwoniła, że mała nie chce beze mnie zasnąć. Wybacz, ale musimy już wracać. Rzadko się zdarza, że jestem bez niej poza domem, więc sam rozumiesz.

– Oczywiście, jasne. Nie będę nawet stawiał żadnych warunków! Na przykład, żebyś obiecała, że się jeszcze spotkamy – uśmiechnąłem się porozumiewawczo.

– Nie musisz. Chętnie się jeszcze raz umówię – zapewniła mnie Kinga.

Kolejny raz spotkaliśmy się po tygodniu. Tym razem zabrałem ją na kolację. A właściwie to na późny obiad, ponieważ Kinga musiała być wcześniej w domu. Jak tłumaczyła, nie chciała, żeby powtórzyła się sytuacja z naszego poprzedniego spotkania.

Czułem, że szybko się do siebie zbliżamy. Tylko tym razem przeszkadzały nam regularne już telefony od jej mamy, która znów opiekowała się małą Olą. Jak byliśmy w restauracji, dzwoniła do Kingi trzy razy!

Raz, bo nie wiedziała, co dać wnuczce do jedzenia. Drugi, żeby zapytać, czy mała może obejrzeć dwie bajki pod rząd, a trzeci, bo Ola chciała wyjść na dwór, a było zimno i babcia się wahała. Za każdym razem Kinga wstawała od stolika, żeby porozmawiać na stronie, a potem opowiadała mi o tych domowych rozterkach.

Ja jednak miałem wrażenie, że kobiecie nie chodzi o małą Olę, a o dużą Kingę. Wyglądało to trochę tak, jakby martwiła się o swoją córkę, i sprawdzała, czy nic się jej nie stało na spotkaniu ze mną. Bo zakładałem, że starsza pani wie o naszej randce. Straciłem jednak tę pewność, gdy odwiozłem Kingę do domu.

Siedzieliśmy jeszcze dłuższy czas w samochodzie, rozmawiając, gdy nagle moja towarzyszka zrobiła przestraszoną minę i szybko się ze mną pożegnała. Prawie wybiegła z samochodu, a ja zobaczyłem wtedy, że w bramie stoi starsza kobieta.

Zorientowałem się, że to jej mama. Muszę przyznać, że nie wyglądała na zadowoloną. Mówiąc bez ogródek – była wściekła. Kinga potwierdziła moje spostrzeżenie, gdy spotkaliśmy się znowu. Tym razem na spacerze. Dowiedziałem się wtedy, że jej mama od czasu rozwodu Kingi stała się bardzo wyczulona na jej kontakty z mężczyznami.

– Zamieniła się w mojego strażnika. Za każdym razem tak reaguje. Chyba nie chce, żeby ktoś mnie znów skrzywdził. Rozumiesz?

– Tak, rozumiem, oczywiście, tylko wydaje mi się to trochę dziwne. Mamie powinno zależeć na tym, żebyś ułożyła sobie życie. A wcale ci w tym nie pomaga. Muszę przyznać, że jej spojrzenie odstrasza. Miałem wrażenie, że była wściekła, kiedy wysiadałaś z mojego samochodu. Wręcz, że patrzyła na mnie z nienawiścią…

– Na pewno ci się wydawało. Ona jest po prostu nadopiekuńcza. Zwłaszcza teraz, gdy się do niej wprowadziłam.

– Nie mieszkałaś tu wcześniej?

– Nie. U mamy jestem od pół roku.

– To dlatego cię wcześniej nie widziałem.

Zaczęła mnie pocieszać, jednak wiedziałem, że z jej mamą będzie problem. Kinga zresztą też postanowiła być ostrożna. Do tego stopnia, że gdy wracaliśmy, poprosiła mnie, abyśmy pożegnali się kawałek przed bramą, a nie pod oknami. „Żeby nie denerwować mamy” – usłyszałem.

Nie protestowałem. Zależało mi na Kindze, więc nie zamierzałem niczego przyśpieszać. Uznałem, że jeśli wszystko będzie toczyło się powoli, mama dostrzeże, że mam dobre zamiary i nie zamierzam jej córki skrzywdzić. Nie podejrzewałem wtedy, że motywacje matki Kingi są zupełnie inne od tych, które przedstawia mi moja nowa przyjaciółka.

Nie wiedziałem, że mam do czynienia z osobą nie w pełni poczytalną. Tak właśnie. Zakochałem się w przepięknej, przemiłej, ale i chorej kobiecie.

Opowieść matki Kingi wstrząsnęła mną do głębi

Wszystko wyjaśniło się dwa dni później. Tego dnia skończyłem pracę wcześniej i wracając do domu, postanowiłem przejechać niedaleko domu Kingi. Nie wiem dlaczego. Chyba po prostu o niej pomyślałem i miałem jakąś dziwną nadzieję, że ją przypadkiem spotkam. Zaparkowałem pod blokiem.

Poszczęściło mi się. Siedziała na ławce przed placem zabaw. Wysiadłem z samochodu i podszedłem do niej. Zauważyła mnie dopiero, gdy powiedziałem „cześć”. Spłoszyła się trochę, jakbym ją wyrwał z głębokiego zamyślenia.

– A ty nie w pracy? – zapytałem.

– Mam dzisiaj wolne – odpowiedziała.

– O, to miło. A babcia jest? – dopytywałem o jej strażnika, bo bałem się, że nas zobaczy.

– Pojechała za miasto, do cioci.

– O, to twoja córka jest tu z tobą – zacząłem się rozglądać w przekonaniu, że rozpoznam, która to z dziewczynek, ale Kinga wzruszyła ramionami i rzuciła:

– Nie, nie ma jej.

– To gdzie jest? Sama w domu? – zapytałem, a wtedy Kinga popatrzyła na mnie takim dziwnym wzrokiem.

Było w nim trochę rozczarowania, trochę strachu i sporo smutku. Patrzyła na mnie tak przez chwilę, nic nie powiedziała, a potem wstała i poszła w kierunku domu. Krzyknąłem za nią dwa razy, nie zareagowała, więc podbiegłem i złapałem ją za rękę. Nie zatrzymała się. Wyszarpnęła się z mojego uścisku i szła do bramy.

– Kinga, co się dzieje!?– wołałem za nią zdezorientowany.

Myślałem, że czymś ją uraziłem. Stałem tak i jedna myśli goniła drugą, a wtedy z bramy wyszła mama Kingi. Ta sama, która miała być u ciotki. Wpuściła Kingę do środka, pogłaskała ją po głowie i coś do niej powiedziała.

A potem skierowała swoje kroki w moją stronę. Stałem więc i czekałem na jakąś awanturę, na pretensje i krzyki, lecz nic takiego się nie stało. Starsza pani zatrzymała się przede mną ze zbolałą miną.

– Dzień dobry – powiedziała zwyczajnym, trochę smutnym głosem.

– Dzień dobry – odpowiedziałem.

– Powinien pan już iść.

– Zaraz pójdę. Przepraszam, nie chciałem…– ukorzyłem się, choć nie wiedziałem, czy dałem jakikolwiek powód.

– Nie, niech pan nie przeprasza – kobieta ciężko westchnęła. – Pan nie mógł wiedzieć, że… – urwała.

– Że co?!

– Że moja córka jest chora – odpowiedziała.

– O kim pani mówi? O Kindze?

– Tak, o niej.

– Ale co jej jest? Coś groźnego?

– Coś bardzo trudnego do wyleczenia. Gdybym wcześniej wiedziała, że się spotykacie, uprzedziła bym pana – westchnęła znowu. – Żeby oszczędzić panu rozczarowań i jej cierpienia. Proszę usiąść – wskazała ławkę. – Wytłumaczę wszystko.

Usiadłem i spokojnie jej słuchałem. Całej historii biednej Kingi, która straciła zmysły dwa lata temu. A wszystko za sprawą tragedii, jaka spotkała jej rodzinę. To była opowieść mrożąca krew w żyłach.

Wszystko zaczęło się od uzależnienia alkoholowego męża Kingi, a skończyło tragicznym wypadkiem samochodowym spowodowanym przez niego pod wpływem alkoholu. Jechali wszyscy razem. Mąż stracił panowanie nad kierownicą i uderzyli w drzewo. On i córka zginęli na miejscu.

Od tego czasu ta biedna kobieta nie przyjmowała do wiadomości śmierci córeczki i żyła w swoim własnym świecie. Świecie, w którym cały czas miała przy sobie zdrową, radosną pięciolatkę.

Nie wiedziałem, co powiedzieć po wysłuchaniu matki Kingi. A co ważniejsze, nie wiedziałem, co zrobić. Kobieta wyraźnie dała mi do zrozumienia, że nie powinienem się więcej spotykać z jej córką. Że należy dać Kindze spokój. Obiecałem jej to. Ale teraz, kiedy mijają kolejne tygodnie, nie jestem już taki pewien.

Czy osoba chora psychicznie nie zasługuje na uwagę? Czy nie można z nią rozmawiać, poznawać jej, pomóc jej swoją obecnością? Nie wiem. Jedyne, co mnie powstrzymuje przed kontynuowaniem tej znajomości to strach, by jeszcze bardziej Kingi nie skrzywdzić.

No i żeby samemu nie wplątać się w jakąś tragiczną historię. Chociaż na to chyba jest już za późno. Bo muszę przyznać, że zakochałem się bez pamięci. Na razie czekam. Na razie daję sobie czas.

Wypatruję jednak Kingi wszędzie tam, gdzie mogę ją spotkać. W sklepie, na osiedlu, na placu zabaw… Nie wiem, co zrobię, gdy się znowu na nią natknę. Naprawdę nie wiem. Pewny jestem tylko tego, że za jakiś czas spróbuję skontaktować się z jej mamą, żeby dowiedzieć się, co u niej. Może też zaoferuję pomoc. Bardzo chciałbym się z Kingą widywać – mimo wszystko…  

Czytaj także:
„Zofia ratowała ludzkie życia w szpitalu covidowym. Sąsiedzi postanowili się jej pozbyć. Bali się, że przyniesie zarazę”
„Za miesiąc mój ślub, a ja chcę zerwać zaręczyny. Narzeczony zmienia się w agresywnego tyrana”
„Jego żona rodziła, a on kazał mi umawiać spotkanie z kochanką. Szef płaci krocie, żebym okłamywała jego żonę i kochanki”

Redakcja poleca

REKLAMA