Moja klasa maturalna co roku spotykała się z okazji świąt. Ja zawsze znalazłem jakąś wymówkę, żeby wymigać się od przyjazdu. Bałem się tego spotkania. Choć od matury minęło już ćwierć wieku (ćwierć wieku – Boże, jak to brzmi!), nie wiedziałem, jak zachowa się Karolina.
Zresztą nie wiedziałem też, jak ja zareaguję na jej widok. Jednak uznałem, że skoro upłynęło już tyle czasu, to nie ma sensu unikać kolejnego rocznicowego spotkania naszej klasy. Muszę wreszcie pokonać ten strach, który towarzyszy mi od lat. Włożyłem więc najlepszy garnitur, wsiadłem do samochodu i pojechałem do swojego liceum. Powitały mnie zdziwione spojrzenia starych kolegów, którzy chyba pogodzili się już z tym, że nigdy nie wpadnę na spotkanie. A ci, którzy się nie dziwili, pewnie po 25 latach niektórzy słabo rozpoznawali moją twarz…
Karolina poznała mnie od razu
Ona chyba również nie spodziewała się mnie w tym miejscu. Twarz jej stężała; widziałem, jak przełknęła ślinę. Tak jakby się przestraszyła. Prawdopodobnie jako jedyni w sali nie przywitaliśmy się ze sobą. Krążyliśmy wokół siebie, jak gdybyśmy się czaili, przygotowywali do konfrontacji, która musiała nastąpić. Bo oboje czuliśmy, że nie możemy wyjść ze spotkania, nie zamieniwszy choćby kilku słów. Zresztą, miałem wrażenie, że pozostali tylko czekają na to, aż – przemieszczając się pomiędzy jedną a drugą grupką – wpadniemy na siebie.
I tak się w końcu stało. Oboje odwróciliśmy się nagle i stanęliśmy twarzą w twarz. Nie wiem, czy to wszyscy zaczęli się od nas odsuwać, czy też po prostu przestałem ich zauważać. W każdym razie wydawało mi się, że w promieniu kilkunastu metrów nie było nikogo poza mną i Karoliną.
– Świetnie wyglądasz – zacząłem od zdawkowego komplementu.
– Ty też – odparła. – Wszyscy faceci mają mięśnie piwne, a ty wciąż jesteś szczupły…
– Dużo pracy, dużo obowiązków… Syn poszedł właśnie do podstawówki.
– Masz syna? Nie wiedziałam…
To ją wyraźnie zainteresowało, lecz ja nie chciałem rozwijać tego tematu.
– Tak. Mam syna. A co tam u twojej córki?
– Właśnie skończyła studia.
– No tak, rodziłaś pół roku po maturze… – zauważyłem głupio. – To ma już 24 lata…
– Taaa. A twój syn… Jest jedynakiem?
– Tak. I tak pozostanie. Późno się ożeniłem. Bardzo długo się nie mogłem pozbierać po tym wszystkim z tobą…
Przygryzła wargi, słysząc moją uwagę
Ale ja nie miałem zamiaru przepraszać ją za to, że zacząłem ten drażliwy temat. Ani tym bardziej za swoją szczerość. Czułem, że przeszłość wciąż gdzieś tkwi we mnie jak jakaś bolesna drzazga, która nie daje spokoju. Wtedy, w trakcie naszych matur nie tylko nie byłem w stanie z nią porozmawiać, ale w ogóle niemal straciłem mowę. Chociaż przez całe liceum leciałem na piątkach, to na maturze miałem same trójki. A i tak zawdzięczałem je moim nauczycielom, którzy wyciągnęli mnie za uszy. Zrobili to z litości, nie chcąc, żebym oblał coś, co nie wiedzieć czemu nazywa się egzaminem dojrzałości.
Ja wtedy przeszedłem swój prywatny, prawdziwy egzamin dojrzałości. Obawiam się, że zostawił ślad na całe życie. Karolina i ja byliśmy parą od pierwszej klasy liceum. Oboje zaangażowaliśmy się w ruch oazowy i złożyliśmy śluby czystości. Ja swojego dotrzymałem. I do dziś zastanawiam się, czy gdybym wtedy nie był taki zasadniczy, to czy ona poszłaby do łóżka z naszym wuefistą…
Tego nie wiem, ale wiem jedno: gdyby wówczas nie zaszła w ciążę, o czym dowiedziałem się dwa tygodnie przed maturą, to do niczego by mi się nie przyznała. I choć wtedy runął cały mój świat, to teraz jestem w pewien sposób wdzięczny jej córce, że stała się dla mnie swego rodzaju ostrzeżeniem przed własną matką.
– Jesteś szczęśliwy? – zapytała niespodziewanie Karolina.
– Mam wspaniałego syna – odparłem.
– Choć muszę mu zastępować ojca i matkę.
– Twoja żona….
– Wypadek. Nie chcę o tym rozmawiać.
– Rozumiem. Wiesz, ja też teraz nikogo nie mam… – spojrzała na mnie miękko, jak dawniej, gdy chodziliśmy na wspólne spacery.
– Ja mam syna – powiedziałem z naciskiem.
– Wciąż nie możesz mi wybaczyć?
Poczułem się wolny
– Wybaczyłem ci dawno. Ale wybaczyć a zrozumieć, to co innego. A ja nie mogę cię zrozumieć… I nie chcę słuchać tłumaczenia.
– To po co tu przyszedłeś? – zapytała.
– Żeby pokonać swój strach. Od lat bałem się tych spotkań. A człowiek, który się boi, chowa w sobie złe uczucia, pielęgnuje je. Chciałem się ich pozbyć.
– I co, udało ci się?
– Tak – powiedziałem z mocą. – Przepraszam cię, muszę już lecieć. Syn na mnie czeka.
Pożegnałem się ze wszystkimi i wyszedłem. Przed liceum wziąłem głębszy oddech. Po raz pierwszy od wielu lat poczułem się człowiekiem wolnym. Wolnym od strachu i nienawiści, które mimo upływu czasu zatruwały moje życie. A wszystko dzięki tej krótkiej rozmowie z demonem mojej przeszłości…
Czytaj także:
„Starsi rodzice udawali, że radzą sobie ze wszystkim, żeby tylko dzieci nie zagnały ich do ciasnej kawalerki w mieście”
„Kochanka szefa awansowała i zaczęła się panoszyć. Obcinała pensję tym w najgorszej sytuacji, bo wiedziała, że i tak nie odejdą”
„Facet zostawił mnie przez… spóźnialstwo! Rodzice wychowali go na sztywniaka żyjącego pod linijkę, a ja jestem wolnym duchem”