„Stryj zrobił wszystko by przejąć dom po dziadkach. Kiedy mama dostała wylewu odkupił go za 50 tysięcy”

Stryj podstępem pozbawił mamę mieszkania fot. Adobe Stock
Nie wierzyłam, że stryja stać na coś takiego. Najpierw odciął nam wodę, z czasem też prąd, nocami stawał pod naszymi drzwiami i krzyczał, że mamy się wynieść, że może zrobić z nami wszystko.
/ 14.04.2021 13:25
Stryj podstępem pozbawił mamę mieszkania fot. Adobe Stock

Przyszli rano, zanim zdążyłam nagrzać wody i obmyć mamę. Załomotali w drzwi. Głośno, natarczywie, aż biedaczka pamiętająca milicję nachodzącą ją w stanie wojennym, schowała się pod kołdrę.

Próbowałam ją uspokoić, przekrzykując wrzask komornika: „Proszę otworzyć! Zastosować się do wyroku sądu! Otwierać!”.

Policja przyszła eksmitować nas z domu stryja

– Nie bój się, mamuś, nic nam nie zrobią – obiecywałam, narzucając na piżamę sweter. Z emocji nie czułam chłodu niedogrzanego mieszkania ani strachu. Zapomniałam jednak, że o północy skończył się czas ochronny przed eksmisją komorniczą. Mogli zrobić wszystko.

Wyprowadzili nas z mieszkania z dwiema torbami i kazali wyjść przed furtkę posesji.

– Proszę stąd odejść – usłyszałyśmy.

Przedtem urzędnik łaskawie pozwolił nam skorzystać z toalety i przebrać się, ale na wszelki wypadek, jakbyśmy były kryminalistkami, zostawił w mieszkaniu jednego policjanta. Młodziutki chłopak nie wiedział, gdzie podziać oczy. Pewnie nie na taką służbę się pisał.

Rankiem musiałyśmy odejść z 2 walizkami

Pakując pośpiesznie ubrania, zerknęłam przez okno. Stali w trzech przed furtką i przytupując z zimna, odpalali papierosa od papierosa. Ja i mama byłyśmy dla nich tylko formalnością, kartkami papieru do wypełnienia po skończonej interwencji.

Nas dwie – w przeciwieństwie do mieszkańców kamienic wielkich miast – nie bronili sąsiedzi, telewizja nie nakręciła o nas reportażu, żaden z lokalnych dziennikarzy nie pofatygował się, żeby wysłuchać naszych racji.

Uchodziłyśmy za wariatki, z którymi przyzwoity człowiek nie może się dogadać.

– Przecież to jej stryj, powinna załatwić to jakoś polubownie. Ciska się, a nie ma racji – szeptali między sobą urzędnicy i pracownicy sądu, kiedy próbowałam walczyć o swoje.

„Właśnie! Przecież to stryj!” – powtarzałam sobie, jadąc na pierwszą rozmowę z bratem mojego ojca. Wtedy łudziłam się, że cała sprawa to zwyczajne nieporozumienie, które wyjaśnimy w ciągu jednej popołudniowej herbaty.

Stryj zawsze chciał mieszkać w tym domu

Od najmłodszych lat wyobrażałam sobie, jak budzę się w sypialni rodziców jako dorosła kobieta, wzorem mamy przygotowuję pachnącą kawę i wychodzę na balkon, żeby rozkoszować się widokiem kwitnących w ogrodzie wiśni.

Z biegiem lat moim wyobrażeniom przybywało detali. Pojawił się przystojny, czuły mąż, gromadka dzieci, gdzieś z kuchni dobiegał zapach świeżo upieczonego, owocowego ciasta, ja popijając kawę, obserwowałam, jak ciocia wykonuje niezmienny, poranny obchód swoich maleńkich włości.

Wącha kwiaty, muska krzewy, odwraca się i macha do mnie. „Pan Walery też pewnie już wstał” – myślałam w tych marzeniach.

Nasz sąsiad, stary kawaler, lubił siedzieć do późna, więc wstawał dopiero koło jedenastej. Z hukiem otwierał okna, żeby zakrzyknąć wesołe: „Dzień dobry, świecie!”…  Tyle moja wyobraźnia, bo życie napisało mi znacznie gorszy scenariusz.

Dom przed laty postawił pradziadek

Nasz dom postawił dawno temu pradziadek, dziadek dokupił do niego ogromny ogród. Nakazem komunistycznych władz pradziadek tuż przed śmiercią musiał podzielić piętrową, modernistyczną bryłę na mniejsze lokale.

Chroniąc się przed odgórnym dokwaterowaniem, odsprzedał jeden z nich rodzicom pana Walerego, drugi dalekiej kuzynce.

Transakcja odbyła się jedynie na papierze, bo pradziadek nie śmiał żądać od rodziny jakichkolwiek pieniędzy, a ciocia obiecała, że gdy tylko nowe władze zostaną obalone, wróci do mieszkania po rodzicach w stolicy.

Sam osiadł naprzeciwko, a córkę, czyli moją mamę z mężem, ulokował w trzypokojowym narożnym mieszkaniu z pięknym balkonem i widokiem.

Ja po rozwodzie i bezskutecznych poszukiwaniach w okolicy jakiegokolwiek zajęcia, zostałam zmuszona do wyjazdu za granicę. W tym czasie mieszkanie po cioci przejął stryj, spłacając z nawiązką jej dzieci.

Podobno od najmłodszych lat pragnął tutaj zamieszkać, chciał opuścić robotniczą Łódź i wprowadzić się do domu z ogrodem.

Wydawał się idealnym opiekunem nieruchomości i jej mieszkańców.

Rzutki, operatywny, z wizją przyszłości, obiecywał zadbać o wszystko – wyremontować niszczejący budynek, na którego utrzymanie nie miałyśmy z mamą wystarczających pieniędzy, i o samą moją mamę także.

Z początku ich relacje układały się niemal wzorcowo. Mama nie mogła się nachwalić swojego szwagra. Robił jej zakupy, podwoził, wezwał pogotowie, kiedy dostała wylewu, odwiedzał w szpitalu i odebrał mnie z lotniska, kiedy do niej przyleciałam.

Moja mama po wylewie nie wróciła już do zdrowia

Miała zaniki pamięci i sprawiała coraz więcej kłopotów. Raz omal nie spaliła mieszkania, innym razem uciekła z domu w samej tylko koszuli nocnej i zgubiła się na pobliskich działkach.

Czasami odbierała telefony ode mnie, ale nie zawsze mnie poznawała. Żaliła się na stryja. Mówiła, że ją bije, okrada, że każe jej coś podpisywać. Nie wierzyłam. Gdy ją odwiedzałam, nie widziałam na jej ciele żadnych siniaków.

Za to zauważałam postępy choroby, podobnie jak u pana Walerego. Oboje zniedołężnieli, stali się cieniami samych siebie.

Pan Walery po niefortunnym upadku ze schodów stracił głos. Nie potrafił porządnie zbudować zdania. Dzisiaj nie mogę sobie wybaczyć, że sama pomogłam stryjowi umieścić go w zakładzie opieki leczniczej, choć sąsiad zanosił się płaczem, gdy go zabierano.

Nie wierzyłam, że stryj mógł zaszkodzić mamie i sąsiadowi

Nigdy nie zapomnę jego pełnego wyrzutu spojrzenia. Sądziłam, że postępuję słusznie. Przecież widziałam, do jakiego stanu doprowadził siebie i mieszkanie.

Jego wypucowana kawalerka stała się graciarnią. Na oknach walały się sterty ubrań, jakby chciał się nimi odgrodzić od tak dawniej lubianego świeżego powietrza.

Parkiet wybrzuszył się i gnił, kiedy z powodu nieszczelnych kaloryferów zalała go woda. Wszystkie dowody świadczyły przeciwko panu Waleremu… Tak jak teraz przeciwko nam.

Nie uwierzyłam w opowieść mamy, że ktoś starego sąsiada zepchnął ze schodów. Takie rzeczy działy się w filmach albo w telewizji, ale nie w mojej miejscowości i w rodzinie. Stryj nie posunąłby się do czegoś takiego!

Może jakiś żul spod ciemnej gwiazdy, ale nie on – elegancki, uczynny i elokwentny urzędnik państwowy, który jako jedyny z całej rodziny pomógł mi w najtrudniejszych chwilach.

To stryj pomógł mi znaleźć pracę

Za radą stryja zaczęłam rozglądać się za jakimś domem opieki dla mamy, ale te lepsze były zajęte przez lepiej uposażonych emerytów. Chciałam wrócić do kraju i się nią zaopiekować, ale chociaż codziennie wysyłałam po kilka CV, na żadne nie dostałam odpowiedzi.

Nikt nie potrzebował kobiety po czterdziestce, wcześniej gospodyni domowej, a obecnie sprzątaczki w angielskich domach…

Mimo wszystko wróciłam, gdy mama dostała drugiego wylewu, a stryj stanął na głowie, żeby znaleźć mi dorywczą pracę.

– Wiesz, jest taka sprawa… – zagadnął mnie, gdy wróciłam od mamy ze szpitala. – Danka sprzedała mi wasze mieszkanie. Dałem jej za nie dobrą cenę, będziesz mogła coś wam kupić w blokach bliżej centrum. Oto jej numer konta, idź do banku i sprawdź, że nie kłamię.

Zaniemówiłam z wrażenia. Z dokumentów, które podetknął mi pod nos, wynikało, że trzy miesiące przed ponownym atakiem choroby mamy w obecności notariusza dokonał wszelkich formalności. Poczułam, jak tracę władzę w całym ciele.

Stryj odkupił od mojej mamy mieszkanie za marne 50 tysięcy złotych

– W zasadzie – dodał równie opanowanym głosem. – To wszystko jest już moje, ale pozwolę wam mieszkać jeszcze z miesiąc, może dwa…

Nie dałam za wygraną. Zaczęłam szukać prawnika, złożyłam zawiadomienie w prokuraturze, zażądałam przesłuchania pana Walerego, choć nie miałam pojęcia, kto by go zrozumiał.

Sąsiad zmarł, zanim otrzymałam pismo o umorzeniu postępowania…

W tym czasie stryj odciął nam wodę, z czasem też prąd, nocami stawał pod naszymi drzwiami i krzyczał, że mamy się wynieść, że może zrobić z nami wszystko.

Popychał mnie, choć nigdy nie uderzył, zastraszał tak, że bałam się wyjść z mieszkania i wracać do niego. Sprawił, że wyrzucono mnie z pracy i zaczął opowiadać na mieście niestworzone historie o mnie.

Zrobił ze mnie i mamy wariatki, tłumacząc wszystkim, w tym i sędziemu rozpatrującemu naszą sprawę, że to u nas dziedziczne.

Biegły psychiatra nie potrafił wypowiedzieć się jednoznacznie na temat mojego stanu zdrowia. Po roku walki ze stryjem ja także stałam się cieniem samej siebie. Jak moja mama i pan Walery.

Ludzie dziwili się, czemu nie chcę odpuścić, wziąć pieniędzy i zamieszkać w bloku. Nie wierzyli, że dostałam od stryja jedynie 50 tysięcy złotych, a nie – jak to było na papierze – 200 tysięcy… Wyciąg z banku nie był żadnym dowodem.

– Niech pani idzie dla swojego dobra, bo inaczej będę musiał panią zatrzymać za zakłócanie spokoju, a wtedy nie wiem, gdzie wyląduje pani mama – powiedział policjant, kiedy po eksmisji rzuciłam się do furtki.

– Na końcu miasta jest noclegownia dla bezdomnych. Może się pani także postarać o lokal od gminy, chociaż z takimi pieniędzmi, jakie macie na koncie, pewnie szybko go nie dostaniecie. Niech pani już stąd idzie...

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Nad naszą rodziną ciążyła klątwa. Wszystkie kobiety wcześnie zostawały matkami. I to samotnymi
Moja żona miała obsesję na punkcie porządku. Potrafiła wstać o 4 i myć podłogi
Mój 18-letni syn zmarnował sobie życie. Miał zostać adwokatem, a zrobił dziecko prostej dziewczynie

Redakcja poleca

REKLAMA