„Moja żona miała obsesję. Potrafiła wstać o 4, żeby myć podłogi. W ciąży tyle sprzątała, że prawie doszło do tragedii”

kobieta z obsesją na punkcie czystości fot. Adobe Stock
„Zawsze odkurzała co najmniej 2 razy dziennie. Kiedyś zaspaliśmy i zostawiliśmy bałagan. Gdy wróciłem, mieszkanie lśniło. Okazało się, że Anka wyszła na 2 godziny z pracy, oszukując że ma wizytę u lekarza. W tym czasie przyszła do domu i posprzątała.”
/ 12.04.2021 09:20
kobieta z obsesją na punkcie czystości fot. Adobe Stock

Zaczęliśmy ze sobą chodzić w liceum i już wtedy nie było żadnych wątpliwości, że w życiu Ani panuje idealny ład. Zeszyt, książki, piórnik, długopis – wszystko miało swoje miejsce i nie było lekcji, żeby przybory leżały na ławce w przypadkowej konstelacji. Ania zawsze była schludnie ubrana, idealnie uczesana, a w szkolnej szafce miała nieskazitelny porządek…

Zakochałem się w niej na zabój, więc wszystko, co robiła, wzbudzało we mnie zachwyt i uznanie. Jednak po ślubie przeprowadziliśmy się na swoje i Anka zaczęła wariować. Gdy poczuła, że jest u steru, że o wszystkim decyduje, absolutnie zbzikowała. W pogoni za perfekcją, za ideałem, zupełnie zagubiła rozsądek…

Każdy drobiazg ma swoje stałe miejsce w domu

Na początku wspólnego mieszkania Ania odkurzała trzy razy w tygodniu. Jednak wkrótce przestało jej to wystarczać. Z miesiąca na miesiąc sięgała po odkurzacz coraz częściej, aż w końcu doszło do tego, że jeździła nim po domu codziennie wieczorem.

– Szybko przelecę… – mówiła, jakby chciała się wytłumaczyć.
– Dziewczyno, odpocznij trochę, przecież jest czysto. Odkurzałaś wczoraj.
– Ale to chwila, dziesięć minut tylko, a będzie z głowy – odpowiadała.

„Będzie z głowy” – to było jej najczęstsze wytłumaczenie. Tak też zaczęła wyjaśniać, dlaczego codziennie szoruje wannę i zlew w kuchni. Dlaczego dzień w dzień przeciera mokrą szmatką wszystkie meble w salonie. Nic w naszym mieszkaniu nie mogło leżeć luzem, wszystko musiało być pochowane. Ciągle też na nowo Ania organizowała miejsce w szafkach. „Tak jest lepiej, tak będzie wygodniej” – tłumaczyła kolejne zmiany, po czym za tydzień, dwa znów przerzucała ciuchy i naczynia z jednej szafki do drugiej. Nie muszę chyba dodawać, że zaczęliśmy się o to kłócić.

Anka miała do mnie pretensje, że bałaganię, a ja, że nie mamy czasu dla siebie, bo jedną trzecią doby pochłania sprzątanie. Nie lubię się gniewać, więc wiele razy próbowałem pomóc jej w porządkach. Niestety, nigdy nie byłem w stanie sprostać jej oczekiwaniom.

– Misiu, płyny do kąpieli powinny stać z tyłu, a z przodu szampony. O tak, widzisz? – pokazywała mi, jak rozstawiać kosmetyki na łazienkowej półce. – Szczoteczki tak. Zobacz… – wskazywała misterną konstrukcję z przyborów do higieny jamy ustnej.

Starałem się więc tę moją szczoteczkę wetknąć po myciu zębów po właściwej stronie kubka, ale Anka zawsze po mnie poprawiała – jakby chciała zaznaczyć, że do perfekcji ciągle dużo mi brakuje. Porządki pochłaniały jej całe popołudnia i wieczory. Bywało, że ja już od godziny, dwóch leżałem w łóżku, a ona jeszcze się krzątała. Nawet nie chciała, żebym wstawał. „Lepiej mi nie przeszkadzaj” – mówiła.

W codziennym porządkowym reżimie nie przeszkadzała jej nawet choroba

Gdy zostawała w domu na zwolnieniu, sprzątała mimo gorączki. Temperatura niejeden raz skakała jej pod 39 stopni, ale jej to nie zniechęcało. No coś niewiarygodnego! Z każdym miesiącem naszego wspólnego życia byłem coraz bardziej zaniepokojony. Czułem, że moja żona zmierza ku poważnej obsesji, bo wykręcała coraz to dziwniejsze numery. Na przykład któregoś razu w środku nocy ze snu wyrwały mnie jakieś dziwne hałasy. Zerknąłem na prawą stronę łóżka, a Ani tam nie było. Wybiegłem z sypialni wystraszony, że stało się coś złego, że może źle się poczuła, a zobaczyłem coś, co mnie zupełnie zamurowało. Anka w piżamie myła podłogi.

– Co ty robisz? – zapytałem zaspany.
– Nic, wracaj do łóżka.
– Która godzina?
– Po czwartej chwilę…
– Ania, ale co się dzieje?
– Obudziłam się wcześniej, to sprzątam. Dzisiaj później wracam, to wieczorem nie zdążę…
– Obudziłaś się czy z łóżka wyrwał cię stres, że masz nieposprzątane?
– Po prostu się wyspałam.

Wiedziałem, że mówi nieprawdę. Wiedziałem, że wybudził ją wewnętrzny przymus posprzątania. Innym razem zaskoczyła mnie w ciągu dnia. Tego ranka nie zadzwonił nam budzik i zaspaliśmy oboje. Wychodziliśmy z domu w wielkim pędzie, więc w zlewie zostały naczynia i nieład w łazience. Mnie to szczególnie nie przeszkadzało – posprzątać można było przecież po przyjściu. Ale Anka nie wytrzymała...

– Czy ja mam jakieś dziury w pamięci? – zapytałem ją, gdy wróciliśmy po południu do domu.
– A co?
– Dałbym sobie rękę uciąć, że zostawiliśmy niepościelone łóżko!
– No tak… – Anka uśmiechnęła się tajemniczo.
– To jakim cudem? Ej… A kuchnia… Kuchnia też jest posprzątana! W ogóle tu jakoś tak czysto… Poprosiłaś mamę, żeby nam ogarnęła chatę czy co? – rozglądałem się zdezorientowany.
– Nie! – oburzyła się. – Wiesz, że nie lubię, jak ktoś mi w rzeczach grzebie.
– No to, jak to zrobiłaś.?
– Zbajerowałam w pracy, że mam wizytę u lekarza, że zwolniło się miejsce u specjalisty i muszę wyskoczyć na dwie godziny.
– I przyszłaś do domu posprzątać?
– No! – odpowiedziała zadowolona.

Pierwszy raz szczerze powiedziałem jej, że te obsesyjne porządki zaczynają mi pachnieć psychozą. Anka jak zwykle odpierała moje zarzuty – krzyczała, że jestem bałaganiarz i gdyby nie ona, żyłbym w chlewie. Wkrótce do kampanii walki o zdrowie psychiczne mojej żony dołączyła się też jej mama. Nawet teściowa zaczęła tłumaczyć Ani, że przesadza.

– Dziewczyno, a co zrobisz, jak urodzisz dziecko? – pytała. – Jak będziesz miała mniej czasu, a ono będzie bałaganić za trzech?
– Oj, nie przesadzaj.
– To ty przesadzasz. Marek mówi, że są dni, w które odkurzasz mieszkanie rano i wieczorem?
– Odkurzałam tak, jak robili nam elewację. Strasznie kurz osiadał.
– Wtedy zaczęłaś. Elewację skończyli dwa miesiące temu, a tobie dalej zdarza się sprzątać przed wyjściem do pracy – skarżyłem się mamie.

Ciąża to nie przelewki. Idziemy do psychologa

Tak właśnie było. Anka zupełnie zwariowała i nie dawała się przekonać, że wpadła w obsesję, że ją opętało. Kto wie, co by było, gdyby nie ciąża. Bo to właśnie ona uzmysłowiła mojej żonie, że ma problem, że przesadza. Ania bardzo źle znosiła pierwsze tygodnie. Wymiotowała, była zmęczona, kręciło jej się w głowie. Mimo tego, nie odpuściła ze sprzątaniem, dalej ganiała ze ścierą, choć starałem się jej tego zabronić.

Nie byłem jednak w stanie pilnować jej przez cały dzień, bo poszła na zwolnienie, a ja chodziłem do pracy. Właśnie wtedy szalała – pod moją nieobecność. No i któregoś razu tak się nadwyrężyła, tak osłabła, że całkiem się rozchorowała. Nadwyrężony organizm złapał jakiegoś zjadliwego wirusa. W ciąży to poważny problem, bo przecież nie można stosować prawie żadnych leków. Walczyliśmy więc z infekcją przez ponad tydzień. Wziąłem na żonę zwolnienie chorobowe i pilnowałem dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nawet sprzątałem tyle, co kazała, żeby tylko jej nie denerwować, żeby spokojnie leżała. No i w końcu doszła do siebie.

Kiedy jednak wróciłem do roboty, Ania znów dostała porządkowego szału i pod moją nieobecność postanowiła przygotować mieszkanie na przyjście dziecka – czyli jeszcze raz przeorganizować wszystkie szafki, szuflady i poodkurzać za meblami. Osłabiona po chorobie, wymęczona wymiotami, zasłabła. Na szczęście, zanim straciła przytomność, zdążyła zadzwonić do mnie do pracy i do teściowej. Ona pierwsza była na miejscu i wezwała pogotowie. Wszystko skończyło się szczęśliwie, ale wzięliśmy wtedy z mamą Anię na poważną rozmowę i nareszcie przekonaliśmy ją, że to nie jest normalne, że trzeba się leczyć.

– Ale z czego? Ze sprzątania? – pytała cała zapłakana.
– Nie, słoneczko, z obsesji, manii prześladowczej. Wszyscy ci mówią, że przesadzasz… – tłumaczyłem po raz setny to samo.
– Ale ja chcę tylko, żeby było czysto. Czy to coś złego?
– Jak widać, tak. Z niczym nie wolno przesadzać.
– To co teraz? Zamkniecie mnie do psychiatryka?
– Bez przesady, dziewczyno. Idź po prostu do psychologa. To wystarczy, na pewno ci pomoże.

Znaleźliśmy odpowiedniego specjalistę i Anka chodzi do niego już od trzech miesięcy. Terapia bardzo pomaga. Żona zdała sobie sprawę z tego, że ma problem, że ten bałagan nie jest obiektywny, a urojony. Ciągle jednak walczy z silną wewnętrzną potrzebą nieustannego porządkowania przestrzeni wokół siebie. Do porodu zostały nam jednak jeszcze dwa miesiące i jestem dobrej myśli. Pełen nadziei, że w końcu będzie w naszym domu normalnie. Czyli czysto – ale nie perfekcyjnie! Nie do przesady. 

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Mama wymyśliła, że chcę ją oddać do hospicjum, a jej mieszkanie przerobić na burdel
Przez teściową nie mogłam cieszyć się ciążą. Nic jej nie pasowało...
Byliśmy zawsze zgraną rodziną. Potem pokłóciliśmy się o podział majątku

Redakcja poleca

REKLAMA