Mój stryj Bronisław, zwany w rodzinie Gołąbkiem, kochał stare samochody! My zaś lubiliśmy stryja Gołąbka, chociaż miał raczej naturę jastrzębia niż gołębia, trudny charakter i niejednemu zalazł za skórę. Szczególnie nie lubił kłamczuchów i leni. Natychmiast wyczuwał ludzi nierzetelnych, i żeby nie wiem co, stryj im ręki nie podawał.
– Nic do nich nie mam – mówił. – Niech żyją, tylko z daleka ode mnie! Wysypki dostaję przy leserach i miglancach. Jakby mnie pchły oblazły!
Stryj Bronisław miał żonę, która w dwa lata po ślubie wplątała się w romans ze swoim pierwszym narzeczonym. Nigdy jej tego nie wybaczył. Jego wyczulona na uczciwość natura zwinęła się w kolczasty kłębek. Zrobił się po prostu nie do wytrzymania, tylko moi rodzice umieli do niego jakoś dotrzeć.
Tamten kochaś szybko uciekł... Stryjenka żałowała i chciała się pogodzić, nawet klękała przed stryjem Gołąbkiem i płakała w głos.
– Omotał mnie! Skusił, a ja młoda i głupia uwierzyłam w słodkie słówka. Tyś do mnie nigdy tak nie mówił! I całymi dniami cię nie było!
– Nie było mnie, bo pracowałem! Na łajdactwo nie chodziłem! Kto kogo zdradził? – odpowiadał jej.
– Tyś też mnie zdradzał. Z tymi rzęchami w warsztacie. Każdy pordzewiały wrak był ważniejszy niż ja. Nie ma dymu bez ognia. Wybacz i zacznijmy jeszcze raz.
Chciała mu się rzucić na szyję, ale stryj ją odsunął i powiedział:
– Z nas już nic nie będzie. Chcesz, to sobie mieszkaj w drugiej połowie domu. Ja tam nawet nie zajrzę.
– Ale ja w ciąży jestem! – szlochała zrozpaczona stryjenka.
– Twoja sprawa. Co mnie do tego? – nie chciał jej słuchać.
– To ci do tego, że dzieciak może być twój! Z tobą też spałam!
Gołąbek pomedytował chwilę, aż w końcu zdecydował:
– Dziecko niczemu niewinne, ale serca do niego nie mam. Będę płacił. To wszystko. Wychowasz sama!
Żyli osobno chociaż pod jednym dachem
Od tej pory przez następne dwadzieścia dwa lata nie odezwał się do stryjenki ani słowem. Mieszkali po sąsiedzku. Podwórko i ogród stryj przegrodził, siatkę obsadził wysokim na dwa metry żywopłotem tak gęsto, że mysz by się nie prześlizgnęła. Swoje okna od strony ganku zamurował i założył trzy dachowe. „Żeby mi nikt nie zaglądał i bez potrzeby łba nie wsadzał”– tłumaczył z zaciętym wyrazem twarzy.
Cała okolica się śmiała i plotkowała, ale z czasem ludzie przywykli i przestali wydziwiać. Stryjostwo rozwodu nie wzięli, nadal byli rodziną według prawa, a córka, która się urodziła w pół roku po rozstaniu, nosiła ich nazwisko i w rubryce „imię ojca” wpisywała – Bronisław.
Niestety nie była podobna do stryja Gołąbka. Może gdyby miała jego nos albo oczy, była wysoka i szczupła, to stryj by ją zaakceptował? Ale ona ściągnęła skórę z matki, więc chociaż żyli obok siebie i widywali się prawie codziennie, mówili do siebie zawsze „pan”, „pani”...
Ze stryjem łączyła ją tylko fascynacja motoryzacją. Dziewczyny interesują się ciuchami, kinem, czasami sportem i nauką. Nieczęsto spotyka się takie, co łamią paznokcie, odkręcając zardzewiałe śruby i, zamiast w oczy chłopaka, godzinami gapią się w stary silnik. Gosia taka właśnie była!
Wymogła na matce, żeby wydzieliła jej część warzywnego ogródka i tam zrobiła sobie zadaszony warsztat. Podobno stryj Gołąbek wydłubał dziurkę w swoim szczelnym żywopłocie i obserwował, jak młoda składa i rozkłada najpierw motorynki, potem pordzewiałe skutery, aż wreszcie wueskę MO6! Wtedy nim zatrzęsło.
Akurat na parę wakacyjnych dni przyjechali moi rodzice. Stryj zaciągnął ojca do wizjera w grabowym żywopłocie i zaszeptał:
– Patrz… To B1 z lat sześćdziesiątych. Dwusuw, z jednocylindrowym silnikiem… Cudo!
Tato o mało sobie oka nie wybił o wystającą gałązkę. Też był fanem takich staroci, więc szybko poszerzył otwór, żeby mogli wspólnie ze stryjem wymieniać uwagi i opinie
– Ja miałem eshaelkę MO6-U. Lepszy silnik, bębnowe hamulce...
– I hydrauliczne wahacze!– dokończył stryj. – To były motory…
– Swoją sprzedałem, jak trzeba było zbierać na wkład do spółdzielni mieszkaniowej. Do dzisiaj jej żałuję!
– A ja dopłaciłem i zamieniłem moją na Warszawę, z silnikiem S-21. Mam ją do dzisiaj.
– Na chodzie? – z niedowierzaniem zapytał ojciec.
– Na chodzie. Chcesz zobaczyć?
Resztę urlopu mój tata spędził ze stryjem w jego garażu. Centymetr po centymetrze oglądali ukochane auto stryja, zachwycając się nim, jak najpiękniejszą kochanką. Była wypieszczona, wymuskana, lśniąca, stworzona do tego, by ją podziwiać.
– Gdyby kropla deszczu na nią spadła, stryj by umarł na zawał! – śmiał się ojciec. – Kocha tę swoją brykę, jak niewinną narzeczoną.
Nie wiedziała, co robić, więc przyszła do niego
Jednak życie niesie ze sobą wiele niespodzianek! W połowie zimy ścisnął mocny mróz i potrzymał parę dni, ale potem w górach powiał halny i przyniósł nagłą odwilż. Sypnęło śniegiem, porobiły się zaspy, ziemia rozmiękła i lokalne drogi stały się nieprzejezdne. Wiało, zerwało linie energetyczne, w domu stryja i stryjenki zgasło światło…
W środku nocy ktoś się zaczął dobijać do drzwi stryja Gołąbka. Walił pięściami i coś krzyczał, ale wszystko zagłuszało wycie wichury. Stryjek otworzył i zdębiał ze zdumienia. Na progu, w pantoflach i cienkim sweterku stała stryjenka. Trzęsła się z zimna i płakała jak małe dziecko.
– Ratuj. Z Gosią niedobrze… Ma straszną gorączkę. Jest prawie nieprzytomna. Boli ją brzuch!
Stryj szybko wciągnął stryjenkę do sieni i zapytał:
– Ale czemu z tym do mnie? Dzwoń po pogotowie!
– Stacjonarny nie działa, bo nie ma prądu. Komórka Gosi się rozładowała i nie ma jak naładować.
– Co mam im powiedzieć? Ona na coś choruje?
– Ostatnio narzekała na ślepą kiszkę, nawet miała skierowanie do chirurga, ale potem przeszło…
Stryjek raz za razem wyciskał numer, ale połączenie się rwało.
– Nie ma zasięgu – powiedział.
– I co robić?! – jęknęła stryjenka.
– Owiń ją w coś ciepłego i czekaj. Ja zaraz będę. Sama też się ubierz. Pojedziemy do szpitala.
– Czym?
– Autem. Co się głupio pytasz?
Przy latarce stryj wyprowadził swoją Warszawę z garażu, otworzył bramę, potem wspólnie ze stryjenką jakoś przenieśli Gosię do samochodu i ruszyli przez zaspy, błoto i koleiny zbrylonego śniegu do szosy. Co jakiś czas stryj Gołąbek powtarzał.
– No malutka, pokaż, co umiesz! Dasz radę. Musimy dojechać.
Podobno poklepywał i głaskał kierownicę, a głos miał miękki i czuły, jakby przemawiał do najukochańszej istoty. Stryjenka myślała, że się przesłyszała, kiedy powiedział:
– Wieziesz moje dziecko… Spręż się! Wytrzymaj…
Droga do zgody była kręta
W szpitalu stwierdzili u Gosi ostre zapalenie wyrostka robaczkowego. Gdyby nie szybka pomoc i operacja, doszłoby do komplikacji. Uratowali Gosię w ostatniej chwili! Stryj i stryjenka czekali w szpitalu, aż będzie można zobaczyć córkę. Potem zabłoconą Warszawą wrócili do domu. Było jasno, kiedy oboje weszli do części zamieszkałej przez stryjenkę i usiedli przy stole, po raz pierwszy od dwudziestu paru lat.
Oboje płakali… Przepraszali się za te lata niechęci i wrogości.
– Chyba mi rozum odebrało... – mówił stryjek. – Pycha mnie zaślepiła i zmarnowałem tyle lat…
– Ja pierwsza zawiniłam – biła się w piersi stryjenka. – A ty nie umiałeś mi po prostu wybaczyć.
– Dawno ci wybaczyłem, tylko nie chciałem się do tego przyznać. Moja wina! A teraz myślę, że życia mi nie starczy na przepraszanie Gosi za moją głupotę. Dzieciństwo jej zmarnowałem, zatrułem młodość. Co ze mnie za ojciec?
Moja mama twierdzi, że kto kocha, nie błądzi. Widocznie w stryjku miłość do żony się nie wypaliła, choć szedł krętymi drogami do zgody z własną rodziną i sumieniem.
Gosia zdrowiała otoczona opieką obojga rodziców. Chuchali na nią i dmuchali, chcieli jej nieba przychylić, żeby tylko była szczęśliwa.
Po jakimś czasie wyjechała za granicę, do pracy.
– Nie zatrzymujcie mnie – prosiła. – Teraz wreszcie mogę zobaczyć świat, bo żadne z was nie zostanie samo. Będziecie się wspierać?
Przyrzekli jej, że tak, i na razie dotrzymują słowa. Miło na nich patrzeć, kiedy idą na spacer albo siedzą w ogrodzie i cicho rozmawiają. Ciągle są blisko siebie, stracili tyle czasu, że teraz nadrabiają.
Czytaj także:
„Błagałam o przebaczenie, ale mąż nie potrafił wybaczyć mi zdrady. Poświęciłam swoją rodzinę dla kilku ekscytujących chwil”
„Nie umiałam przeboleć zdrady męża. Zmuszałam się, aby wpuszczać go do domu, gdy odwiedzał dziecko”
„Byłam gotowa wybaczyć ukochanemu zdradę, ale on wybrał tę przybłędę i jej bękarta. Byłam wściekła, choć zachował się honorowo”