Stałam w oknie i machałam Klarusi. Starałam się ukryć łzy, nie chciałam, by córeczka je widziała. Dopiero kiedy zniknęła za rogiem, opadłam na krzesło i zaczęłam płakać. Jak zawsze, kiedy odjeżdżali. I kiedy nie odjeżdżali też.
Od jakiegoś czasu płakałam co noc
Trzymałam się jakoś tylko dzięki Klarze. Ale nie mogłam mieć do nikogo żalu. Sama byłam sobie winna.
Tomka poznałam w pracy – dostarczał nam artykuły papiernicze. Z każdą kolejną wizytą rozmawialiśmy dłużej i dłużej, aż w końcu między ryzami papieru do ksero znalazłam zaproszenie na randkę. Śmiałam się z niego później, że nie zaprosił mnie wprost, tylko kartki zostawiał.
– Bałam się, że mi odmówisz i nie wiedziałbym, jak zareagować! Szczęście, że ktoś inny tej kartki nie znalazł i nie przyszedł wtedy do restauracji! – śmiał się Tomek.
Potem nie bał się już zapraszać mnie na kolejne spotkania. A po trzech latach odważył się poprosić mnie o rękę. Po kilku miesiącach przygotowań stanęliśmy przed ołtarzem, by przysiąc sobie miłość aż po grób. Kupiliśmy mieszkanie, po jakimś czasie zaszłam w ciążę, i urodziła się Klara…
Kiedy wspominam tamte chwile, uśmiech sam pojawia mi się na twarzy. Byliśmy szczęśliwi. A przynajmniej tak mi się wydaje.
Co się potem z nami stało?
Dlaczego przestało mi to wystarczać? Sama nie wiem… Codzienność i rutyna zniszczyły nasz związek… Zaczęło się banalnie, jak w jakimś głupim filmie. Coraz więcej obowiązków, coraz mniej czasu. Kiedy Klara skończyła rok, zapisałam ją do żłobka, a ja wróciłam do pracy. Tomek w międzyczasie swoją zmienił. W nowej, niestety, często zdarzały się nadgodziny.
– Coś za coś, kochanie. Kredyt sam się nie spłaci – tłumaczył mi.
Do mnie to jednak nie przemawiało. Wolałabym, żeby więcej pomagał mi w domu. Kończyłam pracę o szesnastej, pędziłam po Klarę, na zakupy, robić obiad. Potem ogarniałam mieszkanie, prałam, prasowałam, w międzyczasie zajmując się oczywiście córką. Około osiemnastej wracał Tomek, jedliśmy razem kolację, potem on kąpał małą, a ja zmywałam.
Córka zasypiała niestety tylko ze mną, więc w tym mąż mi już nie pomagał. Zanim naszykowałam nam rzeczy na kolejny dzień, wykąpałam się i ogarnęłam – była dwudziesta trzecia. Zasypiałam na stojąco. Tomek oglądał w tym czasie telewizję albo już spał.
Widziałam, że jest zmęczony, ale przecież ja też pracowałam! A w domu czekał mnie drugi etat! Dlatego coraz częściej dochodziło między nami do awantur. Oczywiście nie miałam też czasu, ani ochoty, by dbać o siebie. Wprawdzie nie chodziłam z tłustymi włosami, ani w poplamionym dresie, ale coraz rzadziej miałam ochotę na zakładanie seksownej bielizny do łóżka.
Kładłam się w starych piżamach. Lato się skończyło, więc przestałam regularnie golić nogi. Nawet w weekend nie miałam siły, by malować się czy stroić.
Nasze życie erotyczne umierało śmiercią naturalną
Uprawialiśmy czasem seks, ale bez dawnej pasji i namiętności, jakoś tak mechanicznie. Jakbyśmy chcieli odhaczyć wykonany obowiązek. I wtedy nagle zjawił się on, Grzegorz… Był nowym informatykiem w mojej firmie. Miły, zabawny… Nie jakiś zabójczo przystojny, ale było na czym oko zawiesić. Odkąd się pojawił, zaczęłam chętnie chodzić do pracy.
Zawsze witał mnie jakimś miłym słowem, komplementem. Zaczęłam staranniej dobierać strój, makijaż, biżuterię. Miło było usłyszeć od kogoś, że ładnie wyglądam, że promienieję, że dzięki mojemu uśmiechowi ten dzień będzie lepszy…
Znów zaczęłam o siebie dbać. Nie uszło to uwadze Tomka. Jednak ja już w ogóle nie miałam ochoty na jakiekolwiek zbliżenia.
– Siedź ty sobie w tej swojej pracy nawet przez całą dobę! Niepotrzebny mi mąż tylko do łóżka! – denerwowałam się.
– Kochanie, ale to nie tak! Ja to robię dla nas! Brakuje mi ciebie, tęsknię za tym, jak było kiedyś… – mówił, ale nie robiło to już na mnie wrażenia.
Wolałam zamknąć się w łazience i wymienić z Grześkiem kilka miłych wiadomości przed snem. Coraz bardziej brnęłam w tę znajomość, nie zważając na nic. Nieśmiałe podteksty zaczęły zmieniać się w coraz śmielsze słowa, przypadkowe muśnięcia dłoni, w świadome uściski i pocałunki.
Kwestią czasu było, kiedy przekroczymy granicę
Okazja nadarzyła się, kiedy szef wysłał nas razem na jubileusz jednego z czołowych klientów. Jak się później okazało, to Grzegorz sprytnie tak tym pokierował, że właśnie nasza para reprezentowała firmę. Odbyliśmy kilka grzecznościowych rozmów i po dwóch godzinach wylądowaliśmy w hotelu na obrzeżach miasta.
Chyba oboje od początku wiedzieliśmy, że tak zakończy się ten wieczór i tylko na to czekaliśmy. Potem było jeszcze kilka spotkań i spontanicznego seksu w pomieszczeniu gospodarczym. Ale po pewnym czasie coś zaczęło się wypalać. Grzesiek nie wydawał mi się już taki czarujący, coraz częściej irytowało mnie jego poczucie humoru i to, że nie tylko wobec mnie jest tak miły i wylewny.
On zaś wściekał się, że nie byłam dyspozycyjna na każde jego skinienie i nie mogłam za każdym razem, gdy to zaproponował, wyrwać się wieczorem z domu na dwie godzinki. Spotykaliśmy się coraz rzadziej, drażniliśmy coraz bardziej – aż w końcu w ogóle dziwiłam się w sobie, co ja widziałam w tym człowieku, że przez prawie pół roku przesłaniał mi cały świat.
Nagle zaczęłam dostrzegać coraz więcej zalet mojego męża. Doceniłam w końcu fakt, że ostatnio zaczął mi więcej pomagać, częściej mówić miłe słowa. Znów zaczęłam dbać o siebie, tym razem jednak robiłam to dla Tomka. Nasze życie na powrót stawało się szczęśliwe. I wtedy, jak zwykle, życie upomniało się o swoje i pokazało mi, jak krótkie nogi ma kłamstwo.
Ktoś życzliwy doniósł Tomkowi o moim romansie
– Wiem wszystko – nawet w jakim hotelu się spotykaliście. Sprawdziłem billingi. Jego numer pojawia się kilka razy w ciągu dnia. Chyba nie ma sensu udawać, że to dziwny przypadek czy zbieg okoliczności. Masz z nim romans, prawda? – spytał łamiącym się głosem.
Niby mogłam się wypierać, kłamać, ale nie potrafiłam. Rozpłakałam się i pokiwałam głową.
– To był błąd! Mój największy, życiowy błąd! Tomek, kochanie, to już skończone! Od miesiąca praktycznie z nim nie rozmawiam, przecież sam wiesz, skoro sprawdzałeś billingi. Tomeczku, przepraszam, ja się pogubiłam… – nie wiedziałam nawet, co powiedzieć.
Tomek milczał. Siedział, trzymając twarz ukrytą w dłoniach. Po chwili zobaczyłam, jak między palcami zaczynają spływać mu łzy.
– Kochanie… – zaczęłam i chciałam go przytulić.
Wstał i odsunął się od mnie. A potem spojrzał na mnie oczami pełnymi łez. Nigdy wcześniej tak na mnie nie patrzył. W jego wzroku było tyle bólu, żalu, nawet nienawiści… Zanim zdążyłam zareagować, wyszedł bez słowa. Nie odbierał telefonów, nie odpisywał na moje wiadomości. Przepraszałam go, zapewniałam o swojej miłości, pisałam o tym, jak bardzo żałuję. Szczerze! A
le on mi już nie wierzył. Tego dnia Tomek nie wrócił na noc. Martwiłam się o niego, wściekałam na siebie, wariowałam. Ale w sumie nie dziwiłam mu się. Pewnie na jego miejscu zareagowałabym podobnie…
Mimo wszystko wierzyłam, że minie kilka dni, mąż ochłonie i może nie będzie od razu idealnie, ale da mi szansę, by wszystko naprawić… Następnego dnia w pracy dostałam od Tomka SMS-a: „Odbiorę dziś Klarę”.
Ucieszyłam się, że się odezwał.
„Skoro odbierze Klarusię, to znaczy, że będzie na mnie czekał w domu” – myślałam i przez całe popołudnie układałam sobie scenariusz naszego spotkania.
Zastanawiałam się, jak mam mu powiedzieć, ile dla mnie znaczy, jak bardzo go kocham. Kiedy tylko otworzyłam drzwi mieszkania, wpadłam na spakowane walizki. Serce zaczęło mi szybciej bić. Weszłam do pokoju i zobaczyłam męża. W jego oczach znów lśniły łzy. Tłumaczył Klarusi, że już nie będzie z nami mieszkał, ale nadal będzie ją odwiedzał i się z nią spotykał.
Słuchałam go coraz bardziej przerażona, łzy leciały mi ciurkiem po policzkach. Mała niewiele z tego rozumiała. Beztrosko kiwała tylko główką i powtarzała:
– Dobźe, tatusiu.
Trudno wymagać od dwulatki, by wiedziała, o co chodzi.
– Tomek, co ty… O czym ty mówisz? – spytałam, podchodząc do męża i próbując złapać go za rękę.
Odsunął się. Poprosił Klarę, by poszła coś ułożyć z klocków, a kiedy wyszła z pokoju, spojrzał na mnie z jeszcze większym bólem niż wczoraj.
Pękało mi serce
– Wyprowadzam się. Kilka dni będę mieszkał u Marka, ale już szukam sobie kawalerki. Zresztą, nie muszę ci się tłumaczyć – odparł oschle.
– Tomek... – chciałam coś powiedzieć, ale przerywał mi za każdym razem.
– Mam nadzieję, że nie zaczniesz mi utrudniać kontaktów z Klarą. Będę ci oczywiście płacił alimenty, ale chciałbym móc zabierać ją chociaż co drugi weekend do siebie. W tygodniu oczywiście też będę do niej zaglądał.
– Kochanie… – znów zaczęłam, ale nie dopuścił mnie do słowa.
– Proszę, to twój prezent urodzinowy. Przez ostatni rok brałem tyle nadgodzin, by na twoją trzydziestkę spełnić twoje marzenie. Wprawdzie urodziny masz w przyszłym miesiącu, ale ja kupiłem go tydzień temu i nie ma już sensu dłużej czekać – mówił, podając mi kluczyki do samochodu. – Stoi w garażu, dokumenty masz w kuchni na stole.
Chciałam mu przerwać, coś powiedzieć, miałam teraz gdzieś samochód, nawet jeśli to było moje wymarzone Volvo! Nie udało mi się jednak zatrzymać Tomka. Zabrał swoje walizki i zamknął za sobą drzwi. A ja nie wiedziałam, co zrobić, płakałam przez cały wieczór i noc.
Dzwoniłam do niego, pisałam setki SMS-ów. Bez skutku. Potem kilka razy próbowałam rozmawiać, kiedy przychodził do Klary, ale nigdy mi się to nie udało. Tomek zawsze pisał tylko, o której się zjawi po Klarę, a potem zabierał ją i odjeżdżali. Przywoził ją wieczorem lub jeśli był to weekend – następnego dnia.
Nadal do niego pisałam, dzwoniłam, jednak wszystko na nic. W końcu nawet wzięłam urlop w pracy i zjawiłam się w jego firmie. Powiedziałam, że nie wyjdę, dopóki nie porozmawiamy. Choćbym miała przy całej załodze go przepraszać. Byłam zdesperowana.
– To słucham? Co takiego chcesz mi powiedzieć? – spytał zrezygnowany i zły.
Zaczęłam go przepraszać, mówić, że gdybym tylko mogła cofnąć czas, nie popełniłabym już tego błędu. Przekonywałam, jak bardzo żałuję i że jeśli tylko da mi szansę, to ja wszystko naprawię i odbuduję.
– Ale co naprawisz? Co odbudujesz? Bo mojego zaufania do ciebie i szacunku już na pewno nie – przerwał mi.
Łzy płynęły mi ciurkiem.
– Nie jestem bez winy, wiem. Jak idiota tyrałem po dwanaście godzin dziennie, byle tylko kupić ci ten cholerny samochód i nie obciążyć tym naszego budżetu. Też nawaliłem, ale cholera, Ania! Nie mógłbym zrobić ci czegoś takiego! Ja przez cały czas cię kochałem! A ty mnie zupełnie odstawiłaś na bok. Nie pozwalałaś nawet się dotknąć, a za chwilę jechałaś gzić się z kimś innym! – zacisnął pięści i odwrócił się do okna.
Płakałam. Dobrze wiedziałam, że ma rację.
– Niczego nie da się naprawić. Nie zaufam ci, to nie miałoby sensu. I uwierz mi, że też mnie to boli.
– Ale Tomek, pomyśl o Klarze… Spróbujmy dla niej…
– Nie rozśmieszaj mnie! – po raz pierwszy podniósł głos. – A ty o niej myślałaś, gdy mówiłaś mi, że masz zebranie i zostawiałaś ją, żeby jechać do swojego kochasia?
Jego słowa tak bardzo mnie raniły. Czułam, że zaraz wybuchnę. Wiedziałam, że ta rozmowa nie ma sensu, że do niczego nie prowadzi.
– Popełniłam błąd, ale nie ma ludzi idealnych. Wiem, że „przepraszam” nie wystarczy. Ale nadal cię kocham i będę czekała, może pozwolisz nam spróbować raz jeszcze… – powiedziałam i wyszłam.
Nie da się naprawić tego, co zepsułam
Od tamtego dnia przestałam wydzwaniać i SMS-ować do Tomka. Ale każdej soboty wieczorem siadałam i pisałam do niego list. Opowiadałam, co u mnie, jak minął mi tydzień. Pisałam o Klarze, chociaż z nią widywał się co drugie popołudnie.
Na końcu przepraszałam, nie wiem który już raz, zapewniałam, jak bardzo żałuję i jak go kocham, oraz prosiłam o wybaczenie, o kolejną szansę. Wysyłałam te listy, ale nawet nie wiem, czy je czytał. Kiedy o to pytałam, nie odpowiadał.
Co drugi piątek po południu Tomek przyjeżdżał po Klarę. Pakowałam jej rzeczy na weekend w plecak i machałam w oknie, aż nie zniknęli za rogiem bloku. Nienawidziłam tych samotnych weekendów. Prawie całe spędzałam w łóżku, płacząc. I ciągle mając nadzieję, że wkrótce to się zmieni, że Tomek mi wybaczy…
Dzisiaj jednak już wiem, że to się nie wydarzy. Dostałam wezwanie do sądu. Tomek złożył pozew rozwodowy. Spytałam go o to, kiedy przyjechał po Klarę.
– Ania, przepraszam, ale to naprawdę koniec. Nie potrafiłbym po tym wszystkim… Przykro mi – powiedział, odbierając mi resztki nadziei.
A potem wziął za rękę Klarę, ona jak zwykle z uśmiechem na ustach dała mi buziaka i poszła z tatusiem. Była taka dzielna! Machałam jej przez okno, połykając łzy. Straciłam ich. Straciłam moją rodzinę. Dla kilku chwil przekreśliłam wszystko, co nadawało mojemu życiu sens. Nigdy sobie tego nie wybaczę…
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Ono uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”