„Byłam gotowa wybaczyć ukochanemu zdradę, ale on wybrał tę przybłędę i jej bękarta. Byłam wściekła, choć zachował się honorowo”

Chciałam wzbudzić zazdrość męża fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih
„Rafał dał mi znać, że wciąż mnie kocha i czeka na moją decyzję. Ale ja nie mogłam się przemóc. On przecież nie tylko zdradził mnie z jakąś kelnerką, ale wybrał zamiast mnie dziecko! I to dziecko jakiejś wywłoki, z którą spędził jedną noc. Odrzucił wszystko to, co mieliśmy, przez tę jedną noc? Nie będę schylała się po resztki”.
/ 24.12.2022 13:15
Chciałam wzbudzić zazdrość męża fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih

Wiadomość od ojca czekała na mnie w telefonie, gdy się obudziłam.

„Przyjedź jak najszybciej, musimy porozmawiać”.

Od razu humor mi siadł. Od kiedy pamiętam, każda rozmowa z nim kończyła się kłótnią. Mama mówiła, że jesteśmy do siebie zbyt podobni, również w kwestii niezależności, stąd nieustające próby sił. Ojciec zawsze wolał Marysię, moją starszą siostrę, która była ucieleśnieniem jego wizji prawdziwej kobiety – śliczna, cicha i posłuszna.

O czym chciał ze mną gadać?

To pytanie męczyło mnie pół dnia. Była sobota, miałam zaplanowane przyjemne zajęcia, które myśli o ojcu nieco zepsuły. Dopiero przed kolacją zadzwoniłam.

– Dostałam twoją wiadomość – powiedziałam, gdy usłyszałam głos ojca w słuchawce.

Dostałaś ją rano, teraz jest wieczór. Ale rozumiem. Kiedy przyjedziesz?

Nawet nie spytał, czy mogę pchnąć się na drugi koniec kraju, gdzie wyprowadził się po śmierci mamy pięć lat temu.

– Nie wiem, pracuję.

Chwila ciszy.

Postaraj się, Olgo. To ważne. I nie za rok. Będzie za późno.

Rozłączył się. Ogarnęło mnie uczucie niepokoju. Ojciec miał siedemdziesiąt dwa lata, więc był jeszcze stosunkowo młody. Ale mama była o wiele młodsza, kiedy dopadł ją rak. Czy on… W końcu mocni ludzie, zimni emocjonalnie, aroganccy i zbyt pewni siebie, jak mój stary, też uginali się przed wyrokiem choroby. Dłonie zadrżały. W oczach zapiekło.

– Daj spokój – powiedziałam do siebie na głos. – Będziesz żałować starego diabła, który zrobił ci z życia piekło? A niech go szlag trafi.

Słowa zabrzmiały jakoś tak fałszywie w pustce mojego mieszkania. Nic dziwnego. Byłam niesprawiedliwa. Cholernie niesprawiedliwa. Życie z nim było trudne, wymagające, pełne kłótni, trzaskania drzwiami i walki o szacunek – ale nie było piekłem. Było… szkołą przetrwania. Nauką i treningiem, dzięki którym potem potrafiłam walczyć o siebie z innymi tępymi dupkami, którym się wydawało, że kobieta nie może robić tego co oni równie dobrze. A nawet lepiej. Ojciec nie pochwalał drogi życiowej, którą wybrałam – wymagającej pracy zawodowej, braku rodziny – ale przecież mi jej nie zakazał. I czy potrzebowałam jego zgody lub akceptacji?

Nie, to było moje życie

Byłam dorosła, samodzielna. Przyznaję jednak, że czasami ściskało mnie w gardle na widok jego uśmiechu, gdy patrzył na dzieci Marysi, na nią samą. Ona nigdy się z nim nie kłóciła; nie pracowała, tylko grzecznie wychowywała dzieci. Pewnie tego samego chciałby dla mnie, ale ja nie byłam Marysią. W przeciwieństwie do niej, mnie takie życie nie bawiło. Wzięłam w pracy wolne i trzy dni później pojechałam do Świeradowa, gdzie ojciec mieszkał w domku z widokiem na dolinę. Kiedy byłam tu ostatnim razem, dwa lata wcześniej – przywiozłam Marysię i jej dzieci na wakacje – mieszkał sam. Teraz drzwi otworzyła mi nieznajoma kobieta. Mojego wzrostu, w wieku taty. Lekko pulchna, z włosami obciętymi na pazia w kolorze miodu. Jej twarz, wciąż piękna, była niemal pozbawiona zmarszczek. Na mój widok uśmiechnęła się z sympatią, a jednocześnie jakby niepewnie.

– Ty musisz być Olga – powiedziała. – Jesteś taka do Janka podobna. Wejdź, proszę. On zaraz wróci ze sklepu.

– Kim pani jest? – spytałam, wchodząc do domu.

Czułam, jak wewnętrznie się jeżę. Baba najwyraźniej była tu zadomowiona. Gosposia? A może… nie. Nie wierzę.

– Łucja. Jestem przyjaciółką twojego taty.

– Przyjaciółką? Jakiego rodzaju?

Głuchy by usłyszał wrogość w moim głosie. Kobieta znów uśmiechnęła się niepewnie.

– Pójdę szykować obiad. Rozgość się. Janek wszystko wytłumaczy.

Uciekła. Przez chwilę miałam ochotę wsiąść do samochodu i wyjechać. Ojcu odbiło! Na starość przygruchał sobie kobietę. I co, będzie się żenił? I pewnie bym wyszła z domu, gdyby mój wzrok nie padł na ścianę, gdzie wisiało kilkanaście czarno-białych zdjęć, pożółkłych ze starości. Nigdy wcześniej ich nie widziałam. Na każdym był mój tata – przystojny dwudziestolatek z gęstą czupryną charakterystycznie podgoloną, jak to było modne w latach czterdziestych i pięćdziesiątych. Obok niego stała czy siedziała śliczna dziewczyna. Od razu rozpoznałam w niej Łucję. Czyli się znali…

– Olga, przyjechałaś. Jak podróż?

Obróciłam się. Tata stał w drzwiach i patrzył na mnie z uśmiechem. Coś się w nim zmieniło, uznałam. Był jakby… łagodniejszy. No i ten uśmiech. Zupełnie jakby pomylił mnie z Marysią. Ledwie się przywitaliśmy, gdy Łucja zawołała nas na obiad. Umyłam w łazience ręce i przyszłam do jadalni. Przez chwilę stałam w drzwiach i patrzyłam na dwójkę starszych ludzi.

Rozmawiali ze sobą, uśmiechali się do siebie

Łucja siedziała już przy stole, a tata szedł z butelką wina. Przechodząc obok kobiety, delikatnie przesunął dłonią po jej ramieniu, a ona podniosła twarz i uśmiechnęła się do niego. Choćbym była ślepa, i tak zobaczyłabym w tym uśmiechu uczucie. Takie samo, jakie widywałam na twarzy mojej mamy, kiedy patrzyła na męża. Ale on nigdy nie okazywał jej miłości. Nie dotykał w przelocie jej ramienia, nie wsuwał palców w jej włosy. Nie droczył się z nią, by na koniec pocałować w szyję. Przez tyle lat, kiedy mieszkałam w domu rodzinnym, nie widziałam, by kiedykolwiek tak się przy mamie zachowywał. A tu, z tą starą, obcą babą…

Na szczęście potrafiłam zachować się kulturalnie. Bo przecież to nie była wina tej kobiety. I w gruncie rzeczy nie była też wina taty. Od pięciu lat był sam. To dobrze, że znalazł sobie kogoś na ostatni etap życia. Nie lubiłam drania, ale nie życzyłam mu źle. Tłumaczyłam tak sobie przez cały obiad, próbując nie okazać gniewu, który mimo wszystko gotował się we mnie. Nie dlatego, że ojciec i Łucja mieszkali razem, tylko że on okazywał jej uczucie, a mama nigdy się tego nie doczekała. I przez co cierpiała. To był jeden z powodów, dlaczego zawsze byłam w kontrze do taty. Po obiedzie Łucja poszła do kuchni zrobić kawę, a my przeszliśmy do salonu. Usiedliśmy przy kominku.

Jesteś zła – powiedział tata.

Oparł głowę o zagłówek fotela. Migotliwe światło płomieni wydobyło na jego twarzy linie zmęczenia. Postarzał się od naszego ostatniego spotkania, pomyślałam. A nawet wyglądał nieco krucho. Nie podobało mi się to.

– Jestem zaskoczona – odparłam. – Nie mówiłeś o Łucji. Nawet Marysi, bo by mi powiedziała. Od kiedy jesteście… razem?

– Od półtora roku. Spotkaliśmy się przez przypadek na jarmarku w Jeleniej Górze. Jest wdową od pięciu lat. Jak i ja. Szkoda, że nie odszukałem jej po śmierci twojej mamy. Myślałem o tym, ale… sądziłem, że już za późno. Ale gdy spojrzeliśmy na siebie, tam, na rynku przy fontannie Neptuna, wszystko wróciło. Jakby nie minęło pięćdziesiąt lat.

– Wróciło?

Tata wyprostował się w fotelu.

– Widzisz, Łucja i ja byliśmy kiedyś razem. Dawno, za naszej młodości. Była… jest pierwszą i, jak się okazało, jedyną miłością mojego życia – przerwał i spojrzał na mnie spod oka, jakby niepewnie.

Moje dłonie same zacisnęły się w pięści.

– To znaczy, że nigdy nie kochałeś mamy?

Spojrzał przez okno, w dal.

– Nie tak jak Łucję – wyjawił cichym głosem. – Jadwiga była dobrą kobietą. Żoną. I cudowną matką. Szanowałem ją. Z czasem polubiłem na tyle, że mogłem z nią żyć. Ale nie, nigdy jej nie pokochałem.

– Skoro tak się kochaliście, ty i ona – skinęłam głową w stronę kuchni, skąd dobiegał brzęk talerzy – to dlaczego się rozstaliście? – słyszałam wrogość w swoim głosie, ale nic nie mogłam na to poradzić.

Mama co prawda nie żyła, ale poniekąd w jej zastępstwie poczułam się oszukana i zdradzona.

I dlaczego ożeniłeś się z kobietą, którą nie kochałeś? Mama ciebie kochała.

Pochylił głowę.

– Wiem. I chętnie odwzajemniłbym tę miłość, uwierz mi, nawet ze zwykłego egoizmu, bo wtedy ja byłbym szczęśliwszy. Ale miłości nie da się wyćwiczyć.

Łucja weszła do pokoju, postawiła na tacy imbryk z kawą i usiadła obok taty.

– Dlaczego się rozstaliśmy? Były lata pięćdziesiąte, trudny czas – powiedziała. – Ja i twój tata poznaliśmy się w czasie wojny. Nasi rodzice spotkali się podczas ucieczki z miasta. I przez całą wojnę byli razem, pomagając sobie nawzajem. Po wojnie ich drogi się rozeszły.

– Twoi dziadkowie chcieli żyć jak kiedyś – przejął opowieść tata. – Prowadzić prywatny interes, dorabiać się.

– Moi rodzice dali się porwać nowej ideologii – Łucja uśmiechnęła się smutno. – Dyskusje w domu, nowe znajomości, rozpędzająca się propaganda sprawiły, że i ja dostrzegłam nadzieję w komunizmie. Pewnie dlatego, że pochodziłam z rodziny robotniczej, która przed wojną z trudem wiązała koniec z końcem, więc teraz poczułam szansę na odmianę losu.

I tak polityka weszła między nas – tata pokiwał głową i ujął starszą kobietę za rękę. – Kochaliśmy się i sprzeczaliśmy. Ale nie wątpiliśmy, że będziemy razem. Zwłaszcza że w tym nowym ustroju wszyscy byli równi, prawda?

– Nie do końca – wyszeptała Łucja. – W pięćdziesiątym drugim rozpoczął się terror. Kiedy partia wzięła się za „wrogów narodu”, okazało się, że kocham niewłaściwego klasowo człowieka. Ojciec i starsi bracia stwierdzili, że mój narzeczony zagraża ich karierom. Powiedzieli, że jeśli chcę być żoną Janka, on musi zapisać się do partii, bo tylko to wymaże jego pochodzenie z rodziny kapitalistów. Więc zaczęłam go przekonywać.

– Bardzo ją kochałem, ale nie wyobrażałem sobie, żeby odwrócić się od wszystkiego, w co wierzyłem. Wiedziałem też, że jeśli przejdę z miłości do obozu wroga, stracę rodzinę. Musiałem wybrać. Próbowałem przekonać Łucję do swojego punktu widzenia, ale wtedy była ślepa. A ona uważała, że ja niczego nie rozumiem.

Przepłakałam wiele nocy – wyznała Łucja.

– A ja marzyłem, że oboje uciekniemy z Polski. Na marzeniach się skończyło. Rzeczywistość była silniejsza. Zerwaliśmy ze sobą. Łucja wstąpiła do partii, ja ożeniłem się z kobietą, którą podsunęli mi rodzice. Chodziło o związek dwóch biznesów. Ale nigdy nie zapomniałem o mojej miłości.

Powinniśmy byli uciec – powiedziała Łucja i przesunęła dłonią po policzku taty.

– Powinniśmy byli. – Kiwnął głową tata.

Kiedy widziałam, z jaką miłością i czułością patrzyli na siebie, cały gniew ze mnie wyparował.

Rozumiałam ich, lepiej niżbym chciała

Było mi tylko żal, że mojej mamie, wspaniałej kobiecie, nigdy to nie było dane. Kiedy wypiliśmy kawę, pomogłam Łucji posprzątać ze stołu. Chciałam pozmywać, ale Łucja przegoniła mnie z kuchni, mówiąc, że powinnam posiedzieć z ojcem, a ona sobie da radę. Wróciłam do salonu. Tata siedział w fotelu i patrzył w ogień kominka. Usiadłam obok. Uznałam, że nadszedł czas na pytanie, które kotłowało mi się w głowie od chwili, gdy przeczytałam jego esemesa. I którego bałam się zadać.

– Dlaczego chciałeś, bym przyjechała? Co jest takiego ważnego, że nie może poczekać?

Tata podał mi kieliszek z winem. Upiłam łyka.

– Dwie sprawy. Po pierwsze, chcę się z tobą pojednać.

Zaskoczył mnie.

– Nie jesteśmy poróżnieni. Nie mam powodu gniewać się na ciebie… nie teraz, kiedy rozumiem, co jest między tobą a Łucją – wzruszyłam ramionami.

– Daj spokój, myślałem, że jesteś bardziej kumata – puścił do mnie oczko. – Całe życie jest między nami napięcie. Kiedyś twoja mama powiedziała, że uważasz, że cię nie kocham, przynajmniej nie tak jak Marysię. Miałaś rację.

Już jeżyłam się wewnętrznie – bo chociaż się z tą świadomością pogodziłam, to jednak usłyszenie tego z ust ojca zabolało – kiedy sucha dłoń taty spoczęła na mojej dłoni i ścisnęła ją. Wyraz jego oczu wywołał we mnie dreszcz.

– Moja miłość do ciebie jest silniejsza, pełna podziwu. Kiedyś myślałem, że porywasz się z motyką na słońce. Że chcesz dorównać mnie, mężczyźnie, nie mając do tego predyspozycji. Bo przecież jesteś kobietą! Wybacz staremu durniowi, wychowanemu w zamierzchłych czasach. Udowodniłaś… – odetchnął głęboko, na chwilę zamknął oczy, a przez jego twarz przemknął skurcz, który mnie zaniepokoił. Jakby ból… Potem powiedział ciszej: – Zawsze cię kochałem. I zawsze byłem z ciebie dumny. Żałuję tylko… – znów odetchnął, jakby brakowało mu powietrza. – Żałuję, że wcześniej ci tego nie powiedziałem. Tak jak żałuję, że nie zdecydowałem się wcześniej odnaleźć Łucji. Zaraz po śmierci twojej mamy. Straciliśmy tyle lat…

Puścił moją rękę i oparł się o tył fotela. Przymknął oczy.

Tato? Źle się czujesz? – naprawdę byłam zaniepokojona.

– Musi odpocząć – powiedziała Łucja, która cicho weszła do salonu.

Lęk ścisnął mi gardło

Tym razem to ja ujęłam dłoń taty. Uśmiechnął się smutno, nie otwierając oczu.

– To drugi powód, dla którego prosiłem, byś szybko przyjechała. Chciałem ci to powiedzieć osobiście, i poprosić, byś zaopiekowała się Łucją, kiedy mnie już nie będzie.

– No już – powiedziała kobieta i poklepała go po ramieniu. – Jeszcze długo się będziesz mną opiekował.

Mówiąc to, patrzyła na mnie, i z wyrazu jej twarzy wyczytałam, że koniec się zbliża. Jej ból poruszył mną do głębi. Dopiero się odnaleźli. Dopiero się przekonali, że ich uczucie przetrwało całe życie. I muszą się rozstać. Choroba ojca ujawniła się trzy miesiące temu, dość niespodziewanie. I, według lekarzy, nie ma sposobu, by ją pokonać. Tata nie chciał, bym została z nim do końca. Twierdził, że to może stać się za miesiąc, albo za trzy. A ja mam własne życie. Będziemy w kontakcie, obiecał.

– Zaopiekuj się Marysią, ona nie jest taka silna jak ty. Ten jej mąż to też słabizna.

Tata nigdy nie cenił Jurka, mojego szwagra, uważając go za mężczyznę bez charakteru, co nie było prawdą. A co najzabawniejsze, mylił się także co do swojej starszej córki. Pod delikatną kobiecością Marysi skrywała się stalowa konstrukcja. Nie bez przyczyny Jurek wydawał się być pod jej pantoflem. Marysia po prostu kochała i szanowała ojca tak, jak ją tego nauczono. Nigdy przy nim nie była sobą, więc nie wiedział, na co ją stać.

– I jeszcze jedno… – widziałam, że chce powiedzieć coś, co nie przychodziło mu łatwo. – Chciałbym, żebyś historię moją i Łucji potraktowała jako naukę, którą możesz zastosować we własnym życiu – wydukał wreszcie. – Żebyś pewnego dnia nie obudziła się z uczuciem, że przegapiłaś szansę na szczęście. Że z jakichś głupich, nieważnych powodów odwróciłaś się od człowieka, który jest twoją prawdziwą miłością.

Głupich i nieważnych? – wyszeptałam z sercem w gardle.

– Tak, kochanie – poklepał mnie po dłoni. – Głupich i nieważnych. Uwierz staremu człowiekowi. Jak to mówią: popełniałem błędy, byś ty ich nie musiała popełniać. Niech moje bolesne doświadczenia nie pójdą na marne.

Wyjechałam dwa dni później, z przekonaniem, że odzyskałam ojca. To było dziwne, ciepłe uczucie dodające pewności siebie. Ukorzeniające.

Jaka szkoda, że wkrótce miałam go stracić

Jaka szkoda, że nie odnaleźliśmy się wcześniej. Dobrze, że zdążyliśmy pogadać, wyjaśnić sobie, odnaleźć zagubione więzy. Źle, że stało się to tak późno i zabrakło czasu, by nam to spowszedniało. Bo wtedy koniec by tak nie bolał. A może bolałby bardziej? Nie wiem. Nie miałam okazji się przekonać, bo tata zmarł siedem tygodni później, niedługo po Wielkanocy, którą wszyscy spędziliśmy w Świeradowie. Okazja była podwójna – święta i ślub ojca z Łucją. Był kwiecień 2005 roku. Siedem tygodni wcześniej wracałam od taty do domu. Za oknem samochodu przesuwał się zimowy krajobraz. Jakże pasujący do mojej zmrożonej duszy. Po czterech godzinach jazdy zatrzymałam się w przydrożnej knajpie na toaletę i kawę. Siedziałam w ciepłej karczmie, popijając napój, i przeglądałam zdjęcia w telefonie. Te, których nigdy nie miałam siły wykasować.

Ja i Rafał na nartach. Nad morzem. Na treningu capoeiry. Na koncercie… W kuchni. Robił najlepszą paellę na świecie. Był moim światem. Mieliśmy się pobrać. Być ze sobą do końca. Wyobrażałam sobie nas przy końcu, jak… Jana i Łucję. Tak, tego chciałam. Otarłam łzy. Pięć lat temu wyjechał z kolegami na trzymiesięczny kurs. Podobno ta kobieta sama wpakowała mu się do łóżka. Podobno był pijany. Podobno była to tylko jedna noc. Podobno. Przyjechała z niemowlakiem w ramionach. Myślałam, że skończy się na alimentach. Rafał był rozdarty.

„Olga, kocham cię do szaleństwa, ale to jest moja córka. Nie wyobrażam sobie, żeby dorastała bez ojca. Jak ja i moja siostra. Ale przecież nie musimy się rozstawać…”.

Dałam mu w twarz. Rozczarował mnie, podwójnie. Dwa lata później jego żona zmarła na sepsę po zabiegu usunięcia wyrostka. Zdarza się. Rafał dał mi znać, że wciąż mnie kocha i czeka na moją decyzję. Ale ja nie mogłam się przemóc. On przecież nie tylko zdradził mnie z jakąś kelnerką, ale wybrał zamiast mnie dziecko. Odrzucił mnie, ożenił się z tamtą. I tylko dlatego, że umarła, przypomniał sobie o mnie. Nie będę schylała się po resztki. Tak wtedy myślałam. Gniewna, zamknięta, zacięta. Powiedziałam, żeby się wypchał, choć serce mi krwawiło. I nie przestało mimo upływu lat.

Teraz rozumiałam, że to przekleństwo jednej miłości na całe życie mam po ojcu. I już widziałam, do czego to prowadziło. Do zgorzknienia, zamkniętego serca i żalu. Ale ja miałam jeszcze czas. Wyjęłam komórkę i wystukałam numer.

– Rafał, to ja.

– Olga… – powiedział cicho. – Stało się coś?

– Przemyślałam sprawę i zgadzam się. O ile wciąż podtrzymujesz propozycję.

– Zawsze, ukochana. Zawsze. 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA