Każda rodzina ma swoje tajemnice. Zazwyczaj takie tajemnice zawierają jakieś wstydliwe szczegóły, o których nie każdy musi wiedzieć i lepiej zatrzymać je dla siebie. W naszej rodzinie jest podobnie. Niby wszyscy wiedzą, że stryj Piotr żyje w separacji z żoną i, choć mieszkają w jednym domu, właściwie z sobą nie rozmawiają, i traktują się jak obcy – ale nie mówi się, jak i dlaczego do tego doszło.
Sytuacja jest dziwna, bo kiedy na przykład odwiedza się stryja, u stryjenki są spuszczone żaluzje i drzwi zamknięte na głucho. Natomiast podczas wizyty u stryjenki Zosi, słyszy się bardzo głośną muzykę z części domu zajmowanej przez jej małżonka, trzaskanie drzwi i warkot odkurzacza albo wiertarki. Stryjenka Zosia wtedy wzdycha i mówi:
– Znowu szaleje, że ktoś do mnie przyszedł. Boże, Boże, kiedy to się wreszcie skończy?!
Jednak ani westchnień stryjenki, ani hałasowania stryja nikt nie traktuje poważnie, bo jasne jest, że gdyby faktycznie chcieli się ostatecznie rozstać, to by to zrobili. Ich dom jest piękny, wygodny, otoczony sporym ogrodem i na pewno mogliby za niego kupić dwa oddzielne mieszkania. Skoro tego nie robią, najwidoczniej taka sytuacja im odpowiada.
Są po czterdziestce, dzieci nie mają, nie muszą się na nikogo oglądać, nic ich nie wiąże, więc pewnie chcą się nawzajem dręczyć albo tak się od siebie uzależnili, że inaczej żyć nie potrafią. Dlatego nie warto się wtrącać, bo każdy ma prawo żyć po swojemu i nie tłumaczyć swoich decyzji, jeśli nikogo – poza nim samym, rzecz jasna – one nie krzywdzą i nie dotykają.
Tylko tata wiedział, o co poszło
A jednak o stryju i stryjence mówiło się podczas wspólnych spotkań i uroczystości. Z tych rozmów wyłaniał się obraz dwojga ludzi, którzy nie mogą się uporać z jakąś wzajemną krzywdą i o czymś zapomnieć. Podejrzewano, że któreś z nich miało romans i że to drugie nie potrafi wybaczyć albo że kością niezgody jest jakaś nagle ujawniona sprawa z przeszłości lub różnice temperamentów i niedopasowanie w łóżku.
Mój tata, czyli brat stryja Piotra, wiedział chyba najwięcej, ale milczał, uznając, że nie ma prawa zdradzać cudzych sekretów, ale najwyraźniej całej sytuacji nie akceptował i nawet mówił, że dorośli ludzie nie powinni się zachowywać jak dzieci.
– Co to znaczy, żeby nawet nie próbować się dogadać? – denerwował się. – Wszystko można załatwić, jeśli się ma dobrą wolę i trochę rozumu. Przykro mi to mówić, ale mój braciszek to uparty tępak. Wstyd mi za niego.
Na początku lutego usłyszałam telefoniczną rozmowę taty ze stryjem. Było późno, padał gęsty śnieg, na dwa metry nie było nic widać. Tata był wyraźnie wkurzony i prawie krzyczał:
– Zwariowałeś? To ja mam teraz, w zawieruchę i gołoledź, jechać do was, żeby sprawdzić, czemu u twojej żony nie pali się światło? Jest dziesiąta wieczorem! Wiesz, co się dzieje na drogach? Mnie wyciągasz z domu w taką pogodę, a sam nie możesz zrobić dwóch kroków, żeby sprawdzić, co się u niej dzieje?
Stryj coś odpowiadał, ale mój tata szybko mu przerwał.
– Dałbyś już spokój z tymi głupotami! Czy ty nie umiesz mówić o niczym innym? Zdradziła, nie zdradziła, jakie to ma teraz znaczenie? A może ktoś ci nakłamał, że zdradziła, a ty, durny, od razu uwierzyłeś… Złapałeś ją? Masz twarde dowody? Nie masz. Przyznała się? Ja też bym się przyznał prawie do wszystkiego, gdybyś mnie tyle czasu męczył pytaniami, bo ty jak się do czegoś przyczepisz, to nie popuścisz. Jesteś jak kleszcz. Nawet teraz zamiast lecieć do niej i sprawdzić, co się dzieje, gadasz jak potłuczony! Jest ciemno w jej oknach? Nie widać, żeby paliła w piecu? Od kiedy? Od wczoraj? To na co czekasz? Może jest chora? Rusz wreszcie tyłek i przestań do mnie wydzwaniać. Nie macie rozwodu, więc to w końcu twoja żona i masz obowiązek się nią zająć!
Tata rzucił komórką, jednak po chwili zaczął się jednak ubierać, najwyraźniej mając zamiar jechać do stryja. Obie z mamą protestowałyśmy, ale nie słuchał. Zarzucał upór swojemu bratu, ale był taki sam: jak sobie coś wbił do głowy, nie było zmiłuj. Przez okno widziałyśmy, jak odśnieża samochód – co było robotą głupiego, bo zadymka wzmagała się z każda minutą – a potem wolniutko rusza osiedlową uliczką i dojeżdża do głównej drogi.
– Teraz żałuję, że go siłą nie zatrzymałam – powiedziała mama. – To czyste szaleństwo jechać w taką pogodę, ale ich cała rodzina jest szalona, więc żebym nie wiem, co zrobiła, chyba by i tak nie posłuchał.
– Zadzwoń do stryja, mamo – poradziłam – i powiedz, że tata się do niego wybrał. Niech nas zawiadomi, kiedy dojedzie.
Byli skazani na swoje towarzystwo
Mama zaczęła telefonować, ale stryj nie odbierał, choć jego komórka nie była wyłączona. Zaczęłyśmy się jeszcze bardziej denerwować. Wreszcie ustaliłyśmy, że trochę odczekamy i spróbujemy się skontaktować z tatą. Wiedziałyśmy, że teraz i tak nie odbierze, bo z zasady nie gada w czasie jazdy. Dałyśmy mu czterdzieści minut. Wydawało się nam, że to wystarczy, aby dojechać do stryja, nawet w takich okropnych warunkach pogodowych.
Niestety, po tym czasie tata i stryj nadal byli niedostępni, więc mocno już przerażona mama wydzwoniła kuzyna Jacka i kazała mu jechać sprawdzić, co tam się dzieje.
– Masz terenówkę, więc dasz sobie radę. Wiem, że jest noc… I co z tego? Mam dzwonić na policję? Powiedz, że pojedziesz, bo chyba zwariuję z niepokoju.
Pojechał i od niego miałyśmy pierwszą relację o sytuacji, jaką zastał na miejscu. Mówił, że istotnie trafił na obraz nędzy i rozpaczy: stryjenkę złożoną atakiem rwy kulszowej i niemogącą się poruszać, stryja ze zwichniętą nogą i tatę próbującego opanować cały ten armagedon.
Powoli od nich wszystkich wyciągnął i poskładał w całość szczegóły. Otóż stryj, który najwidoczniej wziął sobie do serca słowa brata, postanowił jednak sprawdzić, co się dzieje u żony. Wyszedł na zewnątrz w lekkiej kamizelce, bez czapki i szalika, ale co gorsza w filcowych kapciach na gumowej podeszwie. Twierdził, że na te parę kroków nie warto się ubierać, więc swój błąd zrozumiał, dopiero wtedy gdy wywinął orła na oblodzonych schodach wiodących na ganek stryjenki.
Były przykryte warstwą świeżego śniegu i sprawiały wrażenie bezpiecznych, a jednak stryj runął jak długi i to tak nieszczęśliwie, że upadł na podgiętą nogę, z której oczywiście spadł mu gumowany kapeć.
– Miał wielkie szczęście – mówił potem kuzyn Jacek, który jest ortopedą – że się nie połamał. Musi wprawdzie nosić opatrunek i kilka dni się oszczędzać, ale noga jest cała, choć doszło do naciągnięcia więzadeł stawu skokowego i uszkodzenia torebki stawowej. Na miejscu zrobiłem, co się dało, choć leczenie trochę potrwa. Pomogłem też stryjence, bo ta bidula naprawdę cierpiała, a ja na szczęście znam się na tym, co jej dolegało.
Wbrew pozorom najgorzej było z tatą, który – taszcząc brata do domu Zosi, potem rozpalając w centralnym, biegając z domu na podwórko i z powrotem w samym sweterku – okropnie się przeziębił i dostał wysokiej gorączki. Tak się porobiło, że cała trójka wylądowała na chorobowym w domu stryjenki, a dołączyła do nich jeszcze moja mama, żeby się opiekować tymi nieszczęśnikami.
Wreszcie zaczęli ze sobą rozmawiać
Mama z tatą mieszkali w saloniku, gdzie jest duża i wygodna kanapa oraz rozkładany fotel, a stryj i stryjenka w sypialni z dwoma staroświeckimi łóżkami. Mama mówiła, że na początku absolutnie nie chcieli się na to zgodzić, ale zagroziła im, że wobec tego ona zabiera tatę i wracają do domu, a oni niech się żrą dalej o głodzie i chłodzie. To podziałało. Wprawdzie na początku się do siebie nie odzywali, ale nie mogli się nawet swobodnie odwrócić tyłem, więc w końcu mama usłyszała, jak stryj pyta:
– Nadal cię tak boli, Zosiu? Może ci poprawić poduszkę?
– Jak poprawisz? Sam się ledwo ruszasz. Daj spokój, wytrzymam.
– To może radia chcesz posłuchać? Mam po swojej stronie. Powiedz, to zaraz włączę.
– Nie, dziękuję. Wolę, jak jest cicho. Przyzwyczaiłam się.
– Ale taka cisza we dwoje jest inna niż w pojedynkę. Prawda?
– Prawda.
– Lepsza?
– Może i lepsza. Trzeba by się przekonać.
– To można najpierw pomilczeć, a potem pogadać. Co ty na to?
– Zgoda.
– Uda się bez kłótni?
– Zobaczymy. Warto spróbować…
Mama twierdzi, że odeszła od drzwi, bo krępowało ją takie wpychanie się w cudze, mocno pokręcone życie, ale od tamtego dnia stryj i stryjenka zaczęli ze sobą rozmawiać i to całkiem przyjaźnie. Stryjenka wydobrzała trochę szybciej, ale o dziwo stryj się od niej nie wyprowadził na swoją stronę.
Kuzyn Jacek mówi, że ta noga mu już nie dokucza i on chyba udaje, że jest gorzej niż w rzeczywistości, żeby stryjenka Zosia nadal była blisko i koło niego chodziła. Nie wtrącamy się, chociaż czujemy, że znowu na rodzinnych spotkaniach temat tej pary będzie numerem jeden. Na szczęście – w zupełnie innym, lepszym, pogodniejszym i szczęśliwszym kontekście. I oby tak zostało!
Czytaj także:
„Na widok siostrzeńca mojego szefa, przeszedł mnie dreszcz rozkoszy. Liczyłam na gorący romans, a on zmył się bez słowa"
„Miałem chrapkę na uwodzicielską koleżankę z pracy. Miałem gdzieś, co pomyśli żona. Chciałem poczuć smak jej ust”
„W domu czułam się jak hotelowa kucharka i sprzątaczka. Rodzina miała gdzieś moje starania, więc dałam im popalić"